Do rozpoczęcia tej dyskusji skłoniła mnie rozmowa z pewną moją młoda znajomą studiująca pedagogikę. Pochwlaiła mi się ona, że na zająciach z "Medodyki pracy z sześciolatkiem" było o tych "trudnych pytaniach". No i czegóż to dowiedziała sią przyszła pani pedagog? Otóż, gdyby jakieś dziecko z grupy zapytało skąd się biorą dzieci, to należy odpowiedziec coś bardzo ogólnie, nie wnikając w niuanse, najlepiej coś o ziarenkach (nie bardzo zrozumiałam, o jakie ziarenka mogło chodzic), unikac fachowych słów (np. nie mówic "pępowina" ale "rurka") i szybko zmienic temat na inny... Ale o bocianach, czy kapuście Pani nic nie wspominała.
Co Wy na to? Jak Waszym zdaniem powinien się w takiej sytuacji zachowac nauczyciel? Jak Wy sami traktujecie takie pytania swoich dzieci?
Komentarz
- po pierwsze, różne fajne encyklopedie i atlasy są bardzo pomocne. W jdnej książce mamy bardzo konkretne (a przy tym estetyczne, moim zdaniem) zdjęcia z porodu w kucki. Mój syn (wtedy 4 lata) był zafascynowany gdy odkrył (z moją pomocą), że te kolejne zdjęcia przedstawiają kolejne etapy wydostawania się dziecka z brzucha mamy. Owszem, zapytał, którędy to dziecko wychodzi, więc wyjaśniłam mu, że każda kobieta jest wyposażona, poza macicą, w której dziecko się rozwija, również w odpowiedni otwór, przez który dziecko może się wydostac, kiedy przyjdzie pora. Przyjął to całkowicie naturalnie.
- po drugie, sprawę ułatwia nam fakt, że chłopaki rodzili sie w domu, więc nie było wokół tego całej tej tajemniczo-medycznej otoczki, zniknięcia mamy i przywożenia nowego dziecka ze szpitala. Poród, dla wszystkich w naszej rodzinie, to sama fizjologia. Józek poraził mnie dośc kategorycznym żądaniem, by pozwolic mu uczestniczyc w porodzie najmłodszego. Nie dałam się namówic. Na szczęście Gustaw rodził się rankiem, kiedy starszaki smacznie spali. Żeby Józiowi nie było tak całkiem przykro, godzinny braciszek obudził go rano, a potem Józio mógł wspólnie z nasza położną obejrzec łożysko brata. Wypytał przy tym o wszystkie związane z nim szczegóły - którą stroną było przyklejone do mamy, którędy maluch wydostał się z worka i jak był przyczepiony do pępowiny oraz "co to jest to białe". Zaskoczył położną swoją wiedzą i dociekliwością.
Jeśli zaś chodzi o temat wałkowany ostanio, czyli "jak plemniki dostają się do brzucha mamy, żeby spotkac się tam z komórką jajową", to sprawa nie była dla mnie łatwa. A to dlatego, że moje dziecko (w efekcie wcześniejszego wielokrotnego drążenia tematu) wiedziało już doskonale gdzie znajdują się u mamy komórki jajowe a także gdzie u taty produkowane są plemniki oraz jak się wydostają. Pytał już także kiedyś, czy jego organizm też produkuje plemniki. Co więcej, wiedział już nawet, że plemniki dostają sią tą samą drogą, którą wydostaje się dziecko. Więc poziom wiedzy był już znaczny. W związku z tym, nurtujące go pytnie dotyczyło kwestii ściśle technicznej - co muszą zrobic tata i mama, żeby te plemniki trafiły, gdzie trzeba. Zachęciłam mojego syna, żeby sam trochę pogłówkował i miał nawet interesujące pomysły... niestety nietrafione (np. po prześcieradle? przez wodę w wannie?). Trudne to było dla mnie, bo, z jednej strony nie wiedziałam, czy informacja, o którą pyta nie wyda mu sie szokująca, a z drugiej, nie uznaję oszukiwania dzieci. Sama bym tematu nie podjęła ale kiedy dziecko pyta, to coż mogę zrobic lepszego niż odpowiedziec prawdę?
No i mam w pełni uświadomionego pięciolatka...
Najtrudniejszy był dla mnie w tym wszystkim brak własnych doświadczeń "z drugiej strony" - mnie w dzieciństwie nikt nie chciał uświadamiac, wmawiano mi, że dzieci przynosi bocian ew. że przynosi się je ze szpitala. Pamiętam też dokładnie swój szok po poznaniu prawdy na temat poczęcia (a duża już wtedy byłam) - natychmiast podjęłam decyzję, że nigdy w życiu dzieci miec nie będę... Mój syn, po "uświadomieniu" nadal utrzymuje, że będzie miał dziesięcioro dzieci, wiec chyba się nie zszokował ;-)
Dwa dni temu mój mąż usłyszał przypadkiem jak Józio strofował marudzącego przed snem Ludka:
"Ludek, czy ty chcesz miec tylko dwóch braci, tak?! Nie chcesz więcej rodzeństwa? Jak tak bedziesz tatę denerwował, to jego organizm nie będzie produkował zdrowych plemników i nie będziemy mieli siostrzyczki!"
Jak Wam się podoba taka motywacja, żeby nie złościc tatusia? :-)
Opis książeczki:
>>Nie wystarczy już odpowiedzieć na pytanie dziecka: "Skąd się wziąłem?" Opowiadając mu jeden z obowiązujących mitów: o pszczółkach, bocianie albo kapuście. Dzisiaj nasze pociechy domagają się rzetelnej i konkretnej odpowiedzi. Jak więc wyjaśnić im ten problem w sposób subtelny, a jednocześnie prawdziwy? Znakomicie udało się to poecie Marcinowi Brykczyńskiemu, który z wrodzoną finezją językową wysnuł piękną opowieść o poczęciu i narodzinach. Okraszony niezwykłymi ilustracjami Pawła Pawlaka wiersz jest perełką wydawniczą, która powinna zagościć na półce każdego dziecka. Książka otrzymała wyróżnienie w konkursie Dziecięcy Bestseller Roku 2004.<<
Małgorzata poleca książkę Brykczyńskiego. Mamy ją i chłopcy czytają z wielką chęcią. Jest tam taki ustęp: "Z taty rój nasionek rączy mknie z jajeczkiem się połączyć, które w mamie czeka skrycie, żeby zacząć nowe życie." (cytuję z pamięci, więc może nie dokładnie). Do pewnego czasu to Józiowi wystarczało. Ale w końcu zainteresował się którędy te nasionka mkną. I co, miałam mu powiedzieć, że jest za mały, żeby się tym interesował?
Dodam tylko, że u nas, wszelkie rozmowy "uświadamiające" są prowadzone w kontekście miłości rodziców, którzy chcieliby dąć życie nowemu człowiekowi. Nie pomijamy tu również roli Boga. Józio mając niecałe trzy lata, tak tłumaczył mi, jak dochodzi do poczęcia: "Spotyka się komórka od mamusi i od tatusia, Pan Bóg robi >Hhuh< i już jest dzidziuś." Nikt z nas, w tych słowach mu tego nie tłumaczył. On sam połączył sobie role rodziców i Boga w kwestii poczęcia i tak prosto to ujął. Mi się bardzo spodobało. Pomyślałam wtedy, że moje dziecko, choć taki małe, ma to świetnie w główce poukładane.
Anuka, zgadzam się z Tobą, że co innego uświadamianie swoich dzieci, a co innego cudzych. Z drugiej strony, co innego gdy dziecko jest uświadomione przez rodziców, a co innego, gdy przez obcych. Ja wolę osobiście zadbać o to, żeby moje dziecko miało "te sprawy" właściwie poukładane w głowie. Skoro więc wykazuje zainteresowanie, to wolę osobiście szczerze z nim porozmawiać, nie ryzykując, że następnym razem zapyta kogoś innego, kto może mieć do kwestii relacji damsko męskich, seksualności, poczęcia itp. podejście zupełnie inne ode mnie. W końcu, im moje dziecko starsze, tym z większą ilością różnych osób się styka. I coraz więcej tych kontaktów przebiega poza moją kontrolą. Wolę, żeby zawczasu miał dobrze poukładane w głowie.
Chodziło o czas jeszcze przed poczęciem.
A co zrobić, gdy dzieci nie poruszają tych tematów? Czekać czy je wywoływać? Córki akurat nie są zbyt dociekliwe.
Powiem tak: rodzice, nie łudźcie się, jesli nie powiecie nic swoim dzieciom w maluszkach czy średniakach, to na mur beton zostanie uświadomione przez kolegów w starszakach czy zerówce. Góra 1-2 klasa. Seks jest dziś tak wszechobecnym tematem, że dzieci jak tylko czegoś się dowiedzą, zaraz dzielą się rewelacjami. I tego właśnie chciałam uniknąc - aby moje dziecko uświadamiały inne dzieci. Nie oszukujmy się, wszyscy mamy to za sobą - z kim rozmawiali rodzice?? Moje dziecko przyszło z przedszkola i mówi: "wiesz dziś kol. X powiedział koleżankom Y i Z, jak się robi seks, ja pomyslałam że już to wiem a nawet więcej, ale nic nie powiedziałam". To była dla mnie chwila triumfu, że zrobiłam słusznie. Gdybym czekała, to ten kolega byłby uświadomicielem dla mojego dziecka. Nie chcę.
I jeszcze jedno: kiedy mówimy małemu dziecku jak to jest, używamy takich określeń jakie zna w codziennym domowym języku. Więc że dzieci się robi za pomocą ptaszka i cipulki. Chciałabym widzieć, komu przez gardło przejdą do dziecka w wieku szkolnym takie słowa jak penis, krocze itp. Brrrr!!!! Współczuję wszystkim, którzy czekają na tę przyjemność. I źle wróże temu uświadamianiu:shamed::wink:
Moja kuma tłumaczyła swemu synowi ok. 7-8 lat co i jak, i chciała być naukowa, a on: nie mów penis, mów siusiak! Odrzucało go od tej śmiertelnie poważnej terminologii.
U nas się na szczęście mówi ptaszek i cipulka, a nie siusiak i siusia, jak obserwuję u innych - wtedy dzieciom sie kojarzą te części ciała tylko z wydalaniem, a to robi trochę niekorzystny klimat skojarzeniowy...
Dziewczyna niestety nie może mieć dzieci.
3 lata temu adoptowała chłopca.
I teraz zaczynają się "te" tematy. Tutaj niestety sex wylewa się z gazet, telewizorów itp. Np na kanałach z bajkami emitowane są reklamy prezerwatyw (!) bo uważają, że skoro wiek inicjacji znacząco się obniżył, to to jest jedyna rada
No i Mały zaczął dokłądnie wypytywać co i jak... Koledzy w przedszkolu też nie ułatwiają sprawy.
On przepytuje Lenę co to prezerwatywa, gdzie się jej używa i kiedy.
Oczywiście za tym mogą iść kolejne pytanie - co, jak, gdzie...
Chłopcy w przedszkolu mu naopowiadali, że jak się "tam" dotykasz, to znaczy, ze jesteś prawdziwym chłopakiem i wtedy będzie ci przyjemnie itp.
Lena jest załamana:(
Chwała Bogu, że Młody do niej przychodzi, ale co z tym zrobić dalej??
JA próbuję jej coś doradzić, ale wolę też Was podpytać.
Dodam, ze taty nie ma, bo mąż zostawił Lenę niedługo po adopcji.
;-)
ja rodziłam jej to samo, tylko Lena ma problem na ile dokładnie wszystko opowiedzieć. Jaki to jest odpowiedni poziom dla 6 latka?
Ostatnio z jedenastolatkiem mieliśmy poważną rozmowę na temat fizjologii erekcji i ejakulacji. Sam zapytał. Cieszę się, że mimo wkraczania w trudny wiek dojrzewania nie krępuje się mnie pytać o intymne kwestie. Dopóki pyta mnie czuję się bezpiecznie, bo kontroluję poziom jego wiedzy oraz merytoryczną zawartość treści, z którymi się zapoznaje.
W razie czego, dzwoń do mnie i daj pana dyrektora do telefonu. Ja mu chętnie wyjaśnię, jak to jest z tymi porodami domowymi. A z Twego Maćka dumna jestem :-D
Moja najstarsza córa gdy miała chyba prawie 6 lat, zadawała mi pytania i tak prowadziła rozmowę, że w sumie doszłyśmy do porodu. Dopiero wtedy się zorjentowłam, że przeczytała sobie i młodszym braciom encyklopedię dla dzieci. Rozdział o fizjologi człowieka. Fajne są takie dzieciaki ciekawe świata.
Teraz zadała mi pytanie co to jest patologia. :O Zaczeli od tego półrocza WDŻ i było pytanie co mogą powiedzieć o swojej rodzinie. Kolega z ławki, któremu parę dni temu urodziła się siostrzyczka i jest ich już 4 powiedział, że na pewno nie patologiczna. Pytam ją co ona powiedziała a ona, że wspaniała.
Książka poetycka, ale nie kłamie. Nie zapomina o momencie poczęcia