Amerykański jezuita ojciec John A. Hardon S.J. w jednym ze swych artykułów opisuje przypadek rodziny, w której katoliccy rodzice z wielkim poświęceniem wychowywali siedmioro dzieci. Po ludzku patrząc dali z siebie wszystko, a jednak to nie wystarczyło. Dzieci wchodząc w lata dwudzieste swojego życia po kolei porzucały wiarę dzieciństwa.
więcej:
http://edukacja21.blogspot.com/2010/03/gdy-dziecko-porzuca-koscio.html
Komentarz
I wiem, że bolałbym bardzo, gdyby to był przypadek moich dzieci.
Tak się składa, że nas też było siedmioro i ŻADNE z nas nie porzuciło wiary.
Zwykle jednak tak bywa, ze osoba z wierzącej rodziny, robi coś co oddala ją od kościoła np. związek z rozwodnikiem, konkubinat.
Niestety znam przykład gdzie mama chcąc mieć kontrolę nad dorosłymi ludźmi też powoływała się na kościół, 4 przykazanie,robiła takie rzeczy jak dozorowanie dorosłego człowieka przy spowiedzi !, pilnowanie go podczas mszy, posługiwanie się proboszczem w celu wpędzenia chłopaka w poczucie winy i trochę niechcąco właśnie go w ten sposób od tego kościoła odepchnęła...
Inny przykład - żona podkochująca się w księżach, też mąż przestał chodzić do kościoła i znielubił księży, potem dorosły syn współczuł ojcu i do księży a przez to całego kościoła miał stosunek nieszczególny.
Czasem też młodzież widzi hipokryzję w postępowaniu praktykujących rodziców i dziadków, nasłucha się o księżach- pedofilach więc przestaje uczestniczyć w sakramentach itd.
Jednak to świadczy trochę o słabej wierze, bo można sobie pomyśleć , że jakiś ksiądz czy inny katolik jest omylny i niedoskonały ale to nie świadczy , że wszystko jest beznadziejne.
Ale wiara = łaska
i jej przekazanie nie jest w naszej mocy, możemy modlić się o nią i przede wszystkim "świecić" przykładem życia
brak wiary u dzieci może być ciężkim krzyżem (którego chyba żadne z nas nie chciałoby dźwigać), nie można się jednak podać - patrz - św. Monika matka św. Agustyna :bigsmile:
http://kapucynbratpit.blogspot.com/
Znam wiele małżeństw, które wychowały dzieci w wierze, dając im wszystko- gorliwość, nawyki modlitwy, dobry przykład, wdrożyli do grup modlitewnych albo misyjnych w parafiach. I co?
I nic.
Każde dziecko wybiera swoją drogę, która jest wypadkową wartości wyniesionych z domu i świata, w który wpada młody człowiek. Czasem wygrywa jedno, czasem drugie.
Ważne jest, żeby młody człowiek miał pewne podstawy wyćwiczone w dzieciństwie i młodości- żeby wiedział, gdzie wracać w razie problemów, które prędzej, czy później go dosięgną.
I nie myślę tu o maminej spódnicy, tylko o Kościele.:cool:
Znam niejedną katolicką rodzinę (gdzie rodzice tak poważnie zaangażowani są w Kościele, nie tzw. niedzielni katolicy i do tego dobrzy, porządni ludzie), gdzie dzieci odchodzą od wiary praktycznie (zanurzenie się w grzechu).
bo rodzice Muszą zdać sobie sprawę, że wychowanie w dzisiejszych czasach wymaga o wiele więcej wysiłku, niż przed wiekami. Świat ze swoją prymitywną kulturą, mediami, zdeprawowanymi szkolnymi kolegami, oferuje naszym dzieciom atrakcyjne życie bez Boga i dorzuca gratis kompleksowy zestaw patologii (narkotyki, alkohol, pornografia, przestępczość). Pokusa jest na tyle silna, iż młody człowiek bardzo często przegrywa, bo choć niejednokrotnie przekazano mu tzw. â??wartości chrześcijańskie", to nie ukształtowano w nim odpowiednich sprawności moralnych (cnót), dzięki którym mogłyby te wartości wcielać w życie i przeciwstawić się pokusom.
Nie wystarcza przekazanie dziecku tzw,"wartości chrześcijańskich", ale trzeba kształtować w nich cnoty (sprawności moralne)
Dlatego właśnie wychowanie musi stać się rodzajem walki i zostać przeniknięte duchem heroizmu. Rodzicom powinno towarzyszyć przekonanie, że jest ono najważniejszym zadaniem ich życia. Nie własna kariera, nawet nie zarabianie pieniędzy na utrzymanie dzieci, ale przede wszystkim formowanie charakterów najmłodszych.
A to, że wiara=łaska, łaska zawsze nam towarzyszy np. łaska uczynkowa sakramentu małżeństwa.
Wystarczy ci Mojej łaski - nie zasłaniajmy sie więc jako rodzice brakiem łaski
Z tą różnicą, iż autentyczna wiara w Chrystusa i Jego Ewangelię przynosi Dobro, czego niestety nie można powiedzieć o wierze w powyżej wymienionych.
A wiara w reinkarnację jest po prostu usypianiem swojego sumienia - na zasadzie, będę żył wygodnie, nie oglądając się na innych, w kolejnym życiu się poprawię.
Moje doświadczenie pokazuje natomiast, że w tych domach gdzie jest żywa wiara w Chrystusa, a Ewangelia drogowskazem życia, czyli rodzice świadczą o Jezusie nie tylko swoim zachowaniem, ale i słowem, On jest naprawdę Kimś obecnym w tych domach - dzieci wiary nie tracą.
Jeśli przy tym potrafi się przekazać swoją pewność w obecność Jezusa w Postaciach Eucharystycznych, dziecko nawet do ewangelicznych chrześcijan nie odejdzie - z prostego powodu, tam nie ma Eucharystii.
Pozornie - niczego złego nie naucza, ale nie ma w nim odniesienia do Stwórcy, jako kochającego (do szaleństwa) swoje stworzenia; relacji Ojciec-dzieci.
Jesteśmy stworzeni z Miłości do miłości, co realizuje się w darze z siebie samego, na rzecz drugiego człowieka. Jesteśmy zaproszeni, aby tak miłować się wzajemnie, jak Bóg nas miłuje.
Buddyzm Boga nie potrzebuje, bo w tej filozofii człowiek sam jest dla siebie bogiem.
Ktoś kto poznał Boga - wie, że poza Nim jest śmierć.
Nie twierdzę, iż błądzący - w sumie - we mgle buddysta nie będzie żył w Bogu, bo ufam, iż każdemu człowiekowi nasz Pan daje się rozpoznać, czasem na ostatnim już etapie ziemskiego życia. Każdy z nas ma więc możliwość - przylgnąć do Niego lub Go odrzucić.
A swoją drogą - śmiesznym się wydaje, że wielu ludzi szuka czegoś, czego nie zgubiło.
Ucieczki od świata i od cierpienia.
A od nich nie ma ucieczki, to tylko zwodzenie ludzi.
No, jednak czasem tracą. Człowiek ma wolną wolę zdarza się i utrata wiary i zmiana wyznania.
Oczywiste - człowiek jest wolną istotą i niczego nie musi.
Niemniej, twierdzę, że spotkanie z żyjącym - dziś, tu i teraz - Jezusem niesamowicie ubogaca i daje prawdziwą wolność.
Spotkać Jezusa i doświadczyć Jego działania w swoim życiu, wcale nie jest trudne (a na pewno nie trudniejsze, aniżeli poznanie buddyzmu) - wystarczy tylko wyjść Mu na spotkanie.
Nie można kochać, samemu z siebie. Człowiek sam może jedynie zło czynić.
Zdolność do prawdziwego miłowania mamy wpisaną w swoją duszę i jest to darem naszego Stwórcy.
Przy tym, należy zaznaczyć, iż współczesny człowiek najczęściej strywializował słowo "kochać".
A istotę Miłości najlepiej oddają poniższe słowa:
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[*]
[/ulist]
"Ucieczka od cierpienia" jest po prostu niemożliwa. A buddystom wydaje się, że jest możliwa. Tracą biedacy czas:sad:
Pierwszy raz słyszę, żeby ST promował zbrodnie:shocked, w ST autor opisywał to, co widział.
Nie, nie da się przestać wierzyć w bożków.
1) Znam jednego prawdziwego ateistę. Reszta (choć uważają się za w pełni racjonalnych) pustkę po wierze w Boga wypełniła wiarą w zabobony. Człowiek potrzebuje transcendencji.
2) Nie da się "być po prostu dobrym człowiekiem" odrzuciwszy Boga. Dlaczego? Bo odrzucając Boga odrzucasz jedyny drogowskaz, który pokazuje "to jest dobre" "to jest złe". Odrzucenie Boga jako źródła i jedynego wyznacznika norm etycznych powoduje nieuchronnie relatywizację. I już wkrótce okazuje się, że ten "dobry człowiek" ma tysiące bardzo dobrych i bardzo racjonalnych usprawiedliwień na świństwa które robi.
Może nie mam kilku tysięcy znajomych na NK, ale z tych kilkuset osób, które znam osobiście, wszystkie, które odrzuciły Boga to ludzie, których mogę lubić, mogę nawet cenić rózne ich zalety, ale wiem, że nie mogę ufać w sprawach ważnych.
Gdzie wzrost wiary tam i silniejsze pokusy. Szatan nie może ścierpieć przekazywania wiary dzieciom i atakuje szczególnie właśnie tam.
Oczywiście Marcelina też ma dużo racji. Na tle rodziny "widocznej" w parafii, dziecko nie chodzące regularnie do kościoła jest bardzo widoczne, mimo że reszta jego znajomych chodzi rzadziej.
przeczytałam artykuł i ciągle to samo biadolenie. Mało o prawdziwych przyczynach odejścia.
Najtrafniej pokazuje to jednak EDUKACJA KLASYCZNA: brak kształcenia charakteru u dzieci i brak takiego pokierowania nimi, aby już jako nastolatki kształciły swój charakter samodzielnie - oto główne powody odejścia od Kościoła.