Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Ewangelizacja dyskotekowa - hit czy kit?

135

Komentarz

  • Wczoraj wysłałem maila do odpowiedzialnego za całą akcję o tym czy ma prawa autorskie do logo, którego używają, a które jest logiem innej firmy, amerykańskiej :cool:
  • mi się takie dyskoteki nie podobają:devil:
    pomieszanie z poplątaniem:devil:

    ja bynajmniej w golfach i w kieckach do kostek nie chodzę, no ale z pewnością bym się tak nie ubrała jak te roznegliżowane panienki - chociaż ten etap życia również mam za sobą, gdzie się nosiło kiecki 5 cm poniżej pępka:shamed:

    jak już wyrosłam z takich głupot to również latałam na dyskoteki ale salsowe:bigsmile:
    i już mowy nie było o takich skąpych strojach - już byłam we wspólnocie i normalnie było mi wstyd się tak ubrać, aczkolwiek imprezy salsowe, z kubańskimi rytmami do "ubranych"nie należą.

    Co do zabraniania dzieciom chodzenia na dyskoteki - nie jestem za zabranianiem bo działa to w drugą stronę - jak się dziecku zabroni bo może skłamać i pójść- ja tak robiłam.

    Ja myślę, że strzałem w dziesiątkę jest po prostu dobre wychowanie dziecka - jeśli dziecko bedzie miało wpojone dobre wartości to będzie wiedziało co ma wybrać, oczywiście tak mi się wydaje, bo nie mam w tej dziedzinie doświadczenia, a sama bynajmniej nie zostałam tak wychowana:sad:
    ale chciałabym tak wychować moje córki:bigsmile:
  • Co do zabraniania dzieciom chodzenia na dyskoteki - nie jestem za zabranianiem bo działa to w drugą stronę - jak się dziecku zabroni bo może skłamać i pójść- ja tak robiłam.

    Ja myślę, że strzałem w dziesiątkę jest po prostu dobre wychowanie dziecka - jeśli dziecko bedzie miało wpojone dobre wartości to będzie wiedziało co ma wybrać, oczywiście tak mi się wydaje, bo nie mam w tej dziedzinie doświadczenia, a sama bynajmniej nie zostałam tak wychowana:sad:
    ale chciałabym tak wychować moje córki:bigsmile:
    Oczywiście, że od wychowania dużo zależy, stawianie granic to też dobre wychowanie.

    :bigsmile:
  • @Agnieszka63

    Czy Ty zabraniasz swoim córkom chodzenia na dyskoteki, czy też one kiedy już dorosły same podjęły decyzje o tym, że nie chcą chodzić na takie imprezy?
    Pytam, jako doświadczonej mamy
    :bigsmile:
  • Ja tam chodziłam nawet na dyskoteki :shamed::shamed::shamed:
    Ech, czego się nie robiło w młodości........ :confused:
  • Dlatego wiem, że taka "ewangelizacja" to ośmieszanie Kościoła!
  • :bigsmile:
    Najpierw zabraniałam (w sumie to jedna, najstarsza się rwała za koleżankami, to było w gimnazjum) a jak dorosła to nawet mi dziękowała i przyznała rację, że te dyskoteki to istna głupota, szczególnie jak poznała świadectwo Leszka Dokowicza
  • Leszek Dokowicz? możesz podać linka? z chęcią przeczytam :bigsmile:
  • To ponad godzinne świadectwo. Podawała tutaj kiedyś Barbara, podawali też linka ze strony ien.pl, ale sprawdzałam i materiał został usunięty. Był kiedyś w Miłujcie się skrót - już dawno.
    Gdy słuchałam świadectwa w Krakowie L.Dokowicz prosił, żeby nie nagrywać, gdyż ma takie zalecenie od kierownika duchowego. Widocznie domagał się, żeby usunięto nagranie z wrzuty i rzeczywiście usunięto.
    Widocznie trzeba posłuchać na żywo.
  • Ja mam takie świadectwo uczestnika dyskotek i techno-parad, zapisane na komputerze
    mogę wysłać na priva jak ktoś chętny, proszę o dane mailowe na priva.

    Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia czy to L. Dokowicz jest czy nie, bo nie słuchałam. dostałam od znajomego jezuity, który zastrzegł, że dużo o demonach jest i bardzo mocne to jest, a ja raczej bojąca jestem i nie mogę słuchać takich obrazowych relacji :(

    A w temacie wychowania:

    Sama chodziłam w młodości na bardzo dużo imprez, dyskotek i w różnym szemranym towarzystwie czas spędzałam, ale to było dopiero na studiach, i do tego czasu rodzice dali mi tak silny kręgosłup moralny, że cały czas czułam, że tam demon jest, i to nie jest źródło życia... I po kilku latach doświadczeń, spotkawszy właściwego kandydata na męża:), po prostu od tego uciekłam.

    Nie zakładam, że moje dzieci nie będą chodzić na dyskoteki, bo nawet jeśli nie, to zbuntują się w inny sposób, bez buntu nie ma dojrzewania.

    Liczę teraz tylko, że to wszystko co w nich zasiewam teraz, z czasem przyniesie owoce, i nawet jeśli się pogubią kiedyś buntując, to będą miały zakodowany taki wzorzec rodziny i wiary, do którego będą mogły wrócić.

    Ja tego doświadczyłam na sobie i wiem, że co się dziecku da w tych pierwszych latach, to zostaje w nim już na zawsze.
  • [cite] Madika:[/cite]Nie zakładam, że moje dzieci nie będą chodzić na dyskoteki, bo nawet jeśli nie, to zbuntują się w inny sposób, bez buntu nie ma dojrzewania.

    Liczę teraz tylko, że to wszystko co w nich zasiewam teraz, z czasem przyniesie owoce, i nawet jeśli się pogubią kiedyś buntując, to będą miały zakodowany taki wzorzec rodziny i wiary, do którego będą mogły wrócić.

    Ja tego doświadczyłam na sobie i wiem, że co się dziecku da w tych pierwszych latach, to zostaje w nim już na zawsze.

    Madika, myśle podobnie...

    Jakiś czas temu czytałam książkę "Najdłuższa podróż do domu" (autor John Grogan), która właśnie o tych buntach i powrotach opowiada. Polecam:

    Nowa książka Johna Grogana, autora bestsellera Marley i ja. Tym razem autor zabiera nas w krainę swojego dzieciństwa i młodoś ci, spędzonych w kochającej się i bardzo katolickiej rodzinie. Mimo wysiłków jego rodziców, John dość szybko stwierdził, że nie jest w stanie podzielać ich przekonań i religijnego entuzjazmu. Bardzo szczerze, choć z charakterystycznym dla siebie humorem, opisuje d ziecięce i młodzieńcze grzechy polegające na przykład na podpijaniu mszalnego wina podczas ministranckich dyżurów czy hodowaniu mari huany w doniczkach na parapecie - i wiele innych. Z biegiem lat coraz trudniej było mu oszukiwać rodziców co do swych przekonań i co raz bardziej się od nich oddalał, co wzmogło się jeszcze, gdy poznał znaną już z książki Marley i ja Jenny, swoją przyszłą żonę. Jed nak choroba ojca kazała mu spojrzeć na ich relacje na nowo i odbyć ową "najdłuższą podróż do domu". To książka, która bawi i wzrusza , książka dla każdego, kto jako dziecko szukał swojej własnej życiowej drogi, i dla każdego rodzica, który próbował zrozumieć postęp owanie swoich dzieci. Mówi o miłości i śmiertelności, wierze i wątpliwościach oraz o tym, że to, co naprawdę ważne w życiu, zawsze z najdzie sposób, aby nas odnaleźć.

    http://www.kdc.pl/Najdluzsza-podroz-do-domu_p358571000.html?p_action=3202010001#longDescr
  • @Madika ja poproszę, wysyłam CI prv
  • @SaraTeresa, nie doszła do mnie Twoja wiadomość, teraz ja wysłałam Ci priva:)
  • Nie zakładam, że moje dzieci nie będą chodzić na dyskoteki, bo nawet jeśli nie, to zbuntują się w inny sposób, bez buntu nie ma dojrzewania.
    bez buntu nie ma dojrzewania - skąd wiesz?
  • patron roku kapłańskiego, św. Jan Maria Vianney i jego stosunek do ówczesnych dyskotek.
    Polecam lekturę Biskupowi.

    "Święty i diabeł" Wilhelm Huennermann, lektura obowiązkowa na ten rok.

    Fabuła zaczyna się w 1786 w Dardilly, nieopodal Lyonu, gdy "niewykształceni rodzice" (jak to odnotował wikary w księdze chrztów) przynieśli małego Jana do chrztu. Rodzina, w której przyszedł na świat przyszły święty, mimo swego ubóstwa była bardzo religijna i autentycznie praktykująca. To sprawiło, że dzieciństwo przyszłego świętego było szczególne. Vianneya od dziecka cechowała pobożność â?? odważnie zachęcał swoich przyjaciół do modlitw, sam je prowadził oraz wygłaszał pierwsze, dziecinne kazania. W międzyczasie wybuchła rewolucja francuska â?? ciężki okres dla Kościoła francuskiego. Rodzina Vianneyów nie uległa konformizmowi tych czasów, trwała przy swojej prawowiernej wierze. W tym czasie mały Jan przygotowywał się potajemnie do Pierwszej Komunii Świętej i przystąpił do niej w prowizorycznej kaplicy (była to szopa, w której dla bezpieczeństwa zasłonięto wejście sianem). Wkrótce Jan Maria oznajmił w domu, że chciałby być księdzem, lecz spotkał się z ostrym sprzeciwem ojca, ponieważ syn bardziej by mu się przydał do pomocy w gospodarstwie. Od tego momentu zaczął się proces przekonywania ojca, w którym zasadniczą rolę odegrał miejscowy ksiądz proboszcz i matka chłopca. W końcu ojciec zgadza się, ale na drodze do kapłaństwa młodzieńca pojawił się kolejny problem â?? rewolucja spowodowała, że chłopak przerwał naukę i w związku z tym miał duże zaległości. Janowi pomógł proboszcz Balley z Ecully, który zgodził się uczyć go języka łacińskiego, wymaganego przy przyjęciu do seminarium duchownego. Ów ksiądz także wstawił się za młodzieńcem, gdy ten miał problemy z dostaniem się na wymarzoną uczelnię. Przyswajanie wiedzy Janowi Marii przychodziło bardzo ciężko: chociaż dużo pracował, niewiele było widać postępów. W związku z tym przełożeni seminarium radzili Janowi, by raczej został bratem zakonnym, co on w duchu pokory przyjął, lecz ksiądz Balley odradził tę decyzję i pomógł w przekonaniu władz seminaryjnych, by pozwolono mu zostać. W końcu, mimo wielkich trudności natury intelektualnej, Jan Maria został dopuszczony do święceń. Nie stałoby się tak, gdyby nie dobra opinia księdza Balleya o nim, oraz zauważalny deficyt kapłanów w diecezji. Jan Maria Vianney został prezbiterem w 1815 roku. Przez trzy lata po wyświęceniu neoprezbiter nabierał praktyk jako wikary w Ecully, by potem zostać powołanym na proboszcza w Ars. Było to miasteczko cieszące się złą sławą. Liczyło niewiele mieszkańców i cztery karczmy a duszpasterstwo było poważnie zaniedbane. Młody proboszcz spotkał się niską moralnością i prostactwem ludzi. Postawił więc sobie za cel przywrócenie moralności w swojej parafii, toteż bardzo dużo się modlił, poddawał się ciężkim postom i biczowaniu. Obwiniał siebie za to, że jego parafianie są daleko od Boga. Szczególnie martwiły go te osoby, które przesiadują w karczmach, oraz sami prowadzący bary. Ksiądz Jan sprzeciwiał się tańcom, jako tym, które pochodzą od Złego. Niektórzy mieszkańcy uważali go za dziwaka, który nadmiernie wtrąca się w ich życie, mimo to proboszcz nie dawał za wygraną, chciał całkowicie odnowić oblicze Kościoła w Ars i moralność mieszkańców miasta. Rozdawał wszystko co miał, gdy tylko ktoś go o to poprosił. Odmawiał sobie wszystkiego, spał na materacu w piwnicy, nosił włosiennicę. Idąc ulicą potrafił oddać spodnie czy buty pierwszemu lepszemu napotkanemu żebrakowi. Poprzez swoje ubóstwo, surowe posty, częste wyrzeczenia oraz wytrwałą modlitwę, nieraz leżąc krzyżem, zaczął pomału odradzać moralnie zobojętniałych parafian. Dla większości był wzorem postępowania. To przede wszystkim skłaniało ich do zmiany swego zachowania. Jednak święty kapłan nie zadawalał się tymi postępami, chciał dokonać czegoś więcej. Zajął się więc problemem ubogich dzieci, dla nich też chciał zrobić coś pożytecznego. Postanowił otworzyć "Dom Opatrzności" dla sierot. Było to bardzo trudne, wydawało się wręcz niemożliwe, ale Jan Maria nie dawał za wygraną. Modląc się do Marii Panny z La Sallet otrzymał niezbędne fundusze, a co za tym idzie, udało mu się założyć ową instytucję. Z czasem działalność "Domu Opatrzności" rozszerzała się, uczono w nim dziewczynki, potem chłopców podstawowej wiedzy i prac domowych, gdyż dzieci te nie miały innej możliwości zdobycia wiedzy. Do szkółki przybywały nawet dzieci z oddalonych miejscowości, w związku z tym zapewnił im możliwość nocowania. Te akty nie pozostały bez oddźwięku â?? z każdym rokiem przybywała ilość wiernych przystępujących do sakramentów. Święty odwiedzał swoich parafian, rozmawiał z nimi przyjacielsko, nawet z tymi, którzy nie byli mu przychylni. Proboszcz nie tylko walczył ze złymi nawykami mieszkańców Ars, ale także ze złem osobowym â?? regularnie nawiedzał go demon, który próbował go przestraszyć. Święty, dzięki pomocy Bożej, nieustannie modląc się dawał sobie z nim radę, jednak ta walka bardzo go wyczerpywała. Nawiedzenia złego ducha potęgowały się, gdy proboszczowi coraz bardziej udawało się wyplewić grzechy z ludzi. Mimo że Jan Maria miał znaczące postępy w duszpasterstwie, wyrzucał sobie, że robi za mało, że się nie nadaje. Kilka razy próbował opuścić Ars, lecz za każdym razem mieszkańcy upraszali go, by wrócił. Ta niebywała skromność świętego jest zaskakująca. Szacunek dla osoby Świętego Proboszcza szerzył się po okolicach tak, że przyjeżdżali do niego różni pielgrzymi, by się z nim spotkać, porozmawiać, wyspowiadać. Jan Maria spędzał w konfesjonale po kilkanaście godzin dziennie, a kolejka do spowiedzi ciągle rosła. Ludzie twierdzili, że ma on dar czytania sumień ludzkich. Pod wpływem jego nauk nawracali się nawet najbardziej zatwardziali grzesznicy. Była w nim taka siła argumentów, taka życzliwość, żarliwość, tyle osobistej świętości, że liczba słuchaczy ciągle rosła. Miał w zwyczaju penitentom zadawać niewielką pokutę za ich ciężkie grzechy, a później sam pokutował umartwiając się. Niestety ten styl życia, skromne posiłki, mało lub całkowity brak snu nie pozwolił proboszczowi długo cieszyć się życiem. Wyczerpany nadludzką pracą ksiądz proboszcz Jan Maria Vianney odszedł w opinii świętości do domu Ojca, po zasłużoną nagrodę w niebie w 1839 roku.
  • "Święty i diabeł"- skończyłam czytać tydzień tenu. Równiez polecam...

    Rzeczywiście tańce bardzo leżały św proboszczewi z Ars na sercu...
    I skutecznie z nimi walczył postem i modlitwą. I odniósł pełny sukces.
    Szkoda, ze dziś nie ma takich duchownych:cry:

    Dla mnie pomysł tej dyskoteki to zupełny przekręt...
  • bez buntu nie ma dojrzewania - skąd wiesz?
    ----------------------------------------------------------------------------------

    tylko z własnego doświadczenia i z obserwacji dojrzewających razem ze mną znajomych z różnych środowisk,

    każdy z nas (mam na myśli SIEBIE i swoich przyjaciół) jakoś się zbuntował wcześniej czy później, każdy w innej wersji.

    ktoś uciekał w imprezy i używki, ktoś inny decydując samemu o wyborze studiów czy męża wbrew woli rodziców, a ktoś inny przestał odrabiać zadania domowe ku rozpaczy rodziców - i to była jego wersja buntu.

    nie twierdzę, że bunt dojrzewania to tylko dragi i seks, każdy się buntuje na miarę swoich potrzeb i w odniesieniu do własnego domu rodzinnego.

    może są jakieś przypadki nie buntujące się, nawet w kwestii wyboru skarpetek, ja nie znam...

    ale nie mam też poczucia, że wiem na pewno, jak będzie wyglądać dojrzewanie moich dzieci i że istnieje jakiś patent na "zaplanowanie" im tego okresu.

    jak to pisze ostatnio pięknie Cart&Pud, jak się ma wszystko przewidziane i zaplanowane, to wtedy najczęściej Pan Bóg robi człowiekowi kuku:)
  • Czy bunt jest konieczny tego nie wiem. Faktem jest, że na ogół występuje.
    Celem rodzica nie jest walka z jaką kolwiek formą buntu (zakazy w pewnym wieku przestają działać). Moim zdaniem dobrze jest bunt dziecka delikatnie kontrolować i ukierunkowywać. Skuteczność nigdy nie jest stu procentowa ale warto próbować.

    ps. ja nie buntowałem sie do 18 roku życia z powodu kategorycznych rodzicielskich zakazów, byłem grzecznym chłopcem. Za to później bywało różnie ...
  • Ja jeszcze jedną prawidłowość zauważyłam.
    Buntujący się i nieznośni (w wieku dojrzewania) dla otoczenia i rodziny rodzice, mają buntujące się i nieznośne dla otoczenia i rodziny dzieci.

    Moja mama miała nas trójkę- buntowałam się tylko ja (najstarsza), ale za to tak, że szkoda gadać.
    Teraz moje dzieci odpłacają mi tym samym, ale zaczynają o wiele wcześniej, niż ja.:shamed:

    To chyba po to, żebym mogła docenić trud moich rodziców, jaki włożyli w moje wychowanie. Już kilka razy dzwoniłam do mojej mamy i dziękowałam jej, że się nie poddała, że nigdy nie spisała mnie na straty...
    Modlę się też dla niej o błogosławieństwo za te wszystkie lata a dla siebie o taką mądrość wychowawczą, jaką ona miała.
  • [cite] Paweł i Ola:[/cite]Szczerze, to ta niewiasta powyżej jest ubrana raczej "balowo" niż "dyskotekowo". Ja widzę różnicę, między jej suknią a tym co na pierwszym zdjęciu jest - wydekoltowany top, a stanika ani widu ani słychu...

    Szczerze,to mialam na mysli całokształt tej imprezy.Fotke wyróżniłam z wielu , ze wzgledu na gest....i nie dziewczecia na drugim planie sie czepiłam..:confused:
    (chociaz,na marginesie,balowa kreacja raczej na balu, niz na dyskotece...Widac uczestnicy tez do końca nie wiedzieli w czym biora udział:sad:)
  • Widac uczestnicy tez do końca nie wiedzieli w czym biora udział
    ---
    Lepsze te cycki na wierzchu, tak? :confused:
  • KIT (w odpowiedzi na tytułowe pytanie :confused:)
  • Zdecydowanie KIT, a organizatorzy na oazowym forum banują krytyki i wpadają w samouwielbienie
  • Ale za to jacy konkretni to ludzie:

    Ja:
    Witam

    Proszę o potwierdzenie posiadania praw autorskich do logo firmy OneTruth: http://onetruth.com

    Serdecznie pozdrawiam
    Paweł


    Odpowiedź:
    a kim jestes ze o to pytasz?

    (się bidulek wystraszył, że mu paragrafami przyp*****lę :shades:, więc postanowiłem delikatniej)

    Ja:
    Katolikiem jestem :)

    Kiedyś byłem w Oazie, i natrafiłem dziś w necie na PJW.
    Jako, że pracuję jako grafik komputerowy, wiem trochę o prawach autorskich i ciekawi mnie czy posiadacie takowe do czegoś tak ważnego dla marki OneTruth jak jej logo.
    Wykorzystywanie czyjejś własności intelektualnej (logo) bez jego zgody jest kradzieżą. Stąd po prostu mój niepokój.

    Serdecznie pozdrawiam
    Z Panem Bogiem

    Paweł


    Odpowiedź:
    Okazuje sie ze to logo nie jest zasrzezone bo sprawdzalismy wiec kazdy ma prawo je uzywac,a;e dzieki za troske:)
    pozdrawiam


    No patrzcie. Okazuje się... że byłem troskliwy :smoking:
  • Moim zdaniem bunt jest zawsze, ale niekoniecznie przeciw rodzicom. Mój np. był przeciw satanizującym rówieśnikom i ich światopoglądowi.
  • jak się buntowałeś przed satanizującymi rówieśnikami?
  • Otwarcie mówiłem o swoich poglądach, nie dawałem się (chyba) gnojeniu za wiarę w Boga, słuchałem alternatywnej muzyki :wink: Tymoteusze i takie tam, obracałem się w towarzystwie wierzących, kapłanów, nie chodziłem na imprezy, odmawiałem alkoholu (KWC)... I miałem świadomość, że myślę inaczej niż "tamci". Przeciw rodzinie się nie buntowałem (sprzeczek co jakiś czas do buntu nie zaliczam).

    Stare dobre czasy :cry:
  • Z tego co piszecie o buncie to ja byłam i jestem cały czas zbuntowana, to potwierdzałoby Waszą teorię, że bunt zawsze występuje itd
  • ja tez , ale ze skłonnościami autodestrukcyjnymi :confused:

    gorzej mi idzie atak , ale się ćwiczę :bigsmile:
  • Za czasów młodości byłam baaaaaaaaardzo zbuntowana w baaaaaaaaaaardzo zła strone. Spokorniałam dopiero,gdy spotkałam Tomka. Wtedy zupełnie mi sie odmieniło. Inne sprawy zaczeły byc ważne. Troske moich Rodziców zrozumialam dopiero,gdy urodziłam Mateusza(wczesniej wydawało mi sie a raczej wiedziałam,że mnie nie kochają i nie jestem dla nich ważna). Niestety potwierdzam to co napisala Kasia C&P... Mati zaczyna różne akcje...
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.