Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Piotr Kraśko: Nie miałbym nic przeciwko nawet wielodzietnej rodzinie

edytowano czerwiec 2008 w Ogólna
pk_d.jpg

Jego miejscem w Polsce jest Gałkowo na Mazurach. Tu mieszka jego roczny synek Kostek i narzeczona Karolina z rodzicami.

GALA: Kostek już niedługo kończy rok...

PIOTR KRAŚKO: Bardzo mu zazdroszczę, że ma Gałkowo. Cudowne dzieciństwo. Dziadkowie mają wspaniałą stadninę koni, zabierają go na przejażdżki wozem po lesie, chodzi na spacery po pastwiskach, zaprzyjaźnia się ze zwierzętami. W pobliżu jest dużo dzieciaków w jego wieku albo trochę starszych.

GALA: Co lubi Kostek?

PIOTR KRAŚKO: Ma ukochanego konia. Dla dorosłych potrafi być niebezpieczny, wobec Kostka zachowuje się wyjątkowo kurtuazyjnie. Jak podjeżdża do niego w wózku, to koń go delikatnie obwąchuje, Kostek głaszcze go po nosie i widać, że obaj są zadowoleni.

GALA: A co lubicie razem robić?

PIOTR KRAŚKO: Uwielbiamy samoloty. Mam nadzieję, że niedługo zdam egzamin na licencję pilota, ale pewnie nieprędko zabiorę go ze sobą. Na razie wychodzimy na dwór, podnoszę go do góry, Kostek rozkłada ręce i mówię mu, że tak działa samolot. On już sporo latał. Ja miałem trzydzieści lat, kiedy poleciałem po raz pierwszy za Ocean, on trzy miesiące.

GALA: Syn zmienił pana?

PIOTR KRAŚKO: Pamiętam, jak jeden z moich przyjaciół w Waszyngtonie, któremu dziecko urodziło się trochę wcześniej niż nam, powiedział: "Generalnie masakra, zapomnij, żeby się wyspać, mnóstwo problemów, ale to inne życie będzie ci się podobać". I to prawda. Nigdy nie zapomnę, jak Kostek był jeszcze noworodkiem i zasypiał na mnie, słysząc bicie mojego serca. To go uspokajało. A teraz jest ludzki pan i śpi od 9 wieczorem do 7 rano.

GALA: Kąpie go pan, ubiera, karmi?

PIOTR KRAŚKO: Staram się. Malina nie nabiera się na mówienie: "Kochanie, boję się, że jak go zacznę przewijać, to zrobię mu krzywdę". Kiepski jestem w karmieniu łyżeczką. Zawsze robi się jakaś afera, cała buzia Kostka jest w kaszce. Malina robi to skuteczniej.

GALA: Przyjaźni się pan z byłą żoną. Dominika i Karolina znają się?

PIOTR KRAŚKO: Dominika przyjeżdża do nas do Gałkowa z obecnym mężem. Jesteśmy genialnym byłym małżeństwem. Spędziliśmy ze sobą kilka lat i gdybym miał źle wspominać Dominikę, to wspominałbym źle siedem lat swojego życia. Pewnie, że popełniliśmy błędy, ale dużo było pięknych chwil. Życzę Dominice jak najlepiej i wierzę, że jest teraz szczęśliwa. W każdej trudnej sytuacji możemy na siebie liczyć.

GALA: Trzy lata temu chciał pan mieć przynajmniej dwoje dzieci. Kostek nie będzie jedynakiem?

PIOTR KRAŚKO: Nie jest fajnie być jedynakiem. Nie miałbym nic przeciwko nawet wielodzietnej rodzinie. Ale to nie może być tak, że wszystko spada na głowę kobiety. Dwójkę dzieci będziemy mieli na pewno, trójka to już do zastanowienia. Musielibyśmy tak ułożyć życie, żebym mógł bardziej uczestniczyć w wychowaniu.


02_logo.gif

Komentarz

  • Czyli rodzina wielodzietna to nie kwestia pieniędzy tylko fantazji.
  • Tym niemniej należy dodać, że jeżeli byście chcieli na Mazurach zabrać dzieciaka na konie, to stadnina Ferensteinów w Gałkowie jest jedną z niewielu sensownych opcji.
  • jesli chodzi o Angelinę i Pitta to sa juz na etapie piąteczki (a moze przegapiłam jeszcze jakiegos małego murzynka) - mają adoptowaną dwójkę, córeczkę i bliźniaki - wprawdzie jeszcze 'po tamtej stronie brzucha' ale chyba nie zaprzeczycie ze te dzieciaki juz są :)
  • nieee - jako fanka wszelkiej wielodzietności śledzę dzieje Angie i ma: dwóch chłopców z Azji, dziewczynkę z Afryki, własne białe podobne do mojej Gosi:tongue: i teraz wyda na świat bliźnięta - w sumie szócha!!!
    Imiona tych co są na świecie: Maddox zwany Mad, Pax, Zahara zwana Zee, Shiloh.

    Wiele osób zarzuca jej kolekcjonowanie dzieci ale mi się to podoba - to jednak silny wzór i wiele innych gwiazd zaczęło ja naśladować. Oczywiście tryb życia w Hollywood nie jest wzorem, ale mimo wszystko lepiej kolekcjonować dzieci niż wyspy, samoloty czy pieski jak Paris Hilton... Gdybym była bogata jak Angie, robiłabym to co ona...

    Ona jest "otwarta" co rusz coś dokłada, co rusz ploty o nowych adopcjach lub ciążach, a to jednak jest jakaś zmiana w stosunku do tego świata nastawionego tylko na sukces. Bo w naszej kulturze dominuje postawa zamknięcia totalnego - jedno lub dwoje i stop, zamurowana macica, warsztat na strych. a o adopcji nie wspomnę. Kto z nas ośmiela się adoptować? robią to tylko pary bezpłodne.

    Kraśko jest żałosnym japim tak jak i te inne lisy i hanny. nasi rodzimi pseudocelebsi mnie mierzią (ale słówko:)) albo wiśniewski mandaryna i ich nowi partnerzy - blee.

    Angie to naprawdę wyjątkowy przypadek - jest hollywoodzką gwiazdą i powinna być jak inne gwiazdy, bo nie ma innych poglądów i trybu życia, - a tu wciąż występuje obwieszona dziećmi, wciąż je traga, i do tego wciągnęła w to tego gogusia brada. Dla mnie to jednak pozytyw.
  • tak znam to, próbowała powiedzieć że jej córka była uprzywilejowana od początku a tamtych wyrwała z nędzy. no i że noworodek to "a plop" bo nie ma jeszcze "personality". niefortunnie się wyraża i jest za szczera, ale ta przypadłość i mi nie jest obca, często też chlapnę coś niezręcznie... jestem jednak w stanie zrozumieć jej intencje, gorzej z rozwiązłością, no ale chwilowo jak na gwiazdę żyje monogamicznie, oczywiście nie jest ona katoliczką jak mniemam więc to to jej życie to coś z innej bajki ...

    mnie interesuje każda wielodzietność także u poligamistów takich jak masajowie czy mormoni, interesuje mnie islam i muzułmańskie rodziny, Cyganie, chasydzi,... mam szmergla na punkcie wielodzietności.
  • słowo "interesuje mnie" to nie znaczy że to ja chciałabym być w związku poligamicznym czy też być jakimś ortodoksem innokulturowym. Po prostu mnie to interesuje, na hasło "wielodzietność " u mnie zapala się czerwone światełko..

    Każdy psychoanalityk by mnie łatwo zdiagnozował - jestem jedynaczką a rodzice kochali mnie "za swój sposób" jednak był to sposób daleki od moich potrzeb i nawet od norm. Mama w codziennym pożyciu była agresywna, ojciec powierzchowny, ja pod wieloma względami zaniedbana, rodzina dalsza w fizycznej albo emocjonalnej izolacji, summa summarum moim doświadczeniem życiowym jest jedna wielka samotność. Do tego mam złożoną i nietypową osobowość która nie pozwalała raczej na znalezienie istot sobie podobnych - mój życiorys społeczny to dzieje jednostki wyklętej, nieprzystosowanej.

    Dlatego czuję się taka wyobcowana na planecie ziemia i mój głód wzbudza każda więź krwi, każda wielodzietność. Ja nawet pytałam mojej matki czy nie miała poronień, aborcji, czy nie stosowała spiralki - cokolwiek, co pozwoliłoby mi mieć nadzieję że w niebie powita mnie brat, siostra, choćby za ceną jej grzechu. Nic, zero. Drastyczne? nie ma na ziemi ani w niebie nikogo mojej krwi, podobnego do mnie. To nic nie znaczy? to dlaczego dzieci adoptowane szukają potem rodzeństw?
    Zazdroszczę wszystkim co mają bliskich, rodzeństwo. Zazdroszczę matkom co mają liczniejsze niż ja potomstwo, bo ja już nie wiem czy będę miała więcej, mam taką kiepską kondycję.

    Człowiek jest istotą stadną, ja mam zwichniętą psychikę przez wychów w samotności. Pewnie o zgrozo murzyni z wielodzietnych rodzin zdrowsi są psychicznie jako ludzie niż ja. choć to "busz" a my wielce cywilizowani. jeśli feministki nie mają instynktów biologicznych to ja mam hiperwybujałe.

    mam tylko przodków i potomków - rodzeństwa nigdy nie będę już miała. Mój ojciec wdowiec pojął drugą żonę i ona choć w wieku menopauzalnym, wciąż myślała czy nie zaszła w ciąże, a mój ojciec że gdyby to oczywiście byłby za usunięciem. Bo ona miała 50 lat. No i co? ja bym mogła adoptować to dziecko, nawet z zespołem Downa. ja nie byłam planowana...moi rodzice w ogóle nie planowali mieć dziecka...

    Jedynactwo, zamknięcie rodziców na życie to koszmar. Jak ja błagałam mamę o urodzenie mi dzidziusia. "Dziecko to nie zabawka!" mówiła mama sznurując usta.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.