Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

"Nieedukacyjna koedukacja"

edytowano kwiecień 2008 w Ogólna
image

Nieedukacyjna koedukacja
Ola Rutkowska

Chłopcy i dziewczynki powinni uczyć się w odrębnych szkołach. I to nie tylko na studiach, w gimnazjach czy liceach, ale już od pierwszych lat swojej edukacji.

Gdyby takie stwierdzenie padło dziś z ust polskiego ministra, prawdopodobnie nie obyłoby się bez wieców protestacyjnych młodzieży i rodziców, a nawet błyskawicznej dymisji.

Szkoły żeńskie i męskie

Tymczasem powrót do nauczania chłopców i dziewcząt w odrębnych klasach i szkołach popiera coraz więcej psychologów, pedagogów, lekarzy na całym świecie. Swoją opinię opierają nie na spekulacjach światopoglądowych, ale wynikach najnowszych badań naukowych, prowadzonych na wszystkich kontynentach.

Również w Polsce mamy wiele przykładów tego typu rozwiązań. Na przedmieściach Warszawy, w Międzylesiu i Falenicy, w 2004 roku powstały dwie szkoły podstawowe, których założyciele zaryzykowali uczenie dzieci w grupach zróżnicowanych ze względu na płeć. Powołali je do istnienia rodzice ze Stowarzyszenia Wspierania Edukacji i Rodziny "Sternik". Od dwóch lat uczniów przybywa tak szybko, że dziś szkoły mają problem z przyjęciem wszystkich chętnych, choć klasy wcale nie są małe, a co miesiąc trzeba płacić czesne w wysokości minimalnej pensji krajowej. Niektórzy rodzice zapisują już nienarodzone jeszcze dzieci, by za trzy lata zarezerwować dla nich miejsce w przedszkolu "Sternika", w którym przygotują się do szkoły żeńskiej pod nazwą "Strumienie" i męskiej â?? "Żagle".

Sześć lat różnicy

Amerykański specjalista neurologii dziecięcej, Verne S. Caviness, w 1996 roku opublikował wyniki swoich badań, które uzasadniają rozdzielenie dzieci w szkołach ze względu na płeć. Wyniki te wskazują niebagatelną, bo liczącą około 6 lat różnicę w czasie dojrzewania dziewcząt i chłopców. Caviness udowadnia, że chłopcy dopiero w wieku siedemnastu lat osiągają poziom dojrzałości jedenastoletnich dziewcząt.

Nowoczesna technika komputerowa, która daje możliwość obserwowania pracy mózgu, bezsprzecznie dowodzi tych różnic. Mózg kobiety i mózg mężczyzny nie tylko są zbudowane inaczej. Także inaczej się rozwijają i funkcjonują.

Psycholog i lekarz rodzinny dr Leonard Sax, szef Amerykańskiego Stowarzyszenia na Rzecz Rozdzielenia Płci w Edukacji Publicznej (NASSPE â?? National Association for Single Sex Public Education), twierdzi, że chłopcy w szkole potrzebują więcej ruchu, mają gorszy słuch i problemy z identyfikacją oraz nazywaniem uczuć. Nauczyciele muszą poświęcać im dwa razy więcej czasu niż dziewczętom, choćby dlatego, żeby treści, które dziewczynki chwytają w lot, chłopcy po prostu usłyszeli. Nauczyciele szkół koedukacyjnych dużo więcej energii zużywają też na to, aby uspokoić nadmierną aktywność chłopców, wynikającą niejednokrotnie ze znudzenia zagadnieniami, których ich umysł nie jest w stanie pojąć! I nie chodzi tu o ich złą wolę czy mniejsze zdolności. Leonard Sax nie waha się powiedzieć głośno, że warunki panujące w koedukacyjnej szkole nie dają dziewczynkom i chłopcom równych szans i nie dostosowują się do ich naturalnych potrzeb.

Nowe wyzwania

Koedukacja ogranicza możliwości rozwoju uzdolnień młodych ludzi. Z obawy przed ośmieszeniem chłopcy w młodszych klasach nie próbują swoich sił w dziedzinach typowo dziewczęcych, jak malowanie czy muzyka. Dziewczynki z obawy przed porażką unikają matematyki czy gier strategicznych. Gdy jednak dzieci uwolni się od presji wzajemnej rywalizacji płci, we własnym gronie odważniej wykorzystują wszystkie swoje talenty. Chłopcy z "Żagli" nie tylko kopią całymi dniami piłkę, ale też chętnie chwytają za pędzel i uczą się śpiewać, a dziewczynki ze "Strumieni" poznają tajniki szachów i matematyki.

Nauczanie koedukacyjne, wprowadzone w drugiej połowie XX wieku niemal na całym świecie, wymusiła sytuacja ekonomiczna i prądy lewicowe, a nie jakieś badania. Wspólna nauka chłopców i dziewcząt stała się też jednym z założeń rewolucji obyczajowej z lat 60. zakładającej, że podział na kobiety i mężczyzn jest wyłącznie wynikiem wychowania i zniewalających stereotypów. Efekt okazał się przeciwny do zamierzonego. Schyłek XX wieku ujawnił dramatyczną sytuację w koedukacyjnych szkołach publicznych w wielu krajach, zarówno jeśli chodzi o wyniki nauczania, jak i standardy wychowawcze.

Może warto zatem wrócić do starej jak świat prawdy, że ludzie istnieją jako mężczyźni i kobiety, a owa inność wymaga także zupełnie innego podejścia w szkole.

W szkołach publicznych w Australii, w których zniesiono koedukację, o 25% wzrosła liczba uczniów zdobywających najlepsze oceny. Badania 270 tysięcy studentów australijskich wyższych uczelni wykazały, że wyniki w nauce absolwentów szkół niekoedukacyjnych są wyższe o 15-20% niż tych, którzy kończyli szkoły koedukacyjne (2001 rok).

Badania przeprowadzone w Niemczech w 2002 roku wykazały, że dziewczęta z klas żeńskich radzą sobie z fizyką dwa razy lepiej niż te z klas koedukacyjnych. W Anglii, w rankingu pięćdziesięciu najlepszych gimnazjów, najlepsza szkoła koedukacyjna zajmuje dopiero trzydzieste drugie miejsce.

Szkolne mity

Janusz Laska, pedagog

Potoczna wiedza o szkole opiera się na wielu mitach. Czasem wydaje nam się, że sukces dziecka zależy od jednego czynnika. Prawda jest zupełnie inna.

Mit 1. System edukacji wyrównuje dysproporcje między ludźmi i między regionami.

Każda szkoła jest inna. Szkoły publiczne z dobrych dzielnic od szkół ze slumsów dzieli przepaść. Porównywanie wyników kształcenia uczniów elitarnych szkół angielskich ze średnimi szkołami polskimi jest niewłaściwe. Uczciwiej będzie porównać wyniki nauczania elitarnych, niekoedukacyjnych szkół angielskich z elitarnymi, koedukacyjnymi szkołami fińskimi. Finowie wypadają lepiej.

Mit 2. Uczymy się w szkole.

Znaczenie szkoły jako miejsca zdobywania wiedzy i umiejętności z roku na rok maleje. Młodzi ludzie coraz częściej uczą się poza szkołą. Więcej okazji do pozaszkolnego rozwijania się mają uczniowie szkół koedukacyjnych. Uczą się prawidłowych relacji między płciami, konwersacji w języku ojczystym i obcym (np. stosowanie właściwej dla płci gramatyki), tańca w parach itd.

Mit 3. Egzaminy zewnętrzne świadczą o jakości pracy szkoły.

Matura, egzaminy gimnazjalne czy olimpiady międzyszkolne porównują tylko wybrane umiejętności i częściowo wiedzę. Uznając wyniki egzaminów zewnętrznych za najważniejszy miernik jakości pracy szkoły, popełniamy taki sam błąd, jak nauczyciele Alberta Einsteina, który przecież nie zdał matury.

Mit 4. Szkoła utraciła funkcję wychowawczą.

Statystycznie uczeń spędza w szkole większą cześć dnia. Czy tego chcemy, czy nie, wszystko, co się dzieje wokół niego, wpływa na jego postawy i wartości. Natomiast problemu "niskiej jakości kształcenia" nie rozwiąże koedukacyjność czy niekoedukacyjność szkół. Kluczem do poprawy jest podniesienie kompetencji zawodowych kadry pedagogicznej.

Komentarz

  • Miałem to szczęście mieć Familię wczoraj w rękach ale mi ją brutalnie wyrwano. Przeglądając zastanawiałem się gdzie jest wałek i czy przypadkiem nie podzieli losu Ozonu. Poczekamy zobaczymy ale Gościowi Niedzielnemu by było przykro bo zwykle czytam tylko jedną lewicową gazetę ;)
  • Nie ma. Także siostry zmartwychwstanki, które prowadziły szkołę dla dziewcząt, utworzyły klasy mieszane. Nie wiem, kto poza "Sternikiem" prowadzi jeszcze edukację zróżnicowaną.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.