Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Ciesz się, że nie macie dzieci

edytowano lipiec 2008 w Ogólna
image

Ciesz się, że nie macie dzieci
Anna Stańczyk, Tomasz Głogowski

Gosia na kalkulatorze dodaje ceny produktów, żeby nie przeżyć szoku przy kasie. Kiedyś nabijała się z mamy, że tak robi. Teraz czasami sama się buntuje i po prostu nie robi zakupów
- Bo kupuję rzeczy na zwykłą kolację, a i tak wydaję 50 zł, a po ostatnich podwyżkach cen - 60 zł. I tak za każdym razem, można oszaleć. Parę razy przestudiowałam paragon z nadzieją, że kasjerka doliczyła mi czyjeś zakupy. No niestety - mówi Gosia.

Nawet nie zauważyła kiedy, stała się mistrzynią przeliczania. Kiedyś robiąc zakupy, po prostu wkładała towar do koszyka. Jak nie wiedziała, jaki makaron będzie potrzebny jej na kolację, to brała dwie albo trzy różne paczki. Teraz odruchowo zwraca uwagę na cenę.

Kiedyś w ogóle nie zauważała podwyżek cen jedzenia. Teraz wie, kiedy i o ile zdrożały owoce, masło i jej ulubiony jogurt. Po sklepach zawsze biega z listą sprawunków i komórką, w której jest kalkulator.

A czemuż mieliśmy się bać kredytów?

Gosia i Łukasz od zawsze żyli na kredyt. Oboje po trzydziestce, z wyższym wykształceniem, pracują w prywatnych firmach na Śląsku. On zajmuje się PR-em, ona pracuje w biurze architektonicznym.

Poznali się sześć lat temu, każde z nich mieszkało wtedy z rodzicami, więc szybko postanowili kupić własne mieszkanie. Nie mieli na nie pieniędzy, a bali się kredytu jak ognia. - Rodzice cały czas nas straszyli, że kredyt to kula u nogi do końca życia. Sami nigdy nawet lodówki nie kupili na raty, a co dopiero oprocentowany kredyt w banku. "Jedno z was straci pracę i leżycie", ciągle powtarzali - wspomina Gośka.

Młodzi trafili na okazję. 40 metrów kw. za 30 tys. zł. Skłócona rodzina chciała jak najszybciej pozbyć się mieszkania po zmarłej babci i podzielić się pieniędzmi. Formalności związane z kredytem załatwili w banku w trzy dni i przeprowadzili się do kawalerki.

Szybko zaczęło im doskwierać mieszkanie w bloku: kłótnie sąsiadów za ścianą, walka zimą o odśnieżone miejsca parkingowe. Coraz więcej znajomych zaczęło budować domy. Gospodarka się rozwijała, bezrobocie spadało, do Polski wracał optymizm.

- Pomyśleliśmy, że to niegłupi pomysł. Oboje wychowywaliśmy się w domach, gdzie było podwórko i kawałek ogrodu, a nie tylko ławeczka przed blokiem - mówi Łukasz.

I znowu okazja. Kupili działkę od małżeństwa, które się rozwodziło, tysiąc metrów kwadratowych w niewielkiej miejscowości. Pieniądze na grunt do czasu zaciągnięcia kredytu hipotecznego pożyczyli od rodziców. Z banku wzięli 200 tysięcy. Kończyli spłacać mieszkanie, którego wartość wzrosła już czterokrotnie. 120 metrowy dom wybudowali w półtora roku. - Przez ten czas w ogóle nie czuliśmy, że mamy kredyt, bo spłacaliśmy tylko odsetki - mówi Gosia.

Jak tu poprosić rodziców o pomoc?

Nie przewidzieli jednak boomu budowlanego. Ceny materiałów i usług budowlanych błyskawicznie poszły w górę.

Cement, cegły, drewno - wszystko dwa razy droższe. Na dachówki czekało się po osiem miesięcy, nic dziwnego, że trzeba było zapłacić za nie jak za zboże. Firmy zdążyły zapomnieć o cenach sprzed kilku miesięcy. - Tak, wtedy brałem 30 zł za metr, ale skoro teraz ludzie płacą mi 50 zł, to dlaczego miałem nie podnieść stawek? - powiedział Łukaszowi kafelkarz. Trudno odmówić mu racji. Problem w tym, że to samo mówił stolarz, dekarz, elektryk i inni fachowcy.

Pieniądze ze sprzedaży mieszkania, które Gosia i Łukasz chcieli odłożyć na czarną godzinę, musieli w całości wpakować w wykończenie domu.

Łukasz: - Baliśmy się dobierać kredytu tak jak znajomi, którzy zadłużali się nawet na 400 tysięcy.

Tak naprawdę poczuli, że mają kredyt, gdy przyszło im zapłacić pierwszą ratę, a nie tylko odsetki. Bank co miesiąc zabierał tysiąc złotych, jedną czwartą ich dochodów. Okazało się, że utrzymanie domu też kosztuje: prąd, ogrzewanie, śmieci, woda to 500 złotych miesięcznie. Długo bronili się przed kupnem nowego auta, ale kiedy ich stary samochód dwa razy zepsuł się w drodze do pracy, mechanik nie pozostawił im złudzeń. - Tu już nie ma co naprawiać - rozłożył ręce.

Na używanego opla pożyczyli od rodziców 18 tysięcy złotych. Łukasz złapał fuchę, z której chcieli spłacać dług za auto, ale dodatkowa praca trwała tylko trzy miesiące. Gośka chciała poprosić rodziców o przerwę w spłacaniu samochodu, ale Łukasz nawet nie chciał o tym słyszeć. Podszedł do sprawy bardzo honorowo. Postanowili oddawać rodzicom chociaż 300 złotych miesięcznie.

Kiedy zorientowali się, że połowa ich zarobków idzie na długi, wystraszyli się nie na żarty. - Nie musieliśmy siadać i analizować domowego budżetu. Nam po prostu na wszystko zaczęło brakować pieniędzy - mówi Łukasz.

Jak to możliwe, że nie starcza nam do pierwszego?

Pierwsze do odstrzału poszły knajpy. Gośka mogła już tylko pomarzyć o czasach, gdy zamiast gotować kolację, jechała z Łukaszem na pizzę, a w weekendy na jej ulubione sushi.

- Jezu, przecież ostatni raz na suhsi byliśmy dwa lata temu, w rocznicę naszego ślubu - uświadamia sobie nagle Gosia.

A w kinie? Oboje przez chwilę się zastanawiają.

Łukasz: - Chyba na "Death Proof" Tarantino. To jakieś sto lat temu.

Gosia: - Pamiętam, jak kiedyś koleżanka z pracy powiedziała, że nie chodzą z mężem do kina, bo nie mają pieniędzy. Pomyślałam wtedy: "Coś ściemnia - jak można nie mieć pieniędzy na kino".

W zeszył roku nie pojechali na wczasy. W tym roku też nie pojadą, nawet nad polskie morze. - Będziemy popijać drinki z parasolkami w naszym ogrodzie - śmieje się Łukasz.

Przestali jeździć z paczką znajomych na weekendy. Bo nie można w kółko przeliczać, czy stać cię na taki, a nie innych hotel, obiad, kolację, kolejne dobre piwo w knajpie.

Zamiast paczki makaronu za 10 zł (w pięknym kartoniku) Gosia zaczęła kupować zwykłą paczkę za 4 zł. Oliwę z oliwek (tylko z pierwszego tłoczenia) zastąpiła sosem z torebki (oszczędność około 35 zł!), parmezan zwykłym żółtym serem. W tej sytuacji oliwki, kapary i świeża bazylia to rozpusta, po prostu przestała je kupować.

Jak podrożało pieczywo, to Gośka zaczęła kupować w chleb w miejscowej, rodzinnej piekarni. Nie żeby był tańszy, ale zachowuje świeżość przez sześć dni, a ten z supermarketu na drugi dzień jest do wyrzucenia. Odkąd w górę poszły ceny mąki, mleka czy cukru, mama Gosi kupuje jej zgrzewki tych produktów w Makro, wszystko w cenach hurtowych. - Dobrze, że w domu zrobiliśmy piwnicę. Teraz mam miejsce na spiżarkę, jakiej nie powstydziłaby się Nigella Lawson - żartuje Gosia.

Prawdziwą zmorą są podwyżki cen benzyny. I chyba najtrudniej na niej coś zaoszczędzić. Gośka i Łukasz czasami mogą pracować w domu, więc korzystają z tej możliwości raz albo dwa w tygodniu. Ostatnio do znajomych do Krakowa pojechali pociągiem. Jak za studenckich czasów, ale za grosze w porównaniu z cenami benzyny i opłatami za autostradę. Czasem żałują, że nie przerobili auta na gaz.

Najgorsze są jednak miesiące z nieprzewidzianymi wydatkami, gdy trzeba kupić nowe opony do auta albo pójść do dentysty. Wtedy nie starcza do pierwszego, więc Gosia i Łukasz muszą pożyczyć pieniądze z debetu na koncie osobistym. - I wpadamy w błędne koło. Bo kiedy po wypłacie trzeba oddać 700 zł, to nie ma szans, żeby skończyć miesiąc na plusie - mówi Łukasz.

Mamy zejść do poziomu, na jakim żyją rodzice?

Są rzeczy, z których nie chcą rezygnować. To drobne przyjemności, np. fajna książka (jedna, a nie jak kiedyś trzy w miesiącu, bo ceny książek są przerażające), gazety albo dobra woda toaletowa (przynajmniej te staniały). - To nie tak, że nie mamy co do garnka włożyć, ale dobija nas fakt, że kredyty i podwyżki aż tak bardzo zmieniły nasze życie. Musieliśmy zrezygnować z poziomu, na który nie mogli pozwolić sobie nasi rodzice, a my na niego zapracowaliśmy - mówi Gosia.

Przyjaciele powtarzają jak mantrę: - Cieszcie się, że nie macie dzieci. To dopiero byłby kanał.

A przecież skoro mają już piękny dom w spokojnej okolicy, Łukasz i Gosia zaczęli myśleć o dziecku. Wystraszyli się macierzyństwa, kiedy ostatnio koleżanka przy kawie postanowiła naświetlić Gosi problem: - Weźmy wydatki miesięczne: najtańsza opiekunka to tysiąc złotych, dwie paczki pieluch kosztują 100-150 zł, jeśli nie karmisz piersią, to wydasz na mleko modyfikowane - 150 zł, potem kaszki 75 zł, jedzenie w słoiczkach 250 zł. Mam wymieniać dalej? Buty dla dziecka kosztują 120 zł, a noga rośnie mu jak na drożdżach i w sezonie jesienno-zimowym musisz kupić nawet trzy pary. A to dopiero początek, bo jak pociecha pójdzie do szkoły, to nie kupisz mu nowych podręczników? Nie wyślesz na kolonie czy zieloną szkołę? No i najlepiej od razu zacznij odkładać na dobre studia, bo niby skąd później weźmiesz taką kasę?

Czy nas też wyrzuci komornik?

Kiedyś obejrzeli program w telewizji o komornikach, którzy wyrzucają ludzi z domu na bruk.

Gośka zażartowała: - Nas też tak wyrzucą, jak przestaniemy spłacać kredyt.

Na drugi dzień Łukasz przyniósł do domu plik ulotek z towarzystw ubezpieczeniowych wydrukowanych z internetu. - Jeżeli któremuś z nas coś się stanie, to drugie zostanie z tym gównem - powiedział tak poważnie, że Gośka aż dostała gęsiej skórki. Jest przesądna, więc kazała odpukać w blat stołu (niemalowane drewno) i jeszcze tego samego wieczoru zadzwonili do agenta ubezpieczeniowego. Z jednej strony spadł im kamień z serca, a z drugiej doszła kolejna rata: 200 zł miesięcznie za ubezpieczenie na życie.

Chociaż tyle, że wzięli kredyt we frankach szwajcarskich. A że złoty umacniał się względem szwajcarskiej waluty, raty ich kredytu taniały. - Co prawda analitycy przewidują, że jesienią ma się to zmienić, ale od dwóch lat mówią, że raty we frankach pójdą w górę, a one tanieją. Więc nie wierzymy analitykom - mówi spokojnie Łukasz. - Podwyżki kredytów odczuli za to nasi znajomi, którzy wzięli kredyt w złotówkach i rata w ciągu dwóch lat wzrosła im o ponad 150 zł.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Komentarz

  • Hm...
    "Weźmy wydatki miesięczne: najtańsza opiekunka to tysiąc złotych, dwie paczki pieluch kosztują 100-150 zł, jeśli nie karmisz piersią, to wydasz na mleko modyfikowane - 150 zł, potem kaszki 75 zł, jedzenie w słoiczkach 250 zł. Mam wymieniać dalej? Buty dla dziecka kosztują 120 zł, a noga rośnie mu jak na drożdżach i w sezonie jesienno-zimowym musisz kupić nawet trzy pary. A to dopiero początek, bo jak pociecha pójdzie do szkoły, to nie kupisz mu nowych podręczników? Nie wyślesz na kolonie czy zieloną szkołę? No i najlepiej od razu zacznij odkładać na dobre studia, bo niby skąd później weźmiesz taką kasę?"
    Zgadzam się, że opiekunka kosztuje majątek (a czasem niestety nie da się zostać w domu z dzieckiem, bo po prostu nie starczy na rachunki), ale: można karmić piersią jak się pracuje, nie trzeba kupować słoiczków dla dzieci - zresztą i tak nie mają żadnej wartości (chyba, że materialną...te 250 zł), kaszki 75 zł (po kiego grzyba?).
    Można samemu gotować dziecku wspaniałe jedzenie, zdrowsze, tańsze, bardziej urozmaicone. Kaszki (niezdrowe zresztą) można zastąpić brązowym ryżem, kaszą kukurydzianą, gryczaną niepaloną, jaglaną (dzięki Aniu D). Buty są drogie owszem, ale nie każdemu dziecku tak szybko noga rośnie. Moim dzieciom wystarczają na całą zimę jedne buty, podobnie z innymi porami roku.
    Tańsze podręczniki można kupić w księgarniach internetowych.
    Trzeba chcieć. Ja też kiedyś chciałam mieć dziecko, ale bałam się, że coś stracę. Nie wiedziałam ile można zyskać.
  • Gdyby Klara miała dwa samochody i jeden by pozyczyla, a w drugim by ktos jej podlozyl bombe to czym by wrocila do domu?
  • ten artykuł jest obśmiewany jako 'fantastyka nienaukowa' juz chyba na wszystkich forach
  • Ojej, na sushi ich nie stać. I na kapary. I na jedzenie w słoiczkach dla ewentualnego dziecka. Straszne!

    Z tekstu wynika, że zarabiają miesięcznie 4000 zł na dwie osoby. Niech nie pierdolą głupot. Za 4000 można żyć we dwójkę na bardzo przyzwoitym poziomie, również spłacając kredyt. A my parę lat temu za mniejszą kasę (wtedy po uśrednieniu mieliśmy koło 3500 zł miesięcznie do dyspozycji), również płacąc kredyt i czynsz w podobnej wysokości żyliśmy prawie rok w cztery osoby. I jakoś z głodu nie umarliśmy, i nie narzekaliśmy, że jest nam strasznie źle.
  • A do tego pierdy o cenach. Dobrą oliwę z oliwek z pierwszego tłoczenia można kupic poniżej 30 zł za litr (jak się dobrze trafi, to za 25) - skąd więc oszczędność 35 zł?. Paczkę 500g (podwójną) dobrego włoskiego makaronu z pszenicy durum można kupić w Tesco za 6 zł, więc skąd ta cena 10 zł za paczkę?

    Głupio robiąc zakupy w hipermarkecie można wydać KAŻDĄ SUMĘ.
  • [cite] Jadwiga:[/cite]A po jakiego grzyba kupowac buty po 120, skoro można kupic po 20 - 40 zł? Za 120 można kupic dla 3 dzieci. A, że nie będzie na butach napisu firmowego? Trudno.
    No z tym jest jeszcze pewien feler. Moi synowie, tańsze buty (Deichmann po kilkadziesiąt zł) niszczyli znacznie szybciej, niż z nich wyrastali. Jednak buty Elefanten (lepsza marka Deichmanna) czy Bartka są dużo trwalsze. Tak więc kalkulacja nie wychodzi aż tak jednoznacznie. Tańsze buty są zrobione zazwyczaj z gorszych materiałów (tworzywo zamiast skóry, a w sandałach plastik zamiast metalu), co wpływa negatywnie na ich trwałość - wiec przy żywych dzieciach kupowanie lepszego obuwia może być bardziej ekonomiczne.
  • Można też inaczej. Na pytanie dlaczego moje dzieci chodzą na bosaka odpowiadam , że jeszcze nie chodzą do szkoły. Na większych natrętów pozostaje jeszcze argument zapatrywań politycznych.
  • [cite] Anita:[/cite]GW celuje w takiej fantastyce, mniej więcej co dwa tygodnie jest jakiś straszny mroczny raport o tym jak to nawet ludzi zarabiających kilka średnich krajowych nie stać na dzieci, albo ewentualnie stać ale ich nie chcą mieć bo mają różne traumy życiowe typu "mamusia mnie nie rozumiała".
    Zrozumiała rzecz - to nie Polacy mają się rozmnażać i czynić sobie polską ziemię poddaną, tylko hmm... "inne narody".

    Swoją drogę, że to Gazownia smaruje rządowi POTuska takie laurki... :bigsmile:
  • Te bzdury z Aborczej byłyby nawet śmieszne, gdyby nie to, że takie artykuły kształtują kulturę. I potem mamy załamanie demograficzne. Inna sprawa jest taka, że niektórzy ludzie dość lekkomyślnie podchodzą do zadłużania się. Intensywny marketing banków robi swoje. Bo zacisnąć pasa i spłacać kredyt na poziomie 50% swoich dochodów to można, ale co najwyżej kilka lat, a nie 25 czy 30.
  • A ten to już był wałkowany na forum ;)
    Średni kredyt w Open Finance to 300 tys. zł, jeśli rozłoży się go na 30 lat, to rata wyniesie ok. 1800 zł.

    Policzmy...

    30 * 12 * 1800 zł = 648 000 zł

    348 000 zł zysku

    Mieć bank dobra rzecz :bigsmile: Ale podobno tu decydującą kwestią jest urodzenie, żeby nie napisać pochodzenie. :confused:
  • Wszystko już było wałkowane. Jutro zamykam forum, bo po co poruszać tematy, które były już dyskutowane?

    <żart>
  • Nie chodziło mi o ucięcie rozmowy tylko o to, że coś w tym temacie na forum już można znaleźć.
  • I nikt się nie lituje, że biedacy mają na samo zycie, bez comiesięcznych rachunków, tylko 3-3,5 tys? Ja naprawdę nie wiem, jak za taką śmieszną kwotę można żyć (bo te francuskie korniszony dla białego człowieka to codzienny chleb), toż to nędza i głód. I chyba powinnam się pochylić z troską i łzą nad swoim życiem, gdzie mamy duzo mniejszą kwotę na utrzymanie 3 osób, a do tegj pory byłam zadowolona i dziękowałam Bogu, że nas na tyle stać. Jak dobrze, że są gazety, która pokażą, że jednak nie jest dobrze, ale źle :cool:
  • Wiecie co? Ręce opadają. To chyba na pniu jest wymyślone... Ciekawam tych listów od czytelników...
  • Przypomina się tutaj bajka o dwóch morderczych misiach...

    Jeden miał na imię "Chce Mi Się", a drugi - "Nie Chce Mi się"...

    :-)
  • Po prostu do wygód łatwo się przyzwyczaić, a trudno się odzwyczaić. Dlatego lepiej unikać kredytów i żyć skromnie nawet w okresach gdy się nam dobrze powodzi.
  • Oczywiście, że są dla ludzi. W działalności gospodarczej itp. kredyty są często bardzo racjonalnym rozwiązaniem. W życiu osobistym jednak lepiej ich unikać i nie żyć ponad stan. Nie tylko dlatego, że możemy stracić źródła dochodu. Także po to, by nie przywiązywać się zanadto do dóbr doczesnych. "Błogosławieni ubodzy duchem..."
  • Te ktedyty to rzeczywiście czasem konieczność, nas to czeka prawdopodobnie już niedługo, potrzebujemy mieszkania, narazie mamy jeden pokój na 4 osoby. Chociaż osobiście wolałabym nie brać kredytu, jakoś bezpieczniej się czuję, jka nie mam dodatkowej raty do spłacania.
  • Kredyt można też różny wziąć - ja preferuję wersję dla ubogich, czyli nie więcej niż 300 tys. Za to da się kupić kąt do przyzwoitego życia, a rata nie jest dużo większa niż czynsz za kawalerkę.
    Też uważam, że kredyty są dla ludzi. Byle z głową. No i z męską decyzją - jak kredyt to nie pizza z przyjaciółmi za 450 pln (jasny gwint, co oni tam nakładli do tego ciasta???)
  • N o i widzę, że koleżanki swojskiej muzyki słuchają:wink:
  • Nie tylko koleżanki. Lao Che rules :-)
  • Znam tylko płytę z "tramwajem jadę na wojnę". A ta nowa jest warta uwagi?
  • [cite] Maciek:[/cite]Znam tylko płytę z "tramwajem jadę na wojnę". A ta nowa jest warta uwagi?
    Nowa jest rewelacyjna. Muzycznie świetna (choć lżejsza) + teksty z drugim dnem. Od czasu jak kupiliśmy (ze 3 miesiące temu) słuchamy jej na okrągło i jeszcze się nie znudziła.
  • [cite] Anetka:[/cite]Te ktedyty to rzeczywiście czasem konieczność, nas to czeka prawdopodobnie już niedługo, potrzebujemy mieszkania, narazie mamy jeden pokój na 4 osoby. Chociaż osobiście wolałabym nie brać kredytu, jakoś bezpieczniej się czuję, jka nie mam dodatkowej raty do spłacania.
    A ilemacie pokoi?;)
    Zeszłaś ponizej 4m2 na osobę?
  • Tak, tak -- my też gustujemy w cięższych brzmieniach i lubimy jak nami miota, ale na ostatniej płycie lżejszą muzycke wybaczyliśmy, bo teksty wystarczająco miotające sumieniem i intelektem:wink:
    Polecam.
  • Taw, pokój jeden plus kuchnia, nie zeszliśmy poniżej normy 4 m kw. Stare budownictwo, trochę klimaty jak u mojej babci i to jest fajne (tylko u niej było 6 osób na pokój, a jak przyjeżdżały wnuki, to spały w jednym wielkim łóżku dziadków - super sprawa). No i marzy nam się trochę więcej luksusu, własny pokój i oddzielnie dla dzieciaków - to dopiero luksus:wink:
  • Jak w niedzielę zrobiliśmy imprę to standardy spadły do 1,1m2.
  • Przy głośniejszej muzyce nie słuchać rozmówcy z takiej odległości
    Fasolki dawały czadu.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.