Minister chce refundować zapłodnienie in vitro
Minister zdrowia opowiada się za finansowaniem zapłodnienia in vitro z budżetu państwa. "Obiecuję, że się tym zajmę" - zapowiada DZIENNIKOWI Ewa Kopacz. To dobra wiadomość dla ponad miliona par, które nie mogą mieć dzieci. Rocznie tylko 3,5 tysiąca z nich stać na poddanie się temu płatnemu zabiegowi.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznaje niepłodność za chorobę społeczną. In vitro - czyli zapłodnienie pozaustrojowe - jest często ostatnią deską ratunku. Zabieg refunduje się w krajach UE, także w Czechach czy na Węgrzech. Ponieważ skuteczność in vitro sięga ok. 40 proc, we Francji państwo opłaca aż trzy próby sztucznego zapłodnienia. W Polsce jak dotąd nie było na to szans. Ale minister Ewa Kopacz zapowiada: "Zajmę się zagadnieniem refundacji in vitro, kiedy tylko załatwię najbardziej dotkliwe problemy finansowe ochrony zdrowia".
Kopacz ma już nawet plan działania. "Na początek można refundować in vitro dla najbiedniejszych. Na wszystko nie będzie nas stać. To mógłby być pierwszy krok" - mówi. W Polsce niepłodność dotyczy od miliona do półtora miliona par. Szacuje się, że gdyby znieść bariery finansowe, rocznie wykonywano by ok. 25-28 tysiąca zabiegów. Teraz skala jest zdecydowanie mniejsza: między 3,5 a 4 tysiąca. Cena waha się od kilku do nawet kilkunastu tysięcy złotych.
Prof. Marian Szamatowicz z Akademii Medycznej w Białymstoku jako pierwszy, w 1987 roku, przeprowadził w Polsce zabieg in vitro. "W niektórych sytuacjach in vitro jest rekomendowane jako metoda ostatniej szansy dla par dotkniętych niepłodnością. Osoby, które przez lata nie mogą się doczekać potomstwa, są psychicznie zszargane" - mówi prof. Szamatowicz. Deklarację Kopacz przyjmuje jednak z dystansem. Przypomina, że dotąd żadnemu z ministrów to się nie udało.
A Zbigniew Religa tłumaczył, że na refundację "klimatu nie było". Obok dylematów finansowych in vitro wzbudza bowiem gorące dyskusje natury moralnej. Metodzie sprzeciwia się Kościół. Kiedy przed dwoma laty za refundacją in vitro opowiedziała się Joanna Kluzik-Rostkowska (PiS) wybuchł skandal. Pod znakiem zapytania stanęła jej nominacja na stanowisko pełnomocnika ds. równego statusu kobiet i rodziny.
Ewa Kopacz komentuje te dylematy krótko. "Wiele bezpłodnych par niesamowicie pragnie dziecka. Czeka na nie w sposób szczególny. Kochają potem swoje dzieci w cudowny, wręcz zwierzęcy sposób. Dajmy im szansę na tę miłość" - apeluje.
Jej słowa potwierdza Agnieszka Damska ze Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian". "Niepłodność to wielka tragedia dla wielu par. By doczekać się upragnionego dziecka, często wydają całe oszczędności, a nawet się zapożyczają" - mówi Damska. Nawet posłanki opozycji reagują na tę deklarację z entuzjazmem. "Niezwykle mnie to cieszy. Ewa Kopacz potwierdza, że jest twardą kobietą" - komplementuje posłanka PiS Joanna Kluzik-Rostkowska. "Będę kochała Ewę Kopacz jako ministra zdrowia jeszcze bardziej, kiedy wprowadzi refundację środków antykoncepcyjnych" - dodaje posłanka LiD Izabela Jaruga-Nowacka. I zwraca uwagę, że w Polsce na in vitro stać jedynie wąską grupę najzamożniejszych par. "Reszta nie może zrealizować swojego prawa do rodzicielstwa" - mówi.
Komentarz
Ale ładne to zestawienie w artykule, co? - refundujmy in vitro, bo każdy ma prawo do dziecka, ale nie zapominajmy o refundacji antykoncepcji, bo każdy ma prawo nie mieć dziecka...
"Dziwny jest ten świat..."
"Małżeństwo nie przyznaje jednak małżonkom prawa do posiadania dzieci, lecz tylko prawo do podjęcia takich aktów naturalnych, które same przez się są przyporządkowane przekazywaniu życia. Prawdziwe i właściwe prawo do dziecka sprzeciwiałoby się jego godności i naturze. Dziecko nie jest jakąś rzeczą, która należałaby się małżonkom i nie może być uważane za przedmiot posiadania. Jest raczej darem, i to Â?największymÂ?, najbardziej darmowym małżeństwa, żywym świadectwem wzajemnego oddania się jego rodziców" (DV, II.8).
Innymi słowy, prawdą jest, że pusty pokój dziecinny jest symbolem niespełnienia, które trapi bezdzietne małżeństwo, ale nie wolno produkować dzieci, nie wolno na nich dokonywać reprodukcyjnej przemocy, aby nimi zapełnić tę pustkę.
O. Robert Plich (ur. 1966) jest dominikaninem, absolwentem Akademii Medycznej w Warszawie, doktorem teologii.
W pęłni się z toba zgadzam. temat jest bardzo trudny i delikatny, mysle jednak, że trzeba otwarcie mowic, co dzieje się z niewykorzystanymi zarodkami i nazywac rzeczy po imieniu. tu jestem akurat bardzo konserwatywna.
Moja przyjaciólka miała jedno podejscie do invitro, ale nie udało sie juz na etapie hodowania jajeczek. Teraz czekają, na upragniony telefon z ośrodka adopcyjnego, a przyjaciólka mowi, że strasznie żałuje całej tej szarpaniny, bezsensownego leczenia itp. Ale chyba instynkt jest na tyle silny, że na poczatku, żadne racjonalne argumenty nie trafiaja.
Ja tez nie potrafię zrozumiec, że parcie na biolgiczne dziecko jest tak duże, ze osoby zadeklarowane jako przeciwnicy aborcji decydują sie na invitro. Ale co my możemy o tym wiedziec...? A z ta adopcją to nie jest takie proste, dzieci z uregulowaną sytuacja prawną wcale tak duzo nie jest.
sytuacja jest naprawde nie do po zazdroszczenia i chyba ciezko zrozumiec to komus kogo problemy z zajściem w ciąże nie dotkneły, juz tak jest ze czego nie poczulismy na wlasnej skórze to ciezko nam zrozumiec. jak mówia syty głodnego nie zrozumie.