Na warsztatach rodzicom tłumaczy się , żeby sie poprawili i zrezygnowali z władzy rodzicielskiej , bo władza rodzicielska jest NIEMORALNA, jak pisza sam twórca koncepcji Gordon.
Wydanie polskie "Wychowanie bez porażek" z 1991r. i na str. 181 czytamy:
Jednym z ostatnich bastionów sankcjonowania władzy w ramach stosunków międzyludzkich jest rodzina - związek rodziców z dzieckiem.(...) Dlaczego dzieci są ostatnimi, których broni się przed potencjalnym złem władzy i autorytetu? czy polega to na tym, że są mniejsze... ...Jeżeli więcej ludzi zacznie bardziej głęboko rozumieć władzę oraz autorytet i uznawać użycie jej za nieetyczne, wówczas wiecej rodziców posłuzy się tym zrozumieniem w stosunkach miedzy dorosłymi i dziećmi; rodzice zaczną odczuwac, że władza jest tak samo niemoralna w tych stosunkach i z kolei będą zmuszeni szukać twórczych, nowych, nie opartych na użyciu władzy metod, którymi mogliby sie posługiwać wszyscy dorośli wobec dzieci i młodziezy"
Ludzie zlitujcie się, nie jedźcie na te warsztaty.
Znajomi propagowali, prowadzili, a później dziwili się, że dzieci nie chcą ich słuchać.
Koleżanka chodziła do dominikanów na takie warsztaty, wcielając rady w życie stała sie pośmiewiskiem dla własnych dzieci, a jeden z synów skończył jako narkoman, a drugi w konkubinacie.
Rodzicom zrobi się wodę z mózgu, a uczeni psycholodzy będą głosili, że to jest własny, osobisty pomysł tychże rodziców na wychowanie ich dzieci, hłe, hłe.
wydaje mi się, że wielodzietni spokojnie mogą jechać bez obaw na takie wczasy. No, chyba, że rekolekcje wpadną np. albo inna możliwość. Nam w wychowanie i tak nikt nie wlezie. ino nie należy się na takowych angażować;)
Podatność wielodzietnych na ideologię jest taka sama jak niewielodzietnych, akurat moja koleżanka jest wielodzietna (8dzieci), a małżeństwo, które prowadziło warsztaty (długo się z nimi sprzeczałam) ma 4 dzieci.
Warsztaty jako takie sa dobre dla osob, ktorym brakuje jakiejs konkretnej umiejetnosci. To jest tylko narzedzie Powinno sie najpierw przeprowadzic porzadna kwalifikacje. Jesli zrodlo problemow jest gdzie indziej - deficyty neurologiczne, psychologiczne w glebszej warstwie, duchowe - rodzicow lub dziecka -metody treningowe moga szkodzic Za te kase nie zdecydowalabym sie. wspomniane ksiazki dotycza podstawowych zasad komunikacji, wystarczy wyguglac. Moge zreszta pozyczyc, nieodplatnie ;-)
Któ miałby te kwalifikacje przeprowadzać?
Powtarzam jeszcze raz, ten metody komunikacji zakładają równość podmiotów komunikujących się, dlatego przenoszenie ich na relacje dziecko-rodzic jest podstawowa pomyłką, gdyż dziecko i jego rodzice nie są równorzędnymi podmiotami z racji tego, że ich możność bytowa jest różna tzn. rodzice są osobami w późniejszej fazie rozwojowej niż ich dzieci. Wprowadzając te metody zwyczajnie podważony zostaje autorytet rodziców (z którym Gordon z założenia chce walczyć jako z czymś niemoralnym), a autorytet ten jest niezbędny do dobrego wychowaniu dzieci.
Tez nie zauwazalam, zeby na warsztatach byl podwazany mój autorytet u dzieci. Prowadząca ma naprawde zdrowe podejscie do sprawy.
Inna rzecz, ze wydawalo mi sie, ze moge je tu pokazac, bo naprawde, jest tez wzieta pod uwage strona duchowa - czyli jest obecny ksiadz (akurat jezuita), dzieki czemu jest mozliwość codziennego uczestniczenia we mszy i Eucharystii, jest mozliwość spowiedzi oraz ogólnie porozmawiania na rozne tematy z duchownym. Do tego o ile wiem, akurat tym razem opiekunka do dzieci bedzie siostra zakonna (zwykle sa dwie,nie wiem jak teraz).
He zaczęłam właśnie Dobsona - Zasady nie są dla tchórzy - bardzo fajnie się czyta - jest pdf - i nie trzeba z domu wychodzić... a pewnie przed wyjściem warto przeczytać
Gordon nie zaklada zniesienia autorytetu - raczej to, ze podporzadkowanie sie rodzicom jest naturalna potzeba dziecka, wystarczy nie wprowadzac go sila - tak uwaza ----------------------------------- Przecież nie trzeba autorytetu wprowadzać siłą, bo w sposób naturalny dziecko od początku uznaje autorytet rodziców, każdy to widzi, a Gordon wyraźnie pisze, że autorytet, władza rodzicielska są złe, np. tutaj: "Dlaczego dzieci są ostatnimi, których broni się przed potencjalnym złem władzy i autorytetu?"
He zaczęłam właśnie Dobsona - Zasady nie są dla tchórzy - bardzo fajnie się czyta - jest pdf - i nie trzeba z domu wychodzić... a pewnie przed wyjściem warto przeczytać
Tez nie zauwazalam, zeby na warsztatach byl podwazany mój autorytet u dzieci. Prowadząca ma naprawde zdrowe podejscie do sprawy.
Inna rzecz, ze wydawalo mi sie, ze moge je tu pokazac, bo naprawde, jest tez wzieta pod uwage strona duchowa - czyli jest obecny ksiadz (akurat jezuita), dzieki czemu jest mozliwość codziennego uczestniczenia we mszy i Eucharystii, jest mozliwość spowiedzi oraz ogólnie porozmawiania na rozne tematy z duchownym. Do tego o ile wiem, akurat tym razem opiekunka do dzieci bedzie siostra zakonna (zwykle sa dwie,nie wiem jak teraz).
Może nie zauważyłaś, ale takie są założenia metod komunikacyjnych - jak równy z równym. Nie mówili Wam nic, że musicie szanować swoje dzieci itp itd?
Ja nawet w RM kiedyś słyszałam jakie głupoty wygadywał pewien ksiądz na temat wychowania, np., że dziecku nie należy zabraniać oglądania tv, aby nie było wyśmiewane przez rówieśników, albo, żeby nie urwało się ze łańcucha. Nikt mnie na numery z duchownymi nie nabierze.
He zaczęłam właśnie Dobsona - Zasady nie są dla tchórzy - bardzo fajnie się czyta - jest pdf - i nie trzeba z domu wychodzić... a pewnie przed wyjściem warto przeczytać
Na warsztatach nikt Twojego autorytetu podważać nie będzie, ale metody, które się tam propaguje i rodzice je usiłują stosować, ośmieszają rodziców w samym wykonaniu oraz w tym, że te metody są NIESKUTECZNE. Nieskuteczne tzn, takie, które nie pomogą Ci wychować dobrze dzieci, a przecież o to chodzi.
Przeczytałam artykuł H. Jarosiewicza. Nie mam dzieci, ale jestem trochę wychowawcą - co prawda dorosłej młodzieży...
Mój wniosek z lektury...oba stanowiska się nie wykluczają. Nie widzę sprzeczności między stanowczym stawianiem wymagań a mówieniem - wzmocnieniem tych wymagań przez odwołanie się do uczuć...
1. Nie rób tak - nie robimy tak nie wolno
2. wyobraź sobie jakbyś się czuł, gdyby tobie ktoś tak robił...dokuczał itd.
Przeczytalam artykul i mam pewne przemyslenia. Po pierwsze, fakt, faktem, ze nasza prowadzaca rzeczywiscie chyba traktuje teorie wybiórczo, bardziej podpiera sie " jak mówic i jak słuchac... oraz rodzenstwem bez rywalizacji w dalszym etapie, bo ja po warsztatach nie mialam odczucia o podrywaniu autorytetu, czy to rodziców, rodziny, Koscioła, szkoły itp. Przyklad podany przez autora artykulu - coz, w praktyce my stosujemy wersje nr jeden, czyli w momencie np. klamstwa dziecka, bójek itp. przywoluje sie zasady panujace w naszej rodzinie, czyli np. nie klamiemy i nie ma tu o czym dyskutowac, negocjowac itp. Ale z drugiej strony - Karolek lat 5 moze i przyjmie bez dyskusji wole ojca, ale lat 10 juz niekoniecznie. Oczywiscie - wychowanie jest procesem ciaglym, wiec jesli dziecku pewne prawdy wklada sie od malenkości, to i starsze prawdopodobnie przyjmie je za swoje, ale bywaja sytuacje zaskakujace - np. jedno z naszych dzieci mialo tendencje do klamania i z tym walczylismy - teraz nad tym panujemy, a drugie zawsze bylo prawdomówne, az okazalo sie, ze przylapalismy je na klamstwie - czyli nam sie wydawalo, ze niby wiadomo, ze sie nie klamie, ale bylismy skupieni na tym problemowym, a w tym czasie drugi nam sie "popsuł". Oczywiscie dalej nie ma o czym tu dyskutowac z dzieckiem, ale jest juz duze, idzie w zaparte itp. - nie wystarczy tylko zakomunikowac swoja wole. Autor nie poszedl dalej, nie napisal co w takiej sytuacji - choc pewnie w praktyce podaje jakies sposoby.
Oczywiscie warsztaty nie sa lekiem na wszytko , ale z drugiej strony, ludzie naprawde czesto popelniaja jakies ewidentne bledy, a takie zajecia pozwalaja je dostrzec u siebie i innych. To nie jest tak, ze np. kazda pierdole zaczynam negocjowac ze swoimi dziecmi, ale czasem udaje mi sie ugryźc w jezyk zanim powiem cos, co zamiast pomóc moze tylko eskalowac konflikt. To moze sa oczywistosci, ale w praktyce widze, ze bywa z tym bardzo roznie, zwlaszcza, jesli trzeba "ogarnąc" nie jedynaka, tylko cala gromadke.
Przeczytałam artykuł H. Jarosiewicza. Nie mam dzieci, ale jestem trochę wychowawcą - co prawda dorosłej młodzieży...
Mój wniosek z lektury...oba stanowiska się nie wykluczają. Nie widzę sprzeczności między stanowczym stawianiem wymagań a mówieniem - wzmocnieniem tych wymagań przez odwołanie się do uczuć...1. Nie rób tak - nie robimy tak nie wolno2. wyobraź sobie jakbyś się czuł, gdyby tobie ktoś tak robił...dokuczał itd.
Problem jest jednak głębszy.
Poza tym, skąd Gordon wie, że jeżeli będę odwoływać się do uczuć, to wzmocnię wymagania? Moje doświadczenie pokazuje, że nic takiego się nie dzieje, nie zuważyłam tego. Wg mnie lepiej działa krótki wyraźny komunikat, a nie roztkliwianie się, które może rodzić u dziecka podejrzenie czy śmieszność i odciągać uwagę od samego problemu, że dziecko coś zrobiło źle i że tak nie należy robić.
Poniżające wypowiedzi mogą podpaść pod jedną z następujących kategorii:
.......
4. Pouczać, wskazywać. "Nie wypada komuś przerywać" "Grzeczne dzieci tego nie robią" "Co bys powiedział, gdybym ja ci to okazała?" "Mógłbyś chociaż raz być grzeczny." "Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe"
Ewangeliczna zasada: "Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe" przez "patrona" warsztatów określana jest jako poniżająca. Co na to opieka duchowa warsztatów? Czy p. psycholog z warsztatów dokładnie zapoznała się z "myślą " Gordona?
Dziś kwestionuje się poważnie użycie władzy w stosunkach między narodami. (Z powodu konieczności zachowania życia w wieku atomowym może pewnego dnia powstanie rząd świata sprawowany przez jakiś trybunał światowy) - str. 181
"powstanie rząd świata sprawowany przez jakiś trybunał światowy" - pisane w latach 60-tych, teraz staje się bardziej zrozumiałe. Gordon pochwala globalizm.
Młody rodzic może przejąć się bajaniami Gordona i to jest niebezpieczne: W rzeczywistości władza rodzicielska nie wpływa na dzieci, aby zachowywały się w określony sposób. Władza nie wpływa w tym sensie, że skłania dziecko, przekonuje, wychowuje lub stwarza motywację, aby zachowywało się w określony sposób. Przeciwnie poprzez władzę wymusza się określone zachowanie lub mu się przeszkadza. Naprawdę dziecko zmuszone lub powstrzymane przez kogoś przytłaczającą władzą nie skłania się do niczego. Faktycznie najczęściej wróci do swego wcześniejszego sposobu postępowania, skoro tylko autorytet lub władza usunie się z drogi, ponieważ jego własne potrzeby i życzenia pozostają niezmienione. NIerzadko zdecyduje się ono odpłacić rodzicom nie tylko za frustrację związaną z niezaspokojeniem tych potrzeb, lecz także za przeżyte upokorzenie. W rzeczywistości władza dodaje więc siły swoim własnym ofiarom, sama dla siebie stwarza opozycję, ułatwia swoją własną zagładę. - str. 182
"Dlatego rodzicu kochany, oddaj władzę już na wstępie, bo później będziesz żałował!" - straszy Gordon.
Jeżeli jednak rodzice zrezygnują ze swojej władzy, to już jej nie odzyskają, a dziecko dostanie się pod wpływy innych, bo świat, w którym żyjemy jest hierarchiczny i taka jest jego natura, której nawet Gordon nie jest w stanie zmienić.
Komentarz
Wydanie polskie "Wychowanie bez porażek" z 1991r. i na str. 181 czytamy:
Jednym z ostatnich bastionów
sankcjonowania władzy w ramach stosunków międzyludzkich jest rodzina -
związek rodziców z dzieckiem.(...) Dlaczego dzieci są ostatnimi, których
broni się przed potencjalnym złem władzy i autorytetu? czy polega to na
tym, że są mniejsze...
...Jeżeli więcej ludzi zacznie bardziej
głęboko rozumieć władzę oraz autorytet i uznawać użycie jej za
nieetyczne, wówczas wiecej rodziców posłuzy się tym zrozumieniem w
stosunkach miedzy dorosłymi i dziećmi; rodzice zaczną odczuwac, że
władza jest tak samo niemoralna w tych stosunkach i z kolei będą
zmuszeni szukać twórczych, nowych, nie opartych na użyciu władzy metod,
którymi mogliby sie posługiwać wszyscy dorośli wobec dzieci i młodziezy"
Znajomi propagowali, prowadzili, a później dziwili się, że dzieci nie chcą ich słuchać.
Koleżanka chodziła do dominikanów na takie warsztaty, wcielając rady w życie stała sie pośmiewiskiem dla własnych dzieci, a jeden z synów skończył jako narkoman, a drugi w konkubinacie.
Mogę wymieniać dalej, ale nie mam siły...
Powtarzam jeszcze raz, ten metody komunikacji zakładają równość podmiotów komunikujących się, dlatego przenoszenie ich na relacje dziecko-rodzic jest podstawowa pomyłką, gdyż dziecko i jego rodzice nie są równorzędnymi podmiotami z racji tego, że ich możność bytowa jest różna tzn. rodzice są osobami w późniejszej fazie rozwojowej niż ich dzieci.
Wprowadzając te metody zwyczajnie podważony zostaje autorytet rodziców (z którym Gordon z założenia chce walczyć jako z czymś niemoralnym), a autorytet ten jest niezbędny do dobrego wychowaniu dzieci.
A ten cały Gordon to nie leczył się aby psychiatrycznie? @-)
Gordon nie zaklada zniesienia autorytetu - raczej to, ze
podporzadkowanie sie rodzicom jest naturalna potzeba dziecka, wystarczy
nie wprowadzac go sila - tak uwaza
-----------------------------------
Przecież nie trzeba autorytetu wprowadzać siłą, bo w sposób naturalny dziecko od początku uznaje autorytet rodziców, każdy to widzi, a Gordon wyraźnie pisze, że autorytet, władza rodzicielska są złe, np. tutaj:
"Dlaczego dzieci są ostatnimi, których
broni się przed potencjalnym złem władzy i autorytetu?"
;;)
Ja nawet w RM kiedyś słyszałam jakie głupoty wygadywał pewien ksiądz na temat wychowania, np., że dziecku nie należy zabraniać oglądania tv, aby nie było wyśmiewane przez rówieśników, albo, żeby nie urwało się ze łańcucha. Nikt mnie na numery z duchownymi nie nabierze.
http://www.misjarodzinna.pl/new/Gordon_-_Wychownaie_bez_porazek_-_porazka_wychowania_(luty_2005).pdf
http://www.misjarodzinna.pl/new/Gordon_-_Wychownaie_bez_porazek_-_porazka_wychowania_(luty_2005).pdf
Na warsztatach nikt Twojego autorytetu podważać nie będzie, ale metody, które się tam propaguje i rodzice je usiłują stosować, ośmieszają rodziców w samym wykonaniu oraz w tym, że te metody są NIESKUTECZNE. Nieskuteczne tzn, takie, które nie pomogą Ci wychować dobrze dzieci, a przecież o to chodzi.
Przeczytałam artykuł H. Jarosiewicza. Nie mam dzieci, ale jestem trochę wychowawcą - co prawda dorosłej młodzieży...
Mój wniosek z lektury...oba stanowiska się nie wykluczają. Nie widzę sprzeczności między stanowczym stawianiem wymagań a mówieniem - wzmocnieniem tych wymagań przez odwołanie się do uczuć...
1. Nie rób tak - nie robimy tak nie wolno
2. wyobraź sobie jakbyś się czuł, gdyby tobie ktoś tak robił...dokuczał itd.
Poza tym, skąd Gordon wie, że jeżeli będę odwoływać się do uczuć, to wzmocnię wymagania? Moje doświadczenie pokazuje, że nic takiego się nie dzieje, nie zuważyłam tego. Wg mnie lepiej działa krótki wyraźny komunikat, a nie roztkliwianie się, które może rodzić u dziecka podejrzenie czy śmieszność i odciągać uwagę od samego problemu, że dziecko coś zrobiło źle i że tak nie należy robić.
.......
4. Pouczać, wskazywać.
"Nie wypada komuś przerywać"
"Grzeczne dzieci tego nie robią"
"Co bys powiedział, gdybym ja ci to okazała?"
"Mógłbyś chociaż raz być grzeczny."
"Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe"
ostrzega Gordon na str.111
"powstanie rząd świata sprawowany przez jakiś trybunał światowy" - pisane w latach 60-tych, teraz staje się bardziej zrozumiałe.
Gordon pochwala globalizm.
W rzeczywistości władza rodzicielska nie wpływa na dzieci, aby zachowywały się w określony sposób. Władza nie wpływa w tym sensie, że skłania dziecko, przekonuje, wychowuje lub stwarza motywację, aby zachowywało się w określony sposób. Przeciwnie poprzez władzę wymusza się określone zachowanie lub mu się przeszkadza. Naprawdę dziecko zmuszone lub powstrzymane przez kogoś przytłaczającą władzą nie skłania się do niczego. Faktycznie najczęściej wróci do swego wcześniejszego sposobu postępowania, skoro tylko autorytet lub władza usunie się z drogi, ponieważ jego własne potrzeby i życzenia pozostają niezmienione. NIerzadko zdecyduje się ono odpłacić rodzicom nie tylko za frustrację związaną z niezaspokojeniem tych potrzeb, lecz także za przeżyte upokorzenie. W rzeczywistości władza dodaje więc siły swoim własnym ofiarom, sama dla siebie stwarza opozycję, ułatwia swoją własną zagładę. - str. 182
"Dlatego rodzicu kochany, oddaj władzę już na wstępie, bo później będziesz żałował!" - straszy Gordon.
Jeżeli jednak rodzice zrezygnują ze swojej władzy, to już jej nie odzyskają, a dziecko dostanie się pod wpływy innych, bo świat, w którym żyjemy jest hierarchiczny i taka jest jego natura, której nawet Gordon nie jest w stanie zmienić.