Już dawno pisałam, że zapanowanie nad wirusem wprowadzając restrykcje to są mżonki. Jak rzeczywistość pokazuje wszelkie ograniczenia niewiele dały. Wirus i tak i tak się rozprzestrzenia a skutki restrykcji są o wiele większe niż wirusa. Ludzie w skutek ograniczeń też umierają, tylko nikt nie liczy ile osób umarło w ten sposób. Także trzeba skupić się na chorych a nie na ściganiu ludzi bo nie mają bawełnianej szmatki. I chyba żaden wariant szwedzki nam nie grozi, analizując zapowiedzi kolejnych ograniczeń. Znowu chcą zamykać szkoły, zakazywać wesel
Ale przecież trzeba zacisnąć zęby, by ograniczyć emisję wirusa. Tylko że wirus ma to głęboko gdzieś i nie da się ograniczyć. A kto temu winien? Garstka ludzi bez szmatek na twarzy.
Może boją się że wirus będzie po nocach przyjmował % i atakował w ciemno a tak serio ja jestem już chyba z tych o których mówi @Malgorzata . Psychicznie nie daje rady, w Kościele nie byłam odkąd ksiądz powiedział że do Kościoła zakaz wstępu bez maseczki, odkąd na dworze też maseczka to wychodzę tylko do samochodu. Mam jakieś tam swoje pierdoły zdrowotne i nie jestem w stanie wytrzymać w maseczce, mroczki przed oczami pojawiają się szybko....więc nie wychodzę, niechce się jeszcze z policją użerać.
Ale przecież trzeba zacisnąć zęby, by ograniczyć emisję wirusa. Tylko że wirus ma to głęboko gdzieś i nie da się ograniczyć. A kto temu winien? Garstka ludzi bez szmatek na twarzy.
Naciśnięcie zębów ??? Ale po co ??
Po raz kolejny robią to samo , tylko tym razem z lepszym efektem absurdu, tego akurat nauczyli się przez pół roku. Absurd goni absurd.
Ale ja to wiem tylko przyjęłam retorykę zwolenników restrykcji, aby pokazać ich absurd. Ja chcę zniesienia ograniczeń i objęciu opieka chorych.
Od zawsze wiadomo, że dla ludzi schorowanych, obciążonych różnymi chorobami wirusy są niebezpieczne i często przyczyniają się do pogorszenia stanu zdrowia i śmierci, dlatego chorzy z obniżona odpornością, osłabieni innymi chorobami w okresach grypy, przeziębień od zawsze mieli zalecenia powstrzymania się od kontaktu z osobami chorymi na choroby wirusowe, podobnie małe dzieci. Nikt natomiast nie zamykał świata
Jednak kiedyś, gdy osoba chora na raka, serce, udar umierała, bo złapała dodatkowo np. wirus grypy czy zwykłego przeziębienia wpisywano jej jako przyczynę śmierci choroby krążenia, rak, udar, mimo, że wirus do tej śmierci się przyczynił, bo dodatkowo osłabił organizm, dziś osobom w takiej sytuacji wpisuje się jako przyczynę covid i choroby współistniejące. Ogólna śmiertelność w Polsce od momentu pojawienia się covidu się nie zmieniła w stosunku do tych samych okresów w poprzednich latach, wręcz niektórzy twierdzą, że nieco zmalała, nadużyciem więc wydaje mi się twierdzenie, że gdyby nie covid to Ci wszyscy ludzie by żyli.
O tym mówił prof pulmonolog z Łodzi. Tylko nie wiem czy on jest wystarczającym autorytetem?
Ale rządzący boją się, że zostanie im zarzucone, że nic nie robią. Więc kosztem zdrowia ludzi i załamania gospodarki będą dalej w to brnąć, bo spanikowana cześć społeczeństwa tego oczekuje. Nawet jeżeli są to pozorne sposoby, w najlepszym przypadku oddalające zarazę, przy czym tu jesteśmy zgodni z @makodorzyk, na to już za późno i wszelkie działania tego typu są bez sensu.
w Paryżu godzina policyjna od 21.00 na półtora miesiąca. A wam źle bo maski musicie nosić. Eh...
Czasem to nie jest kwestia masek, tylko zdrowia. Musze teraz miec na otwartej przestrzeni maske (niestety droga do i ze szkoly nie prowadzi przez park/zieleniec itp), co powoduje, ze musze brac leki rozkurczowe, bo mam ataki dusznosci. Nie bylo tego, gdy tylko w zamknietych obiektach musialam ja nosic. Skracalam ten czas do minimum. Dzis uzylam przylbicy, szlam jak ociemniala, bo cala zaparowana. Polprzylbicy jeszcze nie testowalam, bo nie posiadam, musi poczekac zakup na przyszly miesiac.
prawdziwe dramaty widzę, zaparowane przyłbice, jesli masz ataki duszności dlaczego nie pójdziesz do lekarza po zaśwadczenie że nie możesz nosic maski zamiast narzekać?
W tych dniach może być łatwiej i taniej kupić półprzyłbicę, niż się dostać do lekarza po zaświadczenie. Dwa tygodnie muszę czekać na prywatną wizytę do laryngologa, który leczył kiedyś syna. Prywatnie oczywiście, bo do alergologa, gdzie chodziliśmy na nfz, tp za pół roku może się dostanę, a do szkoły zaświadczenie potrzebne od specjalisty, że okresowo z nosa mu leci, a nie jest to wirus... Dobrze, że się kiedyś diagnozowaliśmy z tymi katarami prywatnie, bo jest tam już historia choroby, a takie zaświadczenie trudno dostać nawet prywatnie, a nawet słyszałam, że niektórzy alergolodzy nie chcą wystawić...
"Zupełnie inaczej wypowiedź Jacka Sasina odebrał profesor Robert Flisiak,
prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
W liście skierowanym do szefa Naczelnej Izby Lekarskiej wskazuje,
że po początkowym oburzeniu, musiał przyznać rację wicepremierowi.
"W pierwszej reakcji na słowa Sasina zareagowałem tak jak Pan
- oburzeniem, mało tego stekiem wyzwisk. Ale wczorajszy dzień dostarczył
mi niestety dowodów na to, że Sasin ma rację. Najpierw ratowniczka
odmówiła przyjścia do pacjenta, bo ma COVID-19, a 'ta choroba nie jest
w zakresie jej obowiązków' - tu cytat" – napisał Flisiak.
W dalszej części listu prof. Flisiak wymienia kolejne sytuacje, jakich
był świadkiem, a które wpisują się w tezę postawioną przez Sasina.
"Podczas spotkania z dyrekcją ordynatorzy oddziałów płucnych odmówili
przejmowania od nas pacjentów po przebytym ostrym COVID-19, których
problemy są typowo pulmonologiczne będące powikłaniem COVID-19, których
nie możemy wypisać ani do domu, ani do izolatorium, bo nadal wymagają
opieki medycznej" – stwierdził prof. Flisiak.
"Nie pomogło tłumaczenie, że oni nie są już zakaźni. Ordynatorzy
oddziałów pulmonologicznych mają w nosie dowody naukowe i rozporządzenie
Ministerstwa Zdrowia, domagają się podwójnej negatywizacji,
co oczywiście jest możliwe u większości chorych dopiero po jakichś 3-4
tygodniach. A my nie mamy miejsc dla chorych w ostrym stanie"
– zakończył swój list ekspert."
Teraz wirus jest według specjalistów bardziej zakaźny, ale łagodniejszy. Może dlatego, że przenoszą najwięcej bezobjawowi. To też lepiej chorować teraz na łagodniejszy wariant. Dalej najbardziej niepokojące są te długoterminowe powikłania.
ludzie z chorobami wspoltowarzyszscymi umieraja na cowid jesli np nowotwor nie byl w stanie terminalnym
Mój tata też miał jeszcze długo żyć. Zabilo go zwykle przeziębienie. Wtedy nikt nie miał wątpliwości, że przyczyną była białaczka, teraz byłby covid. Stąd istotne pytanie o sposób i ocenę chorób współistniejących.
Ale z czym walczymy? Właśnie na WHO opublikowali metaanalizę z różnych badań. Śmiertelność wynosi 0,27%. Ciężka grypa, jakich mieliśmy już kilka w historii ostatnich dekad, co wraz z łagodną zimą, gdzie wielu starszym ludziom się "upiekło", robi to, co obserwujemy.
Ale spoko. Róbmy dalej cichy lockdown i trzymajmy wykrywalność raka na poziomie 50% tego, co przed COVIDem. Dla mnie jest niepojęte ciągle, dlaczego ludzie kierują się emocjami i mają przed oczami te ciężarówki trupów, a nie policzą co to znaczy, że wskaźnik śmiertelności na raka w Polsce w kolejnych latach wzrośnie np. o 10-20%.
Gdyby w Polsce kasę przeznaczoną na tarcze przeznaczyć na szybkie wykrywanie i leczenie raka i wzbudzić przy okazji medialną paranoję pokazując od rana do wieczora ludzi po chemii wydalających własne wnętrzności, którym nie chciało się iść na kolonoskopię profilaktycznie... no załóżmy, że wskutek tego wskaźnik śmiertelności z powodu raka w Polsce zrównałby się z średnią dla krajów OECD, czy z tym, co jest w Niemczech. W ten sposób co roku byśmy ratowali tyle, ile Szwedzi "pozabijali" więcej niż my do chwili obecnej.
A tak będziemy mieli drugą Szwecję z półrocznym opóźnieniem i śmiertelność z powodu raka na poziomie Węgier. Brzmi zajebiście. Wincyj emocji, wincyj.
@Anawim cześć tu piszących na problem z myśleniem przyczynowo skutkowym. Stąd mówienie o wzroście ilości nowotworów czy innych przypadłości to tylko procenty. A tutaj masz zgony, które łatwo policzyć i pokazać. Nie oczekuje cudów, społeczeństwem steruje się emocjami, nie faktami.
Już dawno pisałam, że zapanowanie nad wirusem wprowadzając restrykcje to są mżonki. Jak rzeczywistość pokazuje wszelkie ograniczenia niewiele dały. Wirus i tak i tak się rozprzestrzenia a skutki restrykcji są o wiele większe niż wirusa. Ludzie w skutek ograniczeń też umierają, tylko nikt nie liczy ile osób umarło w ten sposób. Także trzeba skupić się na chorych a nie na ściganiu ludzi bo nie mają bawełnianej szmatki. I chyba żaden wariant szwedzki nam nie grozi, analizując zapowiedzi kolejnych ograniczeń. Znowu chcą zamykać szkoły, zakazywać wesel
Dawno, dawno kiedy to jeszcze wieszczylas co teraz piszesz, uwazam ze mozna bylo jeszcze zapanowac nad wirusem. Niektorzy nawet tu na forum uwazaja ze odpowiednio wczenie wprowadzone ograniczenia irestrykcji w wielu krajach na wchodzie jednak cos nam daly: cenny czas, ktory mozna bylo dobrze wykorzystac. A jest jak jest kazdy widzi.
Uwazam ze mozna bylo dzialac jeszcze latem na etapie gdy najwieksza ogniska byly wlasciwie skupione w dwoch gora trzech wojewodztwach. Teraz juz mleko sie rozlalo
Skoro dało, to dlaczego nie zapanowało? Bo nie dało.
Wpis z dzisiaj lokalnego polityka koalicji rządzącej. Szkoda, że nie doszli do tego na przełomie marca kwietnia, gdy było to już wiadomo na podstawie różnych modeli, tylko kierując się emocjami zarzynali gospodarkę:
Nie wiem jak inni, ale ja coraz mniej śledzę same statystyki dotyczące kolejnych zarażeń koronawirusem. Było oczywiste, że przywrócenie względnie normalnego życia społecznego (bardzo słusznie, gospodarka nie może leżeć i czekać na pojawienie się szczepionki) spowoduje wzrost liczby wyników pozytywnych. Część zakażonych przejdzie chorobę łagodnie, część bez objawów, część przeciwnie - odczuje na własnej skórze jej najcięższe oblicze, a jeszcze kolejna część tego nie przeżyje. I tu leży kluczowe pytanie - jakie są proporcje między nimi? Jeśli wierzyć oficjalnym danym - bardzo nierówne. Śmiertelność jest stosunkowo niska i to właśnie ona powinna stanowić punkt odniesienia do kolejnych działań rządu. Co - z perspektywy całego państwa - stanowi większy problem? X żyć ludzkich czy Y strat ekonomicznych? Lub jeszcze inaczej - czy X straconych żyć będzie bezpośrednio powiązanych z zadbaniem o uniknięcie Y strat? Słowem - czy dbanie o gospodarkę jest równoznaczne z tym, że ta konkretna, a nie inna osoba, zachoruje z najpoważniejszymi tego skutkami? Niestety, tego nie da się przewidzieć. Da się natomiast zrobić co innego. Zauważyć, że na horyzoncie nie widać jeszcze ani szczepionki, ani leku, który zamknąłby cały temat. Co, jeśli nie pojawią się one w ciągu najbliższych kilku lat? Będziemy po prostu czekać, wpatrując się w rosnące wykresy? Czy nie byłoby lepiej przyjąć wobec epidemii postawy pośredniej - względnie normalnego życia we względnie normalnym trybie przy unikaniu sytuacji ewidentnie ryzykownych i dbaniu o DDM (Dystans-Dezynfekcja-Maseczka)?
doskonały artukuł, chyba każdy się tu z nim zgodzi
Restrykcje związane z epidemią koronawirusa SARS-CoV-2 w Polsce powinny być rozsądniejsze — powiedział prof. Robert Flisiak. Dodał, że jego zdaniem traktowanie w takim sam sposób dużych miast, jak Warszawa czy Kraków, i np. wsi na Mazurach nie ma sensu.
Prof. Flisiak pytany o czwartkowe dane Ministerstwa Zdrowia, które poinformowało o kolejnych ponad 8 tysiącach zakażeń i 91 zgonach, przyznał, że szybko odwrócić się tego trendu nie da.
"Wzrost liczby zakażeń w stosunku do liczby przeprowadzanych testów jest ostatnio nieproporcjonalnie wysoki. Tego trendu nie da się szybko odwrócić i zatrzymać. Teraz trzeba się zastanawiać szybko, jak ogarnąć ten chaos" – powiedział prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
Jego zdaniem, wprowadzane restrykcje powinny być rozsądniejsze, gdyż w innym razie działają one na społeczeństwo odwrotnie do zamierzeń, czyli demoralizująco.
"Już dłuższy czas mówię, że w każdym szpitalu w Polsce powinien powstać oddział 'covidowy'. Teraz to już w wielu szpitalach nawet po dwa takie oddziały, czy pół szpitala. Jasne, że będzie się to odbywało kosztem leczenia innych chorób. My, jako zakaźnicy, już od wielu miesięcy nie zajmujemy się chorymi na AIDS czy HCV. Sporadycznie leczymy ciężkie przypadki. Szokuje mnie nieco zdziwienie przedstawicieli innych specjalności, że teraz dotknęło to także ich" - powiedział prof. Flisiak.
Dodał, że nie ma wyjścia i trzeba tworzyć oddziały "covidowe" w każdym szpitalu w Polsce, bo przecież nie zostawi się w domu chorych, którzy zaczynają się dusić.
Pomysł pojawiający się w ostatnich dniach w przestrzeni publicznej odnośnie do tworzenia np. wojskowych szpitali polowych uznał za "bzdurny". "Kto będzie pracował w takich szpitalach? Przy chorych postawimy wojsko? Takie działanie nie ma sensu. Być może przyjmowane w ostatnich dniach restrykcje dadzą w skali dwóch tygodni pewną stabilizację w zakresie nowych przypadków. Najważniejsze jednak, aby te restrykcje było rozsądne" - powiedział ekspert.
Jako absurdy uznał m.in. nakaz chodzenia w maskach w terenie otwartym, umieszczenie całej Polski w strefie żółtej, czy ograniczenie możliwości organizacji konferencji eksperckich, które i tak odbywają się od dawna w dużej mierze w wersji hybrydowej.
"Nie ma sensu traktowanie całego kraju tak samo. Obowiązek noszenia maseczek w Warszawie czy Krakowie to zupełnie co innego niż taki obowiązek na wsi na Mazurach. I co? Tam jedyny policjant w miejscowości ma ganiać za osobami bez maski. Jeszcze raz powtarzam: restrykcje muszą być rozsądne i działać punktowo. Mocno reagujmy tam, gdzie trzeba, a nie traktujmy całego kraju jednolicie, bo złe restrykcje działają demoralizująco na społeczeństwo" - dodał Flisiak.
Ustawowy nakaz noszenia maseczek i zmobilizowanie lekarzy do większego zaangażowania się w walkę z pandemią COVID-19. Tymi sprawami - jak dowiaduje się WP - ma zająć się Sejm na przyspieszonym posiedzeniu. __________________ czyli trzeba będzie już płącić mandaty
Komentarz
I chyba żaden wariant szwedzki nam nie grozi, analizując zapowiedzi kolejnych ograniczeń.
Znowu chcą zamykać szkoły, zakazywać wesel
Dzis uzylam przylbicy, szlam jak ociemniala, bo cala zaparowana. Polprzylbicy jeszcze nie testowalam, bo nie posiadam, musi poczekac zakup na przyszly miesiac.
"Zupełnie inaczej wypowiedź Jacka Sasina odebrał profesor Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. W liście skierowanym do szefa Naczelnej Izby Lekarskiej wskazuje, że po początkowym oburzeniu, musiał przyznać rację wicepremierowi.
"W pierwszej reakcji na słowa Sasina zareagowałem tak jak Pan - oburzeniem, mało tego stekiem wyzwisk. Ale wczorajszy dzień dostarczył mi niestety dowodów na to, że Sasin ma rację. Najpierw ratowniczka odmówiła przyjścia do pacjenta, bo ma COVID-19, a 'ta choroba nie jest w zakresie jej obowiązków' - tu cytat" – napisał Flisiak.
W dalszej części listu prof. Flisiak wymienia kolejne sytuacje, jakich był świadkiem, a które wpisują się w tezę postawioną przez Sasina.
"Podczas spotkania z dyrekcją ordynatorzy oddziałów płucnych odmówili przejmowania od nas pacjentów po przebytym ostrym COVID-19, których problemy są typowo pulmonologiczne będące powikłaniem COVID-19, których nie możemy wypisać ani do domu, ani do izolatorium, bo nadal wymagają opieki medycznej" – stwierdził prof. Flisiak.
"Nie pomogło tłumaczenie, że oni nie są już zakaźni. Ordynatorzy oddziałów pulmonologicznych mają w nosie dowody naukowe i rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia, domagają się podwójnej negatywizacji, co oczywiście jest możliwe u większości chorych dopiero po jakichś 3-4 tygodniach. A my nie mamy miejsc dla chorych w ostrym stanie" – zakończył swój list ekspert."
cytat z Do rzeczy
Stąd istotne pytanie o sposób i ocenę chorób współistniejących.
Ale spoko. Róbmy dalej cichy lockdown i trzymajmy wykrywalność raka na poziomie 50% tego, co przed COVIDem. Dla mnie jest niepojęte ciągle, dlaczego ludzie kierują się emocjami i mają przed oczami te ciężarówki trupów, a nie policzą co to znaczy, że wskaźnik śmiertelności na raka w Polsce w kolejnych latach wzrośnie np. o 10-20%.
Gdyby w Polsce kasę przeznaczoną na tarcze przeznaczyć na szybkie wykrywanie i leczenie raka i wzbudzić przy okazji medialną paranoję pokazując od rana do wieczora ludzi po chemii wydalających własne wnętrzności, którym nie chciało się iść na kolonoskopię profilaktycznie... no załóżmy, że wskutek tego wskaźnik śmiertelności z powodu raka w Polsce zrównałby się z średnią dla krajów OECD, czy z tym, co jest w Niemczech. W ten sposób co roku byśmy ratowali tyle, ile Szwedzi "pozabijali" więcej niż my do chwili obecnej.
A tak będziemy mieli drugą Szwecję z półrocznym opóźnieniem i śmiertelność z powodu raka na poziomie Węgier. Brzmi zajebiście. Wincyj emocji, wincyj.
Stąd mówienie o wzroście ilości nowotworów czy innych przypadłości to tylko procenty. A tutaj masz zgony, które łatwo policzyć i pokazać. Nie oczekuje cudów, społeczeństwem steruje się emocjami, nie faktami.
Nie wiem jak inni, ale ja coraz mniej śledzę same statystyki dotyczące kolejnych zarażeń koronawirusem. Było oczywiste, że przywrócenie względnie normalnego życia społecznego (bardzo słusznie, gospodarka nie może leżeć i czekać na pojawienie się szczepionki) spowoduje wzrost liczby wyników pozytywnych. Część zakażonych przejdzie chorobę łagodnie, część bez objawów, część przeciwnie - odczuje na własnej skórze jej najcięższe oblicze, a jeszcze kolejna część tego nie przeżyje. I tu leży kluczowe pytanie - jakie są proporcje między nimi? Jeśli wierzyć oficjalnym danym - bardzo nierówne. Śmiertelność jest stosunkowo niska i to właśnie ona powinna stanowić punkt odniesienia do kolejnych działań rządu. Co - z perspektywy całego państwa - stanowi większy problem? X żyć ludzkich czy Y strat ekonomicznych? Lub jeszcze inaczej - czy X straconych żyć będzie bezpośrednio powiązanych z zadbaniem o uniknięcie Y strat? Słowem - czy dbanie o gospodarkę jest równoznaczne z tym, że ta konkretna, a nie inna osoba, zachoruje z najpoważniejszymi tego skutkami? Niestety, tego nie da się przewidzieć. Da się natomiast zrobić co innego. Zauważyć, że na horyzoncie nie widać jeszcze ani szczepionki, ani leku, który zamknąłby cały temat. Co, jeśli nie pojawią się one w ciągu najbliższych kilku lat? Będziemy po prostu czekać, wpatrując się w rosnące wykresy? Czy nie byłoby lepiej przyjąć wobec epidemii postawy pośredniej - względnie normalnego życia we względnie normalnym trybie przy unikaniu sytuacji ewidentnie ryzykownych i dbaniu o DDM (Dystans-Dezynfekcja-Maseczka)?
I to jest ta ochrona?
Restrykcje związane z epidemią koronawirusa SARS-CoV-2 w Polsce powinny być rozsądniejsze — powiedział prof. Robert Flisiak. Dodał, że jego zdaniem traktowanie w takim sam sposób dużych miast, jak Warszawa czy Kraków, i np. wsi na Mazurach nie ma sensu.
Prof. Flisiak pytany o czwartkowe dane Ministerstwa Zdrowia, które poinformowało o kolejnych ponad 8 tysiącach zakażeń i 91 zgonach, przyznał, że szybko odwrócić się tego trendu nie da.
"Wzrost liczby zakażeń w stosunku do liczby przeprowadzanych testów jest ostatnio nieproporcjonalnie wysoki. Tego trendu nie da się szybko odwrócić i zatrzymać. Teraz trzeba się zastanawiać szybko, jak ogarnąć ten chaos" – powiedział prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
Jego zdaniem, wprowadzane restrykcje powinny być rozsądniejsze, gdyż w innym razie działają one na społeczeństwo odwrotnie do zamierzeń, czyli demoralizująco.
"Już dłuższy czas mówię, że w każdym szpitalu w Polsce powinien powstać oddział 'covidowy'. Teraz to już w wielu szpitalach nawet po dwa takie oddziały, czy pół szpitala. Jasne, że będzie się to odbywało kosztem leczenia innych chorób. My, jako zakaźnicy, już od wielu miesięcy nie zajmujemy się chorymi na AIDS czy HCV. Sporadycznie leczymy ciężkie przypadki. Szokuje mnie nieco zdziwienie przedstawicieli innych specjalności, że teraz dotknęło to także ich" - powiedział prof. Flisiak.
Dodał, że nie ma wyjścia i trzeba tworzyć oddziały "covidowe" w każdym szpitalu w Polsce, bo przecież nie zostawi się w domu chorych, którzy zaczynają się dusić.
Pomysł pojawiający się w ostatnich dniach w przestrzeni publicznej odnośnie do tworzenia np. wojskowych szpitali polowych uznał za "bzdurny". "Kto będzie pracował w takich szpitalach? Przy chorych postawimy wojsko? Takie działanie nie ma sensu. Być może przyjmowane w ostatnich dniach restrykcje dadzą w skali dwóch tygodni pewną stabilizację w zakresie nowych przypadków. Najważniejsze jednak, aby te restrykcje było rozsądne" - powiedział ekspert.
Jako absurdy uznał m.in. nakaz chodzenia w maskach w terenie otwartym, umieszczenie całej Polski w strefie żółtej, czy ograniczenie możliwości organizacji konferencji eksperckich, które i tak odbywają się od dawna w dużej mierze w wersji hybrydowej.
"Nie ma sensu traktowanie całego kraju tak samo. Obowiązek noszenia maseczek w Warszawie czy Krakowie to zupełnie co innego niż taki obowiązek na wsi na Mazurach. I co? Tam jedyny policjant w miejscowości ma ganiać za osobami bez maski. Jeszcze raz powtarzam: restrykcje muszą być rozsądne i działać punktowo. Mocno reagujmy tam, gdzie trzeba, a nie traktujmy całego kraju jednolicie, bo złe restrykcje działają demoralizująco na społeczeństwo" - dodał Flisiak.
__________________
czyli trzeba będzie już płącić mandaty