Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Odpowiedzialność rodziców za zachowanie dzieci

2

Komentarz

  • > Mamy wspólny cel i współpraca dotyczy tego celu.

    Naprawdę Twoim celem jest to, aby Twoje dziecko spędzało dzieciństwo ucząc się rzeczy, które do niczego nie będą mu potrzebne, na dodatek powtarzając te same zagadnienia kilkakrotnie w różnych klasach?
  • DaddyPig powiedział(a):
    > Nauczyciel ma od kilkudziesięciu do kilkuset dzieci "pod sobą" 

    To wynika z polityki państwa. Nie ma przeszkód, aby zatrudnić pięć razy więcej nauczycieli i aby każdy miał pod opieką małą grupę dzieci. Jeżeli państwo nie chce tak zrobić, to nie jest to mój problem.

    Nawet przy grupach np. 5-osobowych w przypadku nauczyciela uczącego przedmiotu, który jest raz w tygodniu, otrzymujemy minimum 90 osób. Przy klasach 10-osobowych to jest nie mniej niż 180 dzieci.

    Niezależnie jednak od ilości dzieci (dawniej praktykowano zawód guwernantki/guwernera, gdzie nauka bywała indywidualna) żaden nauczyciel nie ma relacji porównywalnej do rodzica i żadnemu nie zależy na dziecku bardziej od zupełnie przeciętnego, kochającego, rodzica. Rodzic buduje też niejako swoją przyszłość, wychowując dziecko, nauczyciel swojego ucznia po latach spotka najwyżej w sklepie albo kawiarni.

  • DaddyPig powiedział(a):
    > Mamy wspólny cel i współpraca dotyczy tego celu.

    Naprawdę Twoim celem jest to, aby Twoje dziecko spędzało dzieciństwo ucząc się rzeczy, które do niczego nie będą mu potrzebne, na dodatek powtarzając te same zagadnienia kilkakrotnie w różnych klasach?
    Jesli chodzi o edukację to moim celem jest wypuszczenie w świat człowieka posiadającego wiedzę pozwalająca mu rozumieć otaczający świat, a nie takiego co uwierzy w każdą bzdurę. 
    Nie wiem jaką szkołę wybrałeś dla swoich dzieci, ale jakoś dziwnie brzmi to co piszesz o szkole. Twoje dzieci powtarzają to samo co roku? 
  • Pisałem o układzie spiralnym, popularnym w metodyce. 
    Podziękowali 1Skatarzyna
  • Ale to nie jest metoda polegająca na powtarzaniu tych samych treści, tylko na rozbudowywaniu zagadnienia w oparciu o to, co uczeń już poznał. Chodzi w niej o naukę od ogółu do szczegółu. Jest to dokladnie taka metoda, jaką dziecko od urodzenia poznaje świat i przyswaja wiedzę o nim. Po prostu treści poznane wcześniej są używane co jakiś czas, rozbudowywane o nowe dzięki czemu zdobyta wiedza jest trwała i lepiej można ja wykorzystać. 

  • Pamiętam, jak kiedyś pani mi obniżyła stopień za to, że powiedziałem, że 2-3=-1. Bo w programie nie było liczb ujemnych i miałem odpowiedzieć, że wynikiem jest zero. Tak właśnie wygląda przełożenie poznawanie świata przez dziecko na układ spiralny w szkole. Skoro metodycy uznali, że jestem za głupi, żeby zrozumieć wówczas liczby ujemne, to po jaką cholerę kazali mi siedzieć w klasie i robić zadania wpisując nieprawdziwe wyniki? Czemu nie mogłem wtedy czytać książek, spać, albo bawić się na podwórku?
  • Kiedyś...jak poszły moje do szkoły, to byłam zaskoczona, że tyle się zmieniło, do takiej szkoły sama bym chętnie chodziła...
    Akurat mam dzieci z talentem matematycznym i balam się że szkoła to zabije. Ale nigdy nie było sytuacji, by którekolwiek było cofane lub strofowane, że jego wiedza wykracza ponad program. Wręcz przeciwnie, nauczyciel miał dodatkowe- trudniejsze- zadania, które dawał, by dziecko robiło w czasie gdy reszta robiła zadania podstawowe. Nikt nie wymagał by rozpisywali zadania jak inni, skoro umieli je liczyć w głowie. Nie musieli liczyć metodą nauczyciela, skoro potrafili sami wymyślić inny sposób rozwiązania. Dla nauczyciela liczyła się samodzielność pracy i wynik. Za moich szkolnych czasów takie podejście było nie do pomyślenia. 
  • W 1 klasie syn żeby sie nie nudzić na lekcjach czytał "Magiczne drzewo", nauczyciel nie miał nic przeciwko. I to było w zwykłej publicznej podstawówce z 20 uczniów w klasie. 
  • edytowano maj 2023
    "nauczyciel miał dodatkowe- trudniejsze- zadania, które dawał, by dziecko robiło w czasie gdy reszta robiła zadania podstawowe."

     "W 1 klasie syn żeby sie nie nudzić na lekcjach czytał "Magiczne drzewo""

     Sama podajesz przykłady, kiedy szkoła do niczego nie służy. Po co dziecko chodziło na lekcje matematyki na poziomie poniżej jego umiejętności? Po co chodziło na zajęcia w I klasie, kiedy z nudów musiało czytać książkę? Czy gdybyś miała wybór, to byś nie znalazła dla niego lepszego sposobu na wykorzystanie czasu? To właśnie jest ten łańcuch, który mamy na szyjach - państwo zmusza nasze dzieci do tego, aby marnowały dzieciństwo na jałowe czynności.
    Podziękowali 1Biznes Info
  • Nie umiał przeciez wszystkiego, uczył się w szkole, łapał po prostu ekspresowo, robił szybko zadania i miał czas na to co lubi- czyli czytanie. Nie uważam, że jakby nie chodził do szkoły, niczego się nie uczył i tylko czytał, to byłoby to lepsze wykorzystanie czasu.
  • DaddyPig powiedział(a):
     państwo zmusza nasze dzieci do tego, aby marnowały dzieciństwo na jałowe czynności.
    Ja nie traktuję edukacji jako marnowanie dzieciństwa na jałowe czynności. 

    Gdyby nie było obowiązku, to i tak bym chciała kształcic dzieci. Przymus u mnie nic nie zmienia. 
  • Myślę, że by się nauczyły materiału z podstawówki w nie więcej, niż dwa lata. Pozostałe sześć lat to danina, jaką składasz systemowi.
    Podziękowali 2Pioszo54 Biznes Info
  • 2 lata? Czyli 9 latek wg Ciebie rozumiałby zagadnienia z matmy, fizyki, chemii i potrafił stosować w zadaniach? Ogarniał też historię, biologię. I na to jeszcze umiałby interpetować literaturę, pisać samodzielnie poprawne tekst. I jeszcze równolegle opanowałby języki obce. Nie zapominajmy też o rozwoju plastycznym, muzycznym. I to wszystko w 2 lata opanowałby na pozomie 15 latka. Fantazjujesz, jakbyś dzieci nie miał.
  • edytowano maj 2023
    Właśnie mam dzieci i stąd to przekonanie. Czworo z nich przeszło przez podstawówkę.
  • W 2 lata? W wieku 9 lat zaczynały szkołę średnią?
  • Nie, w osiem lat, bo tyle trwa szkoła.
  • Poza tym nigdzie nie napisałem, że siedmiolatek zrobi program ósmej klasy.
  • Szkoła podatwowa trwa standardowo 8 lat, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by uczeń zdolny zrobił ją szybciej. Zawsze była taka możliwość i nadal jest. 

    Pisanie, że 7 latkowi wystarczą 2 lata na pełne opanowanie materiału z całej podstwówki to czysta fantazja. 
  • Na razie tylko Ty to piszesz.
  • Chętnie przeczytam wpisy osób, których dzieci robiły podstawówkę w 2 lata.
  • A przez ile lat Twoje dzieci uczyły się do egzaminu ósmoklasisty?
  • Co to jest nauka "do egzaminu ósmoklasisty"? Przecież polskiego, matmy i języka dziecko uczy się przez całą podstawówkę. Egzamin to tylko sprawdzenie czego się nauczyło.
  • DaddyPig powiedział(a):
    Nie są się "nie posyłać", bo jest to przymusowe.

    Da się. Romskie rodziny opanowały to do perfekcji.
  • "Pana Tadeusza" w całości ma się jako lekturę dopiero w VIII klasie. "Opowieść wigilijną" w VII. Wcześniej masz tylko fragmenty i krótkie utwory, do których się potem nie wraca.
  • Czyli przerabia normalnie na polskim, więc to nie jest "do egzaminu". 
  • DaddyPig powiedział(a):
    "Pana Tadeusza" w całości ma się jako lekturę dopiero w VIII klasie. 

    A w której byś proponował?
  • Bym proponował, aby nie przerabiać jednego utworu przez pięć lat. To zupełny nonsens.
    Podziękowali 1Pioszo54
  • DaddyPig powiedział(a):
    "nauczyciel miał dodatkowe- trudniejsze- zadania, które dawał, by dziecko robiło w czasie gdy reszta robiła zadania podstawowe."

     "W 1 klasie syn żeby sie nie nudzić na lekcjach czytał "Magiczne drzewo""

     Sama podajesz przykłady, kiedy szkoła do niczego nie służy. Po co dziecko chodziło na lekcje matematyki na poziomie poniżej jego umiejętności? Po co chodziło na zajęcia w I klasie, kiedy z nudów musiało czytać książkę? Czy gdybyś miała wybór, to byś nie znalazła dla niego lepszego sposobu na wykorzystanie czasu? To właśnie jest ten łańcuch, który mamy na szyjach - państwo zmusza nasze dzieci do tego, aby marnowały dzieciństwo na jałowe czynności.
    Bardzo pomocne jest to co napisałeś. I bardzo w punkt. Niestety jak rodzic zagapi się, to często ten czas szkolny może źle rzutować na wybory i życie młodzieży. Często traumy ze szkoły są przyczyną słabej samooceny czy nawet ciężkiej depresji u młodzieży.
  • Wszystko rzutuje na wybory, przyszłość dziecka. Co rodzic zrobi, czego nie zrobi. Czy będzie się angażował, czy nie. Co jednemu służy, drugiemu szkodzi. Efekty widać po czasie i tego czasu się nie cofnie, jak okaże się, że jednak u konkretnego dziecka wyszło nie tak jak rodzice sie spodziewali. 
  • edytowano maj 2023
    Tylko że na 6-stkę swoich dzieci, zawaliłem w przypadku 3-ki pierwszych. Dopiero z czasem dotarło do mnie że szkoła może bardzo szkodzić. Lepiej późno niż wcale. Trzeba bardzo się wsłuchiwać w to co mówią dzieci. A czasem nawet dopytać , czy sprowokować aby wyrzuciło to co w nim siedzi. A szkół podstawowych przerzuciłem ze siedem. Policzyłem kiedyś.

    Fakt że dzieci mamy bardzo wrażliwe. Ale co się dziwić, małżonkę też mam wrażliwą i sam jestem wrażliwy

    I problem obecny z najmłodszą też byłby niedostrzeżony. Zarówno nauczyciele jak inni rodzice zlekceważyli pewne symptomy. A ja z żoną dyskretnie go rozdmuchaliśmy. Bo mamy już pewne doświadczenie. Nauczyciele podeszli super. Myślę że rodzice też dalej go pociągną. 
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.