Przenoszę tutaj wątek o niepiciu/KWC z:
http://wielodzietni.org/comments.php?DiscussionID=2583&page=1#Item_24
Bo tam, było o częstowaniu dzieci alkoholem.
[cite] Werka:[/cite]A czemu za tym wszystkim stoi założenie, że jak ktoś ma ochotę czasem napić się alkoholu, to zaraz musi się upić bądź uzależnić?
Wcale się nie dziwię Werce. Np. w diecezji częstochowskiej w Ruchu Światło-Życie, w trakcie niektórych rekolekcji miały miejsce kiedyś pewnego rodzaju przekłamania:
1) Alkohol jest zły bo od razu prowadzi do alkoholizmu ("każdy alkoholik zaczynał od jednego kieliszka") i ten kto jest w Oazie temu pić nie wolno (tzn. "nie wypada", ale jak ktoś by nie był w KWC do prędzej czy później wypada... z Oazy...)
2) KWC to okazja do świadectwa i o to głównie chodzi (studniówka, wesele...). To znaczy, oficjalnie nie o to głownie chodzi, ale o tym głównie się mówiło...
3) W Krucjacie członkowskiej trwa się "do końca trwania Krucjaty" - ergo - do końca życia.
podczas gdy rzeczywistość jest trochę inna:
ad 1) Alkohol zły nie jest jako taki, w roztropnie dobranych ilościach. Nie przeszkadza wtedy w rozwoju duchowym (np. w Oazie). I bzdurą jest "pierwszy kieliszek", bo nie każdy, kto pije alkohol jest alkoholikiem lub się upija.
2) KWC to odpowiedź na słowa Jezusa "Ten zaś rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem"(Mt 17, 21) - to post czyli potężna broń na demony, a świadectwo nie jest jej głównym celem. Świadectwem o KWC są uwolnione dzięki postowi osoby.
Poza tym, o KWC mówiło się krótkowzrocznie - studniówka, wesele, imprezy... Nie było mowy o tym, że dzieci oazowiczów będą być może chciały pić, a nikt ich roztropności w tym nie nauczy. Mam znajomego, którego rodzice nie piją (Oaza Rodzin), i który ze skrajności jaką miał w domu przeszedł w inną skrajność - schlewanie się na umór na imprezach.
3) Krucjata członkowska jest "do końca trwania w Krucjacie", czyli nie do końca życia. Skoro jest to wspólnota modlitewna to można z niej wystąpić jak z każdej innej wspólnoty - po rozeznaniu, rozmowie z kierownikiem duchowym itd.
A czym dla Was jest KWC lub abstynencja jako taka?
Jak wyglądała sprawa z alkoholem na Waszych weselach, jak na spotkaniach rodzinnych?
P
Komentarz
To tak ze względu na uraz męża do alkoholu z dzieciństwa, nie zobowiązywaliśmy się do abstynencji. Mąż nie pije nigdy, niczego, nawet czekoladki z alkoholem go odrzucają.
Moi rodzice lubią dobre wino czy szampana z okazji rodzinnych imprez, jednak nikomu by nie przyszło do głowy żeby się upić. Nikt nie ma takich ciągot.
Inaczej w rodzinie męża , jego ojciec był alkoholikiem- jednak po chorobie wyszedł z tego i teraz jest wspaniałym dziadkiem- dzieci go uwielbiają.
mam wielki szacunek dla abstynentów i fascynuje mnie zjawisko bezakloholowych wesel - pijani wujkowie o czerwonych twarzach to jest własnie to co kojarzy mi sie z typowym weselem i rodzi moja do wesel niechec. wiem ze skojarzenie streotypowe i pewnie troche przekłamane, ale takie własnie mam jak słysze słowo 'wesele'
bardzo denerwuje mnie podejscie niektórych pijacych ktore kaze im namawiac kazdego niepijacego do wipicia, ewentualnie do wypicia 'jeszcze jednego' i ten głupi ped zeby wypic cały zgromadzony na okazje imprezy alkohol i przyniesc wiecej i pic dalej, a zdarza sie cos takiego nagminnie na imprezkach - zawsze znajdzie sie prowodyr takich zachowan. a potem 3 dni umierania na kaca - teraz sobie mysle to prawie jak ciaza - 4 miesiace kaca a potem człowiek chodzi jak pijany
P
My mamy kieliszki i lubimy pić: wino, dobre drinki. Są też czasem takie mocno atawistyczne imprezy, zazwyczaj w gronie raczej jednorodnym płciowo (bradzo żadko). Nie byłam w młodości zbyt grzeczną dziewczynką, więc różnie to bywało, ale chyba zawsze w pewnej licealno - studenckiej normie i raczej zawsze miałam świadomość gdzie leży granica. Obserwowałam też trochę osób z bardzo restrykcyjnych rodzin, które przyjeżdżały na studia do innego miasta i szły na całość. Nie wynikało to jednak ze stosunku rodziców do alkoholu, ale z całościowej metody wychowawczej. U mnie w domu rodzinnym alkohol był tylko dodatkiem to ważnych imprez, nigdy nie widziałam nikogo z rodziny pijanego. MOje dzieci wiedzą, że dorośli czasem piją, ale też wiedzą jakie działanie negatywne ma alkohol.
Ja też mam wielki szacunek do abstynentów i jak pisałam wyżej wiem, ze można bawić się bez alkoholu. Zresztą w sumie ostatnio 3 razy miałam długie przerwy w spożyciu, a z imprez i spotkań towarzyskich nie zrezygnowałam. Aczkolwiek kilka razy czułam się na maksa zażenowana, obserując znajomych, którym po alkoholu wydawało się że są super zabawni, a byli żałośni - wcale dużo wcześniej nie pijąc. To nauczyło mnie pokory i też zaczęłam się zastanawiać, nad tym jak ja się w takich sytuacjach zachowuję.
Tu trzeba rzeczywiście wielkiej siły ducha.
Pozostałych nie darzę jakimś szczególnym szacunkiem. To tak jak ze szpinakiem , ktoś nie je bo nie lubi i niepotrzebne mu to.
Oj jak mnie właśnie tacy ludzie wkurzają. Ogólnie, jak z kimś rozmawiam, to chcę, żeby był świadomy tego co mówi i co się do niego mówi. A do takich to dosłownie "szkoda gadać"...
My z Olą nie pijemy no bo mamy za kogo nie pić (KWC). Ale nawet gdybyśmy nie byli w Krucjacie, to osobiście uznaję zasadę, że żadna sztuka bawić się na dopalaczu.
Jeśli bym pił to ewentualnie dobre wino do obiadu lub jakiś koniak z żoną wieczorem Ale póki co nie zanosi się, żebyśmy zaczęli degustować.
P
A z tym winem do obiadu trzeba uważać, są osoby podatne na nałogi i może się na jednym kieliszku nie skończyć. Takie co dzienne picie jest podobno bardziej niebezpieczne niż okazjonalne nawet upicie się.
No mnie też o to chodzi. I o to, że czasem taka osoba bywa tak podniecona swoim dowcipem i elokwencją, że nie dociera co się do niej mówi.
Odnośnie wina - jasne! Choć we Francji pije się wino często, a alkoholików tam bardzo mało (np. tam nie ma izb wytrzeźwień!).
Alkoholizm, racja, jest już wtedy gdy trzeba dziennie wypić lampkę wina, bo inaczej człowiek się źle czuje. Znam takich ludzi - pijani nie chodzą, ale jedno piwo na "śniadanie" musi być, bo inaczej to "umierają".
P
Pijemy czasem do niedzielnego obiadu i już od kilku miesięcy częstujemy najstarszego syna. Nie jestem zwolennikiem abstynencji. Obawiam się, że może ona rodzić pogardę do pijących ciut więcej. Dobrze mądrze korzystać z uroków życia i darów niebios - życie jest takie krótkie.
miałam chwile słabości, ze mnie poczęstowali i skosztowałam, ale wiedząc ze mam zobowiązanie w KWC ratuje mnie to i chcę być wierna swej decyzji. Raczej jestem pewna ze gdybym nie była w oazie i w kcw i nie miałabym tak wspaniałego męża, to byłym się wciągła w ,,kulturalne" picie. Trudno mi zrozumieć zdanie alkohol jest dla ludzi, ale jakie skutki ma alkohol w nadmiarze, ile nieszczęścia w rodzinie doświadczają dzieci na drugim planie i sami wiecie.
Wprowadziliśmy na urodziny wersje zamiast a kto nie wypije niech się pod stół skryje, wersje a kto nie zaśpiewa nie pójdzie do nieba. Albo standard aniech mu gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie w blasku szczęsścia i radości świeci coraz jaśniej. No i jeśli na jakiejś imprezie będzie ktoś na odwyku to mu będzie raźniej bo ja jest ktoś kto tez nie pije jak ja i mąż.
Ja to i jedno i drugie. W intencji i nie lubię. Nie rozumiem ludzi, którzy zamiast wydać 4zł na dobrą czekoladę z orzechami kupują gorzkiego browara...
P
A kto dyskutuje?
To jest taka zasada rządząca światem?
"Ten zaś rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem"(Mt 17, 21)
P
a zdanie ze nie znam abstynentów to tylko taka moja refleksja, bo gadam ze rozumiem, ze podziwiam a jak sie zastanowiłam to zadnych nie znam, poza forumowymi