Jesteśmy właśnie po. I jak co roku przewalają mi się przez głowę różne myśli i pytania. I jedno zasadnicze: co zrobić, żeby było inaczej?
Bo jest tak: ksiądz wpada, odmawiamy Ojcze nasz (w tym roku ksiądz zablokował nawet szansę na nasze intencje, mówiąc: i w sprawach, o których już wy sami najlepiej wiecie), święci najbliższy metr kwadratowy (dlaczego nie cały dom, dlaczego?), potem siadamy i odpowiadamy na pytania dotyczące naszych zawodów - co roku je podajemy. Ksiądz się podrywa i wypada. Pięć minut. Nie ma szans na herbate, nie ma szans na pytania o parafię, nie ma szans na rozmowę o wierze. Może gdybyśmy byli dłużej w parafii, to byłoby inaczej?
No to się wyżaliłam. A jak jest u Was?
Komentarz
Nie mam zbyt wygórowanych oczekiwań, bo wiem, ile wysiłku wkłada ksiądz proboszcz i wikary, aby oblecieć całe osiedle (i kilkanaście innych w parafii). Gdyby tak mieli u każdego zostać na herbatce, to by nie skończyli przed Zesłaniem Ducha Świętego.
Za rok pewnie będziemy mieszkać gdzie indziej i kolęda będzie inna. Zobaczymy jaka
A w mojej rodzinnej parafii księża chodzą przez cały rok - po troszeczku:) a za to zostają na dłużej i to bardziej na wizyte wygląda...
Kiedyś też proboszcz dostał do pomocy Diakona, który był w tej samej wspólnocie co ja. Na swoją prośbę to on do nas przyszedł, mimo,że akurat proboszcz miał naszą klatkę do nawiedzania i ta wizyta też była normalna, bez pośpiechu.
Ostatnie dwa lata to niestety wizyty na 5 minut i ekspresem. Fatalnie się to odbiera: ksiądz przychodzi po kasę i do widzenia.
Dałam księdzu zeszyt od religii, były tam tylko trzy lekcje zapisane, ale i tak był zachwycony, że mam. Mówił: O prosze, jaka mądra i porządna dziewczyna. Szkoda, że tak nic nie mówi tu do nas. Jakby sie odezwała, to na pewno coś mądrego by nam powiedziała...
Cała rodzina gapi się na mnie i zlewa, a ja nic nie gadam, no przecież żeby nie zobaczył kolczyka...
:bigsmile::bigsmile::bigsmile:
Był (wg sąsiada) przed terminem. Przeleciał po klatce bo nikogo prawie nie było i heja!
Vivat Franciszkanie!
a ja sobie czasem myślę, dlaczego nie mogliby chodzić tak długo.
i podzielić parafię na grupy najwyżej kilkurodzinne jednego dnia
i pomodlić się wspólnie (ciut więcej niż Ojcze Nasz)
i poświęcić cały dom
i posiedzieć, i pogadać, i faktycznie poznać swoich parafian
i posłuchać ich i nawet "poegzaminować z wiary "
wyjaśnić wątpliwości, powiedzieć dobre słowo
eh, ale się rozmarzyłam
ja też lubię sobie tak pomarzyć
u nas wizyta co dwa lata, wypada w tym roku, zobaczymy jak bedzie...
A co do koperty... to u nas w parafii jest już tak od lat, że ksiądz nie bierze pieniędzy podczas kolędy, tylko kto chce (!?) daje datek i swoje dane tzn. nazwisko i nr domu w kopercie na tace.
Ooo, to u nas ministranci pieniądze też dostają i w zależności od tego jak ustali ksiądz... połowę uzbieranej kwoty mają dla siebie. Pamiętam jak mój syn był ministrantem, to przez kilka lat z rzędu kupował sobie buty (takie, jak jemu pasowały/marzyły się) za te datki.
pewnie duża parafia i się chcą "wyrobić "
Później ten sam ksiądz chrzcił naszego syna, co w naszej parafii nie jest takie proste, bo proboszcz uważa, że chrzty przynależa tylko jemu, ale zgodził się po wysłuchaniu powyższej historii:)
Wizyta trwała z 5 minut, zanim do pokoju weszły wszystkie dzieci, ksiądz był w połowie modlitwy. Następnie zabrał się do święcenia, ale woda święcona była w kuchni więc moż biegiem po przygotowaną wodę św....
Potem usiadła zapytała "jak dzieciaczki?" i ile płaciliśmy w poprzednim mieszkaniu za wynajem...i poszedł....mam wrażenie, ze więcej zajęło mi przygotowanie stołu niż cała wizyta...
A w naszej starej parafii podczas takiej jednej wizyty ksiądz zobaczył brewiarze, zagadnął...i powiedział, że pójdzie dalej i wróci i zrobimy nieszpory!!! To była wizyta!
Ale ja nie mam złudzeń co do tych wizyt, a kontakty z duchowieństwem zaspokajamy inaczej....
Swoja drogą podoba mi się to okreslenie " kumulacja" :bigsmile:
Cieszę się że moi synowie bardzo chętnie uczestniczą przy wizycie.Z tego co wiem juz najmlodszy ma jakieś pytania na jutrzejsze spotkanie
Ku naszemu zaskoczeniu (ponieważ poprzednicy tego nie robili) zasugerował, by poświęcić cały dom, a szczególnie kuchnię, bo w niej tak naprawdę spędza się bardzo dużo czasu:bigsmile:.
Został też na kolacji, nigdzie się nie spieszył i można było choć raz na kolędzie spokojnie porozmawiać.
Czuliśmy taki pokój i sytość po tej wizycie.
Jak będzie w tym roku jeszcze nie wiem,
ale kleryka już nie ma