Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

"Po raz pierwszy brakuje mi rąk"

edytowano grudzień 2007 w Ogólna
image

Po raz pierwszy brakuje mi rąk
tekst Małgorzata Wach / Gazeta Wyborcza

Pani z apteki patrzy na mnie jak na kosmitkę. Proszę o test. Pewnie myśli: "Aha, dziewczyna bez rąk będzie miała dziecko". To dopiero sensacja!

Nazywam się Anka Krupa. Mam 26 lat. Urodziłam się w Piekielniku koło Czarnego Dunajca. Na mapie tu jest Polska, ale na wyświetlaczu mojej komórki codziennie pojawia się komunikat: 'Witaj na Słowacji'. Odbieram ją prawą nogą. Tak samo piszę SMS-y. Lewą nogą piję kawę, jem i wyszywam. Urodziłam się bez rąk. Bóg mi oszczędził rozmyślań w stylu - dlaczego. Bez rąk można studiować zarządzanie biznesem, uczyć w szkole angielskiego, zbierać truskawki i głaskać psa. Można się też kochać i zostać matką. Ja zostałam.

12 lutego

Różowa kreska na teście ciążowym. To niemożliwe! Możliwe. 6 grudnia - Mikołaja. Popołudnie z Jackiem - obrazki śmigają mi przed oczami jak w teledysku. Wstałam o szóstej. Za oknem padał śnieg. Na śniadanie była herbata z cytryną, dwie kanapki i jogurt wiśniowy. Koło dziesiątej przyszła Sylwia (córka siostry) na kawę. Potem było robienie włosów i SMS. 'Będę za chwilę'. Nie wierzę. Trzeba powtórzyć ten test.

15 lutego

Jadę do Dunajca. Muszę zrobić zakupy, no i kupić drugi test. Mama się dziś śmiała, że jakaś odmieniona jestem ostatnio, że wyładniałam czy coś. Ciągle mam rumieńce. Pani z apteki patrzy na mnie jak na kosmitkę. Proszę o test. Pewnie myśli: "Aha, dziewczyna bez rąk będzie miała dziecko". To dopiero sensacja! Test drugi: jestem w ciąży! Wszystkie przecież nie mogą być zepsute.

8 marca

Poniedziałek. Jadę do Nowego Targu do lekarza. Trzy dziewczyny przede mną. Znowu te rumieńce! Nerwowo huśtam 'łapami'. Ostatni raz tak czekałam, jak pierwszy raz w życiu poszłam do dentysty. Miałam kilka lat, a mama mówiła, żebym się już nie bała, bo jestem duża. - Anna Krupa! - słyszę z gabinetu. Mówię doktorowi co i jak, a on tylko patrzy i kiwa głową. Czuję, że chce zapytać, jak to się stało. Na końcu języka mam słowo - "naturalnie". Ale nie pyta, tylko każe mi się położyć, odwija bluzkę i robi USG. Słyszę bicie serca. Głośne. Mocne. Łapię powietrze, żeby nie płakać.

- Jest pani w ciąży, pani Aniu - słyszę głos oddalony o tysiące kilometrów. Idę ulicą jak zaczarowana. Jakaś pani po drugiej stronie ulicy badawczo mi się przygląda, puszczam do niej oko i gonię na busa. Lecę do sklepu. Kupuję szampana. Potem do mamy (tata zmarł pięć lat temu).Te 600 metrów, które znam na pamięć, dziś jest jak droga na Alaskę: kawałek szosy, kładka, łąka sąsiada, znowu droga, drewniany domek rodzinny (z domu cioci, w którym mieszkam od czasu jej wyjazdu do Stanów, jest do mamy jakieś 400 metrów). W głowie układam sobie, jak to powiem. Może zwyczajnie: 'Mamo, będę miała dziecko'.

Na obiad jest pomidorowa z makaronem i knedle. Mama mówi, że strasznie ją bolą nogi. Wybiera się do lekarza. Teraz przecież nie po wiem. Idę do pokoju i siadam przy komputerze. Oglądam swój skok ze spadochronem. Wolność. Szczęście.

- Co to za okazja? - pyta mama. W ręku ma szampana z mojego plecaka. Tuż za nią wyrasta mój młodszy brat Paweł. - Będę miała dziecko - mówię. Cisza. Paweł idzie zapalić papierosa.

9 marca

Muszę w końcu powiedzieć Jackowi. Piszę SMS-a: 'Będziemy mieli dziecko'.

10 marca

SMS od Jacka: 'Przepraszam, że piszę dopiero teraz, ale nie wiedziałem, co powiedzieć. Postaram się być dobrym ojcem'. OK.

11 marca

Od rana gapię się na zdjęcie z USG. Mały ssie kciuka (tak to przynajmniej wygląda), ma 44 milimetry, waży kilkanaście gramów.

26 marca

Od kilku dni wstaję, zanim zadzwoni budzik. Na zegarku - 5.50. Hejko, Maleństwo! Mój ty mikołajkowy prezencie. Szybkie śniadanie i biegniemy na busa. O 8.55 zaczynam pierwszą lekcję. Każda kolejna trwa wieki.

27 marca

Coraz bardziej się rozleniwiam. W plecaku czeka fura kartkówek pierwszaków. Biorę czerwony pisak, rozkładam się na dywanie i sprawdzam. W co drugiej kartkówce widzę słowo 'mother'.

3 kwietnia

Byłam z Pawłem w Dunajcu na przedświątecznych zakupach. Złapałam smaka na śledzie. Wystałam się w kolejce jak dzika. Bite 40 minut. Paweł był wściekły, nogi mi spuchły, ale Mały chciał. Nie było rady.

25 kwietnia

Dostałam książkę od pana P. 'Tango z motylem': 'Zdrowi ludzie pewnie nawet nie przypuszczają, jak wielki ciężar psychiczny, jak wielką rozpacz jest w stanie udźwignąć człowiek i ile jest zdolny wytrzymać. Zdrowi ludzie pewnie też nie wiedzą, jak wielkiej radości może człowiek doświadczyć...' - czytam na ostatniej stronie. Boże, dziękuję Ci, że jesteśmy z Maleństwem zdrowi.

10 maja

Będzie pogoda, bo góry widać jak na obrazku. Pachną bzy. Maleństwo śpi od rana. Ożywia się tylko wtedy, gdy je obejmuję. Oplatam brzuch nogami, a Mały daje mi znaki kopaniem. Taki nasz alfabet Morse'a.

Pani dyrektor w szkole wezwała mnie na rozmowę. Mówi, że miałam zacząć studia z oligofrenopedagogiki, czyli z pedagogiki zajmującej się wychowaniem osób niepełnosprawnych umysłowo (uczę w szkole integracyjnej), i nic z tego. Musiałam powiedzieć prawdę, dlaczego nie mogę zacząć kursu: 'A to niespodzianka! Zaskoczyła mnie pani'.

26 maja

Dzień Matki. Kupiliśmy mamie dywan, taki beżowo-brązowy. Zrzutę zrobiliśmy całą szóstką: Ela, Piotrek, Jola, Monika, Paweł i ja. "Cieszę się, Aniuśku, że ty też niedługo będziesz mamą. Nie ma większego szczęścia dla kobiety" - powiedziała mama. Obym umiała chociaż w połowie być tak dobrą matką jak Ty!

23 czerwca

Zakończenie roku szkolnego. Dzieciaki dawały buziaki i kwiaty, mi robić podstawowe rzeczy. Głowa mi pęka od tego ciśnienia. Szybciej się męczę. Noszenie drewna to już wyczyn. No i brzuszek jest już duży, staram się organizować wszystko piętro niżej. Mały, wychodź już, bo matka ma pod górkę!

24 września

Śniło mi się, że stałam na jakimś wzgórzu pod lasem i widziałam, jak przez wieś płynie błękitna, czysta rzeka. Było mi dobrze. Lekko. Chwilę potem nadpłynęła mętna woda i to wszystko popsuła. Ktoś płakał. Obudziłam się zlana potem.

Dziewiąta rano. Idę do mamy. Muszę sprawdzić ten sen w rodzinnym senniku. Ma chyba ze sto lat (to spadek po prababci). Mama trzyma go zawsze w kuchennym kredensie, przez to pachnie wszystkim rodzinnymi obiadami.

'Rzeka czysta - przygotuj się na przeżycie radości' - czytam. 'Rzeka mętna - smutne wieści dotrą do ciebie'.

26 września

Nie spałam całą noc. Ciągle chciało mi się jeść: godzina pierwsza - kanapka z serem, druga - dwa ciastka. Za dziesięć czwarta - znów kanapka. Sylwia śpi jak suseł. Niech już będzie świt.

Szósta - pierwszy skurcz. Matko Święta, może za dużo zjadłam. 'Anka, nie panikuj'! - mówię sobie. 'Oddychaj'. Pół godziny ciszy. Piąta. Sylwia idzie do pracy. Chwilę potem kolejny skurcz. Siódma - znowu skurcz. Za pół godziny to samo. No to teraz już wiem. Dzwonię do Zosi. 'Będę rodzić'. Pyta, co ile mam skurcze. Co pół godziny. 'To jeszcze daleko. Ubiorę Klaudię do szkoły i do ciebie przyjadę. Szykuj się!' OK. Torba z wyprawką stoi na baczność pod drzwiami. Czekam.

Godzina 12 - porodówka. Zaczyna się. Czternasta, piętnasta, szesnasta, chodzę, leżę, wstaję, chodzę, prę. Nic. SMS-y zapychają mi komórkę. Czy już cały świat wie, że rodzę?! 16.30 - pani doktor staje nade mną i mówi, że trzeba zrobić cesarkę. 17.05. Jak przez mgłę słyszę krzyk i zapadam się w ciemność. - Ma pani córkę - mówi głos we śnie.

17.25. Jesteś! Jakieś pięć metrów ode mnie. Podnoszę głowę z całych sił. Pielęgniarka idzie równym krokiem, ale wydaje mi się, jakby szła całą wieczność. Jesteś ledwie krok ode mnie i nie mogę Cię dotknąć. Boże drogi, pierwszy raz w życiu brakuje mi rąk. Emilka - tak będziesz miała na imię. Dziewięć punktów na dziesięć możliwych. Waga - 2750 gramów, 'wzrost' - 50 cm, obwód główki - 34 cm, obwód klatki piersiowej - 33 cm. Kocham Cię od pierwszego uderzenia serca. Nie pamiętaj mi, że mówiłam do ciebie Mały.

27 września

Emi na zmianę ciągnie cyca i śpi. Jeszcze nie wierzę, że to moje dziecko. Gdyby nie te oczy, włosy, nosek i znajome bicie serca, pewnie bym nie uwierzyła.

Rana pooperacyjna dobrze się goi. Za trzy dni wracamy do domu.

30 września

Siedzę w kucki i ryczę. Byłyśmy z Emi spakowane. Czekałyśmy tylko na wypis, zamiast tego lekarz zakomunikował nam, że musimy zostać, bo Mała złapała jakąś infekcję. Trzeba sprawdzić nerki.

31 września

Mama płacze mi w słuchawkę. Mówi, że zmarł wujek Janek - jej brat. To była ta "mętna woda".

1 października

Pierwszy raz przewijam Emi. Pielęgniarki nie mogą uwierzyć, że stopami można zmienić pieluchę i umyć dziecku pupę. Można.

12 października

Wracamy do domu!!! Przyjechał po nas Jacek. W drodze albo milczymy, albo rozmawiamy o Emi. Jedziemy prosto do mamy. Chyba nigdy nie widziałam jej takiej wzruszonej.

14 października

Powrót do normalności. Emilka rośnie jak babka drożdżowa. Robią jej się pucki na buzi. Już patrzy i się uśmiecha, słucha. Jeszcze nie gaworzy, ale myślę, że już niedługo. Na pewno będzie z niej gaduła. To u nas rodzinne.

Najbardziej lubi ssać cyca i się kąpać - ciężko ją wyciągnąć z wanienki. A kąpie ją Ela. Na mnie przyjdzie czas. Tak to sobie tłumaczę.

20 października

Emilka śpi pięć-sześć godzin, mam więc czas na sprzątanie i pranie. Jak muszę coś załatwić, zabieram ją do mamy. Bez pomocy Sylwii czy Eli na razie nie dam rady jej przenosić. Są moimi rękami.

Czas dla siebie mam wieczorem, kiedy Mała jest już po kąpieli - czytanie, haftowanie, TV.

24 października

Od tygodnia dom jest pełen gości. Wieczorem - koleżanki z paczki: Asia, Ania, Judi, Paulina z Jankiem, potem Sylwek, sąsiadka, ciocia z wnuczką Natalią, dzieci sąsiadów, Zosia, Basia z mamą i Edi z chłopakiem. Ula i Promyczek z Krakowa zrobiły dla mnie filmik. Nie spodziewałam się, że tyle osób o mnie myśli.

27/28 października

Emi ma kolkę. Nie śpimy prawie całą noc. Huśtam ją i śpiewam piosenki z dzieciństwa. Powtórzyłam repertuar z pięć razy. Lecę z nóg. Nie idziemy dziś do mamy. Żadna z nas nie ma na to siły. Musimy się jutro wybrać do lekarza na kontrolę.

29 października. Byłyśmy u lekarza. Emi ma kiepskie wyniki. Stąd ten płacz. Trzeba będzie powtórzyć badania. Jak wyjdą źle, trzeba iść do szpitala. 'Życie nie zawsze jest kolorowe' - czytam na billboardzie.

30 października

Uwielbiam Cię karmić i patrzeć, jak zasypiasz. I ten Twój uśmiech. Czekam na Twój pierwszy ząbek, słowo, pierwszy krok.

Komentarz

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.