Nic tej książce nie pomoże... No, choćby to: "żagle nasze wzdyma wicher jego miłości" - ja poezji nie lubię więc książka ma u mnie za sam styl poetycki przechlapane.
Fakt styl specyficzny (tylko na podstawie fragmentów) ale doskonale odnajduję się na miejscu tej mamy.
I ta miłość do dzieci,która jest ważniejsza niż wszystko co materialne,pomimo, że to pamiątki,brak zniecierpliwienia i zrzędzenia pomimo ogromnego zmęczenia,wielka cierpliwość...
"Dzieci niszczą", podarlo jedno książeczkę matki do nabożeństwa, dzieciom kupować nowe a samemu w starym chodzić...
Moje tez niszczą, ale nie wiem, czy to jest powód do radości, czy też raczej takiego beztroskiego uznania że skoro jest tak źle, to znaczy że tak musi być...
"Dzieci niszczą", podarlo jedno książeczkę matki do nabożeństwa, dzieciom kupować nowe a samemu w starym chodzić...
Moje
tez niszczą, ale nie wiem, czy to jest powód do radości, czy też
raczej takiego beztroskiego uznania że skoro jest tak źle, to znaczy że
tak musi być...
No mnie to nie podnosi na duchu. Przeciwnie.
Ach to...
No ale tak jest,dzieci niszczą.
I przecież nie dlatego, że są wredne i złośliwe,tylko są ciekawe,więc oglądają,badają.
A że łapki jeszcze małe i niewprawne to mocno ciągną,szarpną,upuszczą.
A ta mama zobacz, nie pisze-te wstrętne bachory wszystko mi zniszczyły-tylko tak spokojnie i cierpliwie opisuje tę ich codzienność.
Poza tym -tak mi się zdaje-że oni są bardzo biedni.
I te dzieci nie mają raczej zabawek.
A że rosną-trzeba im kupić większe ubranka.
I pomimo że jak raczej każda kobieta,chciałaby też sobie coś fajnego kupić zamiast chodzić w połatanym,to znów,bez żalu pisze-dzieciom trzeba kupić w pierwszej kolejności,nie ich wina że rosną.
Dla mnie to jest -takie mam wyobrażenie-taka miłość kompletnie,całkowicie bezwarunkowa.
Taka jaką-mam nadzieję-kocha nas Bóg.
My -dorośli!!!!-też Mu psujemy,niszczymy,trzemy tłuczemy, a On tak na nas patrzy i cierpliwie ciągle nam wybacza.
Nie, jasne że niszczą dzieci i my niszczymy. Ale ten ton żałosny, ten lament. Popsuło się, podarlo, ok to robie , sprzątam reperuje szybko, a nie poezję układam do rozdartego fartuszka. Rozchorowałabym się jakbym cała ta książkę przeczytała.. .
Nie, jasne że niszczą dzieci i my niszczymy. Ale ten ton żałosny, ten lament. Popsuło się, podarlo, ok to robie , sprzątam reperuje szybko, a nie poezję układam do rozdartego fartuszka. Rozchorowałabym się jakbym cała ta książkę przeczytała.. .
No to ja to zupełnie inaczej odbieram.
Że kobieta po przejściach tak straszliwych jak wojna,umie tak ładnie opisywać trudną,biedną codzienność.
Wojna to straszliwe przeżycie,a ona się potrafiła jakoś odnaleźć,poukładać.
W tym co pisze nie ma żalu,goryczy.
Jest opis codzienności-trudnej,biednej ale bez odgrywania na dzieciach swoich traum i niepowodzeń.Wprost przeciwnie-spokojne przyjęcie tego co ta trudna codzienność przynosi.
Strasznie mnie drażni sposób pisania o wielodzietności. Przewidywalna narracja. Zarówno, gdy przeprowadza się wywiady z wielodzietnymi (to masakra już), ale też gdy sami się wypowiadają wchodząc w utarte klisze (nie wszyscy, oczywiście).
Na ten temat pisałam we wrześniowym "W naszej rodzinie". Tytuł zmieniono, nie wiem co zmieniono w tekście (przed obozem nie miałam czasu śledzić)- ale ulało mi się w trakcie pisania:) Sama jestem ciekawa, co zostawili.
A ja czytałam to za młodu;) Kupiłam sobie w księgarence w Lublinie jako studentka, mężatka, ale jeszcze bez dzieci. Taka cienka broszurka niebieska Pamiętnik chłopki francuskiej. I byłam wzruszona i zachwycona. Teraz czuję podziw, ale też strasznie mi żal tej kobiety. Taki smutek. Nie potrafiłabym tak. Ten mąż ją unieszczesliwil. Takie mam odczucie.
To jest lepszy myk - ksiazke napisala jej rzekoma tlumaczka, realia wsi polskiej sa rozpoznawalne. A Dmochowska nie byla ani wiesniaczka, ani uboga, ani prosta kobieta. Wyksztalcona, ogarnieta, obyta, choc faktycznie matka kilkorga. I nie wiem, czemu zechciala swoje wnioski wepchnac w te sentymentalna forme.
Autorka urodziła się w 1909, więc stylowi czy formie się nie dziwię - tak jeszcze wtedy niektórzy pisali. Gdyby to była współczesna pisarka - to już inaczej.
brakuje mi takiego poczucia radości chrześcijańskiej w tym co przeczytałam tekst przytłacza mnie, choć jest taki życiowy często czuję się jak ta autorka : w kościele prawie nie słyszałam co ksiądz mówi bo trzeba było ogarniać maluchy, pozmywane naczynia znów brudne i nikt oprócz mnie tego nie zauważa, chciałam nacieszyć się chwilą ciszy, a dzieci wcześniej niż zwykle się obudziły, oszczędności wydam na nagłą potrzebę, a nie na co planowałam itd itp jak zaczyna wdzierać się takie poczucie rozgoryczenia to tłumaczę sama sobie dlaczego nie powinnam podążać w tym kierunku nieustanne nakierowywanie się na wewnętrzną radość jest bardzo ważne IMHO
Autorka urodziła się w 1909, więc stylowi czy formie się nie dziwię - tak jeszcze wtedy niektórzy pisali. Gdyby to była współczesna pisarka - to już inaczej.
Właśnie tak. Nawet nie wiemy, jak bardzo jesteśmy dziećmi naszych czasów, nie tylko ci, którym się one podobają. Rzeczywiście brakuje tu radości, ale autorka w żadnym wypadku nie jest pogrążona w beznadziei. Przeciwnie, w świetle wiary i dzięki miłości do najbliższych widzi wielką wartość w tych wszystkich trudach i to jest jej siłą. Widzi głęboki sens w swoim życiu.
no tak poświęcać się trzeba z wdziękiem jakkolwiek dziwnie to brzmi jak coś ktoś dla mnie robi z radością to inaczej się czuję niż jak ktoś coś robi z takim poczuciem ciężkiego poświęcenia
To piękne, @Elunia ( no może poza surowym karaniem dzieci ) Kocham takie kobiety: nie rozkminiające, pogodne, cieszące się życiem, mające w życiu porządek, pracowite, ale umiejące też wypoczywać i świętować. To dar Boży, takie szczęśliwe usposobienie. Autorka książki była inna, ale też piękna postać.
Komentarz
Moje tez niszczą, ale nie wiem, czy to jest powód do radości, czy też raczej takiego beztroskiego uznania że skoro jest tak źle, to znaczy że tak musi być...
No mnie to nie podnosi na duchu. Przeciwnie.
Nie, jasne że niszczą dzieci i my niszczymy. Ale ten ton żałosny, ten lament. Popsuło się, podarlo, ok to robie , sprzątam reperuje szybko, a nie poezję układam do rozdartego fartuszka.
Rozchorowałabym się jakbym cała ta książkę przeczytała.. .
Przewidywalna narracja.
Zarówno, gdy przeprowadza się wywiady z wielodzietnymi (to masakra już), ale też gdy sami się wypowiadają wchodząc w utarte klisze (nie wszyscy, oczywiście).
Na ten temat pisałam we wrześniowym "W naszej rodzinie". Tytuł zmieniono, nie wiem co zmieniono w tekście (przed obozem nie miałam czasu śledzić)- ale ulało mi się w trakcie pisania:) Sama jestem ciekawa, co zostawili.
Teraz czuję podziw, ale też strasznie mi żal tej kobiety. Taki smutek. Nie potrafiłabym tak. Ten mąż ją unieszczesliwil. Takie mam odczucie.
Gdyby to była współczesna pisarka - to już inaczej.
Nie wszystkie chłopy są idealne. Można kochać takiego co daje trochę w palnik ale żeby separacja... To jest właśnie nowoczesne myślenie....
tekst przytłacza mnie, choć jest taki życiowy
często czuję się jak ta autorka : w kościele prawie nie słyszałam co ksiądz mówi bo trzeba było ogarniać maluchy, pozmywane naczynia znów brudne i nikt oprócz mnie tego nie zauważa, chciałam nacieszyć się chwilą ciszy, a dzieci wcześniej niż zwykle się obudziły, oszczędności wydam na nagłą potrzebę, a nie na co planowałam itd itp
jak zaczyna wdzierać się takie poczucie rozgoryczenia to tłumaczę sama sobie dlaczego nie powinnam podążać w tym kierunku
nieustanne nakierowywanie się na wewnętrzną radość jest bardzo ważne IMHO
jak coś ktoś dla mnie robi z radością to inaczej się czuję niż jak ktoś coś robi z takim poczuciem ciężkiego poświęcenia
edit. filiżankę