Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Jak zasłużyłam na samotną starość?

edytowano marzec 2008 w Ogólna
m3991706.gif

Helena (79)

Codziennie przed południem idzie do kolektury wysłać totolotka. Wraca do domu i czeka na losowanie o 22. Myśli pani, że nie mam z kim czekać na losowanie? Czekam z 'Mariną', 'Modą na sukces', 'Klanem', 'Plebanią', 'Wiadomościami', 'M jak miłość', 'Na Wspólnej'. Nie lubię siedzieć na ławce w parku, z babami plotkować pod blokiem. Nigdy nie lubiłam. Co rusz ktoś woła. Jak już nie mogę się wykręcić, przysiądę na chwilę. Opowiadają o chorobach, nieszczęściach, posłucham trochę, to żyć się odechciewa. Wolę patrzeć na wróble na parapecie. Nasypię ryżu, to zleci się stado.

Koleżance mówię, że jadę na święta na wieś. Nie jadę, nie chcę, żeby przyszła, trzeszczy bez przerwy, od tego gadania głowa boli. Nie lubię dzwonić. Do Gosi, odkąd wyjechała dziewięć lat temu, zadzwoniłam ze cztery razy. Nie potrzebuję rozmowy, tylko żeby był ktoś obok. Kiedy Gosia ze mną mieszkała przez kilka dni, mogłyśmy zamienić tylko kilka zdań: że dobry obiad, że wróci późno, żebym ją obudziła. Nie przytulałam się od 27 lat. Mam problem z okazywaniem uczuć. Nie uściskam, nie pocałuję na przywitanie. Ktoś zrobi pierwszy krok, to nadstawię policzek.

Skąd ten pancerz? Może najpierw opowiem o momencie, który zdecydował o tym, że jestem sama. Dokładnie go pamiętam. To będzie dobre wprowadzenie, żeby tę powściągliwość zrozumieć.

To było 2 października 1981 roku. Mam pamięć do liczb - 50 lat byłam księgową. Mietek siedział na łóżku. Przeniosłam go z naszego pokoju do tego od ulicy. Tu zawsze jest ciemno, co potęgowało ogólne przygnębienie. Miał raka płuc, całe życie palił dużo, to były jego ostatnie tygodnie. Coś przegryzłam, bo z sił nie mogłam opaść. 'Jak ty możesz paść się, kiedy ja umieram?!' - wykrzyknął. I wtedy przysięgłam sobie, że z nikim już się nie zwiążę. Był zazdrosny o to, że jem, że śpię, że wychodzę z domu. Co kilka minut wołał: poduszkę popraw, daj pić, otwórz okno, zamknij okno. Nie widział, gdzie jestem, to zaraz: "No co ty tam robisz?!". Kiedy umarł, ważyłam 48 kilo. Policzki wyglądały tak, jakby porósł je żółtawo-zielony meszek.

Moja mama nie chciała, żebym wychodziła za niego za mąż. 'Lubi wypić, przemądrzały, na zabawie stawał do bicia' - ostrzegała. Ale ja byłam ogromnie w nim zakochana. Uparłam się. On jest przystojny, elegancki, nie będę wstydziła się z nim pokazywać. Mietek bardzo lubił się stroić. Kiedy poznaliśmy się w 1948, modne były bujne fryzury. Swoje włosy miał proste, więc zrobił trwałą. Kiedyś przyłapałam go, jak podmalowywał oczy. Najpierw kredkę chował po szufladach, potem używał mojej. Narzekał na mnie, że nie przywiązuję do ubierania się zbyt dużej wagi. 'Helka! Gdybym ja był babą, to dopiero by było!' - powtarzał. "Nawet się nie poskarży..." - mama mówiła o mnie do mojej bratowej. Miała żal, że się nie zwierzam. To był mój mąż, ja z nim żyłam, nie mama. Poza tym głupio byłoby się skarżyć po tym, jak się jej nie posłuchałam.

Nie skarżyłam się, kiedy nie starczało na opłaty, bo lubił się bawić. Kiedy podchodził wypity do cudzego stolika, odsuwał szklanki - wszystkie stoliki były zajęte - i stawiał swoje. "Wiecie, kim ja jestem? Jestem pan Mieczysław..." - i tu nazwisko. Myślałam wtedy, że się ze wstydu spalę, szłam i przepraszałam za niego. Specjalnie potłukłam gąsior do robienia wina, nigdy się nie dostało, bo wcześniej wypił. Nie mogłam uśmiechnąć się, broń Boże zatańczyć, bo we wszystkich mężczyznach widział kochanków. Raz tak przewiózł mnie na motorze, że myślałam, że nas zabije. Uciekłam do służbowego mieszkania. Bracia przyjechali mnie pilnować. Prokurator zabronił mu zbliżania się do mnie, to krzyczał pod oknem, żebym wróciła, że się zmieni, że jak nie wrócę, to się zabije. Wracałam. Później, kiedy groził, że się powiesi, mówiłam: 'Masz, przyszykowałam dla ciebie sznur', i wie pani, że już przestał straszyć. Mówili: Mietek to, Mietek tamto. Nikomu nie pozwoliłam go krytykować. Tylko ja mogłam.

Ale kiedy umarł, poczułam ulgę. Jeszcze rok nie minął, a mężczyźni już podgadywali. Zaczepiali nawet na cmentarzu, kiedy jeździłam podlać kwiaty, których mnóstwo posadziłam na grobie. Kuzyn bawił się w swata i co rusz przyprowadzał jakiegoś wdowca. W tym wieku - po pięćdziesiątce - kobieta może nareszcie robić, co chce, i nikt złego słowa nie powie. Ja chciałam mieć chłopa, ale tylko na dochodne. Osiem lat przychodził Heniek. Raz-dwa robiliśmy, co trzeba. Tak się umówiliśmy, że tylko łóżko, bez wtrącania się w życie. Pozwalałam mu dotykać się. Ale nie chciałam dotykać jego. Po zawsze myślałam, żeby już poszedł. Lubiłam przytulać się tylko do Mietka. Kładliśmy się na boku, moja głowa pod jego brodą. Jedną rękę miałam przyciśniętą do piersi, drugą go obejmowałam. Nogę wsuwałam między jego kolana. On głaskał mnie po plecach, bawił się włosami. Bardzo za tym tęskniłam. Kiedy było mi źle, kładłam się, zamykałam oczy i wyobrażałam sobie, że leżymy razem. Temperament mi się uspokoił. Heniek znalazł kobietę, która zechciała go na stałe.

Umarła mama, ja po śmierci Mietka wzięłam ją do siebie i teraz znów byłam sama. Powiedziałam bratowej, żeby najmłodszą córkę dała mi na wychowanie. 'U mnie będzie jej dobrze, nie zabraknie niczego. Tobie i tak zostanie pięcioro'. Ona: 'Chłopcy pójdą do średniej szkoły, zamiast w internacie mogliby być u ciebie'. I tak: Jurek do zawodówki, Andrzej do technikum, w końcu Gosia do liceum, a potem jeszcze do pracy. Uzbierało się tego 15 lat, dobrze się złożyło, że jak jedno kończyło szkołę, drugie zaczynało. Chcieliśmy z Mietkiem mieć dzieci. Staraliśmy się, staraliśmy i nic. Przebadałam się, wyszło, że ja mogę, wyglądało więc, że to wina Mietka, ale on nie chciał słyszeć o lekarzu. Mogliśmy wziąć jakieś z domu dziecka. Ale wiesz, na kogo trafisz? Poza tym Mietek o tym też nie chciał słyszeć.

Do Gosi przywiązałam się bardzo. Myślałam, że będzie jak ja. Załatwiłam jej pracę w fabryce; planowałam, że skończy zaocznie studia - ja zrobiłam na SGPiS-ie - i zostanie główną księgową. Wyremontowałam mieszkanie, trzy pokoje z kuchnią, wszystko nowe: meble, okna, podłogi, glazury. Wyjdzie za mąż, wtedy pomogę przy dzieciach. Jedna z pracownic wybierała się na emeryturę, postarałam się, żeby po niej dostała stanowisko. A Gośka złożyła wymówienie i ode mnie uciekła. Księgowości wcale nie lubi. Czuje, że jak przyjmie ten awans, to utknie już na amen. Jest młoda - 22 lata - chce spróbować czegoś innego, jeszcze pożyć, świata zobaczyć, tak mi powiedziała.

Byłam zła, że taka niewdzięczna! Ale chciałam ją zatrzymać. 'Kupię ci kawalerkę po babci' - mówiłam, bo taką starszą panią się opiekowałam w klatce obok. 'Przeniosę się, a ty będziesz tu miała swobodę. Działka, garaż, samochód - to też będzie twoje' - wymieniałam. Niczego nie chciała. Spakowała się w jedną walizkę. Poszłam z nią na dworzec, wróciłam do domu i rozpłakałam się - teraz naprawdę jestem sama.

Drugi pomnik

Czego żałuję? No, że nie miałam dzieci, bo człowiek bez dzieci umiera cały. Że nie przełamałam się do Heńka. Widzę, jak czasem spaceruje pod rękę z drugą żoną. Nie wyobrażałam sobie, że mogę być z kimś innym tak blisko, jak byłam z Mietkiem. Był moją pierwszą i jedyną miłością. Nie chciałam dotykać Heńka, bo bałam się, że się do niego przywiążę, że zacznie mi na nim zależeć.

Nie chciałam wychodzić za mąż, bałam się powtórki z historii - ten Mietek nieźle mi dokuczył. Nie chciałam drugi raz kochać tak mocno. Taka miłość bardzo wyczerpuje - psychicznie, a nawet i fizycznie. 27 lat temu obiecałam też sobie, że nikt więcej nie będzie mówił mi, co mam robić. Mając męża, nie ma mocnych, czasem trzeba się nagiąć. Postanowiłam być dzielna. Pokazać, że potrzebuję czułości, znaczyło okazać słabość. I tak powoli zamykałam się w skorupie. Wydawało mi się, że tak będzie dobrze, bezpiecznie. Bezboleśnie - nie czuję, nie cierpię. Najbardziej jednak żałuję, że Gosi nie ma. Nie gniewam się już na nią. Myślę, że nie miałam prawa jej życia urządzać. Projektuje ogrody we Wrocławiu. Dzwoni co tydzień. Za każdym razem pytam: "Kiedy przyjedziesz?". Ona wie, że przez to "kiedy przyjedziesz?" naprawdę chcę powiedzieć "tęsknię za tobą". Łapię się na tym, że jestem zazdrosna: mamy ze sobą świetny kontakt, ale jak już się zwierza, to matce, nie mnie. Matkę przytuli.

Nie wiem, jak dać znak, że też bym tego chciała. Często się zastanawiam, kiedy przebudzę się w nocy i nie mogę zasnąć albo jak poleguję w ciągu dnia: po co żyłam? Po co jeszcze żyję? Dla kogo? Jaki jest sens codziennie wstawać, jak dzień podobny do dnia? Co tam jest po drugiej stronie? Myślałam, że może na starość będę więcej chodziła do kościoła, modliła się, ale jak byłam, tak dalej jestem niedowiarkiem. Nie boję się śmierci. Jestem przygotowana. Mieszkanie zapisałam kuzynce w zamian za opiekę nad grobem moim i męża, oddałam jej już działkę. Gosię zabezpieczyłam, ma kawalerkę w ładnej kamienicy. Latem kazałam wymalować mieszkanie. Następne malowanie to już nie moje zmartwienie. Postawiłam drugi pomnik - z płyty. Nie trzeba będzie tyle skakać koło niego, wystarczy od czasu do czasu przetrzeć szmatą, lampkę zapalić.

Źródło: Wysokie Obcasy
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.