Wojciech Staszewski: Czy dziecko to opłacalna inwestycja?
Mateusz Ostrowski, analityk Open Finance: W sensie korzyści materialnych raczej nie. Ale korzyści niematerialne są jak w reklamie kart kredytowych bezcenne. Amerykański noblista Gary Becker stwierdził nawet, że biorąc pod uwagę "dochód psychiczny i satysfakcję rodziców", można dzieci określić jako "dobra konsumpcyjne".
Z kolei na Uniwersytecie w Michigan badano korzyści, jakie przynoszą rodzicom dzieci. 60 proc. ankietowanych rodziców wskazywało na więzy rodzinne i uczucia, 50 proc. na radość, motywację, 30 proc. na przekazywanie siebie, 20 proc. na prestiż bycia rodzicem, a tylko 6 proc. na korzyści ekonomiczne.
Aż 6 proc.! Co 20. rodzic na serio traktuje dziecko jako inwestycję?
- W Skandynawii samotna matka z dzieckiem ma takie wsparcie ze strony państwa, że żyje lepiej niż samotna kobieta. A i u nas znalazłyby się korzyści: becikowe, ulga podatkowa na dzieci, pomoc w pracach domowych, tania siła robocza. Dzieci na wsi często nie cieszą się z wakacji, bo wtedy pracują w polu.
Ale to kosztowna inwestycja.
- Pomijając nakład pracy wychowawczej rodziców, szacuje się, że od urodzenia dziecka do 20. roku życia wydaje się na nie między 160 tys. a 500 tys. zł. Czyli od 800 do 2 tys. zł miesięcznie.
Powiedzmy, że inwestujemy minimalnie, dziecko skończy szkołę i znajdzie pracę z minimalną pensją, tysiąc złotych na rękę. To przez 40 lat pracy zarobi 480 tys. zł (pomijamy tu inflację i indeksację). Czyli inwestycja jest opłacalna, zapewnia trzykrotnie większe przychody niż poniesione nakłady.
Dochodzą jednak duże koszty obsługi inwestycji. Człowiek musi się utrzymywać.
- Tak. Wartością tej inwestycji nie jest jednak zysk, tylko przeżycie.
A gdyby zainwestować w kursy, korepetycje, studia. Tak, żeby dziecko znalazło w przyszłości pracę za 5 tys. zł?
- To zarobi 2,4 mln zł. Ale to inwestycja obarczona dużym ryzykiem. I trudno je oszacować. Dziecko może z różnych powodów zejść na złą drogę. Sukces na rynku pracy zależy nie tylko od wiedzy i nabytych umiejętności, ale też wychowania - wpojonego systemu wartości, inteligencji emocjonalnej.
Łatwo też przeinwestować. Jeżeli dziecko ma w poniedziałek angielski, we wtorek korepetycje, a w środę pianino - a nie ma wolnego czasu i szczęśliwego dzieciństwa - to czy osiągnie życiowy sukces?
I ostatnie zagrożenie - jeżeli człowiek ponosi zbyt duże nakłady i za bardzo się do inwestycji przywiązuje, to trudno mu ją będzie potem pozostawić, przekazać komuś. A o to przecież chodzi w wychowaniu.
Gdybyśmy chcieli dziecku wystawić brutalny rachunek, żeby na starość "zwróciło" nam zainwestowane pieniądze?
- Choćby nie wiem jak pomagało rodzicom, to nie zwróci. Powiedzmy, że przez 20 lat wpłacamy na fundusz inwestycyjny po 800 zł miesięcznie z zyskiem 5 proc. rocznie. A potem przez 20 lat chcielibyśmy sobie z tego wypłacać rentę. Miesięcznie dostalibyśmy 2179 zł, dwa razy więcej niż dochód dziecka z minimalną pensją.
A gdybyśmy wpłacali do funduszu po 2 tys. zł miesięcznie, to otrzymywalibyśmy po 5447 zł.
Czy można oszacować niematerialne korzyści, jakie przynosi nam posiadanie dziecka?
- Dr Nattavudh Powdthavee na Uniwersytecie Londyńskim próbował zmierzyć satysfakcję z wartości niematerialnych. Wg jego badań posiadanie dobrego zdrowia jest dla człowieka podobnie satysfakcjonujące, jak gdyby otrzymywał 300 tys. funtów rocznie dodatkowego dochodu. W przeliczeniu na wartość nabywczą złotówki (a nie wprost po kursie) byłoby to ok. 800 tys. zł. Dalej: życie w udanym związku to równowartość 82,5 tys. funtów (220 tys. zł), udane życie towarzyskie to 64 tys. funtów (170 tys. zł), a małżeństwo to 54 tys. funtów (150 tys. zł).
Możemy przyjąć, że dziecko przynosi nam co najmniej tyle satysfakcji, co małżeństwo. Czyli równowartość 150 tys. zł co roku. Przez te 20 lat, kiedy ponosimy nakłady, nasz zysk emocjonalny osiągnie równowartość 3 mln zł. To bezcenne.
GazWyb
Komentarz
Tylko czemu potem starsi rodzice są niepotrzebni, zostawienie sami sobie.
Może przeinwestowali?
Więcej - ja w pływaniu czy jeździe konnej też nie widzę nic złego...
Ale co to znaczy zachować umiar? Dla kogo umiar: rodzica czy dziecka?
Mam wrażenie, że rodzic tak umie nastawić malucha, że zgadza się na wszystkie dodatkowe zajęcia. Dla świętego spokoju. Żeby nie było gadania.
Myślę, że umiar to zachowanie proporcji między nauką, sportem i czasem wolnym. To oczywiście teoria bo w praktyce nie jest to takie proste.
Prawie jak Jadwiga Zamoyska