Nawet słowem nie wspomniałam o swoim, zresztą mój żyje sobie a muzom, chyba nie jest regularnie "matkowy" ani nie absorbuje mnie tak,by uzupełniać go żmudnie w trudzie i znoju latami. Powstał kiedyś w innym celu.
Miałam się nie wtrącać, ale jak czytam o czytaniu wieeelu nudnych blogów,które nudno czytać...
:-@ Po cóż tracić na to swój wolny czas,zapytam retorycznie.
A wątek chyba troszkę w innym kierunku poszedł :-\"
Hmmm ja mam czasem ochote pytać matki jedynakow jak sobie radzą z dzieckiem którym non stop trzeba sie zajmować. I jak sobie radzą emocjonalnie... Bo przecież jak jedyny to trzeba chronić bardziej niż kilkoro.
A co w moich wpisach miało być NIE-kolorowego i nie-słodkiego?? Helloł, ja właśnie szczęśliwie urodziłam dzieckoooo! A mogło być inaczej. To się cieszę 8->
O tym,czy tu się z zasady nie koloruje macierzyństwa,mogę podyskutować,ale może nie zaśmiecać tematu...
Układam pasjansa, bo mi włosy schną. Potem idę zaprowadzić Jasia do szkoły i zanieść 3 reprodukcje grafik do oprawy. Kupiłam je w ciuchach i dzięki temu poznałam sztukę przedwojennego artysty francuskiego, który był niestety kochankiem Coco Chanel. Zjem przed wyjściem jaglankową breję. Jaki to byłby nudny blog ...
Wstałam o 5:00. Nakarmilam niemowlaka. Przytulilam Kingę. Zadzwonił budzik męża i ten wstał do pracy. Niestety... Odbeknelam dzidziusia i przez następną godzinę usilowalam ululac go ponownie. Za pięć siódma z pokoju przywlekła się Tereska z komunikatem że tym razem się nie posikała ( niech Bóg błogosławi twórcę ochraniaczy na materac) i wyskoczyła do mojego łóżka. Przez chwilę klocily się z Kingą ktora ma leżeć obok Jozka, ale zadzwonił budzik i wstałam budzić Klare i Zoske. W kuchni przygotowałam im śniadanie i drugie do szkoły. Karolina wyszła z domu o 7:10. Później poszukiwalysmy przez chwilę pudełka śniadaniowego Zosi, bo nigdy nie przynosi na miejsce,ale zadziwiająco szybko go znalazła, wystarczyło pogrozić że pójdzie bez śniadania. Dziewczyny najedzone i uczesane wyszły do szkoły o 7:30. Teresa i Kinga chciały oczywiście zejść na dół ale odeslalam je do pokoju bo przecież muszę znaleźć chwilę na spokojną kawę poranną. Kawę wypilam, zagryzłam ciasteczkiem i jogurcikiem w międzyczasie poczytałam internet, nakarmilam Jozka i położyłam go spaść do wózka. Dziewczynki zeszły ok 8:30. Przewinelam Kingę i odeslalam do góry po ubranka. Ponownie zeszły na dół ubrane i zrobiłyśmy naleśniki na śniadanie. Teraz zastanawiam się jak dalej zaplanować dzień. Musze pójść do sklepu, zrobić obiad posprzątać górę, łazienki i wyprać reczniki, pościel i firanki. W międzyczasie wypełnić dokumenty o becikowe i dopilnować dzieci. Mąż pewnie wróci ok 17:00. Och zapomnialabym że umówiliśmy się w południe bo mamy obejrzeć zamrażarki w media markt. Przydałaby się w domu. Więcej czasu zostałoby mi na moje sprawy. Dzień pochmurny ale dość przyjemny...
Wstaliśmy niespiesznie, na śniadanie była kiełbasa na gorąco, to już ostatnie kawałki z poprzedniego wędzenia. Trzeba zrobić nowe wędliny. Zamierzam pokombinować z parówkami. Udało mi się nabyć sowiecką maszynkę do mięsa, jest szansa, że z jej pomocą uda się wystarczająco dokładnie zmiksować mięso. Osłonki już zamówiłam, dziś kurier ma je dowieźć. A tymczasem dopijam herbatę i zaraz idziemy szukać grzybów w pobliskim lesie. Przy okazji jakaś lekcja przyrody dla chłopców. Mąż dziś w domu, kończy przerabiać instalacje elektryczną w łazience.
@asiao z życia wzięte to wzrusza. . Tylko się zastanawiam nad kolejnymi odcinkami żeby się jakoś różniły. W sumie sie różnią rodzajem jogurcika i śniadaniem dla dzieci. To obrazki bylyby inne...
Między 3 a 4 rano karmiłam, przewijałam, karmiłam, odpowietrzałam, przewijałam i karmiłam. I udało mi się przekonać noworodka, że nie, jeszcze nie wstajemy. Skutecznie. Wstałyśmy o 7. Uprawialiśmy rodzinne kokoszenie. Pozowałam jako Madonna z wielkim cycem do sesji fotograficznej, pt.Szczęśliwy poranek matki czterech córek. Sesja zakończyła się kupą. Na szczęście dzieci mają ojca. Zarządziłam śniadanie i dopilnowałam, żeby każdy zrobił co do niego należy. Zjadłam, co istotne. Zrobiłam prasówkę, orgówkę, i listę zakupów. Przebrałam maluchy, pochwaliłam za dobór stroju starszaki, zadbałam o swoją stylizację. Zapakowałam pralkę, zmywarkę, rozwiesiłam pranie, wystawiłam pościel do wietrzenia. Karmiłam, przewijałam i nosiłam noworodka w międzyczasie. Bawiłam się w akuku. Wprowadziłam pojecie systemu dziesiętnego i centymetra jako podstawowej jednostki miary. Pogodziłam zwaśnione strony, czyniąc przedmiot sporu - puzzle - niedostępnym. Czterokrotnie ubrałam kalosze rozmiar 21. Tyleż samo razy zagroziłam, że jeszcze raz je rozbierze, to doznam eksplozji co najmniej wewnętrznej. Również czterokrotnie musiałam wewnętrznie pogodzić się z porażką moich metod wychowawczych. A to dopiero 10 rano.
Komentarz
MSPANC
Miałam się nie wtrącać, ale jak czytam o czytaniu wieeelu nudnych blogów,które nudno czytać...
:-@
Po cóż tracić na to swój wolny czas,zapytam retorycznie.
A wątek chyba troszkę w innym kierunku poszedł :-\"
Ale to nielegalne.
no jest coś w Twoich wpisach takiego "słodko-uładzonego" i "nauczycielskiego"
a tu na forum nie trzeba "kolorować" macierzyństwa, życia zresztą też
O tym,czy tu się z zasady nie koloruje macierzyństwa,mogę podyskutować,ale może nie zaśmiecać tematu...
Udało mi się nabyć sowiecką maszynkę do mięsa, jest szansa, że z jej pomocą uda się wystarczająco dokładnie zmiksować mięso. Osłonki już zamówiłam, dziś kurier ma je dowieźć. A tymczasem dopijam herbatę i zaraz idziemy szukać grzybów w pobliskim lesie. Przy okazji jakaś lekcja przyrody dla chłopców.
Mąż dziś w domu, kończy przerabiać instalacje elektryczną w łazience.
Ty to dopiero jesteś zajętą matką
Mspanc )