Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Wielodzietnosc w Polsce to rodzaj ułomnosci

edytowano luty 2008 w Ogólna
Witam , na wstępie tłumaczę od razu iz nie mam zamiaru nikogo obrazic za to iz ma rodzinę wielodzietna gdyż sama mam taka rodzinkę. Ale osoby które maja po 1,2 dzieci tak myślą i tak nas widza gdyż XXIw. sa środki antykoncepcyjne i to całkiem niezłe dla naszych organizmów ,stosuje go dóza grupa społeczna polek ale to sie gryzie z nasza chrześcijańską społecznością i gdzie tu poczucie obowiązku zakładania rodzin?Tam gdzie jest dwoje lub jedno dziecko to jeszcze nie obowiązek same soba sie na ogół zajmuje ewentualnie przedszkole ,szkoła czy niania .Rodziców przy tych dzieciach nie ma gdyż tam rządzi kasa na pierwszym miejscu. Chec pochwalenia sie na co mnie stac lub zobacz co ja mam a ty nie:confused:
«13

Komentarz

  • Pewnie niektórzy tak na nas patrzą, ale inni z kolei nas podziwiają i trochę nam zazdroszczą dużej rodzinki. Staram się tym wszystkim nie przejmować tylko robić swoje. Każdy ma inne powołanie. Cieszę się i jestem dumna, że mamy tyle dzieci i jakoś sobie radzimy. Pozdrawiam ciepło. S.
  • Niestety to podejście jest efektem realnego socjalizmu (ile przez te lata zabito dzieci poczętych? kto to robił? dzisiejsze babcie, ciocie...?) i obecnego realnego konsumizmu (im więcej zarobisz i wydasz na siebie, tym lepiej... po co wydawać na dzieci...).
    A można mysleć po swojemu!
  • Prawdę Yenna, prawdę.
    Akurat ty nie masz się czego wstydzić.
  • Zgadzam się z Zibim. Nie możemy dać się zepchnąć do narożnika i dać sobie wmówić, że nasze życie jest gorsze od tych, którzy opływają w dostatki materialne.
  • Oyczywiści, że prawdę. Przecież nie masz się czego wstydzić, wręcz odwrotnie. Jasne, że nie pisać z wyższością, nie wiesz dlaczego ma tylko jedno dziecko. Ostatnio dowiedziałam sie, ze mama naszej szkolenej jedynaczki od dawna stara się o kolejne dziecko i powoli traci nadzieję. Ona tez przeprowadziła się niedawno do super osiedla, opływa w dostatek materialny i możliwe,ze pisząc np. na nk właśnie to opisuje.

    A co do meritum, to w dużej mierze wynika to z przewartościowania, a także totalnego zagubienia ludzi. Dziecko przestaje być naturalną koleją rzeczy, a staje się jednym z punktów idealnie zaplanowanego zycia.
  • Ja bym nie prównywała. Dzietność to nie droga dla wszystkich i takie decyzje też trzeba uszanować. Nie wolno jednak wstydzić się i czuć się gorszym z powodu swoich wyborów.

    A co do świadectw. Miałam znajomą na studiach, która zawsze deklarowała, że dla niej usunięcie ciązy to jak pójście do fryzjera:devil: Swoje przekonania miała okazję niestety zastosować w życiu, czego się w ogóle nie wstydziła. Miała jednak przyjaciółkę (chyba jedyną), która na piątym roku zaszła w ciążę, od początku ciążą była zagrożona i dziewczyna non stop leżała w szpitalu. Znajoma ze studiów miała podobno powiedzieć przyjaciółce, żeby się nie martwiła, bo to nawet lepiej, kto w tych czasach tak wcześnie rodzi dzieci i że mądra kobieta najpierw realizuje siebie:angry: Była to chyba ostatnia rzecz, którą powiedziała przyjaciółce, bo tamta nie chciała mieć z nią mieć nic wspólnego.

    Teraz ta znajoma ma 32 lata, wyszła zamąż, opływa w kasę i podobno leczy się u najlepszego specjalisty w Europie na .... niepłodność:tongue:
  • Małgorzato, no właśnie, rzadko kto jest w stanie fizycznie i psychicznie podołać wychowaniu większej ilości dzieci.

    A swoją drogą, ułomnością jest traktowanie dziecka jako przeszkody w życiu. Tacy ludzie chyba sami zaznali mało miłości w dzieciństwie.
  • My z mężem nabraliśmy takiej brzydkiej może ale prywatnej, mężo-żońskiej maniery niejakiej pogardy i politowania dla jedno lub dwudzietnych, którzy "odkładają warsztat na strych". Może to niezbyt chrześcijańskie ale tak jakoś nagle zaczęliśmy wartościować ludzi na podstawie "otwarcia na życie".
    Tak więc my bardziej pogardzamy małodzietnymi niż małodzietni nami:devil::confused::tongue:
    obgadujemy i obśmiewamy karierowiczów, ludzi budujących se domy, "edukatorów" swoich jedynaków itp.....i nie może nas opuścić wizja, gdy jako emeryci 80letni grzebią w śmietnikach szukając resztek jedzenia, bo wyedukowany synuś dawno jest w USA czy innej W. Brytanii jako superhipermenedżer...a rodzice nie śmią go prosić o pomoc, bo zawsze wszystko było ładowane w synusia a nie odwrotnie...i jemu w główce wyedukowanej nie postoi, by pomoc mogła iść w drugą mańkę...
  • Ja tam staram sie nie obsmiewac nikogo,zwlaszcza,ze czesto mozna kogos bardzo zranic.Znam sporo malzenstw co nie maja dzieci lub maja jedno a chcieliby wiecej.Czasem to wielki krzyz,znam to bardzo dobrze.
  • Myślę podobnie jak Jadwiga. Jako dziecko wiele razy dotknęły mnie teksty typu: "ooo rodzice nie chcą dla ciebie sistrzyczki albo braciszka", albo "no tak, młodzi nie chce im się - wiadomo" i takie tam. A ja byłam dzieckiem, a co dopiero czuli mo rodzice?
    Nie podoba mi się takie ocenianie. Może oni ci straszni małodzietni będa grzebać w śmietniku, a może będą mieszkać w pieknym domu kupiony przez dzieci, otoczeni wnukami. Naprawdę ostrozna byłabym w ocenach. Ale rozumiem, że sobie tak żartujecie tylko między sobą - wasze prawo. Pytanie z czego żartują małodzietni...
  • Koleżanka powiedziała mi kiedyś, że oceniam ludzi na podstawie ilości dzieci. Miała sporo racji, więc zrobiło mi się głupio i teraz staram się tego nie robić.

    W każdym razie swego czasu namawiałam nowych znajomych, żeby zdecydowali się na kolejne dziecko. Odpowiedział, że ich nie stać. Dopiero po paru latach przypadkiem dowiedziałam się, że prawdziwym powodem ich decyzji były bardzo poważne problemy psychiczne żony po pierwszej ciąży. Oczywiście nie mieli ochoty o tym mówić każdemu, więc łatwiej było powiedzieć, że ich nie stać.
  • Wychodzi na to, że większość z was uważa, że tylko niektórzy szczególnie obdarowani mogą sobie pozwolić lub też podołać posiadaniu większej liczby dzieci, a ja myślę, że wcale tak wiele nie zmieniliśmy się w porównaniu do naszych prababć i pradziadków, którzy w przeważającej większości byli wielodzietni, bo to było w tamtych czasach zupełnie naturalne.
    Myślę, że to świat wokół nas się zmienił i udało się ludziom wmówić, że nie mają siły, że ich nie stać itd.
    Oczywiście tak teraz jak i w przeszłości były takie małżeństwa, którym Pan Bóg akurat nie dawał dzieci, bo taki miał wobec nich plan, ale ogólnie wszyscy uważali za normę, że trzeba mieć dzieci jak najwięcej. Jest nawet stare powiedzonko: "niech ci Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi" - ale dziś używane jest jedynie żartobliwie i nikt nie traktuje tego poważnie.

    Mam wrażenie, że dziś posiadanie dzieci traktowane jest jako rodzaj fanabarii i jak ktoś ma ich więcej to uważa się go za takiego co to sobie może pozwolić, a jeśli się okazuje że nie jest ekstrawaganckim bogaczem to huzia na niego i od dzieciorobów i darmozjadów go. Dziś nikt już nie rozpatruje posiadania dzieci w kategoriach chrześcijańskiego obowiązku a przecież "obowiązki małżeńskie" właśnie stąd się wzięły. Pan Bóg jest dawcą życia a my jego współpracownikami, ale to On jest szefem i to On decyduje kto ile i kiedy ma mieć dzieci. Tak było przez wieki, a dziś..... szkoda gadać.
  • Tak było przez wieki, a dziś.....
    ... mamy ZUS.
  • liczysz na ZUS Taw???:shocked::shocked::shocked:
  • Czasem to nie tylko kwestia tego jak wiele miłości się posiada. Są też tacy, którzy oprócz miłości (wiadomo rzecz najważniejsza) którą się dzielą, cyuja ped np by zwiedzać świat, czy też wykonują na tyle ważne społecznie zawody, że mając więcej dzieci musieli by z tego zrezygnować. Ja bym tak w czambuł nie potępiała małodzietnych (wśród was siebie też taką postrzegam). I tu nie chodzi, że każdemu dziecku chcą zapewnić najlepsze ciuchy, komórki, ekskluzywny apartament i studia na Harvardzie. Po prostu nie każdy dojrzał, czy też odkrył swoje powołanie do życia w gromadzie.

    Dla mnie piekne jest to ze sie roznimy
  • Ja nikogo nie potępiam i nie oceniam, i nigdy bym nikomu bezdzietnemu nie powiedziała "kiedy będziesz miał w końcu te dzieci" czy coś takiego, ale chodzi mi raczej o to, że gdyby ludzie tak jak kiedyś postrzegali przyjmowanie kolejnych dzieci jako rodzaj swojego obowiązku wobec Boga, to wiele osób, które same z siebie nie czują się na siłach i zamykają się na życie, dostałoby te dzieci niejako wbrew swej woli, i okazałoby się, że właśnie są w stanie z Bożą pomocą temu podołać, bo przecież Pan Bóg nie nakłada na nas ciężarów, których byśmy nie unieśli.
    Tak wiele jest świadectw o dzieciach, których pojawienie się w kategoriach ludzkiego myślenia było zupełnie bezsensowne czy trudne a potem okazywało się dla tej rodziny wielkim błogosławieństwem.

    Mnie się za każdym razem wydaje, że już sobie nie radzę i więcej dzieci absolutnie nie powinnam mieć, a potem mam następne i jakoś się wyrabiamy...jeszcze nie tak dawno nie podejrzewaliśmy się, że potrafimy to co dziś stało się naszą codziennością. Ciekawa jestem co by o tym powiedziała Małgorzata przy 11 w drodze :wink:
  • [cite] adelajda:[/cite]liczysz na ZUS Taw???:shocked::shocked::shocked:
    uświadamiając sobie, że ZUS to podatek od pracy ewentualnie mogę liczyć na dzieci które w przyszłości będą ten podatek płaciły. Z pobudek jednak egoistycznych wolę by do tego czasu system padł i patriarchat wróci samoistnie, wtedy moje dzieci będą tylko moim kapitałem :)

    [guote]oczywiście to są takie żarciki,nie współzawodnictwo ,kto da więcej[/quote] Jestem przekonany że to współzawodnictwo i to zakodowane genetycznie.
  • A kim jesteś Taw. Nie mogłam odnależć Twojego powitania. Pewnie czytam niedokładnie....
  • [cite] Anka:[/cite]A kim jesteś Taw. Nie mogłam odnależć Twojego powitania. Pewnie czytam niedokładnie....
    hmhm bo się nie witałem :shamed:
    koleżanka mi poleciła artykuł o przymusowym poborze dzieci i tak już zostałem. W jakim sensie "kim jestem"? No heteroseksualistą jezde
    <rotfl>
  • No, nie wiem, czy wobec mężatki takie deklaracje nie brzmią dwuznacznie...

    :tooth:
  • [cite] Maciek:[/cite]No, nie wiem, czy wobec mężatki takie deklaracje nie brzmią dwuznacznie...

    :tooth:
    No i wychodzi z kolegi męski szowinizm ;) Dla kobiet wszystko jest czyste, piękne i szczere tylko mężczyzna zawsze "sobie myśli".
  • Małgorzato piszesz (choć mówisz że to żarciki:wink:) że przed Tobą jeszcze długie lata płodności - jeśli więc będziesz "po staroświecku" otwarta na dzieci to ile jeszcze mieć ich możesz?
    Pytam tak z ciekawości, np. matka św. Teresy od Dziec. Jezus w jednym liście do rodziny - mając ok. 5 dzieci - stwierdzała "nie mam wątpliwości, że będę ich miała co najmniej jeszcze troje albo czworo" i faktycznie tak sie stało. Ostatnie (dziewiąte) urodziła w wieku 41 lat, potem w przeciągu 4 lat zmarła (może gdyby nie choroba jeszcze by coś było...:smile:)
    Pokolenie naszych pradziadków było naturalnie wielodzietne, ale rzadko przekraczano dychę, zawsze byłam ciekawa czy to wynikało z natury, czy też po np. 45 r. życia kobieta "odstawiała męża" - ? Druga ciekawostka, nie miewano raczej ostatnich dzieci z zespołem Downa, a dziś często sie zdarza u rodzin otwartych do oporu...oczywiście nie piszę tego w sensie że dziecko z zD to tragedia, bardzo lubię te dzieci i moje dzieci chodzą z nimi do przedszkola, i nie uważam że lepiej gdy się nie rodzą, są też potrzebne na świecie. Tak sie zastanawiam czysto medycznie jak to wygląda z płodnością...
    Często tu bowiem padał argument: "nie osądzaj małodzietnych bo może biedni nie mogą..." - ależ oczywiście że nie mogą... np. znam faceta po 40, śpi na forsie, nie może zrobić drugiego, drugi przypadek kobieta 38 lat, świetna kariera i też bogata, nie może zajść w ciąże z drugim. Ale to chodzi o DRUGIE dziecko, a nie piąte czy dziesiąte!! Więc nie wmawiajcie mi, że biedni rodzice jedynaków gdyby mogli to by mieli więcej niż dwoje. Oni pragną co najwyżej drugiego i nad tym tylko ubolewają, a trzecie już by było nadprogramowe i niechby je Bóg miał w opiece...
    I po co tak długo czekać, najpierw dorabiać się& robić karierę, a potem płodność do kitu? Tacy ludzie często mają ciążę w młodym wieku, jako studenci np., i wtedy dokonują aborcji...a po "dorobieniu się"... leczą się na niepłodność i dawaj in vitro!!
    Nie przemawiają więc do mnie te pobożne argumenty o nieosądzaniu biednych małodzietnych..."sami sobie są winni"...
    Żal mi katolickich rodziców otwartych na życie, którzy mają medyczne problemy... takich, co gdyby nie te problemy mieliby rodzinę wielodzietną...
    Znam neona który robił dzieci bez żadnego planowania poczęć ("po staroświecku") i po piątym mimo że nic sie w jego pożyciu małżeńskim nie zmieniło - nagle stop, żona w ciążę nie zachodzi. Siła wyższa! A Ty Małgorzato jak to przewidujesz u siebie? Czy nagle będzie taki stop, czy też należysz raczej do tych rekordzistek płodności które dochodzą do liczby typu 17...?
    Przepraszam za te może wścibskie pytania ale nawet na forum dla wielodzietnych ty jesteś niekwestionowana liderką...:bigsmile:
    Żeby nie było że pytam a sama cicho siedzę - ja nie należę do tych "staroświeckich", stosuje NPR. Planowałam 5 dzieci od zawsze, no i spodziewam sie piątego...ale teraz wiem że mogę "wpaść" z następnymi, liczę sie z następnymi.
    Jeszcze jedno pytanie: jak wyglądają porody, czy im więcej to jest reguła "coraz łatwiej", czy figę? Trochę boję się porodu, poprzedni (czwarty) zaczął się po raz pierwszy od odejścia wód i był cięższy niż trzeci i drugi.
  • Ja też gratuluję, bo chyba wcześniej tego nie zrobiłem :swingin:
  • Ja też gratuluję,

    Agniesiu, czy znasz dużo osób, które teraz nie moga mieć dzieci, lub mieć następnego, a wcześniej dokonały aborcji? Ja oaobiście znam jeden taki przypadek, natomiast osób mającycyh problemy z płodnością znam znacznie więcej. A co do tego, że starają się o drugie, a nie od razu o dziesiąte, to chyba naturalne?:wink:
    Poza tym napisałaś, że ty planowałaś pięcioro, no a inni palnują dwoje i mogłabyś wskazać dlaczego czujesz się lepsza?:shocked: Rozumiem, że stosując takie rozumowanie, czujesz się co najmniej o połowę gorsza od Małgorzaty?
  • lekkość rodzenia to wielki dar. Myślę, że jest wiele kobiet, które po traumatycznych przeżyciach porodowych boją się kolejnego dziecka...
  • Sw. Katarzyna ze Sieny była chyba 23 dzieckiem swoich rodziców...:surprised:
  • Bądźmy dobrej myśli może dwa razy pięcioraczki... ;)
  • :rolling::rolling::rolling::rolling:
  • Pięknie to wszystko Małgorzato napisałaś:smile::flowers:
  • Ten stereotyp wynika raczej z powszechności mentalności antykoncepcyjnej i wygodnictwa. Większości ludzi wydaje się, że zdrowy rozsądek nakazuje ograniczyć liczbę dzieci do maksimum dwojga. Bo taki jest standard i po co się przemęczać.

    Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że dzieci z rodzin wielodzietnych mogą się czuć zbyt mało kochane albo zbyt mało zadbane (i to może potem wpływać na liczbę ich własnych dzieci). Znam kilkoro dorosłych ludzi pochodzących z takich rodzin, którzy mają do swojej matki wielki żal, bo uważają, że np. faworyzowała inne dziecko albo zaniedbała go emocjonalnie. Staram się tego unikać i nie zaniedbywać żadnego ze swoich dzieci, ale chyba i tak będą mieli do mnie różne żale (taki już los chyba wszystkich rodziców). Taka świadomość może niektórych skłaniać do zminimalizowania liczby dzieci. Jeśli w tym celu korzystają z NPR (a nie np. aborcji czy metod wczesnoporonnych), to zgodnie z nauczaniem KK mają do tego święte prawo.

    W każdym razie myślę, że kwestia ilości dzieci jest tak indywidualną sprawą, że nei powinniśmy osądzać innych na tej podstawie.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.