Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

400% normy, plan przekroczony, czyli przekleństwo wielodzietności

edytowano lipiec 2008 w Ogólna
fotof.php?id=203

400% normy, plan przekroczony, czyli przekleństwo wielodzietności
Loyolny Papisâ??a / Forum Frondy

Kobieta idzie odważnie ulicą, pchając wózek, ciągnąc starsze pociechy. Ciężko przełyka zaczepki "To wszystkie pani?" czy "No, chyba już wystarczy?" Ile dzieci może mieć ta kobieta? 10? 15?

Prawidłowa odpowiedź brzmi: Trójkę. Już jest zakwalifikowana do dzieciorobów. Skreślona przez świat. Chlast, kreska, nie ma człowieka - jest oszołom.

Skąd to nastawienie? Skąd ta wrogość wobec życia? W sumie powinno mnie mało obchodzić, co sobie myślą "poganie". Ale i dobrzy chrześcijanie, księża, zakonnicy również wypuszczają takie opinie. I to jest problem.

Trzy bajki na początek:

"Oto synowie są darem Pana, a owoc łona nagrodą.
Jak strzały w ręku wojownika, tak synowie za młodu zrodzeni.
Szczęśliwy mąż, który napełnił nimi swój kołczan.
Nie zawstydzi się, gdy będzie rozprawiał z nieprzyjaciółmi w bramie. (Ps 127,3-5)"

"Pierwsze więc miejsce pomiędzy dobrami małżeństwa zajmuje potomstwo. I zaprawdę sam Stwórca rodzaju ludzkiego, który w dobroci swej w dziele rozkrzewienia życia postanowił ludzi użyć jako pomocników swych, nauczał tego, kiedy, ustanawiając w raju małżeństwo, powiedział do prarodziców naszych, a przez nich do wszystkich przyszłych małżonków: "Roście i mnóżcie się i napełniajcie ziemię". To samo znajduje św. Augustyn w słowach św. Pawła Apostoła do Tymoteusza: "Że celem rodzenia zawiera się małżeństwo, świadczy Apostoł w ten w sposób: Chcę, aby młodsze szły za maż. A jakoby wtrącono pytanie: Dlaczego? dodaje zaraz: "Aby dzieci rodziły i stawały się panami domu (Pius XI, Encyklika Casti Connubi, I.1.a)"

"Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy.(Mt 6,25-34)"

W czym problem? W NPR. NPR, które przede wszystkim powinno służyć ułatwieniu poczęcia, natomiast na katolickich kursach przedmałżeńskich można usłyszeć, jak świetnie NPR zapobiega ciąży. No, brawo! Katolicka antykoncepcja. Ale first things first.

Nie będę pisał, jakim darem są dzieci, każdy kto je ma, ten wie, a kto nie ma ten widzi.

Dlaczego wielodzietność?

Dla ułatwienia stosuję kryteria "świata" i uznaję za wielodzietność 3+ dzieci.

Dlatego, że więcej dzieci = więcej szczęścia. Banalne? Wręcz przeciwnie - to zaskakujące. Spośród wszystkich dzietnych małżeństw, które znam, są takie, które non stop mówią "jak to ciężko, nawet nie wiesz". Te najczęściej mają 1-2 dzieci. Małżeństwa mające 6-7, które znam mają jakiś dziwny stosunek do tego. Bo niby co - nie jest im ciężko? Na pewno jest. Ale oni są w tym szczęśliwi i spełnieni.
Dzieci, które mają rodzeństwo, zwłaszcza gdy mają go ciut więcej niż jedną sztukę najczęściej nie są rozpieszczane. Gdy dorastają są bardziej zaradne od jedynaków, łatwiej im przychodzi się dzielić. Nie wspominam też o przyroscie naturalnym - to oczywiste.
Większa ilość dzieci zmniejsza też prawdopodobieństwo "planowania" życia dzieciom przez rodziców. "A ty synku będziesz lekarzem/księdzem/prawnikiem/etc" Tragedie rodzinne gotowe, nie?

O dziwo, nawet jeśli narzekają na swoją rodzinę, chcą mieć dzieci.
Ojcowie, którzy są otwarci na życie dostają wyzwanie - przestają dawać sobie pluć w kaszę, walczą dla żony i dzieci. Przez walkę stają się bardziej zaradni. Jest im ciężko, mniej wygodnie, ale są szczęśliwi. Szczęściem, którego im nic nie jest wstanie zabrać! Widzą też troskę Pana Boga o ich życie i łatwiej przychodzi im dziękować za to, że cokolwiek mają, mają od Niego

Co mówi o "regulacji poczęć" Katechizm Kościoła Katolickiego?
"[2368]Szczególny aspekt tej odpowiedzialności dotyczy regulacji poczęć. Z uzasadnionych powodów małżonkowie mogą chcieć odsunąć w czasie przyjście na świat swoich dzieci. Powinni więc troszczyć się, by ich pragnienie nie wypływało z egoizmu, lecz było zgodne ze słuszną wielkodusznością odpowiedzialnego rodzicielstwa. Poza tym, dostosują swoje postępowanie do obiektywnych kryteriów moralności:

Kiedy... chodzi o pogodzenie miłości małżeńskiej z odpowiedzialnym przekazywaniem życia, wówczas moralny charakter sposobu postępowania nie zależy wyłącznie od samej szczerej intencji i oceny motywów, lecz musi być określony w świetle obiektywnych kryteriów, uwzględniających naturę osoby ludzkiej i jej czynów, które to kryteria w kontekście prawdziwej miłości strzegą pełnego sensu wzajemnego oddawania się sobie i człowieczego przekazywania życia; a to jest niemożliwe bez kultywowania szczerym sercem cnoty czystości małżeńskiej."

Prosto i jasno. Odsunięcie poczęcia na jakiś czas wyraźnie zaznacza tymczasowość sytuacji, czy raczej konieczność częstej weryfikacji odsunięcia. Czyli nie odsuwamy raz na zawsze, ale np. na kwartał i po kwaratale weryfikujemy. Ponieważ jest wzmianka o obiektywnych kryteriach, implikuje to korzystanie z pomocy Kościoła w rozeznaniu.

Tylko i aż tyle. Każde małżeństwo podejmuje te decyzję w łączności z Kościołem, na jakiś czas. Jasne, że takich sytuacji może być multum (np. choroba, zwłaszcza niedyspozycja psychiczna, która często jest sama w sobie skutkiem; bardzo wysoka płodność żony) jednakowóż baaaaardzo nieliczne pozwalają odsunąć poczęcie na stałe.

Skąd więc lęk?
Ha! Odpowiedź pierwsza z obawy o pieniądze i o brak wygody. To jest pewna praprzyczyna. Lęk o zabezpieczenie materialne jest najczęstszą przyczyną, wykrzywioną przez (tak tak!) demona. Dlaczego? Bo dobrze jest dbać o byt materialny rodziny, problemem jest, gdy walka o ten byt i niezadowolenie ze stanu obecnego przesłania Boży plan. Ale to nie wyczerpuje problemu w ogóle.

Chciałbym zauważyć coś, co jest ważniejszą w małżeństwie przyczyną lęku przed ciążą.
Chodzi o postawę męża. Jeżeli kobieta nie doświadcza, że mąż ją kocha, demon podsyca w niej lęk przed dzieckiem. Albo jeśli widzi, że mąż olewa wychowywanie potomstwa już zrodzonego. Tak naprawdę, panowie-mężowie, to od nas zależy. Jeżeli maż kocha i walczy, a kobieta czuje się przy nim bezpiecznie (chodzi tu o zdrowe poczucie bezpieczeństwa, nie o całkowite uwieszenie się żony na pensji męża), wtedy łatwiej jest jej myśleć o kolejnym dziecku.

I cieżko się kobietom dziwić, nie?

Dlatego chodzi nie tyle o planowanie dzieci, ale o to, że mężowie nie mają wystarczających cojones by być ojcami i mężami - bo to boli. Jeżeli przyjmują na siebie bycie mężem i ojcem, to dzieci jeszcze bardziej stymulują go do walki o rodzinę. A jest to właśnie "szukanie Królestwa Bożego"!!! I Pan Bóg takim poczynaniom błogosławi. A jeżeli Bóg błogosławi, to kto zdoła przeszkodzić?

Rodzenie kolejnych dzieci wiąże się z heroizmem. Taki lajf. I nie chodzi o to, by oceniać małżeństwa "po dzietności". Chodzi o to, by zdać sobie z kilku rzeczy sprawę.

Komentarz

  • Dowiedziałem się, że krewni będą mieli trzecie dziecko, dzwonię więc z gratulacjami. Po chwili rozmowy pada pytanie: - A co, wy też już jesteście znowu w ciąży?
  • Pewnego dnia mój przyjaciel postanowił obdzwonić całe towarzystwo mówiąc, że wspólnemu znajomemu "X" urodziło się kolejne dziecko. Każdy przyjął informację jako całkowicie naturalną i spodziewaną, skoro "X" miał już piątkę dzieci.

    Informacja rozeszła się dość szybko po Warszawie i "X" odebrał kilkadziesiąt telefonow z gratulacjami. Za każdym razem musiał bedaczyna dementować, że ani się nie urodziło następne, ani prawdpopodobnie nie poczęło.

    Dla niektych wyjaśnienia były niezadawalające i twierdzili potem, że "X" po prostu tym razem nie chce zrobić pępkowego.
  • Nasz znajomy, który tak się złożyło, że jak mnie poznał, byłam ciąży, potem, jak przyjechał w delegację, znowu byłam w ciąży po jakimś czasie miał telefoniczną rozmowę z moim mężem. Tak się złożyło, że znowu byłam w ciąży o czym nikomu jeszcze nie mówiliśmy. Kolega zapytał: a jak tam Karina? Jest może w ciąży, bo dawno nie była?:bigsmile:
    Mnie to bawi.
  • Kobieta idzie odważnie ulicą, pchając wózek, ciągnąc starsze pociechy. Ciężko przełyka zaczepki "To wszystkie pani?" czy "No, chyba już wystarczy?" Ile dzieci może mieć ta kobieta? 10? 15? miałam taka sama sytuacje na ulicy a mam dopiero troje dzieci . sama byłam zaskoczona pytaniem ale sie usmiechnełam dumna ze sa zdrowe i przedewszystkim MOJE:bigsmile:
  • Mnie ostatnio powaliło pytanie: - A te dzieci wszystkie od jednego ojca?

    Ale z drugiej strony, to signum temporis jest i nie trzeba się bulwersować.
  • Maćku: TRZEBA.

    Nie zamierzam udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Jeśli nie będzie reakcji na takie coś.. ehhh...
  • W Warszawie kiedy miałam troje dzieci wzbudzałam sensację. Teraz mam siedmioro i nikt zdziwienia nie okazuje. Nadal mieszkam w Warszawie.
  • wiecie co, ja też słyszę różne komentarze (mam tylko czwórkę dzieci), ale w większości nie są to komentarze złośliwe. Mam wrażenie, że po prostu ludziom przestało się mieścić w głowie, że można mieć kilkoro dzieci i stanowić szczęśliwą rodzinę. W środowisku mojego męża dwójka uchodzi za wielodzietność - nie dlatego, żeby ludzie mieli coś przeciw dzieciom, ale dlatego, że dali sobie wmówić, że trzeba być "odpowiedzialnym rodzicem" (...chętnie postarałbym się o drugie dziecko, ale wtedy pierwsze nie pójdzie do dobrej szkoły, albo nie będzie chodziło na zajęcia z karate itp...). Jednym słowem kolejne dziecko odbije się negatywnie na tym, co mogę ofiarować pierwszemu. Dla takich ludzi widok rodziny, gdzie jest kilkoro dzieci, wszystkie czyste, uśmiechnięte, zdrowe i zdolne - i do tego mama, która też jest uśmiechnięta, zadbana i zadowolona - to po prostu kosmos. Dlatego chyba jedyną "odtrutką" na takie nowoczesne myślenie jest nasze (tzn. nas-wielodzietnych) świadectwo. Ludzie patrzą i widzą, że to jest MOŻLIWE, że wielodzietni to nie patologie, ale po prostu normalne rodziny. :smile:
  • Bardzo mi to bliskie, Moniko44, choć sama nie kroczę jeszcze w aureolii gromadki dzieci. Ale też myślę, że akurat w moim kręgu znajomych bliższych i dalszych fakt, że ciąża mi nie ciąży i nie jest źródłem niechcianych zmartwień, dolegliwości, pobolewań, pryszczy, frustracji, niekończącego się zwolnienia i nie wiem, co tam jeszcze, generalnie - zniedołężnienia... już to jest fajnym świadectwem i Bogu dziękuję, że tak się dzieje. To miło usłyszeć: "Jak się na Ciebie patrzy, to chce się być w ciąży".
  • Do mnie się już na moim osiedlu przyzwyczaili. Tą wielodzietność traktują jak jakieś "zboczenie", ale słyszę też wiele tekstów miłych. Oczywiście odwieczne pytanie to: jak sobie pani radzi z tyloma dziećmi.
    Bardzo dobry pod tym względem był mój ostatni pobyt w szpitalu. Właściwie to słyszałam same dobre komentarze ze strony pielęgniarek, lekarzy. Jedynie doktor który był w trakcie porodu trochę zagadywał, że z jego doświadczenia wynika, że kobiety posiadające większą ilość dzieci są przeważnie ze środowisk patologicznych. nie użył tego określenia, ale o to mu chodziło. Podpytywał się mnie czy piję alkohol, na co ja zgodnie z prawdą stwierdziłam,że sporadycznie i jeśli już to sheridana :)
    Ale generalnie wszystko było w takim sympatycznym klimacie. Położna przy której rodziłam to moja koleżanka i był to już nasz wspólny :-) czwarty poród.
    I wiecie,że widziałam takie pozytywne zaskoczenie większości z tych ludzi, że można być rodzicem dla tylu dzieci i być w tym szczęśliwym.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.