Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Z pamiętnika młodego lekarza

edytowano wrzesień 2008 w Ogólna
Kolejny dyżur:

* "doktorze mnie po prostu wszystko boli" - 50 letnia pani z bólem brzucha. W czasie badania skarżyła sie na pielęgniarki, które "nie okazują pacjentom bezmiaru współczucia". No po prostu siostry są wredne, bez powołania i nic nie robią tylko wskakują doktorom do łóżka, piją kawę i jęczą jak mało zarabiają. Pielęgniarka nie chciała jej w niczym pomóc a przecież ona jest taką dobrą, posłuszną i mało skarżącą sie pacjentką ("panie doktorze ja sie broń Boże nie skarżę ale ta pielęgniarka to już przesada"). Ja tylko przytakuję a siostra asystująca przy badaniu wychodziła z siebie. Zleciłem badanie per rectum, które wykonała pielęgniarka zmieniając na zawsze zdanie pacjentki na temat polskiej służby zdrowia.
* na oddział wjeżdża pacjentka z bólem brzucha (potem okazało sie, że miała zawał). Biorę od ratownika kartę wyjazdową i czytam (pisownia oryginalna): "bul brzucha. Podejżenie OZW" (dla niewtajemniczonych: OZW - ostry zespół wieńcowy). Jak to zobaczyłem to aż mi erytrocyty we krwi zaczęły krzyczeć z przerażenia. Jakby to zobaczyła Konfliktowa dostałaby rozległego zawału, udaru mózgu i nagłej ślepoty. To nie mógł być uczeń Konfliktowej! Dlatego pytam go "kto pana uczył polskiego?". Pytanie pozostało jednak bez odpowiedzi. Ratownik sie zmył a smród błędów ortograficznych pozostał:>
* dyskusja naszych studentów: "wczoraj cały dzień uczyłem sie kardiologii. Umiem już różnicować VT. SVT. WPW itp rzeczy" mówi jeden wielce z siebie zadowolony (student po 4 roku - we wrześniu czeka go n-ty termin zaliczenia z kardiologii). Jego koleżanka na to: "pieprzysz kocopoły. Wczoraj chciałeś defibrylować pijaka co przedawkował salicyl buchnięty z przychodni". Kocham te studenckie dyskusje. Zawsze można podłapać jakieś nowoczesne słownictwo ;)
* pacjent na wejściu: "doktorze mam zapalenie wyrostka". Pytam skąd taki wniosek a pacjent na to: "booooli". Pytam od kiedy boli. Okazało się, że od 3 miesięcy. Pacjent wcale nie miał wyrostka tylko kamienie w pęcherzyku żółciowym. Miał iść na operację pod koniec miesiąca i myślał, że jak przyleci na SOR i poudaje to mu zrobią na szybko.
* pacjentka ciężarna. Dostała skurczów na przystanku. Któryś z gapiów kazał jej przeć i chciał odebrac poród. Na szczęście ktoś z pokładami zdrowego rozsądku zapakował kobietę do auta i przywiózł do nas (bo najbliżej). Okazało się, że pani wcale nie chce rodzić bo do terminu jeszcze kupa czasu. Powędrowała na ginekologię a tam już umiarowali jej macicę. Kiedyś już miałem taki przypadek gdzie pacjentka zaczęła niby rodzić na imprezie masowej i zajęli się nią ratownicy PCK. Jeden z nich wpadł na genialny pomysł, że włoży rękę i pomasuje szyjkę macicy, żeby przyspieszyć poród. Na szczęście zanim wprowadził swój pomysł w czyn przyjechało pogotowie i zabrali pacjentkę. Kolejna co to niby rodziła a tak naprawdę dostała kilku skurczów w wyniku stresu.
* pacjent skarży sie na mdłości, biegunkę i skurcze mięśni. Okazało się, że pacjent nieźle pobalował i ze strachu przed żoną postanowił alkohol z żył wypłukać spożywając olbrzymie ilości wody. Wypłukał sobie przy okazji sporo różnych elektrolitów a ich niedobór spowodował właśnie wyżej wymienione objawy. Pacjent dostał furosemid i cewnik podłączonh do worka giganta. Proces leczenia przypominał nieco spuszczanie powietrza z balonika ;)
* 15 latka, ImoŁ, chora na "życie nie ma sensu chciałam sie zabić". Zjadła sporo tabletek na przeczyszczenie sądząc, że to leki nasercowe babci. Podłaczyliśmy jej PWE (płyn wieloelektrolitowy), żeby sie biedaczka nie odwodniła jak ją czyściło. Skutkiem tej całej zabawy w zabijanie będzie ubytek paru kilogramów (przesiedziała sporo na kibelku więc nieźle ją przeczyściło) i kleik przez następne kilka dni.
* płaczące dziecko, którego odchodzący od zmysłów tatuś nie mógł uspokoić. Krzyczał, że chce lekarza bo mu dziecko umiera. Okazało się, że lekarz niepotrzebny - wystarczyła pielęgniarka, która ma trójkę dzieci i spore doświadczenie z bobasami ząbkującymi. Skończyło się na zimnym gryzaku, pomasowaniu dziąseł i maści łagodzącej ból.
* "pacjent z krwotokiem wewnętrznym" - okazało się, że pacjenta boli jak robi kupkę. Pytam dlaczego nie pójdzie z tym do lekarza POZ. Pacjent na to: "doktorze a co on mi pomoże? Wypisze jakiś tani szmelc i wielce zadowolony".
* skierowanie od jednego z naszych ulubionych lekarzy rodzinnych: "wysięk z nosa - podejrzenie urazu czaszki". Patrzę na pacjenta: 23 lata, zasmarkany tak, że tragedia. Pytam go z ciekawości skąd podejrzenie urazu czaszki. Pacjent na to: "przewróciłem sie". Na pytanie kiedy odparł: "a z pół roku temu". Pacjent dostał leki przeciwalergiczne i wkurwiony poleciał do rodzinnego. Pan dochtór nie trafił do nas w stanie ciężkim więc wnioskuje, że obyło sie bez pobicia i uszkodzeń ciała.


Źródło

Komentarz

  • Lekarz to ma klawe życie. :tooth:

    Pani pielęgniarka "czego to ja nie robiłam" dała dzisiaj popis iście cyrkowy. Pacjent wpadł w zaburzenia rytmu i konieczna była kardiowersja. Piguła złapała za defibrylator i zaczęła skakać przy pacjencie jak pajac albo clown w cyrku. Przyłożyła łyżki do klatk pacjenta i czeka na - zapomniała nacisnąć guziki przy łyżkach. Widać myślała, że defik jest sterowany siłą umysłu i samo myślenie spowoduje wyładowanie. Pacjent sie dostał migotania komór, trzeba było defibrylowac. Pielęgniarka dotknęła pacjenta podczas wyładowania (przespała ten element ALS?) no i prąd ją nieco popieścił. Poleżała sobie parę godzin - wszyscy odetchnęli z ulgą ;) Pani X. ma denerwujący zwyczaj poprawiania wszystkich z ordynatorem włacznie. Swoją drogą ostatnio opowiadała mi jak to jeździła na erce i dowodziła reanimacjami bo ani ratownicy ani lekarze sie na tym nie znają. Uraczyła mnie historią jak to masowała pacjenta przez całą drogę do szpitala. Chciałem jej zwrócić uwagę, że podczas jazdy karetką nie prowadzi sie masażu serca bo przy nagłym hamowaniu można skończyć gorzej od masowanego pacjenta ale w końcu ugryzłem sie w język.

    Źródło

    Tak czytam i czytam... ciekawy ten blog :bigsmile:
  • Wezwali nas z kardiologii do 12 letniego dziecka. Chłopak leżał na kozetce i w pierwszej chwili towarzyszący mi kardiolog myślał, ze wezwali nas do stwierdzenia zgonu: dzieciak chudy jak szczapa i blady jak ściana. Okazało się, że dziecko jest wegetarianinem, ma ostrą niedokrwistość i dziwne szumy w sercu. Zemdlało w czasie lekcji i zostało przywiezione na pogotowie. Chwilę potem pojawiła się matka obwieszona koralikami i dziwnymi wisiorkami rodem z filmów o Indianach. Dowiedzieliśmy się, że dziecko nie je mięsa bo to "brudzi karmę" a poza tym jest zdrowe bo ma "wysokie wibracje". Okazało się, że mamusia jest ezoteryczna i rozwinięta duchowo. Próbowała mnie przekonac, że Dżizas (nie Jezus tylko Dżizas) jest kosmitą (naczytała sie książek Daenikena - czytałem go na studiach) itd. Bezcenny był komentarz mojego kolegi z kardiologii: "Morfeusz weź Ty ją na nasze nawróć bo jej sie w głowie pomieszało". Ostatnimi czasy mamy w mieście (no i na SORze) coraz więcej takich osób. Niedawno był jakiś facet z ruchy Kryszny z raną głowy (dresy mu głosiły Dobrą Nowinę o Zbawieniu bejsbolem i innymi sprzętami ewangelizacyjnymi), który siedział i klepał te swoje "Hare, Hare...". Nie liczę już osób leczących sie u bioenergoterapeutów i pijących magiczne ziółka za 200zł, które okazują się szałwią fix za 3,40zł.

    Źródło
  • czytuję ten blog od dawna:bigsmile:
    a o pani nauczyielce i ordynatorze ortopedii jest duuuużooooo notek - naprawdę polecam:smile::wink:
  • dobre:rolling:....chyba tam zajrzę:)
    K
  • [cite] Jadwiga:[/cite]Siostra męża jest pielęgniarką w przychodni, w dużym mieście. Przychodzi tam pewna pani, którą wszyscy omijają z daleka, kiedy tylko pojawia się na horyzoncie. Jako rozpoznanie choroby wpisano jej "nauczycielka". Okazuje się, że to bardziej powszechne zjawisko:wink:
    Oj bardziej... Nie brakuje nauczycieli dzierżących kaganiec oświaty, którzy uważają, że powinno się przed nimi padać na twarze.
    Ale porządni też się zdarzają. :)
  • Tylko dlaczego jest ich tak mało.....:sad:
    No może przesadzam---połowa:smile:
    K
  • W robocie jasna cholera mnie strzeliła. Wczoraj wychodząc z pracy wypisałem pacjentowi w terminalnym stadium raka receptę na morfinę. Nie miałem długopisu więc wystawiłem receptę fioletowym, brokatowym długopisem podsuniętym przez córkę pacjenta. Dzisiaj córka przychodzi do mnie z receptą i mówi, że pani w aptece powiedziała, że jest napisana fioletowym długopisem i może ją zrealizować jedynie pełnopłatnie. Jakby była napisała na niebiesko albo czarno to byłaby refundowana. Morfina pełnopłatnie to jakieś 300zł - pacjenci z nowotworem mają ją za free. Nie dziwię się, że córka pacjenta recepty nie zrealizowała (po co płacić na darmo). Dzwonię więc do apteki i pytam od kiedy to NFZ narzuca kolor długopisu. Pani kierownik na to, że receptę realizowała młoda techniczka, jeszcze na stażu, która dopiero się uczy. Pytam więc od kiedy to technik może wydawać narkotyki. Na tym rozmowa się zakończyła. Szkoda bo miałem zamiar powiedzieć pani kierownik co sądze o naciąganiu pacjentów na grubą kasę. W aptece skasują od pacjenta 300zł, NFZ receptę zrefunduje a kasa pójdzie do kieszeni. Czysty zysk. Wysłałem kobietę do innej apteki i tam bez problemu zrealizowali jej receptę.

    Źródło

    :confused:


    Odrobinę dalej:

    Kolejna ciężarna miała gdzieś nasze polecenia (proszę nie przeć) i ginekologię i postanowiła urodzić na SOR. Ciągniemy ją do windy coby na ginekologię powlec a tu pielęgniarka krzyczy: "widać główkę". Wielki ups no i wracamy na SOR na odcinek zabiegowy coby mamusia wystękała dzidzię. Postękała, postękała, powydzierała sie i urodziła syna. Ojciec jak zobaczył krew to łupnął na podłogę i rozwalił sobie głowę. Skończyło sie na okładzie i plasterku.

    :bigsmile:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.