My podróżujemy dość często z dziećmi na znaczne odległości. Nasz syn odbył pierwszą dłuższą podróż gdy miał tydzień (bardziej z musu niż dla przyjemności, bo urodził się w odległym od miejsca naszego zamieszkania szpitalu). Podróże z małymi dziećmi wspominam dość mile, ponieważ większość drogi po prostu przesypiają, nie to co starszaki Ważne jest by w samochodzie była klimatyzacja i przyciemniane szyby. Myślę, że gdy te warunki zostaną spełnione można spokojnie ruszać w drogę:bigsmile:
My jezdzimy sporo więc dzieci szybko sie przyzwyczaiły do długich podróży. Z Poznania jechalismy na Mazury z dwutygodniową Miśką i obyło sie bez problemów. Warunki to: lekko nastawiona klima i przystanki tuz po drzemkach,wtedy dalsza jazda sprawia przyjemność.
Nasz najmłodszy syn urodził się za granicą. Gdy miał 6 dni jechalismy z nim do Polski (ok.1200 km.) Byliśmy niejako przymuszeni- terminem komunii starszego syna. Oczywiście niektórzy popukają się w głowę. Ja też miałam wiele wątpliwości. Ale pediatra nie zabronił. Zalecił jedynie częste przerwy i zmianę pozycji. No i fotelik musi być odpowiedni, z zabezpieczeniami na główkę. Z tego co pamiętam stosowaliśmy też taką specjalną podkładkę pod brodę. Całą podróż mały zniósł dobrze. Ale trzeba było rzeczywiście bardzo często stawać - na karmienie, przewijanie, przytulenie itp., przez co podróż znacznie się wydłużyła.
Oczywiście to była sytuacja szczególna. Ale tak w ogóle to z małymi dziećmi dużo zawsze podróżowaliśmy. Zjeździliśmy niemal całą Europę. Dzieci od początku były zaprzyjaźnione z fotelikiem samochodowym. I zawsze dobrze znosiły podróże. Na początku było eksperymentowanie. A więc wyjazdy z kilkumiesięcznym niemowlakiem np na Mazury czy do Zakopanego. Pamiętam jak pierwszy raz jechaliśmy starym "maluchem" z najstarszym na Mazury. To dopiero była wyprawa, zwłaszcza, że się nieco pogubiliśmy. Później zaczęły się dłuższe trasy. I było coraz mniej oporów. Kiedy najmłodzy miał niespełna pól roku byliśmy np na południu Włoch.
Oczywiście w miarę możliwości odpoczywamy czy nocujemy po drodze. Zawsze też zabieramy zapas poduszek, kocy itp. Dobrze jest jechać nocą, kiedy maluchy śpią.
Gdyby wiek był przeszkodą przez wiele lat nie ruszylibyśmy się nigdzie. A to z powodu, że byliśmy skazani na tylko na siebie, bez alternatywy zostawienia dziecka komukolwiek. A że mamy dusze podróżnika....Szkoda tylko, że teraz tych wypraw jest coraz mniej. Bo i finanse nie pozwalają ...I podróżowanie z taką ilością dzieci i bagaży jest trudne logistycznie. Przestaje być przyjemnością.
Ale trudno doradzać komukolwiek, gdyż każdy inaczej to widzi. A i dzieci są różne. Niektórym wręcz trudno wysiedzieć w foteliku nawet godzinę.
A ja w ogóle to jestem zwolenniczką hartowania dziecka w różnym tego słowa znaczemniu. A więc w marę szybkie spacery, wyjścia, wyjzdy. Oczywiście rozsądek jest wskazany, żeby niepotrzebnie nie narażać malucha na czynniki szkodliwe. Ale z drugiej strony trzymanie dziecka "pod kloszem", całkowite izolowanie noworodka teżw cale nie jest dla niego dobre. Dziecko musi zaprzyjaźniać się ze światem, w którym przyszło mu żyć.
No i ważne, by mama malucha wypoczęła, a w obliczu katastrofy wod-kan na miejscu, to pewnie nie łatwe
dzidzia i tak pewnie się nie zorientuje, że jedzie...
Komentarz
Ja bym nie ryzykowała. Szczególnie, że zapowiadają upały i atmosfera w samochodzie może być trudna do zniesienia.
Ważne jest by w samochodzie była klimatyzacja i przyciemniane szyby.
Myślę, że gdy te warunki zostaną spełnione można spokojnie ruszać w drogę:bigsmile:
Oczywiście to była sytuacja szczególna. Ale tak w ogóle to z małymi dziećmi dużo zawsze podróżowaliśmy. Zjeździliśmy niemal całą Europę. Dzieci od początku były zaprzyjaźnione z fotelikiem samochodowym. I zawsze dobrze znosiły podróże. Na początku było eksperymentowanie. A więc wyjazdy z kilkumiesięcznym niemowlakiem np na Mazury czy do Zakopanego. Pamiętam jak pierwszy raz jechaliśmy starym "maluchem" z najstarszym na Mazury. To dopiero była wyprawa, zwłaszcza, że się nieco pogubiliśmy. Później zaczęły się dłuższe trasy. I było coraz mniej oporów. Kiedy najmłodzy miał niespełna pól roku byliśmy np na południu Włoch.
Oczywiście w miarę możliwości odpoczywamy czy nocujemy po drodze. Zawsze też zabieramy zapas poduszek, kocy itp. Dobrze jest jechać nocą, kiedy maluchy śpią.
Gdyby wiek był przeszkodą przez wiele lat nie ruszylibyśmy się nigdzie. A to z powodu, że byliśmy skazani na tylko na siebie, bez alternatywy zostawienia dziecka komukolwiek. A że mamy dusze podróżnika....Szkoda tylko, że teraz tych wypraw jest coraz mniej. Bo i finanse nie pozwalają ...I podróżowanie z taką ilością dzieci i bagaży jest trudne logistycznie. Przestaje być przyjemnością.
Ale trudno doradzać komukolwiek, gdyż każdy inaczej to widzi. A i dzieci są różne. Niektórym wręcz trudno wysiedzieć w foteliku nawet godzinę.
A ja w ogóle to jestem zwolenniczką hartowania dziecka w różnym tego słowa znaczemniu. A więc w marę szybkie spacery, wyjścia, wyjzdy. Oczywiście rozsądek jest wskazany, żeby niepotrzebnie nie narażać malucha na czynniki szkodliwe. Ale z drugiej strony trzymanie dziecka "pod kloszem", całkowite izolowanie noworodka teżw cale nie jest dla niego dobre. Dziecko musi zaprzyjaźniać się ze światem, w którym przyszło mu żyć.
dzidzia i tak pewnie się nie zorientuje, że jedzie...