Cztery nieudane próby zakończenia hejnału mariackiego
Kulminacyjnym punktem tegorocznych Dni Krakowa był historyczny pokaz "Odtworzenie tatarskiego najazdu na miasto". Intencją pomysłodawców była wierna inscenizacja ataku wojsk tatarskich na podwawelski gród, wraz z wykonaniem legendarnego strzału z łuku, który pozbawił życia trębacza, gdy ten sygnałem swej trąbki chciał ostrzec mieszkańców przed nadciągającym zagrożeniem.
W role Tatarów wcielili się sportowcy sekcji łuczniczej jednego z krakowskich klubów sportowych. Mieszczanami byli członkowie Bractwa Kurkowego. Hejnaliści mieli za zadanie odegrać hejnał w jego pierwotnej postaci, bez słynnego urwania.
Zdjęcie z widoczną strzałką na wysokości okien wieży kościoła Mariackiego, skąd dobiega hejnał
Dr hab. Wiktor Zagórny, dziekan Wydziału Historycznego UJ od lat toczący boje "o prawdę w historii" pragnął udowodnić, iż strzał oddany z łuku zza murów obronnych Krakowa nie mógł dosięgnąć wieży kościoła Najświętszej Marii Panny. "To będzie wspaniała lekcja poglądowa o różnicach między ludowymi podaniami a naukową wiedzą historyczną. Przy okazji będzie to prawdziwe święto i myślę dobra zabawa dla mieszkańców i turystów", mówił dziekan.
Dopiero czwarty hejnalista, którego z przeszytą strzałą szyją odwieziono na ostry dyżur do kliniki przy ulicy Kopernika spowodował, że profesor przerwał inscenizację. Żadnemu z nich nie udało się dokończyć melodii. Zawiedziona publiczność usłyszała hejnał, jaki zna od lat.
"To był przypadek, zbieg okoliczności, nic więcej", skomentował całe wydarzenie Zagórny. "Nadal twierdzę, że to jest niemożliwe. Podobnie jest z legendą mówiącą o smoku pożerającym dziewice czy też królewnie, która miałaby się jakoby topić w Wiśle. Również te bajdy wkrótce poddam weryfikacji", zakończył.
Komentarz
nie wyprę się, choćbym chciała