I chociaż ks. biskup nie zapisał się jakąś specjalną życzliwością wobec mojego środowiska, to cieszę się, że Stolica Apostolska postanowiła utrzeć nosa gromadzie mędrków, którzy tę kandydaturę krytykowali. Pan były prezydent Wałęsa może wydawać polecenia gosposi w swoim domu jak ma ułożyć serwetkę, a nie hierarchom, kto ma gdzie pełnić swoją posługę.
Komentarz
Nasz Dziennik sugeruje, że krytyka nominacji abpa Głodzia była złamaniem konkordatu. To przesada, bo bredzenie Wałęsy i anonimowe syki nie są materią konkordatową. Natomiast stary i nowy metropolita przygotowywali się do nieoczekiwanej zmiany miejsc. Sławoj "Generał" Głódź święcił pierogarnię w Warszawie i rzucał nacjonalistyczne aluzje: "to nie kebab ani McDonald tylko pierogarnia z duszą i wyczuciem". Natomiast Tadeusz "Stella Maris" Gocłowski dzielił się swymi przemyśleniami z Dziennikiem. Pytany o wycie Wałęsy odparł, że "nie zna dokładnie wypowiedzi, bo przebywał w Ziemi Świętej". W tym kontekście szkoda, że już wyjechał prezydent Peres, bo spytalibyśmy go, czy do Izraela dochodzi internet i czy działają tam jakieś sieci komórkowe. Zanim to sprawdzimy posłuchajmy charakterystyki Głodzia przez Gocłowskiego: "ściśle związany z Kościołem katolickim". Uff, odetchnęliśmy! Mógł być były ksiądz Bartoś albo były katolik Węcławski, ale arcybiskupem jest ktoś związany z Kościołem. Duża ulga!
Źródło: Dziennik gajowego Maruchy