Redakcja "Christianitas" wysłała mnie niedawno do Rzymu, gdzie spędziłem okrągły tydzień, niemal cały czas na rozmowach ze współpracownikami Ojca Świętego, naszego Papieża Benedykta. Będzie z tego na łamach "Christianitas" obszerny materiał, z wieloma ciekawymi wywiadami - o kapłaństwie, o bioetyce, o liturgii itp. - w sam raz na pięciolecie tego pontyfikatu. Jednak zanim to nastąpi, najpierw garść spostrzeżeń dla Czytelników "Niedzieli".
Czy w pełni rozumiemy Ojca Świętego? W ciągu moich rzymskich rozmów próbowałem wychwycić te myśli, te pojęcia, które w gronie osób pracujących na co dzień dla Papieża funkcjonują jako słowa-klucze, niezależnie czy rozmowa odbywa się w Palazzo Apostolico, czy w którejś kongregacji, czy w Papieskiej Akademii Życia, czy może w Urzędzie Celebracji Papieskich. Istnieje pewien zespół zasad, który opisuje dzisiaj wierność Kościoła wobec jego misji.
Po pierwsze: "hermeneutyka ciągłości". Wszyscy zgadzają się, że w tych kategoriach, z przemówienia do Kurii w grudniu 2005, Benedykt XVI widzi sposób życiowego rozwoju kościelnych form życia chrześcijańskiego: prawdziwa reforma polega nie na szokowaniu rewolucyjnie nowymi wynalazkami, lecz na wspieraniu procesu dawania nowych odpowiedzi wewnątrz dziedziczonej tradycji.
Po drugie: "wierność Logosowi". To jeden z ulubionych wątków teologii Josepha Ratzingera - wracający teraz w najważniejszych przemówieniach Benedykta XVI, w Ratyzbonie czy Paryżu: chrześcijaństwo jest "logiczne" - ale nie dlatego, że może je uwiarygodnić ludzka logika, lecz dlatego, że jest religią prawdziwą, formą życia Logosu-Słowa w świecie. Wobec oceanu różnych ludzkich filozofii i ideologii chrześcijanie powinni czuć się prawdziwymi obrońcami rozumu - korzystającego nie tylko z iskierek naszych domysłów, ale przede wszystkim ze światła nadprzyrodzonego Objawienia.
Po trzecie: "spójność eucharystyczna". Wyrażenie z adhortacji "Sacramentum Caritatis" - mówi po prostu tyle, że każdy - dosłownie każdy - kto z powodu łaski wiary jest dopuszczany do udziału w tajemnicy Eucharystii, musi uzgadniać z jej wymaganiami swe życie. Nie ma "katolicyzmu prywatnego", takiego dla polityków czy dziennikarzy, którzy np. milczą wobec zabijania nienarodzonych czy stanowienia złych praw - każdy katolicyzm jest powszechny, wymaga tej spójności w przyznaniu się do Chrystusa wszędzie, zwłaszcza gdy się występuje publicznie lub pełni publiczną władzę. A jeśli przez to traci się ministerialną funkcję? "No cóż - odpowiedziano mi bez wahania - bycie ministrem nie jest konieczne do zbawienia".
Po czwarte: "zwróćmy się do Pana!" Ważny klucz do zrozumienia troski Papieża o liturgię: jeśli człowiek jest całością duchowo-cielesną, to nasze wewnętrzne wychodzenie na spotkanie Pana powinno mieć widoczny, zewnętrzny wyraz w naszej wspólnej modlitwie. Zamiast więc spoglądać na siebie wzajemnie w czasie Mszy - ksiądz na ludzi, ludzie na księdza - lepiej ustawmy na środku ołtarza duży krzyż, on będzie prawdziwym centrum dla wszystkich. Papież celebruje już tylko tak. W Rzymie mówi się powszechnie: to wzór dla całego Kościoła.
Myślę, że te cztery punkty tworzą dobry punkt wyjścia do refleksji - nie, nie tylko chłodnej refleksji dziennikarskiej o obecnym pontyfikacie, ale przede wszystkim katolickiej refleksji o naszej bliskości "z Piotrem". O tym, co robimy z tym pontyfikatem.
Paweł Milcarek