Bardzo zachęcający tytuł rozdziału: W JAKI SPOSÓB RODZICE MOGĄ UNIKNĄĆ KONFLIKTÓW ZMIENIAJĄC SIĘ SAMI? i ciekawy tytuł podrozdziału: CZY TWOJA HIERARCHIA WARTOŚCI I TWOJE PRZEKONANIA SĄ JEDYNIE SŁUSZNE? str. 273 (...) Doświadczenie jest dobrym nauczycielem, ale nie zawsze naucza, co jest właściwe; wiedza jest lepsza niż niewiedza, ale człowiek wykształcony to nie zawsze to samo, co człowiek mądry. Zawsze robi na mnie wrażenie, gdy widzę, jak wielu rodziców, znajdujących się w bardzo trudnych stosunkach z dziećmi, to ludzie o utrwalonych i bardzo surowych przekonaniach o tym, co jest słuszne, a co fałszywe. Z tego wynika, że im bardziej pewni są rodzice, że ich przekonania i hierachia wartości są słuszne, tym bardziej mają tendencję do narzucania ich swoim dzieciom. Wynika z tego, że tacy rodzice mają skłonność odrzucania takich zachowań i postępowania, które różnią się od ich własnych przekonań o wartościach. Rodzice o systemie wartości i przekonaniach bardziej elastycznych, "przezroczystych", otwartych na zmiany; rodzice, których świat jest mniej czarno-biały, są bardziej skłonni do przyjęcia zachowań, które zdają się odbiegać od ich własnych przekonań i ich hierarchii wartości. Według moich spostrzeżeń, u tej grupy mniejsze jest prawdopodobieństwo, że będą narzucać wzorce albo próbować kształtować dzieci według ustalonych wcześniej wzorów. To są rodzice, którzy łatwiej zaakceptują długie włosy swego syna albo drewniany naszyjnik; którym łatwiej będzie tolerować krótkie spódniczki, zmiany obyczajowości, różnorodność stylu ubierania się, protesty przeciwko ustabilizowanemu życiu, bunt przeciwko autorytetowi szkoły, demonstracje przeciwko wojnie albo kontakty towarzyskie z przedstawicielami innych ras albo dziedzicami innej kultury. (...) Rodzice tak nastawieni znajdą w postępowaniu młodzieży znacznie więcej tego, co uznają za zrozumiałe, usprawiedliwione i zasługujące uczciwie na akceptację.
20 lat temu zostałam zmuszona do przeczytania Gordona, bo było to warunkiem zaliczenia psychologii na studium pedagogicznym. Studium to było niezbędne do pracy w wiejskiej szkole, gdzie zostałam zatrudniona na 1/2 etatu jako bibliotekarka. Czasem miałam zastępstwa na lekcjach z różnych przedmiotów i to otworzyło mi oczy (bo na dzieciach w ogóle się wtedy nie znałam, miałam dwoje małych), że te wszystkie rady negocjowania z dziećmi są wzięte z kosmosu. Ale pan psycholog na zajęciach stale je zachwalał i polecał Jak ja się cieszę, że przekonałam się o ich utopijności już wtedy w szkole, bo w przeciwnym wypadku przeniosłabym to dziadostwo na własne dzieci i miałabym teraz kłopotek
Jestem zdania, że jak się ma coś takiego czytać i praktykować - to lepiej już nic nie czytać i polegać na intuicji - szybciej naprowadzi na właściwy tor - ja żałuję, że dzień przed urodzeniem pierworodnego zakupiłam w antykwariacie książkę jakiejś szalonej angielki...trochę napsułam ( dotyczyła głównie zajmowania się niemowlakiem) - już lepiej poobserwować zwierzęta opiekujące się młodymi, niż czytać takie bzdury.
Cytat za @Agnieszka63 z Gordona: rodzice, którzy łatwiej zaakceptują (...) bunt przeciwko autorytetowi szkoły, demonstracje przeciwko wojnie albo kontakty towarzyskie z przedstawicielami innych ras albo dziedzicami innej kultury
To jest dopiero ciekawe A co z rodzicami, którym nie pasuje polska szkołą, czy ich Gordon zaliczyłby do otwartych czy wręcz przeciwnie?
Dodam tylko, że tłumaczenie tej książki trochę kulawe, ci "dziedzice" mnie rażą. Miałam też w rękach książkę "Jak mówić..." i tamto tłumaczenie było jeszcze gorsze - dialogi przekalkowane z angielskiego, po polsku brzmią sztuczne, więc to jeszcze jeden argument, żeby podchodzić do tego z dużym dystansem.
To był chyba kurs drużynowych. W każdym razie pamiętam, że to była lektura obowiązkowa! Dzisiaj nic z tego nie pamiętam, poza tym że ciężko mi się to czytało. Jak teraz czytam fragmenty w twoich postach, to szok normalnie. Dziwię się, że wtedy nam to kazano czytać.
PS - Naprawdę uważacie, że cena 3400 PLN za wyjazd rodzinny to "tyle co nic"? Bo tyle wychodzi w kalkulacji 2 dorosłych plus 4 dzieci. Bogacze, ja tej.
Komentarz
i ciekawy tytuł podrozdziału: CZY TWOJA HIERARCHIA WARTOŚCI I TWOJE PRZEKONANIA SĄ JEDYNIE SŁUSZNE?
str. 273
(...)
Doświadczenie jest dobrym nauczycielem, ale nie zawsze naucza, co jest właściwe; wiedza jest lepsza niż niewiedza, ale człowiek wykształcony to nie zawsze to samo, co człowiek mądry. Zawsze robi na mnie wrażenie, gdy widzę, jak wielu rodziców, znajdujących się w bardzo trudnych stosunkach z dziećmi, to ludzie o utrwalonych i bardzo surowych przekonaniach o tym, co jest słuszne, a co fałszywe. Z tego wynika, że im bardziej pewni są rodzice, że ich przekonania i hierachia wartości są słuszne, tym bardziej mają tendencję do narzucania ich swoim dzieciom. Wynika z tego, że tacy rodzice mają skłonność odrzucania takich zachowań i postępowania, które różnią się od ich własnych przekonań o wartościach.
Rodzice o systemie wartości i przekonaniach bardziej elastycznych, "przezroczystych", otwartych na zmiany; rodzice, których świat jest mniej czarno-biały, są bardziej skłonni do przyjęcia zachowań, które zdają się odbiegać od ich własnych przekonań i ich hierarchii wartości. Według moich spostrzeżeń, u tej grupy mniejsze jest prawdopodobieństwo, że będą narzucać wzorce albo próbować kształtować dzieci według ustalonych wcześniej wzorów. To są rodzice, którzy łatwiej zaakceptują długie włosy swego syna albo drewniany naszyjnik; którym łatwiej będzie tolerować krótkie spódniczki, zmiany obyczajowości, różnorodność stylu ubierania się, protesty przeciwko ustabilizowanemu życiu, bunt przeciwko autorytetowi szkoły, demonstracje przeciwko wojnie albo kontakty towarzyskie z przedstawicielami innych ras albo dziedzicami innej kultury. (...) Rodzice tak nastawieni znajdą w postępowaniu młodzieży znacznie więcej tego, co uznają za zrozumiałe, usprawiedliwione i zasługujące uczciwie na akceptację.
relatywizm
20 lat temu zostałam zmuszona do przeczytania Gordona, bo było to warunkiem zaliczenia psychologii na studium pedagogicznym. Studium to było niezbędne do pracy w wiejskiej szkole, gdzie zostałam zatrudniona na 1/2 etatu jako bibliotekarka. Czasem miałam zastępstwa na lekcjach z różnych przedmiotów i to otworzyło mi oczy (bo na dzieciach w ogóle się wtedy nie znałam, miałam dwoje małych), że te wszystkie rady negocjowania z dziećmi są wzięte z kosmosu. Ale pan psycholog na zajęciach stale je zachwalał i polecał
Jak ja się cieszę, że przekonałam się o ich utopijności już wtedy w szkole, bo w przeciwnym wypadku przeniosłabym to dziadostwo na własne dzieci i miałabym teraz kłopotek
Mnie ruszają! Kiedyś go czytałam, ale wtedy miałam nie cała 20 lat ( na kursie harcerskim!) i niewiele z tego pamiętam. Dzięki Aga.
Zauważ, że psycholodzy nie mają zastrzeżeń. Robią warsztaty, polecają, ale jakie są skutki to juz nie widzą i nie chcą widzieć.
I tyle. A teraz widzę, że dobrze, że się w jego propozycje nie zagłębiałam.