Jak kot wychodzący, to trzeba bardzo pilnować regularnego odrobaczania, bo znosi różne parazyty i dzieci się nimi chętnie częstują. Żeby zwiększyć szanse przetrwania kota wśród dzieci, warto zadbać o równowagę sił - kotów powinno być więcej niż dzieci ;-)
"Jak podaje "Scientific American" u ludzi efekty nie są aż tak opłakane w skutkach. Z kwestionariuszy zebranych od chorych wynika, że ich osąd sytuacji odrobinę się zmienia, tzn. my również - podobnie jak myszy - stajemy się bardziej nieroztropni, żeby nie powiedzieć lekkomyślni. Jesteśmy też śmielsi. Może właśnie dlatego zarażenie toksoplazmozą może objawiać się zwiększonym prawdopodobieństwem spowodowania wypadku na drodze."
Jest taki Pruszkowski Dom Tymczasowy, skąd można przygarnąć koty właśnie już sterylizowane, szczepione itd. Ale szczepienia trzeba powtarzać, odrobaczenie też. Karma i żwirek też niosą konkretne koszta. No i zdecydowanie fajniej jest mieć dwa koty niż jednego - jeden może się nudzić i niszczyć sprzęty z frustracji.
Mamy koty niewychodzące - sprzątania trochę jest, bo rozwlekają żwirek na łapach, teraz na wiosnę kłaczą. Następne lokum chcemy znaleźć takie, żeby jednak mogły sobie spacerować trochę. I tak je lubimy, nawet bardzo, są kochane, mruczące, dość wyrozumiałe dla dzieci. Ale konkretne wyzwania też niosą - jak napisałam powyżej. Może rozważcie coś mniejszego?
Jest bardzo wiele fundacji, stowarzyszeń, które szukają domów dla kotów Najczęsciej koty te są już odrobaczone, zaszczepione, często także wysterylizowane. Wiek tych kotów także zróznicowany-od kociąt po koty "pełnoletnie".
Można również przygarnąć kota rasowego, pohodowlanego-jest ich sporo, czasami za złotówkę, czasami za koszty kastracji.
Koszt utrzymania zależy od tego, jaka karma, jaki żwirek itp. Przy czym tanie, najtańsze produkty najczęściej są marnej jakości i mało ekonomiczne. Dla przykładu-najtańszy, byle jaki żwirek betonitowy kosztuje w granicach 20 zł/5-8 kg, ale starcza na max tydzień Ja w tej chwili używam doskonałego żwirku, 18 kg/ok.60 zł, przy czterech kotach starcza na miesiąc, jest bardzo wydajny i ekonomiczny Przyzwoita karma sucha to koszt ok.20-22 zł/kg, kot dorosły, o wadze ok.3 kg potrzebuje ok.50-60 gr na dzień, karma mokra niezłej jakości to ok. 3-6 zł/100gr, są doskonałe puszki w ALDIm za 1.56zł/200gr Przy czym zdecydowanie opłaca się kupować wieksze opakowania i niekoniecznie w sklepach stacjonarnych-internetowe mają znacznie lepsze ceny
Szczepienia: młody kot powinien być już 2krotnie zaszczepiony, potem, przy kotach niewychodzących wystarczy podstawowe szczepienie co 2 lata, można rozszerzyć o szczepienie p.białaczce (ja np. nie szczepię, moje są całkiem niewychodzące) Można odrobaczać samemu, jedna tabletka do kupienia u weta to ok.5-7 zł, odrobacza się przynajmniej dwa razy do roku
Jest tu już wątek o sprawach kocich, "kociarze ratunku" czy jakoś tak-tam sporo cennych wiadomości
Ja. I go nie rozwiazalismy, bylo coraz gorzej, przez prawie 18 lat. Kot byl taki w miare czysty,chociaz bez przesady , tragedia zaczela sie, kiedy wyprowadzilam sie z domu i wyjechalam (kota zabrac nie moglam). Poza tym nie tolerowal facetow, kiedy pierwszy raz przyjechal do przyszlej tesciowej M., kocur tez mu nasikal do butow. I potem moja mama sie przeprowadzila i to juz kotu wykonczylo psyche do reszty. Przez jakies 8 lat porozumiewal sie z otoczeniem za pomoca fukania, drapania i wlasnie sikania na wszystko (dywany, firanki, kanapy itd.). Kot mieszkal pod szafa i jak wybiegal, to w celu ugryzienia kogos (nie oszczedzil nawet mojej babci, ktora ma naprawde zlote serce), podrapania albo podlania. Odczulismy ulge, jak kot zostal uspiony (to nastapilo z powodu niewydolnosci nerek, stan byl juz agonalny). Przyznaje, ze na tym kocie poleglismy. Mialam kilka kotow w zyciu, teraz tez mam dwa. Ten jeden egzemplarz byl nie do wytrzymania i nikt nie umial mu pomoc znormalniec.
Mam kłopot z miesiecznym kociątkiem, jego rodzeństwo jest zdrowe, a on wygląda jak spłaszczony , ma zdeformowane żebra i nóżki rozjeżdżają się na boki. Czy ktoś miał taki problem i wie jakie są szanse tego malucha na normalne życie
Przede wszystkim-do weta idź, na odległośc, bez innych danych trudno doradzić ale znam przypadki , że kocię trzeba było uśpić (zdeformowana klatka piersiowa+ zdeformowane narządy wewnętrzne) zakładam, że koty nierasowe są wiec doradzam kastrację matki ich
Oczywiście kastracje mamy zalanowaną za miesiąc, na ktociaki już oczekują nowi właściciele, wizyta u weta bez zabiegów itp kosztuje min 60 zł. Miałam nadzieje że ktoś mial podobny problem do rozwiązania. Nie potrafie zdecydować o uspieniu zwierzaka.
przy dzieciach ważne jest by kot miał odpowiedni charakter....kiedyś chciałam przygarnąć takiego "działkowca" odrobaczyć i wysterylizować, ale zgadałam się z kociarą z forum i poleciła, by brać kota z pewnego źródła, najlepiej odchowanego i z określonymi cechami, poleciła mnie hodowli kotów brytyjskich, w której szukali domów dla kastratek , które bądź nie mogły już rodzić lub się nie nadawały ( np po dwóch cesarkach) Dzięki temu nasz dom przyjął trzy koteczki brytyjskie ...najmłodsza miała 7 miesięcy, najstarsza 4 lata....Koty cudne, łagodne, mądre...
Moja siostra wzięła "działkowca"...dziki, agresywny i zupełnie nie nakolankowy jej się trafił.....
Koty wykastrowane często zapadają na chorobę nerek - mocznicę. Konieczne jest wtedy podawanie karmy weterynaryjnej (100 zł/kg), robienie kroplówek (w lecznicy ok. 250 zł tygodniowo). Uśpienie i utylizacja to kolejne 100 zł.
jeden to syjam i on jest bardzo towarzyski a ten sikający to dachowiec..
problemy z sikaniem u nas się nasilały parę miesięcy po pojawieniu się niemowlaków i właśnie wtedy był atak na kanapę co kończyło się usuwaniem mebla..
Nie każdy kot dachowiec nadaje się do oswojenia i o tym trzeba pamietać. Niestety-znam wiele przypadków, w których jakiś "Koci anioł" pragnął uszczęśliwiać dzikie koty i dać im dom. To się bardzo rzadko kończy happy endem. Wyłapywanie dzikusów w celu kastracji/sterylizacji i potem ich wypuszczenie-jak najbardziej ok, dokarmianie ewentualne takoż, ale oswajanie i udomowianie-absolutnie nie. Co innego, jak kociątka osierocone czy ktoś wyrzucił z domu udomowionego, oswojonego kota-wtedy jak najbardziej należy, jeśli taka wola-pomóc biedakowi. Co do zapadalności na choroby nerek to nie do końca tak, jak pisze @Maciek, ze "często". Oczywiście ryzyko jest wieksze niż w przypadku kotów 'pełnojajecznych i pełnojajnikowych", ale wystarczy zadbać o to, by kota nie zatuczyć, zapewnić mu trochę ruchu i rozrywki. Wystarczy zwykła karma bytowa, oczywiście ta znacznie lepsza niz Whiskasy, Frieskiesy i inne g***a marketowe
Godnym rozważenie jest też profilaktyka-czyli wykonywanie badań krwi i moczu ok.co 1- 1.5 roku U kotów niestety, jak pojawiają się jakiekolwiek objawy chorobowe to znaczy, że choroba jest bardzo rozwinięta.
W przypadku kotów rasowych oczywiście dużo łatwiej jest przewidzieć ich temperament, charakter itp., choć i tu bywają niespodzianki. W przypadku dachowców nigdy nie wiadomo, co z nich wyrośnie, choć ta różnorodność i nieprzewidywalność jest czasami fascynująca. Bywają jednostki wybitne, inteligentne i kompletnie nieprzewidywalne, bywają całkowite odludki i introwertycy.
Dodam tylko, że już 4-6 tyg kocię potrafi korzystać z kuwety, wie, do czego służy drapak i miseczka. To zupełnie inaczej, niż ze szczenięciem
@koctel-sikanie u kotów, jeśli jego podłożem nie jest problem zdrowotny to oczywiscie kwestia psychiki pojawiające się dziecko naruszyło bezpieczeństwo kota a zapach jego moczu ma własciwosci dla niego "uspokajające"-kot zna ten zapach i to daje mu pewnosć siebie moze to także oznaczać, ze znaczy (znakuje) teren tak, by nowy "kot" w domu (czyli dziecko w tym wypadku) wiedziało, kto był tu pierwszy i kto tu jest dominant (ważniejszy) zazwyczaj proble mija, gdy dziecko podrasta, jego obecnosć zaczyna się kotu kojarzyć z czymś miłym (np. karmienie kota z dzieckiem na ręku, nagradzanie kota przysmakami w momencie, kiedy znajduje się blisko dziecka i zachowuje się wobec niego odpowiednio można też spróbować "nasączyć" zapachem dziecka jakąś rzecz kota-kocyk, zabawkę itp. i oddając ją kotu nagrodzić smakołykiem i przede wszystkim NIE IZOLOWAĆ kota od dziecka!!!
Nasz kot zazwyczaj nie sika, ale kiedy tak się dzieje bezcenne są kadzidełka, palę w pomieszczeniach gdzie nieprzyjemnie pachnie, u mnie najbardziej skuteczne jest kadzidełko drzewo sandałowe. Oczywiście nie zastąpi to mycia podłóg, prania zasłon,mycia narożników ścian i drzwi. Takie uroki kota.
Nie izolowałam dzieci od kotów, jak się np urodziła Julia i wróciła do domu....wszyscy się z nią witali, a koty mogły obwąchać...nasze maluchy były od razu uczone, że kot to nie zabawka, nie wolno go gonić, ciągnąć za ogon, do pewnego momentu nie pozwalałam głaskać małymi łapkami bez wyczucia, tylko trzymałam dziecku rączki z tyłu tak, by mogło się do kota tulić policzkiem...Antek ma 4 lata i nadal odruch przytulania kota policzkiem...Nasze koty same unikają najmłodszych domowników, nie wchodzą im w drogę...folgują sobie dopiero z dziećmi tak powyżej 5-6 lat....Wyjątkiem była nasza Zyzia, która od urodzenia Julii spała z nią w wózku, w łóżeczku, wskakiwała jej do wysokiego fotelika, bawiła obok niej na kocyku i wykazywała się dużą cierpliwością ...Sisiunia i Libby omijały Julkę łukiem :-)...
My prowokowaliśmy ich spotkania...np jedna ze starszych córek trzymała i kontrolowała kota a ja obok miałam na rękach Julię i pozwalałam jej głaskać, dotykać, tulić
Ale takiej przyjaźni jak Julka i Zyzia jeszcze wśród relacji małe dziecko - kot - nie widziałam !
u nas ten lękliwy kot dopiero od niedawna nie ucieka przed straszą córką - 4,5 letnią..no ale ta podrosla to kolejna mała;)
nie izolowałam, ona sama się izolowała, do dziecka podchodzi tylko jak ono śpi i wtedy je obwąchuje
co do kuwety, jak chciałam by była zamknięta, to po nałożeniu budy, parę godzin póżniej była kupa na naszym łóżku..
a czy można tą lękliwość jakoś oswoić, ją uspokoić, bo np. wystarczy ruszyć nogą a kotka już w stanie napięcia jest..dodam, że jako okoolo dwumiesieczny kociak była przez kogos z ulicy przyniesiona, zajęła się nią znajmoma u ktorej wystąpiły po paru dniach objawy alergii i wtedy my ją przyjęliśmy i była drugim kotem u nas w domu. Potem dzieci się zaczęły pojawiać
@Marcelina W kwestii roznoszenia żwirku... miałam kiedyś kota i moja mama nie mogła znieść tego żwirku roznoszonego, więc spróbowaliśmy innego rozwiązania: były dwie kuwety włożone jedna w drugą, ta na wierzchu miała dziurki (tata zrobił wiertarką) Jak kot siusiał, to spływało do tej dolnej, więc nie miał mokrych łap. Żeby miał w czym pogrzebać rzucaliśmy mu 2-3 kawałki papieru toaletowego. To było bardzo wygodne i tanie, łatwo się też sprzątało - pod kran żeby wypłukać i siup do toalety. Naszemu kotu to odpowiadało - polecam.
kociara, <To się bardzo rzadko kończy happy endem.>
U mnie się póki co skończyło happy endem. W listopadzie wzięłam do domu kota ogrodowego (ok. 2,5 rocznego), którego dokarmiam od urodzenia. Półdługowłosy, ale włosięta jak jedwab, a brzuch prawie golutki. Kocia mama, zwykły czarno-biały dachowiec, ale koci ojciec najwyraźniej pers jakiś.
Kot był dzikusek, do kastracji został złapany za pomocą żywołapki.
Weterynarka orzekła, że taki kot nie nadaje się do zimowania o ogrodzie. Wzięłam go więc do domu.Okazało się, że to okaz porządku i delikatności.
Domowemu kotu schodził z drogi i się do niego nie zbliżał. Wielokrotnie byłam świadkiem, jak domowy kot (15-letni), puka łapką rozpłaszczonego na ziemi Puchatka, który z pokora to znosi i nie reaguje. Tylko mnie się nie boi i przy każdorazowym zapadnięciu w fotel mam z boku przytulonego, albo leżącego na kolanach mruczącego kota.
Odkąd zrobiły się dodatnie temperatury, rano wypuszczam go do ogrodu i przy każdym moim pojawieniu się w ogrodzie Puchatek wypada jak wicher z krzaków i dalej mi towarzyszy jak piesek i drepcze za mną do domu. Nocuje i je w domu.
Jak zrobiło się ciepło, jeszcze nie wychodził do ogrodu i w polu widzenia pojawiały się inne koty, faktycznie potrafił "psiknąć" na parapet, a nawet do mężowskiego buta stojącego na tarasie.
Chyba zaznaczał swoje terytorium. Potem to ustało.
Komentarz
np. http://facet.wp.pl/kat,1034221,wid,14966638,wiadomosc.html?ticaid=1107da&_ticrsn=3
"Jak podaje "Scientific American" u ludzi efekty nie są aż tak opłakane w
skutkach. Z kwestionariuszy zebranych od chorych wynika, że ich osąd
sytuacji odrobinę się zmienia, tzn. my również - podobnie jak myszy -
stajemy się bardziej nieroztropni, żeby nie powiedzieć lekkomyślni.
Jesteśmy też śmielsi. Może właśnie dlatego zarażenie toksoplazmozą może
objawiać się zwiększonym prawdopodobieństwem spowodowania wypadku na
drodze."
lub http://wyborcza.pl/1,75476,10638110,Toksoplazmoza___charakter_narodowy_pasozytow.html
Mamy koty niewychodzące - sprzątania trochę jest, bo rozwlekają żwirek na łapach, teraz na wiosnę kłaczą.
Następne lokum chcemy znaleźć takie, żeby jednak mogły sobie spacerować trochę.
I tak je lubimy, nawet bardzo, są kochane, mruczące, dość wyrozumiałe dla dzieci. Ale konkretne wyzwania też niosą - jak napisałam powyżej.
Może rozważcie coś mniejszego?
Najczęsciej koty te są już odrobaczone, zaszczepione, często także wysterylizowane.
Wiek tych kotów także zróznicowany-od kociąt po koty "pełnoletnie".
Można również przygarnąć kota rasowego, pohodowlanego-jest ich sporo, czasami za złotówkę, czasami za koszty kastracji.
Koszt utrzymania zależy od tego, jaka karma, jaki żwirek itp.
Przy czym tanie, najtańsze produkty najczęściej są marnej jakości i mało ekonomiczne.
Dla przykładu-najtańszy, byle jaki żwirek betonitowy kosztuje w granicach 20 zł/5-8 kg, ale starcza na max tydzień
Ja w tej chwili używam doskonałego żwirku, 18 kg/ok.60 zł, przy czterech kotach starcza na miesiąc, jest bardzo wydajny i ekonomiczny
Przyzwoita karma sucha to koszt ok.20-22 zł/kg, kot dorosły, o wadze ok.3 kg potrzebuje ok.50-60 gr na dzień, karma mokra niezłej jakości to ok. 3-6 zł/100gr, są doskonałe puszki w ALDIm za 1.56zł/200gr
Przy czym zdecydowanie opłaca się kupować wieksze opakowania i niekoniecznie w sklepach stacjonarnych-internetowe mają znacznie lepsze ceny
Szczepienia: młody kot powinien być już 2krotnie zaszczepiony, potem, przy kotach niewychodzących wystarczy podstawowe szczepienie co 2 lata, można rozszerzyć o szczepienie p.białaczce (ja np. nie szczepię, moje są całkiem niewychodzące)
Można odrobaczać samemu, jedna tabletka do kupienia u weta to ok.5-7 zł, odrobacza się przynajmniej dwa razy do roku
Jest tu już wątek o sprawach kocich, "kociarze ratunku" czy jakoś tak-tam sporo cennych wiadomości
edit: znalazłam:
http://www.wielodzietni.org/discussion/10546/kociarze-ratunku-/p1
Albo chomika - się szwendać po chałupie nie będzie a dla dzieci radocha
@Pablo-mam nadzieję, ze to takie żarciki, te Twoje zapytania
Kot byl taki w miare czysty,chociaz bez przesady , tragedia zaczela sie, kiedy wyprowadzilam sie z domu i wyjechalam (kota zabrac nie moglam). Poza tym nie tolerowal facetow, kiedy pierwszy raz przyjechal do przyszlej tesciowej M., kocur tez mu nasikal do butow. I potem moja mama sie przeprowadzila i to juz kotu wykonczylo psyche do reszty. Przez jakies 8 lat porozumiewal sie z otoczeniem za pomoca fukania, drapania i wlasnie sikania na wszystko (dywany, firanki, kanapy itd.). Kot mieszkal pod szafa i jak wybiegal, to w celu ugryzienia kogos (nie oszczedzil nawet mojej babci, ktora ma naprawde zlote serce), podrapania albo podlania. Odczulismy ulge, jak kot zostal uspiony (to nastapilo z powodu niewydolnosci nerek, stan byl juz agonalny). Przyznaje, ze na tym kocie poleglismy. Mialam kilka kotow w zyciu, teraz tez mam dwa. Ten jeden egzemplarz byl nie do wytrzymania i nikt nie umial mu pomoc znormalniec.
ale znam przypadki , że kocię trzeba było uśpić (zdeformowana klatka piersiowa+ zdeformowane narządy wewnętrzne)
zakładam, że koty nierasowe są
wiec doradzam kastrację matki ich
miesiąc, na ktociaki już oczekują nowi właściciele, wizyta u weta bez zabiegów itp kosztuje min 60 zł. Miałam nadzieje że ktoś mial podobny problem do rozwiązania. Nie potrafie zdecydować o uspieniu zwierzaka.
Niestety-znam wiele przypadków, w których jakiś "Koci anioł" pragnął uszczęśliwiać dzikie koty i dać im dom.
To się bardzo rzadko kończy happy endem.
Wyłapywanie dzikusów w celu kastracji/sterylizacji i potem ich wypuszczenie-jak najbardziej ok, dokarmianie ewentualne takoż, ale oswajanie i udomowianie-absolutnie nie.
Co innego, jak kociątka osierocone czy ktoś wyrzucił z domu udomowionego, oswojonego kota-wtedy jak najbardziej należy, jeśli taka wola-pomóc biedakowi.
Co do zapadalności na choroby nerek to nie do końca tak, jak pisze @Maciek, ze "często".
Oczywiście ryzyko jest wieksze niż w przypadku kotów 'pełnojajecznych i pełnojajnikowych", ale wystarczy zadbać o to, by kota nie zatuczyć, zapewnić mu trochę ruchu i rozrywki. Wystarczy zwykła karma bytowa, oczywiście ta znacznie lepsza niz Whiskasy, Frieskiesy i inne g***a marketowe
Godnym rozważenie jest też profilaktyka-czyli wykonywanie badań krwi i moczu ok.co 1- 1.5 roku
U kotów niestety, jak pojawiają się jakiekolwiek objawy chorobowe to znaczy, że choroba jest bardzo rozwinięta.
W przypadku kotów rasowych oczywiście dużo łatwiej jest przewidzieć ich temperament, charakter itp., choć i tu bywają niespodzianki.
W przypadku dachowców nigdy nie wiadomo, co z nich wyrośnie, choć ta różnorodność i nieprzewidywalność jest czasami fascynująca. Bywają jednostki wybitne, inteligentne i kompletnie nieprzewidywalne, bywają całkowite odludki i introwertycy.
Dodam tylko, że już 4-6 tyg kocię potrafi korzystać z kuwety, wie, do czego służy drapak i miseczka. To zupełnie inaczej, niż ze szczenięciem
pojawiające się dziecko naruszyło bezpieczeństwo kota a zapach jego moczu ma własciwosci dla niego "uspokajające"-kot zna ten zapach i to daje mu pewnosć siebie
moze to także oznaczać, ze znaczy (znakuje) teren tak, by nowy "kot" w domu (czyli dziecko w tym wypadku) wiedziało, kto był tu pierwszy i kto tu jest dominant (ważniejszy)
zazwyczaj proble mija, gdy dziecko podrasta, jego obecnosć zaczyna się kotu kojarzyć z czymś miłym (np. karmienie kota z dzieckiem na ręku, nagradzanie kota przysmakami w momencie, kiedy znajduje się blisko dziecka i zachowuje się wobec niego odpowiednio
można też spróbować "nasączyć" zapachem dziecka jakąś rzecz kota-kocyk, zabawkę itp. i oddając ją kotu nagrodzić smakołykiem
i przede wszystkim NIE IZOLOWAĆ kota od dziecka!!!
Oczywiście nie zastąpi to mycia podłóg, prania zasłon,mycia narożników ścian i drzwi. Takie uroki kota.
W kwestii roznoszenia żwirku...
miałam kiedyś kota i moja mama nie mogła znieść tego żwirku roznoszonego, więc spróbowaliśmy innego rozwiązania: były dwie kuwety włożone jedna w drugą, ta na wierzchu miała dziurki (tata zrobił wiertarką)
Jak kot siusiał, to spływało do tej dolnej, więc nie miał mokrych łap.
Żeby miał w czym pogrzebać rzucaliśmy mu 2-3 kawałki papieru toaletowego.
To było bardzo wygodne i tanie, łatwo się też sprzątało - pod kran żeby wypłukać i siup do toalety.
Naszemu kotu to odpowiadało - polecam.