Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Na ilość? Egoistyczni rodzice jedynaków vs króliki

145791032

Komentarz

  • @Pioszo54 Gdyby było to takie proste, to mielibyśmy mnóstwo geniuszy, a jest odwrotnie.
    Podziękowali 1Aga85
  • Aga85 powiedział(a):
    Różnica jest taka, że plastyk z doktoratem, który wystawia w NY zawsze może zostać nauczycielem w świetlicy. W drugą stronę już niekoniecznie  ;)
    Mi nawet nie chodzi o bycie nauczycielem w swietlicy, co bardziej uczenie innych, co do zasady rzadko wykonywane czysto komercyjnie
    Ale jestem generalnie sceptyczna co do pomysłu zajmowania się zawodowo wyłącznie dydaktyką... Ona powinna być, w moim odczuciu, elementem pracy.
  • Aga85 powiedział(a):
    Pioszo54 powiedział(a):
    Aga85 powiedział(a):
    Eleonora powiedział(a):
    Znajomość języków obcych w dzisiejszych czasach to podstawa.
    -------------
    paulaarose - właśnie, dlaczego społeczeństwo narzuca taką tezę? Może dla kogoś podstawą jest rozumienie świata: matematyka i fizyka? Może filozofia i zdrowy rozsądek?

    A co, jeśli za rok tłumacz sztucznej inteligencji będzie tak dobry, że nie będzie potrzebna znajomość języków?
    Bo dzisiaj, kiedy świat stoi otworem, można podróżować, miec kontakty z ludzmi z calego swiata, korzystać z różnych źródeł wiedzy, dość oczywistym jest, że  znajomość języków obcych to podstawa.

    noale, jeśli ktoś się interesuje jakąś dziedziną, to naturalnym jest, że sięga np. do jutjuba i tam w sposób naturalny nabywa znajomości języka w potrzebnym zakresie
    nie rozumiem, w czym problem
    Nabywa - czyli uczy się języka. Bo jest on mu potrzebny. Czyli wracamy do punktu wyjścia, że warto uczyć się języka  :)
    Co do naturalnego sposobu nabywania, to już niekoniecznie sie zgodzę. Mnie jezyki nie przychodzą łatwo i naturalnie. Muszę się sporo napracować. 
    a próbowałaś kiedyś czytać/oglądać coś, co Cię naprawdę i mocno interesuje, coś co musisz (w sensie wewnętrznego przymusu) poznać?

    z nauką języka sprawa jest, wydaje mi się, postawiona na głowie, szczególnie w dzisiejszych czasach - nauka jest bez potrzeby, bez napędu

    Podziękowali 1Chaber
  • Pioszo54 powiedział(a):
    Aga85 powiedział(a):
    Pioszo54 powiedział(a):
    Aga85 powiedział(a):
    Eleonora powiedział(a):
    Znajomość języków obcych w dzisiejszych czasach to podstawa.
    -------------
    paulaarose - właśnie, dlaczego społeczeństwo narzuca taką tezę? Może dla kogoś podstawą jest rozumienie świata: matematyka i fizyka? Może filozofia i zdrowy rozsądek?

    A co, jeśli za rok tłumacz sztucznej inteligencji będzie tak dobry, że nie będzie potrzebna znajomość języków?
    Bo dzisiaj, kiedy świat stoi otworem, można podróżować, miec kontakty z ludzmi z calego swiata, korzystać z różnych źródeł wiedzy, dość oczywistym jest, że  znajomość języków obcych to podstawa.

    noale, jeśli ktoś się interesuje jakąś dziedziną, to naturalnym jest, że sięga np. do jutjuba i tam w sposób naturalny nabywa znajomości języka w potrzebnym zakresie
    nie rozumiem, w czym problem
    Nabywa - czyli uczy się języka. Bo jest on mu potrzebny. Czyli wracamy do punktu wyjścia, że warto uczyć się języka  :)
    Co do naturalnego sposobu nabywania, to już niekoniecznie sie zgodzę. Mnie jezyki nie przychodzą łatwo i naturalnie. Muszę się sporo napracować. 
    a próbowałaś kiedyś czytać/oglądać coś, co Cię naprawdę i mocno interesuje, coś co musisz (w sensie wewnętrznego przymusu) poznać?

    z nauką języka sprawa jest, wydaje mi się, postawiona na głowie, szczególnie w dzisiejszych czasach - nauka jest bez potrzeby, bez napędu

    Żeby móc czytać literaturę branżowa,  musze juz jako- tako posługiwać się językiem. Osiągnięcie tego poziomu nie przyszło mi łatwo  B)
  • Rozumiem sens nauki angielskiego dla ścisłowca. Tę ma na poziomie B2+, bo ucząc się z internetu fizyki i informatyki trudno nie nauczyć się języka (pewnie jest na poziomie dwujęzycznym).
    Nie rozumiem konieczności znajomości drugiego języka obcego na wysokim poziomie, która w ogóle była sztuką dla sztuki, gdyż nie podróżujemy jako rodzina. Zaznaczam, że zapisany był w ED do szkoły na Podlasiu i nawet tam jest takie parcie na postępy językowe. 
    Potem rodzic musi inwestować w to, co nie ma sensu, byle spełnić wymagania systemu.
    Na szczęście na studiach politechnicznych już można poprzestać na angielskim na B2.
  • edytowano listopad 2023
    @Eleonora Mimo wszystko, lepiej jest wiedzieć trochę więcej niż trochę mniej. 2 języki obce to nie tak dużo. Można dyskutować o sposobie nauczania, systemie edukacji, jakości tegoż. Jednak sam fakt, że trzeba nauczyć się czegoś poza angielskim, uważam za szansę dla młodego człowieka. 
    Podziękowali 1Coralgol
  • edytowano listopad 2023
    Pioszo54 powiedział(a):
    chodzą słuchy, że młodzi ludzie grający w gry zespołowe,
    mają/nabywają umiejętności społeczne, czyniące z nich dobrych przedsiębiorców czy szefów firm,
    którzy zatrudniają tych lepiej wykształconych i koszą kasę
    Wątpię. Oglądając dzisiejsze treningi takie z trenerami, to według mnie są one zdecydowanie zbyt schematyczne. Gracze ograniczeni przez zbyt ścisłe pozycje, przez schematy, a jesli ktoś je próbuje przełamać dostaje reprymende od trenera. Nikt tak nie trenował w latach 70-tych czy 80-tych gdy mieliśmy największe sukcesy. Wtedy godzinami grało się codziennie w piłkę na podwórku i gracze sami się docierali, bez żadnych schematów i dlatego były sukcesy. Dzisiaj sukces osiągnie gracz który jest bardziej inteligentny i zrozumie że większośc jego treningu pod okiem trenera jest do niczego, a wybije się dopiero gdy przełamie narzucane mu ograniczenia.
    Te wszystkie slalomy z piłką między słupkami są bez sensu, ale rodzic płacący za zajęcia chce widzieć uwijającego się trenera, no to trener wymyśla różne bzdury i przez 90% treningu gracze tracą czas na takie głupoty, by przez pozostałe 10% naprawde pograc w piłkę.
  • OK. Jak ktoś chce może się uczyć dwóch czy trzech języków i poprzestać, kiedy chce np. na poziomie A1 czy A2, po 5 latach nauki. 
    Wg nas dostęp do rozumienia naszej kultury zapewnia znajomość języka łacińskiego i obydwaj chłopcy potrafią służyć do tradycyjnej Mszy z kapłanem z każdego zakątka świata.
    Umiejętność zagadania z dowolnym obcojęzycznym przechodniem to już poziom, który nie powinien być obowiązkowy.
    Ja mam taki wniosek, żeby nie uczyć języka obcego, którego sami nie znamy, bo wejdziemy w niepotrzebne koszty. Więc młodsi uczą się jęz. francuskiego i/albo rosyjskiego (oprócz angielskiego of course, żeby nie było, że nie rozumiem jak działa współczesny świat).
    Szkoda, że w szkole nie można zmienić sobie języka np. w 3 LO na jakiś od podstaw, jak już pierwszy wybór okazał się wyczerpany.
    Ale dalej twierdzę, że lepszym zabezpieczeniem przyszłości dziecka jest nauczyć go matematyki niż dwóch języków obcych.
    Podziękowali 1Pioszo54
  • @Eleonora źle zrozumiałam Twoją wypowiedz i cześć mojej jest bez sensu.
  • Jednak zdawanie się na AI w komunikacji z innymi to ryzykowna droga.
    Cenie sobie możliwość powiedzenia komuś, co myślę, bez cenzury
  • @Eleonora

    "Umiejętność zagadania z dowolnym obcojęzycznym przechodniem to już poziom, który nie powinien być obowiązkowy." 
    Przecież to absolutna podstawa podstaw. O to chodzi w nauce języka, by uczeń potrafił komunikować się w codziennych sytuacjach, a nie wykuł na pamięć jakąś dziwną konstrukcję gramatyczną, której w życiu nie użyje.
     
    Poziom A1-A2 po 5-ciu latach nauki? To chyba mowa o pierwszym języku w podstawówce. Przeciętnie zdolny nastolatek rozpoczynający naukę drugiego języka w liceum poziom A2 opanuje spokojnie po roku, bo to nie jest dużo materiału.


    "Ja mam taki wniosek, żeby nie uczyć języka obcego, którego sami nie znamy, bo wejdziemy w niepotrzebne koszty. Więc młodsi uczą się jęz. francuskiego i/albo rosyjskiego (oprócz angielskiego of course, żeby nie było, że nie rozumiem jak działa współczesny świat)"

    Pewnie u was w rodzinie się to sprawdza, ale nie stosowałabym tego jako uniwersalną radę - bo od razu mamy założenie, że każde kolejne pokolenie może wiedzieć tyle samo lub mniej.

  • edytowano listopad 2023
    @M_Monia

    Tytuł wątku to po prostu ironiczne nawiązanie do pewnych internetowych narracji, w zamyśle miał je obśmiewać.
  • @Eleonora
    „ Umiejętność zagadania z dowolnym obcojęzycznym przechodniem to już poziom, który nie powinien być obowiązkowy”
    Umiejętność zagadania z osobą z zagranicy to nie jest wysoki poziom, tylko podstawowy. 

    A co do nauki języków, który wy umiecie. Jak to u was się sprawdza, to w porządku, ale nie każdemu to może pasować. 
  • W krajach trzeciego świata dzieci potrafią rozmawiać po angielsku chyba lepiej niż nasza podstawowa edukacja to zapewnia. Wg mnie to kompletna porażka naszego systemu. 

  • Nauka jezykow bez zamiaru ich praktycznego wykorzystania jest rzeczywiscie bez sensu, taka sztuka dla sztuki, wlasciwie zmarnowany czas. 
    Natomiast jezyki inne niz angielski otwieraja swiat, hiszpanski daje nam dostep do calej ameryki poludniowej i srodkowej (wiadomo ze na lotnisku sie dogadasz po angielsku ale jak chcesz sie wloczyc z plecakiem po malych miejscowosciach w Ekwadorze to juz niekoniecznie), francuski otwiera kraje Belenuxu, Szwajcarie, czesc Oceanii a przede wszystkim caly Marghreb. Mi sie oby dwa te jezyki bardzo przydaly przede wszystkim w czasie podrozy, zblizaja do lokalnej ludnosci, pozwalaja zobaczyc odwiedzane miejsca z innej perspektywy. I dla tych przezyc uwazam ze bylo warto sie ich uczyc. Zawodowo mi sie nie przydaja, co najwyzej na konferencji moge zamienic pare zdan z profesorami z Francji w ich ojczystym jezyku, co tez sprawia ze relacje staja sie serdeczniejsze. 
    Ale mi nauka jezykow sprawiala przyjemnosc, nie czulam ze to jakies brzemie jest.
    Podziękowali 1paulaarose
  • Niektórzy mają w sobie dużo lęku i chętnie asekurują się wiedzą popartą tytułami. 
  • Jestem w stanie to zrozumieć. Po co natomiast przekonywać cały, że to jedyna droga? Ilu doktorów nauk wszelakich świat potrzebuje?
  • Ilu z nas pojedzie na wakacje do Ekwadoru?
  • To zamien Ekwador na Meksyk, lub Chile lub Kube lub Dominikane lub Peru itd toz to nie jest podroz na ksiezyc.
    W czasach studenckich kiedy wakacje byly wsciekle dlugie zwlaszcza jak sie zaliczalo przedterminy to tak spedzalismy z narzeczonym wakacje, miesiac lub dwa z plecakiem po Ameryce Poludniowej lub Azji Poludniowo-Wschodniej. Caly rok zbieralismy na bilet, a na miejscu zycie jest juz bardzo tanie. Wielu naszych znajomych tak robilo. Teraz powoli wracamy z dzieckiem w znane rejony ;) 
  • edytowano listopad 2023
    Sandyesa powiedział(a):
    To zamien Ekwador na Meksyk, lub Chile lub Kube lub Dominikane lub Peru itd toz to nie jest podroz na ksiezyc.
    W czasach studenckich kiedy wakacje byly wsciekle dlugie zwlaszcza jak sie zaliczalo przedterminy to tak spedzalismy z narzeczonym wakacje, miesiac lub dwa z plecakiem po Ameryce Poludniowej lub Azji Poludniowo-Wschodniej.

    Zwłaszcza jak się miało bogatych rodziców. Sorry, ale cena biletu za ocean i to tylko w jedną stronę to ogromny budżet studenta za który może przejechać, ale tylko po Europę. I to niezależnie od czasów.
    Sandeysa to Świetny przykład - albo dużo dzieci - albo 1 dziecko i wakacje w Meksyku - co lepsze ?
  • @Hamal No raczej to fajnie, że dziewczyna miała szansę podróżować. 
  • Hamal powiedział(a):
    Sandyesa powiedział(a):
    To zamien Ekwador na Meksyk, lub Chile lub Kube lub Dominikane lub Peru itd toz to nie jest podroz na ksiezyc.
    W czasach studenckich kiedy wakacje byly wsciekle dlugie zwlaszcza jak sie zaliczalo przedterminy to tak spedzalismy z narzeczonym wakacje, miesiac lub dwa z plecakiem po Ameryce Poludniowej lub Azji Poludniowo-Wschodniej.

    Zwłaszcza jak się miało bogatych rodziców. Sorry, ale cena biletu za ocean i to tylko w jedną stronę to ogromny budżet studenta za który może przejechać, ale tylko po Europę. I to niezależnie od czasów.
    Sandeysa to Świetny przykład - albo dużo dzieci - albo 1 dziecko i wakacje w Meksyku - co lepsze ?
    Nie mialam bogatych rodzicow. Przecietnych, moze troche wyzej niz przecietnych, ale na pewno nie mozna nas bylo nazwac bogatymi ludzmi.
    W moich studenckich czasach bilet w dwie strony do Limy/Peru/BKK/Denpasar to byla kwestia 2tys max, blizej 1.5tys wiec zadna fortuna, swiat stal otworem. Przed covidem latanie bylo naprawde tanie. 
    Teraz ceny biletow wygladaja kompletnie inaczej, tym bardziej ze mlody placi juz pelna cene za bilet- wiec teraz robi sie juz na prawde konkretna kwota. Ale wczesniej nawet dalekie loty bywaly za pol-darmo. 
  • Sandyesa powiedział(a):
    Nie mialam bogatych rodzicow. Przecietnych, moze troche wyzej niz przecietnych, ale na pewno nie mozna nas bylo nazwac bogatymi ludzmi.


    Kogo było stać na oko ze 20 lat temu na posyłanie dziecka na obozy w Alpy ?

    Sandyesa powiedział(a):

    W moich studenckich czasach bilet w dwie strony do Limy/Peru/BKK/Denpasar to byla kwestia 2tys max, blizej 1.5tys wiec zadna fortuna, swiat stal otworem. Przed covidem latanie bylo naprawde tanie.
    Za ocean nie latają tanie linie tylko normalne czyli drogie, a dodatkowo szczególnie drogie w okresie wakacyjnym. Poza tym nie posługujmy się kwotami ze względu na inflację, na oko estymując czas to wtedy była to ok. miesięczna płaca dorabiającego sobie studenta, i ta tylko za sam bilet, a gdzie reszta ? Więc nie zamydlaj oczu, żaden student który musi dorabiać żeby się utrzymać nie wywali tyle forsy na wyjazd za ocean, skoro za cząstkę tej kwoty może pojeździć nawet po Europie, a też ciekawie.
  • edytowano listopad 2023
    @Hamal Ale jaki jest problem? To, że mnie nie stać na wakacje w Ameryce, to znaczy, że inni mają sobie odmawiać przygody?
  • @Hamal Świat jest po to aby go eksplorować. W Europie jest ciekawie, ale gdzieś indziej też jest. Jak masz pragnienie, to sam gdzieś pojedź bo wkoło coś innym wypominasz.
  • paulaarose powiedział(a):
    @Hamal Ale jaki jest problem? To, że mnie nie stać na wakacje w Ameryce, to znaczy, że inni mają sobie odmawiać przygody?

    CHodzi o to że @Sandeysa próbuje ustawić nową poprzeczkę finansową dla wychowywania dzieci, poniżej której nawet nie zabieraj się nawet za rodzenie. 3 języki i wakacje w Meksyku i na Dominikanie to minimum. Poniżej zebrałem parę jej cytatów, tylko ostrzegam po tej lekturze możesz nie chcieć mieć dziecka, bo jesteś za biedna. Czytasz na własną odpowiedzialność.

    Sandyesa powiedział(a):


    Ludzie niestabilni emocjonalnie i finansowo to przeciez nie jest material na rodzicow, trudno sie chyba z tym klocic.

    zastanawiam sie czy to na pewno źle że od kobiety, lub tez pary, decydujacej sie na rodzicielstwo oczekuje sie stabilnosci emocjonalnej, umiejetnosci organizacji, niezaleznosci finansowej oraz swojego miejsca do zycia? Nie sa to chyba wygorowane wymagania, raczej podstawa logistyczna do zalozenia rodziny?  

    w mojej ocenie obowiazkiem rodzicielskim jest podazanie za pasjami i zdolnosciami dziecka, czy to beda predyspozycje w kierunku plastycznym, muzycznym, sportowym, jezykowym... a to niestety kosztuje, lekcje, zajecia, sprzet sportowy/instrumenty itd. Mysle ze abstrahujac od podstaw to tez trzeba brak pod uwage planujac rodzicielstwo

    rozwijanie zainteresowan w sposob bezkosztowy jest bardzo ograniczone- szybko napotyka sie mur w postaci zazwyczaj jakosci darmowych zajec oraz ich poziomu. Poza tym jak wspomnialam sprzet/instrumenty/odziez/przybory czyli wszystkie te elementy materialne konieczne do rozwijania zainteresowan z nieba nie spadaja

    Pytasz jak rodzice moga przyczynic sie do sukcesu dzieci - zapewniajac rozwijajace i zgodne ze zdolnosciami zajecia pod okiem najlepszych mozliwych nauczycieli (czyli niestety nie za frajer w domu kultury), (...) zapewniajac sprzet sportowy/plastyczny/muzyczny dobrej jakosci, dostarczajac zużywalne materialy dobrej jakosci

    W dzisiejszych czasach nie znam dziecka szkolnego ktore nie uczyloby sie MINIMUM dwoch jezykow, jak nie trzech.

    Czasy sie zmieniaja, swiat sie zmienia i wymagania takowoz- aczkolwiek nie trzeba za nimi podazac, tyle ze musimy pamietac ze konsekwencje tego niepodazania poniosa dzieci.
    (to jest niezła zagrywka haha - mój dopisek)

    A co do osiagniec to nie znasz takich ludzi ktorzy maja niesamowity talent i predyspozycje, ktore zostaly zmarnowane przez brak warunkow do rozwoju i wsparcia?

    Ale nie sposob udawac ze sa talenty ktore marnuja sie przez niedostatek i brak odpowiedniego pokierowania.  
    (moje tłumaczenie: czyli jak Wam nie wstyd rodzić talenty które zostaną zmarnowane)

    To zamien Ekwador na Meksyk, lub Chile lub Kube lub Dominikane lub Peru itd toż to nie jest podroz na ksiezyc.





    Podziękowali 1Chaber
  • Znam ludzi mających 2 dzieci i jeżdżących po świecie, nawet częściej niż raz w roku. Dzieci od małego brali z sobą. Fajni, otwarci ludzie, a dzieci mają z nimi super dzieciństwo, co zobaczą, czego doświadczą, to zostanie.
    Nie widzę powodu, by krytykować czy zazdrościć jak ktoś wydaje zarobione przez siebie pieniądze. 
    Podziękowali 1paulaarose
  • Tu nie chodzi o to, żeby krytykować, jak ktoś wydaje swoje pieniądze, tylko o to, że Sandyesa żyje w innej rzeczywistości niż większość społeczeństwa i nawet tego nie widzi, twierdząc, że jej rodzice nie byli bardzo bogaci, najwyżej troszkę bardziej niż przeciętna. A kosztowne sporty, Alpy, studiowanie dzienne, życie na koszt rodziców przez kilka lat studiów i wakacyjne podróże po Ameryce Południowej i Azji to przecież nie tak drogo. 

    Myślę jednak, że Sandyesa dobrze wie, że jej życie jako dziecko i teraz jest na innym poziomie. Przecież po to tu przyszła na to forum, żeby znaleźć potwierdzenie, że nie może absolutnie mieć kolejnego dziecka, bo to co ona ma, uważa za standard minimum, który trzeba zapewnić też dziecku, a to tylko z jednym się uda. 

    A może przyszła po to, żeby ktoś ją przekonał, że jednak jest inaczej. Że rodzenie dzieci to nie przywilej tylko bogatych. Że dziecko to jest obdarzanie niewyobrażalną miłością i otrzymywanie niewyobrażalnej miłości, a nie - za przeproszeniem - hodowla konia rasowego, w którego inwestujemy, odpowiednia karma, zabiegi, szkolenia, i mamy osiągnąć potem nagrodę w postaci wygranych w wyścigach i pokazach. 
  • Hamal powiedział(a):
    Sandyesa powiedział(a):
    Nie mialam bogatych rodzicow. Przecietnych, moze troche wyzej niz przecietnych, ale na pewno nie mozna nas bylo nazwac bogatymi ludzmi.


    Kogo było stać na oko ze 20 lat temu na posyłanie dziecka na obozy w Alpy ?

    Sandyesa powiedział(a):

    W moich studenckich czasach bilet w dwie strony do Limy/Peru/BKK/Denpasar to byla kwestia 2tys max, blizej 1.5tys wiec zadna fortuna, swiat stal otworem. Przed covidem latanie bylo naprawde tanie.
    Za ocean nie latają tanie linie tylko normalne czyli drogie, a dodatkowo szczególnie drogie w okresie wakacyjnym. Poza tym nie posługujmy się kwotami ze względu na inflację, na oko estymując czas to wtedy była to ok. miesięczna płaca dorabiającego sobie studenta, i ta tylko za sam bilet, a gdzie reszta ? Więc nie zamydlaj oczu, żaden student który musi dorabiać żeby się utrzymać nie wywali tyle forsy na wyjazd za ocean, skoro za cząstkę tej kwoty może pojeździć nawet po Europie, a też ciekawie.
    W przypadku long hauli okres wakacyjny niekoniecznie ma znaczenie bo liczy sie czy jest sezon tam gdzie lecisz. Kupowanie longa w dobrej cenie rzadzi sie swoimi prawami i jesli kupujesz z wyprzedzeniem to spokojnie w 2tys i mniej mozna sie bylo zmiescic.

    Nie pisalam nigdzie o dorabianiu ja studiach, nie znam tez nikogo kto na moich studiach by dorabial, utrzymywali nas wszystkich rodzice. Jedni dostawali wiecej, inni mniej, zazwyczaj stale kwoty ktorymi dysponowalismy. 
    W sumie dobrze ze przy okazji podrozy ten temat poruszyles- planujac rodzicielstwo to rowniez nalezy brac pod uwage, ze nasze dziecko wybierze wymagajace czasowo studia dzienne ktore wyklucza dorabianie (ja bym sobie z reszta nie zyczyla zeby moje dziecko na studiach pracowalo, to czas na nauke, rozwoj pasji i zycie towarzyskie) i wtedy obowiazkiem rodzica jest dziecko utrzymac az te studia skonczy. 

    Ale tak, masz racje ze zyjemy w roznych swiatach i roznych bankach, kazdy z nas otacza sie ludzmi podobnymi sobie. U mnie teraz to studenckie pokolenien wloczace sie po swiecie zaczyna zabierac powoli dzieci w dalekie podroze i tylko wymieniamy sie doswiadczeniem jak ogarnac komfortowo dlugie loty z maluchami i nie dac im sie zgubic w czasie przesiadki w Doha. 
  • edytowano listopad 2023
    Decydować się na dziecko czy nie decydować, oto jest pytanie. Pięć lat się z mężem decydowaliśmy, nic z tego dobrego nie wyszło - seks pod kalendarz, stres (najpierw że nie chcemy potem że bardzo chcemy). Dopiero jak uznaliśmy, że dziecko nie jest naszym produktem ale darem i odpuściliśmy całkowicie myślenie o tym, że jest to nasza decyzja to dzieci się pojawiły. Żadne dziecko nie było planowane, wszystkie były przyjęte i chciane. Nie lubię planowanego rodzicielstwa. Nam to szkodzi.
    Czy będę w stanie zapewnić dzieciom edukację za granicą - nie wiem. W naszym małżeństwie bywały lata, w których było finansowo bardzo krucho, rewelacyjnie i tak sobie. Nie mam pojęcia co jeszcze wydarzy się na rynkach światowych, czy będzie wojna, pandemia czy siedem lat tłustych. Nie mam potrzeby jeździć do Ekwadoru (naprawdę mnie nie ciągnie do dalekich podróży). Chodzimy z dziećmi do teatru i na koncerty i kąpiemy się w zimnych rzekach i jeziorach nawet jesienią. To lubimy i to im pokazujemy. Nie ma nic złego w tym, że ktoś jedzie z dzieckiem do Peru i nie ma nic złego w tym, że nie jedzie. Szczęśliwego dzieciństwa nie mierzy się ceną butów ani podróżami ale akceptacją, wspólnym czasem i czułością. 
    Podobnie z zajęciami - jak się dziecku nie pokaże, że nauka jest ciekawa to każde zajęcia przyniosą tylko wymuszoną, a więc krótkotrwała wiedzę. A ponieważ szkoła o cenie więcej niszczy niż buduje to trzeba to zrobić samemu. I znów - nie do końca pieniędzmi to się robi. Muzea są często za darmo a biblioteki są za darmo zawsze. I wreszcie - głowa rodzica i jego opowieści są za darmo całkowicie. Znacznie więcej pamiętam z dzieciństwa opowieści biblijnych, podróżniczych czy innych mojego taty niż treści ze szkoły. 
    Mam poczucie, że wiele zajęć na które mogłyby chodzić moje dzieci możemy zrealizować sami. Sami gramy i śpiewamy, sami rysujemy i malujemy, sami oglądamy filmy po angielsku. Moje dzieci nie bardzo chcą chodzić na zajęcia pozalekcyjne, zwykle pójdą dwa razy i mówią - wolę spędzić czas z Tobą. 
    Podziękowali 4Pioszo54 Aszna Chaber Avq
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.