Ja chyba nawet tematu nie rozumiem... Mam wrażenie, że jest źle sformulowany...
Jak można pytać o minusy, skoro małżeństwo od samgo początku było i jest dobre, bo takim zamierzył je sam Bóg...?
Współczuję Córce...
Ja na jej miejscu bym się jednak wysiliła i napisała powody podane przez Pawła i Olę, bo jak napisze, że minusów nie ma, to znaczy, że się nie zastanawiała - niestety tak to będzie odebrane.
Albo może napisać jakie minusy mogą być podawane przez innych i dlaczego ona sama uważa, że one nie są wcale minusami.
Origami, ale Tobie chodzi o minusy małżeństwa jako instytucji (nie wiem jak to nazwać), bo ja myślę, że minusów może być sporo w zależności od tego jakie to małżeństwo jest, ale dla mnie nie są to minusy małżeństwa jako idei, tylko problemy w jej realizacji
Chciałabym napisać, ale nie wiem jak to zgrabnie ując w słowa. Uważam że pewnym minusem jest "obowiązek" dotarcia się(zwłaszcza młodych) małżonków. Ustalenie pewnych zasad i granic dla stworzenia harmonijnego związku.
Mi się wydaje, że temat z założenia jest tendencyjny. No wiecie, taki "postępowy", "tolerancyjny", "otwierający". Więc walczenie z samym sformułowaniem tematu prawdopodobnie nic nie da.
Jak się napisze, że nie ma minusów, to wykładowca powie, że się nie przemyślało tematu, albo że się ma ograniczoną perspektywę. A jak się napisze te argumenty "im minus", których wykładowca prawdopodobnie oczekuje, to można walczyć jej/jego bronią, zbijając je kontrargumentami. Czyli "na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że minusem jest x, ale jednak x powoduje y, więc x tak na prawdę jest plusem".
Do tego na koniec można dowalić argumentami, których wykładowca najprawdopodobniej się nie spodziewa, a więc o powołaniu do życia w celibacie, tak żeby wykładowcy rozszerzyć horyzonty.
Ja świeżo po porannej awanturce z M. bym napisała, że minusem jest to, że w małżeństwie nie można tak po prostu się odwrócić trzasnąć drzwiami i uciec do siebie, ale... po głębszym przemyśleniu stwierdzam, że to jednak ogromny plus jest, bo niejako jesteśmy zmuszeni się żeby się dogadać:smile:
Wniosek mój taki, że same plusy, a nawet jak minusy to tylko dodatnie:wink:
Zgadzam się, że temat jest bezsensowny. Może córka powinna napisać o wszystkich plusach, potem dodać, że za minus można uważać to i to, a potem dodać, że w rzeczywistości jest to plus, bo dzięki temu rozwijamy się jako człowiek, ograniczamy swój egoizm, uczymy się kompromisów itp.
@powołAnia
Temat bardzo tendencyjnie sformułowany. Ktoś chyba na siłę chce udowodnić, że małżeństwo jest feee i należy do przeżytków i "ciemnogrodu"...
Podoba mi się Twój pomysł na tę pracę, czyli napisać o protetycznych minusach, a potem udowodnić, że to jednak plusy. :bigsmile:
Chciałabym ujrzeć minę Pani od tego tematu...:cool:
Temat po prostu idiotyczny, nie da się porozmawiać z tym wykładowcą?
@matka-Olka
Ja tam konieczność "dotarcia się" małżonków i ustalenia zasad harmonijnego współżycia uważam za zjawisko bardzo pozytywne. Zwykle oboje w tym procesie dojrzewają
Przy okazji: ci co mówią o minusach konieczności ograniczenia się do jednego partnera/ki (pięknie ujęte ) zwykle nie doświadczają tej przykrej uciążliwości bo to ci sami którzy twierdzą że skoki w bok są normalne i wszyscy tak robią
:il:
Byłam kiedyś na takich warsztatach dla nauczycieli, ...., no i kazali nam podzielić stronę na cztery części i wypisać : argumenty za małżeństwem, przeciwko, za kocią łapą i przeciwko. No i czarno na białym to zestawienie pokazywało, że wszystkie inne możliwości poza małżeństwem to jest egoizm w czystej lub zawoalowanej postaci. Piękna sprawa taki wywód.
Do argumentów przeciwko małżeństwu ktoś włożył : brak teściów
Komentarz
Jak można pytać o minusy, skoro małżeństwo od samgo początku było i jest dobre, bo takim zamierzył je sam Bóg...?
Współczuję Córce...
Albo może napisać jakie minusy mogą być podawane przez innych i dlaczego ona sama uważa, że one nie są wcale minusami.
monogamia jako minus też do mnie nie przemawia, bo dla mnie to ogromny plus.
Też tak uważam.
Plusy i minusy to mogą być:
mieszkania na wsi lub w mieście,
posiadania bądź nie samochodu
itp.
Może należałoby walczyć o przeformułowanie tematu, np.
dobrodziejstwa i zagrożenia/niedogodności/wyzwania życia małżeńskiego?
Jak się napisze, że nie ma minusów, to wykładowca powie, że się nie przemyślało tematu, albo że się ma ograniczoną perspektywę. A jak się napisze te argumenty "im minus", których wykładowca prawdopodobnie oczekuje, to można walczyć jej/jego bronią, zbijając je kontrargumentami. Czyli "na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że minusem jest x, ale jednak x powoduje y, więc x tak na prawdę jest plusem".
Do tego na koniec można dowalić argumentami, których wykładowca najprawdopodobniej się nie spodziewa, a więc o powołaniu do życia w celibacie, tak żeby wykładowcy rozszerzyć horyzonty.
Wniosek mój taki, że same plusy, a nawet jak minusy to tylko dodatnie:wink:
Temat bardzo tendencyjnie sformułowany. Ktoś chyba na siłę chce udowodnić, że małżeństwo jest feee i należy do przeżytków i "ciemnogrodu"...
Podoba mi się Twój pomysł na tę pracę, czyli napisać o protetycznych minusach, a potem udowodnić, że to jednak plusy. :bigsmile:
Chciałabym ujrzeć minę Pani od tego tematu...:cool:
@matka-Olka
Ja tam konieczność "dotarcia się" małżonków i ustalenia zasad harmonijnego współżycia uważam za zjawisko bardzo pozytywne. Zwykle oboje w tym procesie dojrzewają
:il:
Do argumentów przeciwko małżeństwu ktoś włożył : brak teściów