Dzięki wszystkim za dobre słowo.
Ja już na chodzie, ale małżonek teraz cieniutko.... wyszła nam sztafeta z małą zakładką ale chyba powoli wychodzimy na prostą:smile:
U nas chyba tylko raz się tak zdarzyło, przez jeden dzień, ale wspominam to jak koszmar. Jakimś cudem poradziliśmy sobie wtedy z czwórką maluchów, w tym noworodkiem.
Adelajdo, coś czuję, że Ty teraz przechodzisz kataklizm pt. "chory mężczyzna w domu a ja już na nogach"
dużo siły dla Ciebie, bo to dosyć... specyficzny kataklizm;)
Wychodzi na to, że u nas też był w sumie jeden taki najgorszy dzień, ale ten okropny dzień oprócz wielu nieprzyjemności przyniósł też coś naprawdę pięknego.
Wyobrażcie sobie: leżymy oboje z Maćkiem na łożu boleści z 40 stopniową gorączką a prochy jakoś tej temperatury nie chciały brać. (Do tego jeszcze ja z Ulą nieustannie na cycku) i zastanawiamy się jak to zrobić.... a tu przychodzą nasze dzieci starsze (7, 5, 2,5) ubrane i gotowe i oświadczają, że oto one teraz zrobią sobie i nam śniadanie, a my mamy leżeć - ja dostałam "kaszkę Józka" czyli Sinlac - to zaszczyt bo Józek nikomu jej nie daje:-). Ale to jeszcze nie koniec.... oni zrobili we trójkę (pod moją komendę) jeszcze zupę pomidorową z makaronem:clap::cheer::clap::jumping:
żebyście widzieli jak Józio skrobał marchewkę....:rolling:
No i jakoś przeżyliśmy, choć muszę przyznać, że to był jakiś okropnie jadowity wirus brr
U nas w polowaniu na jedzenie najlepszy jest Józek. Ostatnio upolował paczkę Mamby, którą pożarł za kanapą ku oburzeniu rodzeństwa. Józek jest jak Alcest - dzieli się wszystkim, z wyjątkiem jedzenia :cool:
Komentarz
Ja już na chodzie, ale małżonek teraz cieniutko.... wyszła nam sztafeta z małą zakładką ale chyba powoli wychodzimy na prostą:smile:
zgadnijcie które
zdrowia życzę
U nas chyba tylko raz się tak zdarzyło, przez jeden dzień, ale wspominam to jak koszmar. Jakimś cudem poradziliśmy sobie wtedy z czwórką maluchów, w tym noworodkiem.
ojej, w 12-osobowej rodzinie to byłoby chyba straszne - jest za co dziękować Panu Bogu.
dużo siły dla Ciebie, bo to dosyć... specyficzny kataklizm;)
Wyobrażcie sobie: leżymy oboje z Maćkiem na łożu boleści z 40 stopniową gorączką a prochy jakoś tej temperatury nie chciały brać. (Do tego jeszcze ja z Ulą nieustannie na cycku) i zastanawiamy się jak to zrobić.... a tu przychodzą nasze dzieci starsze (7, 5, 2,5) ubrane i gotowe i oświadczają, że oto one teraz zrobią sobie i nam śniadanie, a my mamy leżeć - ja dostałam "kaszkę Józka" czyli Sinlac - to zaszczyt bo Józek nikomu jej nie daje:-). Ale to jeszcze nie koniec.... oni zrobili we trójkę (pod moją komendę) jeszcze zupę pomidorową z makaronem:clap::cheer::clap::jumping:
żebyście widzieli jak Józio skrobał marchewkę....:rolling:
No i jakoś przeżyliśmy, choć muszę przyznać, że to był jakiś okropnie jadowity wirus brr
Jeszcze raz dzięki wszystkim za cieple słowa