Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Wyszła i nie wróciła. Studium przypadku rodziny wielodzietnej.

edytowano czerwiec 2008 w Ogólna
image

Sam z dziewięciorgiem dzieci
Joanna Blewąska

Tadeusz Jadziewicz z dnia na dzień został sam z dziewięciorgiem dzieci. Najmłodszy syn Kuba miał osiem miesięcy, najstarszy Tomek 15 lat. Czasem długo zastanawiał się, co dać dzieciom do jedzenia. A jednocześnie znalazł sposób, by w każdy weekendy zapewnić im rozrywkę. Chodzili do zoo, kina, na premiery do teatru.

To wydarzyło się 15 lat temu. Jadziewicz przyszedł z pracy i zobaczył, że dzieci same bawią się na podwórku. W domu zostały najmłodsze, pod opieką najstarszego syna. Gdzie mama? - zapytał. - Wyszła - usłyszał.

Wyszła i nie wróciła. Nie pakowała walizek, nie zabrała swoich rzeczy. Ale już nie wróciła, zrywając kontakt z rodziną. Z dnia na dzień Jadziewicz został sam z dziwięciorgiem dzieci - ośmioma chłopcami i córeczką Ewą.

Co dalej? Zrezygnować z pracy w fabryce? Ale z czego wtedy żyć? - Koledzy z pracy mówili, że nie dam sobie rady i nikt mnie nie potępi, jeśli oddam maluchy do domu dziecka. Ale jak mógłbym to zrobić! - zamyśla się.

Tego samego dnia znalazł żłobek i zapisał trójkę najmłodszych. Pozostałym wytłumaczył, że po szkole muszą chodzić na świetlicę.

Nie było zastanawiania się, czy dzieci poradzą sobie w żłobku, nie było czułych pożegnań. Zostawiał je i biegł do pracy. Po powrocie do domu każdą wolna chwilę spędzał w kuchni. Robił obiad, a gdy po nim pozmywał, musiał zabierać się za kolację.

Ale chciał dać dzieciom coś więcej niż tylko jedzenie, ubrania i szkolne podręczniki. - Usłyszałem w radiu o konkursie, w którym można wygrać bilety do kina. Pomyślałem, że to będzie dla nich wspaniały prezent - wspomina. Od tego czasu, przez kilkanaście lat, nie niemal w każdym tygodniu coś wygrywa. Rozwiązuje zagadki konkursowe, opowiada w radiu rodzinne historie, wymyśla chwytliwe slogany, a w zamian za to dostaje bilety na kinowe i teatralne premiery, wejściówki do zoo, płyty, książki. W pracy w konkursie BHP wywalczył aparat cyfrowy.

Największą wygraną był skuter. - Dzieci były bardzo szczęśliwe. Od razu go sprzedaliśmy i za pieniądze kupiliśmy ich wymarzony komputer. Chłopcy nie protestowali, nawet się nie przejechali. Wiedzieli, ze nie staś nas utrzymanie skutera - opowiada Jadziewicz.

Dla dwójki najmłodszych wygrał kiedyś wycieczkę za granicę. Zwyciężył w konkursie na festynie w Łodzi i mógł pojechać z nimi autokarem do Niemiec, do tamtejszych parków rozrywki. Trzydniowa wycieczka wisiała jednak na włosku, bo Jadziewicz nie miał z kim zostawić pozostałych dzieci. - Poza tym nie miałem paszportu - mówi. Pomogli organizatorzy konkursu, którzy znaleźli opiekunkę i to ona pojechała na wycieczkę z Kubą i Ewą. Jadziewicz mógł obejrzeć tylko zdjęcia. - Bardzo cieszyłem się, ze nagroda nie przepadła. Dzieci zobaczyły kawałeczek świata - uśmiecha się.

Innym razem nagroda przeszła koło nosa. W radiowym konkursie należało opowiedzieć o swojej rodzinie. Jadziewicz wygrał, za co dostał pobyt dla czterech osób w hotelu w Kotlinie Kłodzkiej. Każdy skakałby do góry. A tu była kalkulacja i decyzja: nie jedziemy, bo nie mamy na pociąg. Bilety PKP okazały się zbyt dużym wydatkiem.

Na osłodę pozostały inne wygrane, m.in. wycieczka autokarem do zamku w Oporowie, koszulki. Dziś Jadzewicz mieszka z trójką najmłodszych dzieci, starsze już się usamodzielniły. Od życia nie oczekuje wiele, nie planuje związku z kobietą. Wcześniej to wykluczał myśląc: "Kto chciałby wziąć na siebie obowiązek wychowywania tylu dzieci". Gdy po reportażu w telewizji o rodzinie dostał kilka listów od pań, na żaden nie odpisał.

Największą radość przeżył, gdy najmłodszy syn Kuba na zakończenie pierwszej klasy szkoły podstawowej dostał trzy nagrody. - Za naukę, frekwencję i najwięcej przeczytanych książek - wylicza jednym tchem.

Wtedy marzył, że wszystkie dzieci skończą studia. Nie udało się to żadnemu, a szansę ma tylko licealista Kuba. - Sam im zaszkodziłem, angażując w pomoc - uważa. - Jeden ze starszych synów, Piotrek, bardzo dobrze się uczył. Gdy zostaliśmy sami uznałem, że nic się nie stanie, gdy przez kilkanaście dni nie pójdzie do szkoły, tylko zaopiekuje się najmłodszymi. Niestety, w rezultacie nie skończył liceum.

Komentarz

  • Może mama feministka czytała Wysokie Obcasy i postanowiła zrobić karierę :fierce:
  • [cite] Ola i Paweł:[/cite]Może mama feministka czytała Wysokie Obcasy i postanowiła zrobić karierę :fierce:
    a moze była po prostu chora na depresję?
  • Autor artykułu nie wspomina ani słowem o tym, aby matka dziewiątki cierpiała na jakiekolwiek problemy psychiczne. Wygląda na to, że jej zachowanie było typowe dla matek wielodzietnych.
  • Swego czasu w GB opuściła męża i 20 dzieci Nicola Pridham - brytyjska wielodzietna matka-ikona. Tak o niej pisano w prasie. Ale więcej chyba pisali jak męża i rodzinę zdradziła.:sad:
  • Macku, co to znaczy "typowe zachowanie matek wielodzietnych"?, aż mi sie scyzoryk otwiera w kieszeni
  • To był sarkazm und ironia. Autor tej informacji nie wyjaśnia przyczyny zachowania tej pani, więc czytelnik powinien w zasadzie uznać, że to typowe przy tej liczbie dzieci.

    A dziś radyjko powiedziało, że czterodzietna matka z Krakowa została poddana nadzorowi opieki społecznej, bo uzależniła się od internetu i zaniedbywała potomstwo. Ciekawe, czy pisze u nas, czy u Joli? :cool:
  • mozna spekulowac rozne rznosci na temat przyczyn ale raczej skoro zniknela nikt tego nie wyjasni. moze miala depresje, moze inne problemy psychiczne czy psychiatryczne, a moze po prostu miala dosc. a moze decyzja o takiej ilosci dzieci nie byla jej swiadomą, a moze przeliczyła swe siły, a moze postanowiła odejsc z kochankiem a moze byla po prostu złym człowiekiem. czy to naprawde istotne, skoro bohaterem w tej historii jest ojciec ktory sobie w trudnej sytuacji zyciowej poradzil?
  • [cite] Maciek:[/cite]
    A dziś radyjko powiedziało, że czterodzietna matka z Krakowa została poddana nadzorowi opieki społecznej, bo uzależniła się od internetu i zaniedbywała potomstwo. Ciekawe, czy pisze u nas, czy u Joli? :cool:
    Uff, odetchnęłam, że z Krakowa, bo myślałam, że mnie namierzyli... :wink::rolling:
  • Ja chylę czoła ojcu dzieci, jestem pod wrażeniem:whorship:
    K
  • Los chciał, że jedna z dziewczynek należy do rodziny, z którą skłóceni są Adamczykowie. Młodszy aspirant Daniel Panczyszyn z komendy w Lęborku: - Ktoś kogoś wyzywał, Adamczykom ktoś przeciął kabel od anteny satelitarnej.

    Marek tylko dlatego nie przecinał nikomu kabli, że akurat był skromny, niczym wielkim się nie wyróżniał.

    Nawet w rodzinie patologicznej trafi się czasem jeden porządny. Ot, wyjątek potwierdzający regułę. :cool:
  • I nawzajem :tongue:
  • [cite] Akulinka:[/cite]"Tego samego dnia znalazł żłobek" - czy od razu wiedział, że matka nie wróci? Nie szukał jej?
    "Gdy zostaliśmy sami uznałem, że nic się nie stanie, gdy przez kilkanaście dni nie pójdzie do szkoły, tylko zaopiekuje się najmłodszymi." - Czyli bohater ale kosztem innych dzieci.
    Ja tego pana podziwiam, ale wiele wątków w tej historii jest niejasnych lub niedostatecznie naświetlonych
    Nie bądźmy zbyt podejrzliwi. Trudno w jednym artykule dostatecznie doświetlić wszystkie ewentualne wątpliwości. Nie dziwię się, że już po paru godzinach z trójką maluchów ten zdesperowany ojciec zaczął szukać żłobka, choćby jako tymczasowe rozwiązanie. Chyba rzadko który tatuś nie szukałby pomocy z zewnątrz w takiej sytuacji.A co do angażowania w opiekę starsze rodzeństwo - w takiej sytuacji moim zdaniem ojciec nie dałby rady sam wszystkiemu podołać. Poza tym sam mówi o tym jako o problemie i tego żałuje - co dobrze o nim świadczy moim zdaniem.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.