Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Od tej pory już nic nie było jak dawniej

edytowano październik 2008 w Arkan Noego
MEMO5: Zderzenie z reformatorem
Paweł Milcarek

W drugiej połowie lat 80. moja parafia - św. Teresa na Tamce - otrzymała nowego proboszcza. Profesor w seminarium i autor popularnych książek o Mszy świętej, szybko przystąpił do "uporządkowania" naszych nie dość zbornych zachowań liturgicznych. Pouczał z ambony, żeby ludzie nie klękali na Baranku Boży ("to takie wiejskie!" - powiadał grzecznie). Przypominał, żeby wszyscy wstawali w czasie "procesji z darami", gdy jakiś wskazany przezeń pan z panią kroczyli środkiem ku celebransowi (najwidoczniej miał w głowie słynny reformatorski kanon o "pozycji ofiarnika" - choć z drugiej strony reforma miała wszystkim wybić z głowy całe to "ofiarowanie"!). Znak pokoju mieliśmy sobie przekazywać skinieniem głowy lub uściśnięciem dłoni - ale bez słowa, bo "Rzym początkowo zgodził się na pozdrowienie słowne, ale potem zostało to wycofane". Poza tym w czasie Mszy "z udziałem dzieci" stawał za pulpitem i przez mikrofon nakazywał, całkiem bezceremonialnie, opuszczenie miejsc siedzących przez starszych - mieli ustąpić dzieciom ("teraz jest ich Msza!").

Generalnie i zasadniczo wszyscy poddawaliśmy się tej reformatorskiej tresurze - bo i autorytet proboszcza działał, i poza tym miało się to poczucie, że to wszystko on wyczynia, aby Bóg był sprawniej uwielbiony... Co zresztą zrobić? Ale przyszedł dzień, kiedy czar prysł - przynajmniej dla mnie.

To było na pewno w 1987, już po wprowadzeniu nowego polskiego mszału ołtarzowego. Nasz proboszcz zarządził zmianę najbardziej dotkliwą: już nie mieliśmy podchodzić, jak dotąd, do balustradki, aby przyjąć Komunię na klęcząco - teraz obowiązywała "procesja", czyli po ludzku mówiąc: przyjmowanie Komunii w kolejce. Jak w kolejce, to na stojąco oczywiście. Wtedy to był jeszcze szok: przychodzi ksiądz i mówi, żeby już nie klękać ("można przyklęknąć wcześniej"), i że tak jest bardziej liturgicznie. Tak, że się czuło, że jak się nie klęka, to się przystępuje do jakiegoś lepszego świata!

Miałem kolegę, który mimo tych dyscyplinujących instrukcji podszedłszy do Komunii - uklęknął. Proboszcz odsunął się od niego nieco w bok i komunikował następnych. Jemu Komunii nie udzielił. Nikt już nie próbował iść w ślady nieszczęśnika - ja też nie, grzecznie podszedłem jak chciał Proboszcz, klękając po drodze.

Ale to mną wstrząsnęło. Po Mszy zaszedłem do zakrystii. Mówię grzecznie do Księdza Proboszcza: "Chciałem poprosić, abym mógł przyjmować Komunię na klęcząco". "Ach tak... Owszem, możesz. Tylko, wiesz, to będzie w najgorszym stylu takiej kościółkowej dewocji".

Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć - nigdy dotąd nie miałem takiej rozmowy z księdzem (księża, którzy mnie formowali na katechizacji i poza nią, uczyli mnie gestów adoracji i ostrzegali przed ich porzucaniem).

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć - bo przecież właśnie kilka dni wcześniej czytałem wszystkie te dokumenty kościelne o postawach przy przyjmowaniu Komunii: we wszystkich - rzymskich i polskich - podkreślano, że podstawowa jest pozycja klęcząca, a inne są jedynie dopuszczalne w określonych warunkach. Wiedziałem to dobrze przychodząc na tę rozmowę.

Przełknąłem ślinę i wydusiłem z siebie przez ściśnięte gadło: "Jednak dokumenty kościelne zalecają właśnie przyjmowanie Komunii na klęcząco... Ostatnio mówi o tym wyraźnie instrukcja Episkopatu Polski z marca tego roku". Nie chciałem się wdawać w harde dysputy teologiczno-liturgiczne - prosiłem o uznanie autorytetu, który był nie tylko ponad mną, ale i nawet ponad moim proboszczem.

Wtedy Proboszcz mnie zadziwił: powiedział mi po prostu, że "nie było takiego dokumentu". Powiedziałem mu jeszcze raz, o który tekst chodzi - i że musiał się z nim zetknąć, bo otrzymali go wszyscy proboszczowie w teczce kurialnej. "Nie było takiego dokumentu" - odpowiedział raz jeszcze, wbijając we mnie swe pewne spojrzenie.

Nie za bardzo byłem w stanie rozmawiać dalej - bo powiem szczerze, że nie potrafiłem sobie wyjaśnić całej tej sytuacji, której do dziś nie ośmielam się nazwać jak należy. Stałem ogłupialy i osłupiały. Usłyszałem jeszcze: "Czy ty nie widziałeś, jak Komunii udziela Papież w Rzymie? Ludzie podchodzą i przyjmują na stojąco. W telewizji to pokazywali".

Od tej pory już nic nie było jak dawniej.

Komentarz

  • Pamiętam trochę te czasy (komunia na klęcząco) i to, że komunię przyjmowała zwykle garstka wiernych, a reszta adorowała głównie kolumny pod chórem.
    Wyjście z komunią bliżej wiernych jest in plus. Chętniej i łatwiej (nawet tak technicznie) do niej przystępujemy. Nie wspomnę o dolegliwosciach narządu ruchu, dla tych osób mus klękania był i jest często trudną barierą.
  • Powiadają, że tylko diabeł nie ma kolan...
  • Nietrudno dojść do tego, że opisywanym przez p. Milcarka proboszczem jest ks. Mieczysław Nowak, autor m.in. książki "Żyć Mszą świętą". Został mu postawiony poważny zarzut nieposłuszeństwa wobec swojej kościelnej zwierzchności. Ciekawe, czy doczekamy się jakiegoś wyjaśnienia.

    Tutaj można przeczytać wywiad z ks. Nowakiem. Mówi między innymi: Zmiany mentalności dokonują się bardzo wolno. To, co proponuje chrześcijaństwo jest trudne, choć tak fascynujące. Ludzie często osuwają się w łatwiznę, bezmyślność, zniechęcenie. Bóg posyła jednak ciągle swoich proroków, którzy ich z tego chcą wyprowadzić.

    Wygląda na to, że niewiele się zmienił od 1987 roku, kiedy jako lokalny prorok odganiał wiernych od balustradek.
  • Bolko, w postępowych Kościołach lokalnych oddaje się konfesjonały na opał, bo formuła spowiedzi indywidualnej nie licuje z godnością osoby ludzkiej. Zamiast tego wprowadza się praktykę udzielania absolucji generalnej, która jednoczy wspólnotę parafialną, bo wszystkim są odpuszczane grzechy w tej samej chwili. Poza tym ksiądz traci mniej czasu.
  • ...wprowadza się praktykę udzielania absolucji generalnej, która jednoczy wspólnotę parafialną, bo wszystkim są odpuszczane grzechy w tej samej chwili. Poza tym ksiądz traci mniej czasu.
    Przypomina mi się takie zdanie (nie pamiętam teraz przez kogo wypowiedziane), że są spowiednicy którzy prowadzą ludzi do nieba i są spowiednicy którzy ciągną swoich penitentów do piekła.
  • [cite] Maciek:[/cite]Bolko, w postępowych Kościołach lokalnych oddaje się konfesjonały na opał, bo formuła spowiedzi indywidualnej nie licuje z godnością osoby ludzkiej. Zamiast tego wprowadza się praktykę udzielania absolucji generalnej, która jednoczy wspólnotę parafialną, bo wszystkim są odpuszczane grzechy w tej samej chwili. Poza tym ksiądz traci mniej czasu.

    Jeden z moich znajomych, który długie lata spędził w Stanach i przywiózł stamtąd żonę (z pochodzenia Polkę) nie uznaje spowiedzi w konfesjonale, tylko powszechną.:shocked: oczywiście jest katolikiem...
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.