Myślę, że jeśli ktoś daje radę i zupełnie dobrze funkcjonuje z gromadką dzieci i nie ma problemu z przyjęciem na świat kolejnego, to niech sobie ma nawet 20, jego sprawa. Ale jeśli nie ogarniasz tematu przy dajmy na to czwórce (myślę tu o różnego rodzaju problemach, które na chwilę obecną nie są rozwiązane) to chyba nie będziesz powoływać na ten świat kolejnego.
Toż to myślenie stereotypowe i użalanie się nad taką matką. Dlaczego np gdy ktoś widzi prezesa korporacji to nie mówi "ale ma pan dużo pracy" Tylko zazwyczaj "gratuluję sukcesu"?
Dla jednego ogarnięcie czwórki będzie spoko, inny przy drugim dostanie depresji. Różnimy się,każdy ma inną sytuację, tak jak napisała to Apolonia, każdy ma inną drogę do zbawienia. Nie ma jednego szablonu dla wszystkich. Ja jestem z opcji roztropnej wielkoduszności.
Mnie tam nie złości taki komentarz. W wątku o zaczepkach ktoś kiedyś napisał, że po przeczytaniu boi się odezwać do ludzi na ulicy, bo nie wiadomo, co kogo urazi. Dużo pracy? No dużo. Jak ktoś ogarnia bez problemu, to tym lepiej przecież. Co jest złego w pracy?
Wiec dla kogo jest latwo i nie meczy go 5 dzieci niech ma i 10, ale kazdy jest osoba swiadoma i odpowiedzialna( przynajmniej wiekszisc ludzi jakuch znam) i to sa subiektywne decyzje malzenstw. Nie wiem jak mozna oceniac czyjes wybory w kwestii dzietnosci.
W pracy tez mozna mowic o dobrej organizacji itp ale pod watunkiem ze czlowiek ma optymalna liczbe zadan. Pewnie nieraz zrobi znacznue wiecej bo musi kosztem zarwanych nocy, czasu dla rodziny, zdrowia. Tylko kwestia czy warto za taka cene?
Myślę, że jeśli ktoś daje radę i zupełnie dobrze funkcjonuje z gromadką dzieci i nie ma problemu z przyjęciem na świat kolejnego, to niech sobie ma nawet 20, jego sprawa. Ale jeśli nie ogarniasz tematu przy dajmy na to czwórce (myślę tu o różnego rodzaju problemach, które na chwilę obecną nie są rozwiązane) to chyba nie będziesz powoływać na ten świat kolejnego.
To co wtedy? Nor?? A jak nor zawiedzie i jak kolejne się trafi to co??? Załamka?? Czy do adopcji oddać??? Poza tym moim zdanie kwestia ogarniania dzieci czy ogólnie życia to zmienna... Bo to zależy od tego jakie są aktualnie dzieci, jak się zachowują i od sytuacji życiowej...
Ja jak mieliśmy 3 troje to żyliśmy z babcią chorą na alzheimera za 2400 zł miesięcznie. Najstarsza miała napady szału codziennie i w ogóle do doopy. Prócz jednego. Mieliśmy wiarę, nadzieję i miłość. I gdybym wtedy nie chciała kolejnych dzieci bo nie wyrabiam to by nie było Lili, Rozalii Józefa i Jasia. Córka wyszła z takich zachowań i jest cudowna. Mąż zarabia kilka razy wiecej i jest dobrze. ... Moim zdaniem trzeba patrzeć na siebie. Nie porównywać się. Nie doradzać. Nie generalizować!! I tyle... I mieć zawszę wiarę, nadzieję i miłość!!
A ja już nie kumam tego wszystkiego sama. Mam doła w temacie i duta. Jedynie co to mam szczęście bo do czego bym nie doszła to nie żałuję że moje dzieci się urodziły. Wszystkie. A powoływanie do życia zostawiam Panu Bogu. Choć niektórzy twierdzą że to wygodne wyłączenie odpowiedzialności za decyzję o posiadaniu większej liczby potomstwa... Ok może i racja. Choć w sumie ja je potem wychowuje utrzymuje i co chcecie więc nie wiem o co te nerwy ostatnio jakoś częste.
@magada dla ciebie nie ma tak duzo pracy z dziecmi a wiekszisc ludzi ocenia matki " siedzace w domu " z dziecmu jako leniwe i bezproduktywne. Wlasnie wielodzietnosc jest postrzegana jako wwygodnicwo, ucieczka od trudu i stresu w pracy zawodowej...Te osoby ktore znam i maja kilkoro dzieci bardzo angazuja sie w ich wychowanie i edukacje i pracy maja po kokardke. To zalezy od mozliwosci czlowieka i jego podejscia do wychowania i edukacji, bo mozna dac jesc, ubranie i laptopa...
Weźmy sytuację (czysto teoretyczną) 1. Mąż traci pracę 2. Mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, z którego właśnie kazano nam się wynosić, 3. Ktoś w rodzinie zaczyna poważnie chorować 4. Matka ma depresję 5. ...........
Oczywiście nie wszystko na raz, wystarczą dwie sytuacje.
Widocznie brak mi zaufania do Boga i jestem małej wiary, ale sorry, nie pragnę dziecka w tej sytuacji i gdy się pojawi nie będę traktować go jako prezentu.
Dlatego, żeby uniknąć stresu zawieszamy współżycie, aż sytuacja się zmieni. W mniej hardcorowych sytuacjach NPR.
Może inni mają inaczej, ich prawo.
Mi potrzeba minimum komfortu psychicznego, żeby normalnie funkcjonować. Potrzebuję stabilizacji, porządku, nie umiem funkcjonować w chaosie. Być może będę za to odpowiadać przed Bogiem, trudno. Jestem wielkoduszna na tyle, na ile mogę.
Wszyscy będziemy odpowiadać przed Bogiem. Na tym właśnie polega odpowiedzialne rodzicielstwo - że odpowiem przed Bogiem za decyzje w tym temacie.
Nie przed koleżankami z pracy, rodziną bliższą i dalszą itp. Przed Bogiem.
Trzeba sluchac wlasnego serca i rozumu
No ja tam jednak wolę najpierw słuchać Pana Boga. I serce, i rozum bez światła Ducha Świętego mogą nas zaprowadzić na manowce. Sprawdzałam, manowce niezbyt mi służą...
@mama_asia opisałaś dokładnie moją sytuację przed wyjazdem do Szwajcarii, tylko depresję miał mój mąż a nie ja. Ja byłam w ciąży z czwartą córką. Nikt nie był chory za to rodzina najbliższa była o 150 km od nas. Potraktowałam tę ciążę jako mobilizację do działania. Męża wysłałam za granicę, znalazłam mu pracę przez Internet w Belgii. Potem przeniosłam się do innego wynajętego mieszkania o wielkości 36 m2. Zostałam sama z trójką dzieci w tym dwoje było malutkich bo trzy i dwuletnie. Jeszcze długi mieliśmy wszędzie gdzie się dało. Stanęliśmy na nogi. A teraz wracamy. Sytuacja finansowa bywa bardzo zmienna. Mogłam usiąść i płakać i poddać się depresji.
To Bog dal nam i serce i rozum. Te pragnienia ktore pochodza z serca sa od Boga. Bog jest miloscia. Nie kazdy jest osoba wierzaca wiec kowalka moze sluchac Boga, a wszyscy - niezaleznie od tego w co wierza moga nazwac to sercem i rozumem. Zreszta KK pieknie i krotko sie wypowiedzial na temat rodzicelstwa, ze trzeba sie kierowac roztropnoscia i wielkodusznoscia.
W teorii generalnie to jesteśmy bardzo dobre. Z praktyką dużo ciężej, ale próbujemy co rusz od nowa, z Bożą pomocą.
Inaczej - wiedząc, w ilu rzeczach zawalamy (plus to, co zawalamy, a o tym nie wiemy), to tylko drzewo i sznurek odpowiedni do wagi. Bo po ludzku, to często jesteśmy w kolejnych sytuacjach nie-do-przejścia. A potem - przechodzimy.
Żyjemy, żeby Chwała Boża mogła się objawiać już tu, na ziemi.
Mam 6 dzieci, ostatnimi czasy jest mi zwyczajnie ciężko. I co, i żyjemy - teraz "jak się da", a nie - jak byśmy bardzo chcieli. Taki czas pewnie też nadejdzie. A teraz - jest co, jest. I dziękujemy Bogu za to.
Jeśli komuś jest łatwo i z drużyną dzieci, i z prowadzeniem domu, pracy i całej reszty świata - bardzo się cieszę. Mnie kiedyś było tak, a potem się skończyło . I może wróci, a może nie. Jak tam Pan Bóg uważa - co będzie lepsze dla mnie.
Mi potrzeba minimum komfortu psychicznego żeby normalnie funkcjonować. Potrzebuję stabilizacji, porządku, nie umiem funkcjonować w chaosie. Być może będę za to odpowiadać przed Bogiem, trudno. Jestem wielkoduszna na tyle, na ile mogę.
____________________________________
Ale przecież to nie grzech żeby Bóg miał nas z powyższych potrzeb rozliczać na sądzie ostatecznym To zwykle fizjologiczne potrzeby Niezależne od liczby dzieci. Są tacy których chaos nakręca a są tacy których osłabia Jedni muszą stale gadać inni potrafią cały dzień się nie odezwać do nikogo
Wpędzanie się w poczucie winy powinno być grzechem
@mama-asia ale ja nie rozliczam nikogo że nie decyduje się na więcej dzieci. To jest sprawa każdego małżeństwa z osobna. I dziwi mnie chęć tłumaczenia tego innym. Myślę że Bóg zna nasze serce i wie o nas wszystko. Jeżeli mnie coś śmieszy czy denerwuje to tłumaczenie się z tego. Jeśli bym nie mogła mieć więcej dzieci to bym po prostu wiedziała i nikomu nic do tego. Wielodzietność to nie wyścigi ani inna rywalizacja. To jest stan liczbowy dzieci. Nie wiesz też co byś zrobiła w takiej sytuacji. Mnie też łatwo nie było. Ale do tej pory to że się wtedy nie poddałam, tylko zebrałam wszystko do kupy z Bożą pomocą daje mi siłę.
Mi chodzi tylko o podkreślenie różnicy między ludźmi. I nie tłumaczę się, i nie oczekuję poparcia, bo tego nie potrzebuję.
wkurza mnie tylko, że ktoś widzi matkę z dwójką dzieci i myśli - ale wygodnicka, ale egoistyczna, cóż taki dzisiejszy świat, ludzie pędzą za wygodą itd.
Ktoś widzi matkę z dwójką dzieci i myśli - ale wygodnicka, ale egoistyczna, cóż taki dzisiejszy świat, ludzie pędzą za wygodą itd.
Asia, ale kto myśli?
Zwykle inne matki mają do 2 max., więc raczej tak nie myślą.
Natomiast dość często matki 1-2 dzieci w spotkaniu (takim "znienacka", w parku czy w sklepie) w z matkami 4+, które nie narzekają "w pierwszych słowach mego listu" - tłumaczą się, dlaczego mają tyle, albo mówią, że mają tyle, bo np. już nie chcą więcej pieluch/ praca/ bo to nie dla nich itp.
Ludzie są różni, różne są historie, jasne. Ja tam nie dociekam, kto, co i dlaczego. Jak potrzeba, to się dzielę swoim doświadczeniem i tyle.
Tylko dlaczego większe rodziny są tak szeroko komentowane, jak jeszcze z 2 pokolenia temu były dość powszechne.
A że ludzie pędzą za wygodą, to jest dość oczywiste - i wynika z naszej ludzkiej kondycji po grzechu pierworodnym. Czy w kwestii dzieci czy w każdej innej.
Jak to usłyszałam ostatnio: "Lenistwo jest najprostszym grzechem, bo nie trzeba nic robić, żeby zgrzeszyć".
Wiesz co jest tyle sytuacji różnych że nigdy nie wiesz dlaczego ktos ma tylko jedno czy dwoje dzieci. Kto w ten sposób myśli? Ja widzę raczej odwrotną tendencję: że jaka nieodpowiedzialna matka bo ma szóstkę, jak ona je wykształci? Nie umie się zabezpieczać? To jest wśród katolików z mojego otoczenia. I widzę jeszcze taką sytuację dośc często że małżeństwa z dwójką, które chcą się z nami zaprzyjaźnić często mi się tłumaczą czemu mają tylko dwoje. Wysłuchuję. Ale czasem ciężko słuchać mi tych tłumaczeń.
Komentarz
Ale jeśli nie ogarniasz tematu przy dajmy na to czwórce (myślę tu o różnego rodzaju problemach, które na chwilę obecną nie są rozwiązane) to chyba nie będziesz powoływać na ten świat kolejnego.
Dlaczego np gdy ktoś widzi prezesa korporacji to nie mówi "ale ma pan dużo pracy"
Tylko zazwyczaj "gratuluję sukcesu"?
Matka też może sukcesywnie prowadzić dom
Różnimy się,każdy ma inną sytuację, tak jak napisała to Apolonia, każdy ma inną drogę do zbawienia.
Nie ma jednego szablonu dla wszystkich.
Ja jestem z opcji roztropnej wielkoduszności.
W wątku o zaczepkach ktoś kiedyś napisał, że po przeczytaniu boi się odezwać do ludzi na ulicy, bo nie wiadomo, co kogo urazi.
Dużo pracy? No dużo. Jak ktoś ogarnia bez problemu, to tym lepiej przecież. Co jest złego w pracy?
Im też :-)
Nor?? A jak nor zawiedzie i jak kolejne się trafi to co???
Załamka?? Czy do adopcji oddać???
Poza tym moim zdanie kwestia ogarniania dzieci czy ogólnie życia to zmienna... Bo to zależy od tego jakie są aktualnie dzieci, jak się zachowują i od sytuacji życiowej...
Ja jak mieliśmy 3 troje to żyliśmy z babcią chorą na alzheimera za 2400 zł miesięcznie. Najstarsza miała napady szału codziennie i w ogóle do doopy. Prócz jednego. Mieliśmy wiarę, nadzieję i miłość. I gdybym wtedy nie chciała kolejnych dzieci bo nie wyrabiam to by nie było Lili, Rozalii Józefa i Jasia. Córka wyszła z takich zachowań i jest cudowna. Mąż zarabia kilka razy wiecej i jest dobrze. ...
Moim zdaniem trzeba patrzeć na siebie. Nie porównywać się. Nie doradzać. Nie generalizować!! I tyle...
I mieć zawszę wiarę, nadzieję i miłość!!
To moje zdanie i wychodzę stąd....
Adios
1. Mąż traci pracę
2. Mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, z którego właśnie kazano nam się wynosić,
3. Ktoś w rodzinie zaczyna poważnie chorować
4. Matka ma depresję
5. ...........
Oczywiście nie wszystko na raz, wystarczą dwie sytuacje.
Widocznie brak mi zaufania do Boga i jestem małej wiary, ale sorry, nie pragnę dziecka w tej sytuacji i gdy się pojawi nie będę traktować go jako prezentu.
Dlatego, żeby uniknąć stresu zawieszamy współżycie, aż sytuacja się zmieni.
W mniej hardcorowych sytuacjach NPR.
Może inni mają inaczej, ich prawo.
Mi potrzeba minimum komfortu psychicznego, żeby normalnie funkcjonować. Potrzebuję stabilizacji, porządku, nie umiem funkcjonować w chaosie.
Być może będę za to odpowiadać przed Bogiem, trudno.
Jestem wielkoduszna na tyle, na ile mogę.
I mam gdzieś, co inni o tym pomyślą.
Na tym właśnie polega odpowiedzialne rodzicielstwo - że odpowiem przed Bogiem za decyzje w tym temacie.
Nie przed koleżankami z pracy, rodziną bliższą i dalszą itp.
Przed Bogiem.
Trzeba sluchac wlasnego serca i rozumu
No ja tam jednak wolę najpierw słuchać Pana Boga.
I serce, i rozum bez światła Ducha Świętego mogą nas zaprowadzić na manowce.
Sprawdzałam, manowce niezbyt mi służą...
trudno to zrozumieć?
Każdy ma prawo postąpić inaczej, tak jak uważa za słuszne.
To chyba różnica.
W teorii generalnie to jesteśmy bardzo dobre.
Z praktyką dużo ciężej, ale próbujemy co rusz od nowa, z Bożą pomocą.
Inaczej - wiedząc, w ilu rzeczach zawalamy (plus to, co zawalamy, a o tym nie wiemy), to tylko drzewo i sznurek odpowiedni do wagi.
Bo po ludzku, to często jesteśmy w kolejnych sytuacjach nie-do-przejścia.
A potem - przechodzimy.
Żyjemy, żeby Chwała Boża mogła się objawiać już tu, na ziemi.
Mam 6 dzieci, ostatnimi czasy jest mi zwyczajnie ciężko. I co, i żyjemy - teraz "jak się da", a nie - jak byśmy bardzo chcieli. Taki czas pewnie też nadejdzie. A teraz - jest co, jest. I dziękujemy Bogu za to.
Jeśli komuś jest łatwo i z drużyną dzieci, i z prowadzeniem domu, pracy i całej reszty świata - bardzo się cieszę.
Mnie kiedyś było tak, a potem się skończyło .
I może wróci, a może nie.
Jak tam Pan Bóg uważa - co będzie lepsze dla mnie.
Mi potrzeba minimum komfortu psychicznego żeby normalnie funkcjonować. Potrzebuję stabilizacji, porządku, nie umiem funkcjonować w chaosie.
Być może będę za to odpowiadać przed Bogiem, trudno.
Jestem wielkoduszna na tyle, na ile mogę.
____________________________________
Ale przecież to nie grzech żeby Bóg miał nas z powyższych potrzeb rozliczać na sądzie ostatecznym
To zwykle fizjologiczne potrzeby
Niezależne od liczby dzieci.
Są tacy których chaos nakręca a są tacy których osłabia
Jedni muszą stale gadać inni potrafią cały dzień się nie odezwać do nikogo
Wpędzanie się w poczucie winy powinno być grzechem
Wielodzietność to nie wyścigi ani inna rywalizacja. To jest stan liczbowy dzieci.
Nie wiesz też co byś zrobiła w takiej sytuacji. Mnie też łatwo nie było. Ale do tej pory to że się wtedy nie poddałam, tylko zebrałam wszystko do kupy z Bożą pomocą daje mi siłę.
I nie tłumaczę się, i nie oczekuję poparcia, bo tego nie potrzebuję.
wkurza mnie tylko, że ktoś widzi matkę z dwójką dzieci i myśli - ale wygodnicka, ale egoistyczna, cóż taki dzisiejszy świat, ludzie pędzą za wygodą itd.
Asia, ale kto myśli?
Zwykle inne matki mają do 2 max., więc raczej tak nie myślą.
Natomiast dość często matki 1-2 dzieci w spotkaniu (takim "znienacka", w parku czy w sklepie) w z matkami 4+, które nie narzekają "w pierwszych słowach mego listu" - tłumaczą się, dlaczego mają tyle, albo mówią, że mają tyle, bo np. już nie chcą więcej pieluch/ praca/ bo to nie dla nich itp.
Ludzie są różni, różne są historie, jasne. Ja tam nie dociekam, kto, co i dlaczego. Jak potrzeba, to się dzielę swoim doświadczeniem i tyle.
Tylko dlaczego większe rodziny są tak szeroko komentowane, jak jeszcze z 2 pokolenia temu były dość powszechne.
A że ludzie pędzą za wygodą, to jest dość oczywiste - i wynika z naszej ludzkiej kondycji po grzechu pierworodnym. Czy w kwestii dzieci czy w każdej innej.
Jak to usłyszałam ostatnio: "Lenistwo jest najprostszym grzechem, bo nie trzeba nic robić, żeby zgrzeszyć".
To jest wśród katolików z mojego otoczenia. I widzę jeszcze taką sytuację dośc często że małżeństwa z dwójką, które chcą się z nami zaprzyjaźnić często mi się tłumaczą czemu mają tylko dwoje. Wysłuchuję. Ale czasem ciężko słuchać mi tych tłumaczeń.