Moje pytanie .. może ktoś zna odpowiedz . Lekarka w końcu zadzwoniła przed chwilą . Dzwoniłam on poradę w sprawie córki . Moja 14 letnia córka , miała robione badania na tarczyce TSH I ft4 . FT4 wyszło niskie . Chciałam dzisiaj żeby poszerzyła diagnostykę i dała skierowanie na przeciwciała bo u nas w rodzinie wszystkie kobiety po stronie męża i mojej ( oprócz mnie ) mają hashimoto .lekarka odmówiła ponieważ nie ma kompetencji w tym zakresie i tylko specjalista Endokrynolog może zlecić dalsze badania . Tłumacze że trzeba długo czekac do endo bo rok na NFZ . Bez echa .
Na pruwatną wizytę u nas czeka się 9 miesięcy do endo .
Zadzwoniłam do mojej ginekolog i poprosiłam o pomoc. Bez problemu córka może przyjść jako pacjentka i wypisze skierowanie na wszystkie badania .
czy rzeczywiście lekarz rodzinny nie ma kompetencji ?? Słyszałam , ze kiedys w tv mówili że te kompetencje zostały rozszerzone żeby nie generowały się niepotrzebne kolejki do specjalistów .
Rodzinny może dać na usg tarczycy, u mojej córki właśnie usg wskazało na zapalenie (tsh, ft3,4 były w normie). Sama dorobiłam ATPO, żeby mnie nie mogli zbyć z leczeniem. (ATG już nie robiłam, bo ja mam przeciwciała ATPO więc zaczęłam od tych).
Przeczytałam ten opis szpitala na Żwirki wklejony przez @Klarcia. Moim zdaniem świadczy to o tym, że lekarze już wiedzą, że wirus nie jest groźny i to cała ta procedura to jest pic na wodę. Bardzo dużo dzieci w Warszawie teraz choruje- moja trójka miała gorączkę tydzień temu, katar, lekki kaszel. Oby więcej rozsądnych lekarzy.
Dziś naszego syna zamknęli w szkolnej izolatce, bo kaszlnął oraz zmierzono, że ma 37,1. Szok dla chlopaka... Po moich telefonach i wpisach na librusie wypuscili z więzienia=szkoły, aby samodzielnie wrócił do domu. Dotarl caly i zdrowy
A ja porównałam sobie odczyty temperatury u córki - elektronicznym na czole 38 st., pod pachą elektronicznym dotykowym 10 sekundowym- 36,3 stopnie. Tyle o dokładności pomiaru powszechnie używanymi nieskalibrowanymi termometrami bezdotykowymi.
Umrzeć można na raka, zawał i inne choroby, ale nawet z powodu grypy nie jest tak strasznie - dla bliskich, bo zmarłemu jest już wszystko jedno - jak w przypadku Covid-19.
Nie można pożegnać się z osobą umierającą. A później jest już tylko coraz gorzej.
"Klaudia Stabach, WP Kobieta: Z powodu zarażenia koronawirusem zmarło w Polsce już ponad 500 osób. Co dzieje się z ich rzeczami osobistymi?
Michał, sanitariusz: Wszystkie ubrania, torba, środki higieniczne trafiają do czerwonych worków, czyli przeznaczonych do przechowywania zakażonych przedmiotów. Później trafiają do utylizacji. Jedyne, co jest zdejmowane to obrączka czy kolczyki, które później dezynfekujemy i przekazujemy rodzinie.
A co z dokumentami osobistymi?
Dokumenty również muszą zostać przekazane. Dezynfekujemy je razem z telefonem i biżuterią. Z procedur przygotowanych przez ministra zdrowia wynika, że powinno unikać się przebierania zwłok do pochówku.
Jak to wygląda w praktyce?
Nie przebieramy zmarłych, którzy byli zakażeni, tylko od razu wkładamy ich do specjalnych worków w tym, co mieli na sobie, szczelnie zamykamy i przenosimy na specjalny wózek do przewożenia zwłok."
Z tego co wiem, to w Polsce i Niemczech, podczas lockdown, można było zmarłego pochować tradycyjnie, chociaż na uroczystości mogło być zaledwie kilka osób. Natomiast we Włoszech i Hiszpanii, zwłoki zapakowane w worki, wkładane do trumien lub nawet nie, były odwożone do krematorium. Rodzina dostawała informację, gdzie spoczywa bliska im osoba.
Umrzeć można na raka, zawał i inne choroby, ale nawet z powodu grypy nie jest tak strasznie - dla bliskich, bo zmarłemu jest już wszystko jedno - jak w przypadku Covid-19.
Nie można pożegnać się z osobą umierającą. A później jest już tylko coraz gorzej.
Wiesz u nas był problem z pożegnaniem się z osobą która odchodzi na inną chorobę niż covid, nie było opieki czyli był problem z nakarmieniem takiej osoby z pielęgnacją takiej osoby , ba nie bylo komu podać leków osobie np po wylewie . Weź sobie wyobraź leży ktoś w szpitalu na oddziale rechabilitacyjnym po wylewie ma leki od neurologa ktore ma brać ma dietę itp i przez 3 tygodnie nie ma podanych lekarstw bo panie nie dają bo nie ,dieta też szpitalna czyli nie koniecznie dopasowana, dodatkowo po wylewie ma ta dziewczyna niedowlaď we wszystkich konczynach czyli nie zje samodzielne nie skorzysta z roalety ,i mamy glodna nie da rady ćwiczyć nie ma poprawy jest wprost pogorszenie stanu zdrowia mamy odpażenia rany bo przecież nikt nie będzie sprawdzał kiedy pieluchy zmieniać tylko zaklada sie po 2 pampersy na raz . Normalnie przy takich osobach jest codziennie ktoś z rodziny i 1 daje lekarstwa 2 pomaga zjeść 3 pomaga skorzystać z toalety ,zmieni pieluchy na czas 4 pomoże zmienić pozycję itp. Z racji covidu nie można było wejść do szpitala ani nic podać ni nic kompletnie nic , i nie mówię tu o oddziałach szpitalnych gdzie są osoby zarazone covid , czy coś takiego to jest farsa
Dokładnie @nowa dobrze strescilas obecny stan w szpitalach. Poza tym @Klarcia twoje zdanie: "Umrzeć można na raka, zawał i inne choroby, ale nawet z powodu grypy nie jest tak strasznie - dla bliskich, bo zmarłemu jest już wszystko jedno - jak w przypadku Covid-19." Tego się nawet skomentować nie da bez użycia wulgaryzmu. Porównywanie i ocenianie czyjejś śmierci, Ty się lecz kobieto ! Ps mojego męża kolegi syn umiera na raka i nie jest mu wszystko jedno i rodzina nie uważa że to nie jest straszne - idź powiedz to swoje zdanie temu dziecku i jego rodzinie, niech się cieszą że ich covidowa śmierć minęła i lepszą mają
Strach teraz chorować w tej epidemii... A ja mam mieć CC z początkiem listopada pewnie w samym szczycie. Jeśli wszystko będzie dobrze i po dwóch dniach wyjdziemy do domu to jakoś przeżyje ale co jak jest trudniej, jakieś komplikacje... Albo matkę wypisują a dziecko zostaje i odwiedzić nie wolno.
Ja nie twierdzę, że śmierć bliskiej osoby nie jest straszna - sama doświadczyłam wieczystego rozstania. Jednak, dzisiaj dziękuję Bogu, że Myszaty odszedł jeszcze przed "koroną". Gdyby odchodził teraz, to bym oszalała. Na pewno umierałby w domu, nawet gdyby to miało skrócić jego życie, bo nie poszedł by do szpitala, gdybym nie mogła przy nim być. Poza tym - miałam na uwadze to, co jest już po śmierci bliskiej osoby. Stąd moje "zmarłemu jest..." Pomyśl sobie teraz, jak czuli by się rodzice kolegi Twojego męża, gdyby nie tylko nie mogli być przy umierającym synku, ale później nie otrzymali by jego rzeczy, bo te "w czerwonym worku" poszły by do utylizacji. Jak by się czuli nie mogąc być na pogrzebie swojego dziecka. A tak właśnie było we Włoszech czy Hiszpanii. W Niemczech, w pogrzebie mogła uczestniczyć tylko najbliższa rodzina, w niektórych landach 5 osób, łącznie z obsługą.
> Wiesz u nas był problem z pożegnaniem się z osobą która odchodzi na inną chorobę niż covid, nie było opieki czyli był problem z nakarmieniem takiej osoby z pielęgnacją takiej osoby , ba nie bylo komu podać leków osobie np po wylewie . Weź sobie wyobraź leży ktoś w szpitalu na oddziale rechabilitacyjnym po wylewie ma leki od neurologa ktore ma brać ma dietę itp i przez 3 tygodnie nie ma podanych lekarstw bo panie nie dają bo nie ,dieta też szpitalna czyli nie koniecznie dopasowana, dodatkowo po wylewie ma ta dziewczyna niedowlaď we wszystkich konczynach czyli nie zje samodzielne nie skorzysta z toalety ,i mamy glodna nie da rady ćwiczyć nie ma poprawy jest wprost pogorszenie stanu zdrowia mamy odpażenia rany bo przecież nikt nie będzie sprawdzał kiedy pieluchy zmieniać tylko zaklada sie po 2 pampersy na raz . Normalnie przy takich osobach jest codziennie ktoś z rodziny i 1 daje lekarstwa 2 pomaga zjeść 3 pomaga skorzystać z toalety ,zmieni pieluchy na czas 4 pomoże zmienić pozycję itp. Z racji covidu nie można było wejść do szpitala ani nic podać ni nic kompletnie nic , i nie mówię tu o oddziałach szpitalnych gdzie są osoby zarazone covid , czy coś takiego to jest farsa <
Zgadzam się - to jest farsa. Nie wiem, jak wygląda obecnie w Niemczech pielęgnacja pacjentów w szpitalu, bo nie znam nikogo ciężko chorego. Jak już napisałam - Myszaty w obecnym czasie nie poszedł by do szpitala. Prawdopodobnie, gdyby dożył do marca, to odszedł by najpóźniej na początku maja, bo jednak nie miałabym możliwości przeprowadzenia w domu koniecznych zabiegów, np. ściągania wody z opłucnej, wymiany katedy z nerki.
Nie bardzo rozumiem - dlaczego osoby, o których piszesz, nie zabrały pacjenta/pacjentki do domu? Ja na pewno tak bym zrobiła.
@Klarcia już Ci @nowa opisała jak wyglądają realia po polsku więc jak stan będzie już tak ciężki że będzie wymagał szpitala mogą zostac pozbawieni możliwości bycia przy nim, mimo że nie ma wirusa - dalej chcesz się licytować jaka śmierć jest "gorsza"
1 Zakaz poruszania się był 2 skąd miała wiedzieć że w szpitalu jest taka opieka? przecież dziewczyna nie zadzwoniła a pielęgniarka czy lekarz mówili że wszystko jest super ,jak super było okazało się gdy po nią pojechała i pielęgniarki oddały leki ,i w domu po przebraniu córki
ale są na pewno szpitale np w których pracują od nas z forum osoby gdzie ta opieka wygląda inaczej ,ja niestety nie mam takich dobrych doświadczeń chociaż znam wiele wspaniałych pielęgniarek ale są w mniejszości za to każdą się pamięta latami
@Klarcia, wiem, że "wieczyste rozstanie" brzmi wystarczająco dramatycznie, ale chyba nie rozstałaś się z Myszatym na wieczność, tylko do śmierci.
No, chyba, że o czymś nie wiem
Oczywiście, że rozstaliśmy się tylko na czas, gdy i ja do wieczności wstąpię. A tam, już nic i nikt nas nie rozdzieli; nasze małżeństwo będzie trwało wiecznie.
Nie jest zbyt delikatne, by nie powiedzieć okrutne pytać o to dość świeża wdowę, która deklaruje, że tęskni i czeka na spotkanie z mężem. Ciekawość eschatologiczna w tym wypadku lepiej byłoby zaspokoić w inny sposób.
Jestem w stanie sobie wyobrazić, że po drugiej stronie miłość już będzie doskonała i będziemy mogli być szczęśliwi i kochać na innych zasadach, ale raczej będzie to związek z inną osobą jeszcze ściślejszy, a zarazem nieograniczający się do tej osoby. No wspólnego wychowywania dzieci, rodzenia nie będzie, ale miłość jak najbardziej. Zresztą nikt nie wie do końca co znaczy, że małżeństw nie będzie.
Ja tam lubię ziemskie życie. Lubię te niedoskonałości i trudy. W sumie mogłabym zostać na ziemi cały czas. Pewnie w niebie będzie cudownie, ale nie wiem czy za tym tęsknię.
Wiadomo tyle, że każda miłość zostanie zachowana a to co niedoskonałe - przemienione. Nie będziemy tam pozbawieni swojej ziemskiej historii i na pewno rozpoznamy tych, których kochaliśmy na ziemi.
Są, pisałam już o tym. Sakrament małżeństwa można przenieść w wieczność. To już jest od Piusa XII, ta formacja nieco się przykurzyła, ale powraca na światło dzienne.
Jest oczywiście rzeczą niewątpliwą, że zarówno na płaszczyźnie czysto formalnej jak i na poziomie rzeczywistości zmysłowych, organizm małżeństwa już nie istnieje. Trwa jednak to, co stanowi jego duszę, co przydaje mu mocy i piękna, to znaczy, miłość
małżeńska w całym swoim blasku zaślubin na wieki, podobnie jak nadal trwają istoty duchowe i wolne, które poświęciły się sobie nawzajem.
Tak oto wdowa chrześcijańska jest wezwana do wiary w wieczny charakter swojej miłości, jak również do intensywnego doświadczenia nierozerwalności, także poza granicami czasu.
W Sakramencie Małżeństwa małżonkowie angażują wzajemnie swoją wolność w relacji oblubieńczych zaślubin na zawsze.
Otóż, miłość oblubieńcza – jako sakrament – jest wieczna. Nie tylko w znaczeniu, że nigdy się nie kończy, ile przede wszystkim w znaczeniu, że wieczność jest jej przeznaczeniem.
Św. Paweł stwierdza, że w Chrystusie (Ga 3,25) nie ma już „mężczyzny ani kobiety”, a zwłaszcza „małżonka ani małżonki” w znaczeniu, jakiego doświadczamy tutaj na ziemi. W niebie oblubieńcza miłość małżonków nie zostaje zniweczona, ale osiąga swoją upragnioną pełnię, ponad wszelką rozłąką i różnicą, jakie są cechami właściwymi temu, co stworzone.
Komentarz
czy rzeczywiście lekarz rodzinny nie ma kompetencji ?? Słyszałam , ze kiedys w tv mówili że te kompetencje zostały rozszerzone żeby nie generowały się niepotrzebne kolejki do specjalistów .
Koronawirus w Polsce. Martyna opisuje bałagan i nieprzestrzeganie wytycznych w szpitalu dziecięcym na Żwirki i Wigury w Warszawie
https://parenting.pl/koronawirus-w-polsce-martyna-opisuje-balagan-i-nieprzestrzeganie-wytycznych-w-szpitalu-dzieciecym-na-zwirki-i-wigury-w-warszawie
Córka od połowy września tradycyjnie pociąga nosem. Dokładnie czyści nos przed wyjściem do szkoły. Boi się, że jak ktoś zauważy, że ma katar, to zostanie odesłana do domu. Mówi mi, że wszystkie dziewczyny z jej klasy wychodzą do łazienki, jak chcą wysmarkać się.
Po moich telefonach i wpisach na librusie wypuscili z więzienia=szkoły, aby samodzielnie wrócił do domu.
Dotarl caly i zdrowy
Poza tym @Klarcia twoje zdanie: "Umrzeć można na raka, zawał i inne choroby, ale nawet z powodu grypy nie jest tak strasznie - dla bliskich, bo zmarłemu jest już wszystko jedno - jak w przypadku Covid-19." Tego się nawet skomentować nie da bez użycia wulgaryzmu. Porównywanie i ocenianie czyjejś śmierci, Ty się lecz kobieto !
Ps mojego męża kolegi syn umiera na raka i nie jest mu wszystko jedno i rodzina nie uważa że to nie jest straszne - idź powiedz to swoje zdanie temu dziecku i jego rodzinie, niech się cieszą że ich covidowa śmierć minęła i lepszą mają
Ja nie twierdzę, że śmierć bliskiej osoby nie jest straszna - sama doświadczyłam wieczystego rozstania.
Jednak, dzisiaj dziękuję Bogu, że Myszaty odszedł jeszcze przed "koroną".
Gdyby odchodził teraz, to bym oszalała. Na pewno umierałby w domu, nawet gdyby to miało skrócić jego życie, bo nie poszedł by do szpitala, gdybym nie mogła przy nim być.
Poza tym - miałam na uwadze to, co jest już po śmierci bliskiej osoby. Stąd moje "zmarłemu jest..."
Pomyśl sobie teraz, jak czuli by się rodzice kolegi Twojego męża, gdyby nie tylko nie mogli być przy umierającym synku, ale później nie otrzymali by jego rzeczy, bo te "w czerwonym worku" poszły by do utylizacji.
Jak by się czuli nie mogąc być na pogrzebie swojego dziecka. A tak właśnie było we Włoszech czy Hiszpanii. W Niemczech, w pogrzebie mogła uczestniczyć tylko najbliższa rodzina, w niektórych landach 5 osób, łącznie z obsługą.
> Wiesz u nas był problem z pożegnaniem się z osobą która odchodzi na inną chorobę niż covid, nie było opieki czyli był problem z nakarmieniem takiej osoby z pielęgnacją takiej osoby , ba nie bylo komu podać leków osobie np po wylewie .
Weź sobie wyobraź leży ktoś w szpitalu na oddziale rechabilitacyjnym po wylewie ma leki od neurologa ktore ma brać ma dietę itp i przez 3 tygodnie nie ma podanych lekarstw bo panie nie dają bo nie ,dieta też szpitalna czyli nie koniecznie dopasowana, dodatkowo po wylewie ma ta dziewczyna niedowlaď we wszystkich konczynach czyli nie zje samodzielne nie skorzysta z toalety ,i mamy glodna nie da rady ćwiczyć nie ma poprawy jest wprost pogorszenie stanu zdrowia mamy odpażenia rany bo przecież nikt nie będzie sprawdzał kiedy pieluchy zmieniać tylko zaklada sie po 2 pampersy na raz . Normalnie przy takich osobach jest codziennie ktoś z rodziny i 1 daje lekarstwa 2 pomaga zjeść 3 pomaga skorzystać z toalety ,zmieni pieluchy na czas 4 pomoże zmienić pozycję itp. Z racji covidu nie można było wejść do szpitala ani nic podać ni nic kompletnie nic , i nie mówię tu o oddziałach szpitalnych gdzie są osoby zarazone covid , czy coś takiego to jest farsa <
Zgadzam się - to jest farsa. Nie wiem, jak wygląda obecnie w Niemczech pielęgnacja pacjentów w szpitalu, bo nie znam nikogo ciężko chorego.
Jak już napisałam - Myszaty w obecnym czasie nie poszedł by do szpitala. Prawdopodobnie, gdyby dożył do marca, to odszedł by najpóźniej na początku maja, bo jednak nie miałabym możliwości przeprowadzenia w domu koniecznych zabiegów, np. ściągania wody z opłucnej, wymiany katedy z nerki.
Nie bardzo rozumiem - dlaczego osoby, o których piszesz, nie zabrały pacjenta/pacjentki do domu? Ja na pewno tak bym zrobiła.
ale są na pewno szpitale np w których pracują od nas z forum osoby gdzie ta opieka wygląda inaczej ,ja niestety nie mam takich dobrych doświadczeń chociaż znam wiele wspaniałych pielęgniarek ale są w mniejszości za to każdą się pamięta latami
No, chyba, że o czymś nie wiem
Oczywiście, że rozstaliśmy się tylko na czas, gdy i ja do wieczności wstąpię.
A tam, już nic i nikt nas nie rozdzieli; nasze małżeństwo będzie trwało wiecznie.
Są, pisałam już o tym.
Sakrament małżeństwa można przenieść w wieczność. To już jest od Piusa XII, ta formacja nieco się przykurzyła, ale powraca na światło dzienne.
***