Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Fotofiskus

edytowano lipiec 2008 w Ogólna
Fotofiskus
Adam Wielomski

Prasa doniosła, że ziszcza się cud obiecywany nam przez Donalda Tuska: w Polsce nie ma bowiem autostrad i dróg szybkiego ruchu, a mimo to zostanie przy nich ustawionych 1200 fotoradarów.

Ale to nie będą takie sobie zwykłe fotoradary, jakich wiele stoi już przy polskich szosach. To znaczy, same urządzenia może będą i zwyczajne, ale zasady na których będą działać takie zwyczajne już nie będą. Za pieniądze unijne w wysokości 60 milionów euro (ile za to można wybudować kilometrów autostrad?) stanąć ma 1200 urządzeń pomiarowych, które zostaną immunizowane z ogólnych przepisów o wykroczeniach w ruchu drogowym. Mandaty, które te euroautomaty będą wlepiać, mają być wyższe od tradycyjnych policjantów z "suszarkami", ale mają one nie pociągać za sobą punktów karnych.

W Polsce bardzo rzadko otrzymuje się mandaty za przekroczenie szybkości od 6 do 20 kilometrów na godzinę (do 5 km na godzinę nie ma wykroczenia). Mandat taki wynosi 100 PLN, a koszty jego ściągnięcia prawie równają się pozyskanej sumie. Dlatego â?? w praktyce â?? można np. jeździć w terenie zabudowanym do 70 km na godzinę. Powyżej 20 km na godzinę mandaty wynoszą 200 PLN i więcej, a więc ich ściąganie jest już opłacalne. Jeśli więc podwyższymy kary za przekroczenia szybkości rejestrowane przez fotoradary â?? np. minimalną ze 100 do 200 PLN â?? to będzie się opłaciło mandaty takie kierowcom wlepiać. Będziemy więc dostawali po 200 PLN (100 na koszty ściągnięcia + 100 czystego zysku dla socjalistycznego państwa) za to, że w terenie zabudowanym jechaliśmy 58, 62 lub 64 km na godzinę.

Spyta ktoś: a dlaczego fotoradary mają nie nabijać punktów karnych? Odpowiedź jest zapewne banalna: gdyby za jeżdżenie w tzw. terenie zabudowanym z szybkością 60 km na godzinę realnie dawano 2 punkty, to po ustawieniu 1200 fotoradarów odebrano by prawo jazdy wszystkim "piratom drogowym" po dwóch tygodniach. Zapewne nie byłoby w tym wielkiej straty, gdyby nie to, że 57, 61 czy 67 jeżdżą w terenie zabudowanym dosłownie wszyscy użytkownicy polskich dróg. Gdyby te 1200 radarów za takie "wykroczenia" robiły im zdjęcia, a policja wlepiała po 2 punkty, to po pół roku dosłownie nikt by się nie ostał na polskich drogach, a prawo jazdy kupowano by jako towar zabytkowy na allegro. Jazda po terenie zabudowanym z szybkością 50 km na godzinę jest po prostu niemożliwa. Pamiętam, że gdy zrobiłem prawo jazdy i pierwszy raz samodzielnie wjechałem do centrum Warszawy, to autentycznie jechałem te 50 km na godzinę, z przysłowiową duszą na ramieniu i strachem przed policją, innymi samochodami i â?? przede wszystkim â?? samym sobą. Gdy wjechałem z szybkością 50 km na Wisłostradę, to o mało nie ogłuchłem od klaksonów, którymi raczyli mnie normalni użytkownicy ruchu drogowego. Z perspektywy czasu powiem tak: wcale się im nie dziwię!

Powiedzmy wprost: nikt w Polsce nie jeździ po terenie zabudowanym z nakazaną szybkością 50 km na godzinę (co najwyżej panie czasami są nadgorliwe, blokując drogi i prowokując wypadki). Gdyby więc za jazdę po mieście z szybkością 61 km na godzinę dawano 2 punkty, to po pół roku fotoradary byłyby bezrobotne: wszyscy mieliby po 24 punkty i straciliby prawo jazdy. Dlatego też nasze ukochane socjalistyczne państwo zachowa się "dobrodusznie" i fotoradary nie będą nam dawały punktów a tylko mandaty. Ta "dobroduszność" państwa â?? nie łudźmy się â?? nie wynika z obawy, że wszyscy stracimy prawo jazdy, lecz z tego, że nie będzie komu wlepiać kolejnych mandatów, a to oznaczałoby obniżenie dochodów budżetu. Owce się goli do gołej skóry, ale nie wolno im przy tym podciąć gardła.

Et voil? : mamy "liberalne" państwo Platformy Obywatelskiej. Żadnych podatków nam oczywiście nie obniżono; przeciwnie, pod postacią tej falangi fotoradarów rząd chce nam wprowadzić nowy podatek drogowy. Bo czym innym jest ten pomysł, jeśli nie wprowadzeniem nowego podatku? W Polsce nie da się jeździć po drogach przestrzegając wszystkich znaków i ograniczeń â?? mamy do czynienia z autentyczną inflacją znaków zakazu, a przede wszystkim charakterystycznych tabliczek "teren zabudowany". Ale taka jest logika liberalnej demokracji. Dostrzegł do przeszło 150 lat temu Alexis de Tocqueville formułują teorię tzw. miękkiego despotyzmu: suwerenny lud większością głosów zabawia się w wybory tej czy tamtej partii i ogniskuje swoje zainteresowania na sprawach szeroko opisywanych przez media. Tymczasem codziennie i niepozornie w nasze życie wkrada się państwo, wraz ze swoimi uregulowaniami, formularzami, urzędnikami i podatkami. Tak jest i dziś: w mediach Kurski obkłada się werbalnie z Palikotem, a Niesiołowski z Kempą, podczas gdy po cichu państwo zabiera nam kolejne obszary naszej wolności.

Linia rozwojowa demokracji jest oczywista. Z jednej strony mamy nawoływania do jej coraz większego "pogłębiania", do dopuszczania nieodpowiedzialnej gawiedzi do głosowania w sprawach o których ma ona kompletnie rozeznania; z drugiej strony po cichu, ale ustawicznie państwo i jego aparat urzędniczy pogłębia swoje zainteresowanie naszym życiem, regulując je w najrozmaitszy sposób. Uwieńczeniem tego procesu może być tylko totalna "bigbrotheryzacja" naszego życia. Wszędzie urzędnik, formularz na każdym kroku, wszystkie przejawy naszego życia rejestrowane przez kamery, fotoradary, a wszystkie te informacje przetrzymywane i analizowane przez komputerowe bazy danych. Pełna kontrola, pełna uniformizacja, podgląd obywatela na każdym kroku.

Cała Polska żyje ostatnio pytaniem czy Lech Wałęsa to TW "Bolek". Ale z punktu widzenia życia normalnego człowieka zdecydowanie ważniejsze jest pytanie, czy jadąc samochodem muszę być inwigilowany przez państwowe fotoradary na każdym kroku? Nawet SB nie miała takich urządzeń nagrywająco-pomiarowych, jakimi posługuje się demokratyczno-totalitarne państwo zarządzane przez "suwerenny lud". PRL było państwem, które miało aspiracje, aby być państwem totalitarnym. Ale realizacja tego celu wymagała techniki do inwigilacji, której w l. 80-tych jeszcze nie było. Testament SB na naszych oczach realizuje "demokratyczne państwo prawa".

Komentarz

  • Potrzebna modlitwa za pewną sprawę, która jak wypali to nikt mnie stamtąd nie ruszy i nie będę musiał płacić mandatów. Modlitwa równa się zaproszenie na parapetówe (pod warunkiem że będziecie się dobrze modlili ;))
  • Takie państwo policyjne to obecne USA (swoją drogą rządzone przez iluminatów ze Skull&Bones Society). Ot na przykład do lektury infowars.com zapraszam.

    P
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.