U nas dzieci "wspólnotowe" wchodzą do wspólnoty jak rodzice widzą, że dojrzeli do tego. Nasz dwunastolatek obecny nie dojrzał zdecydowanie a już nogami przebiera, żeby mieć "swoją" wspólnotę. Nie wyobrażam sobie wepchnąć tam kogoś na siłę tylko dlatego, że ma odpowiedni wiek. No sorry.
U nas też dużo młodych spoza wspólnot wchodzi do wspólnoty po konwiwencji dla dzieci, jaką robimy w każde wakacje: jadą na konwiwencję z ciocią/kuzynką/babcią, zaprzyjaźniają się z młodzieżą wspólnotową i potem już sami pytają, jak wejść do takiej wspólnoty i przychodzą na katechezy. Te wyjazdy są pomyślane jako formacja dla naszych własnych dzieci, nie żeby kogoś werbować czy nawet zachęcać. Ale czasem ktoś zabiera jakąś siostrzenicę albo wnuka i oni nagle widzą, że tu jest im po prostu dobrze.
W Gdańsku robili daaawno twemu, jak jeszcze żyła Jagoda. Ona była jedną z pierwszych, której się chciało. Potem podchwycili kapucyni i robili z Wrocławiem a my podchwyciliśmy od nich i robimy u nas. I ciągle ktoś chce do nas dołączyć Zaczynaliśmy w 40 osób a w tym roku byliśmy w 120 i to tylko dlatego, że więcej miejsc w ośrodku po prostu nie było Warunkiem jest ktoś, kto ogarnie całość i ma pomysł. A jak jeszcze potrafi układać teksty piosenek, to macie wygrane My właśnie nagrywamy płytę z piosenkami z naszych konwiwencji dziecięcych. Taką wiesz, profeska. Dzieci pierwszy raz w studio nagraniowym będą, przeżywają jak niewiemco
"Robili dawno temu" to znaczy oni byli pierwsi. Teraz pewnie robią to dzieci, które wtedy jeździły a teraz są dorosłe i mają swoje dzieci. Muszę kuzyna spytać, on po AWF-ie, szkoda, żeby sie marnował talent
Ja weszłam do neo jak miałam 16. Nie miałam tam wcześniej nikogo, oprócz jednej koleżanki która mnie zaprosiła na katechezy. Sporo nas młodych było. Fajnie teraz się patrzy na tych co rozeznawali powołanie i teraz je realizują. Piękne. Niektóre dzieciaki były z rodzin „neonskich” ale nie wszystkie. Mi tam było dobrze od początku. Czuje ze to moje miejsce.
A wcześniej chodziłam sobie jako młodsza nastolatka do RUchu Rodzin Nazaretanskich w Parafii. Było tam kilku fajnych, starszych chłopaków Ale same spotkania tez bardzo lubiłam. Do Oazy nie należałam nigdy ale przyjaźniłam się z ludźmi stamtąd i miałam pierwszego własnego spowiednika z Oazy właśnie. Piękny czas.
Neoni zdominowali wątek, a przecież jest jeszcze propozycja dla młodzieży tradycjonalistycznej: Krucjata Eucharystyczna Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X w Polsce
No inna rzeczywistosc. Bylam we wspolnocie w gdyni potem wiele lat w gdansku , teraz znow w gdyni. A Jagoda byla swiadkiem na naszym ślubie. Niestety krotko potem okazalo sie ze ma przerzuty na wezlach chlonnych. Nie doczekala narodzin pierworodnego. Po jej smierci te wakacyjne wyjazdy umarly smiercia naturalna. Teraz od dwoch czy trzech lat ktos zupelnie inny robi cos podobnego tylko dla mlodszych. Tyle ze chetnych duzo a miejsc malo.
W kazdym razie odpowiadajac na pytanie zasdane przez autora watku, uwazam ze dla mlodziezy najlepsze jest harcerstwo. To tez jakby nie patrzec wspolnota. Dla starszej młodzieży DN jak najbardziej. Moje dzieci weszluy na droge za wcześnie jako trzynastolatki i uwazam to za nieporozumienie. No ale jak ojciec zadecydowal a one chcialy.. Jednemu juz sie odechcialo, gorzej ze na przygotowania do bierzmowania tez mu sie nie chce...
Maćku, ty tak na serio z piusowcami.????? Jakiem neonka z ponadwudziestoletnim stażem niedawno odkrylam msze trydencką i ja pokochalam calym sercem, ale sam kiedys pisałeś ze bractwo sw piusa jest nieregularne kanonicznie. W trojmiescie i okolicach sa coniedzielne msze lacinskie w kilku parafiach. Jest tez duszpasterstwo tradycji katolickiej, ale nie wiem co ono dziala. W ogole wymysly wspolnotowe to jakies takie sa tfu posoborowe.
A dlaczego szukasz wspolnoty dla nastolatkow? Czy po to by mialy grupe rowiesnicza o podobnych wartosciach , czy po to by dojrzewaly w wierze? Na drodze zazwyczaj dobrze sie odnajduja osoby ktore byly oddalone od kosciola. Jezeli maja mocny kregoslup, silna w wierze rodzine bedzie im trudniej.
Zastanawiam się, gdzie najłatwiej można znaleźć przyjaciół. Wydaje mi się, że najbardziej integruje Oaza. Jest tam dużo okazji, aby poznać się i fajnie spędzić czas.
Jestem byla ozazowiczka. Z grupy ktora bylam 25 lat temu w kosciele nie ostal sie prawie nikt. Poza tym ok. Obserwuje za to dorosle osoby z kregu harcerskiego w ktorym sa moje dzieci ( maly krag istnieje od okolo 30 lat) q. Duzo z tych osob ma rodziny wielodzietne, sa w kosciele, czasami w roznych wspolnotach.
@Cart&Pud super te wyjazdy dla dzieci wspólnotowych! U nas czegos takiego nie ma, a szkoda. Jak ja wchodziłam do wspólnoty to bylo większość starszych osób - dzieci lat 12-13 byly 3 sztuki, z czego jedna w ogóle sie ostala we wspólnocie i w ogóle w Kościele. Potem wiekowo kilka osób po 20 a potem sami starsi. Takze maly rozruch dla młodzieży, tym dzieciom sie u nas nudzilo. Moglyby byc wspólnoty dedykowane tylko dla młodych:) to wtedy ma jakiś sens, zwłaszcza kiedy jest w tym czasie potrzeba przebywania ze swoimi.
Apropo gdzie z młodymi. Dobrze jakby do danej wspólnoty nie musiały jeździć niewiadomo jak długo - my mamy wspólnotę nasza do której jedziemy 40 minut. No jest to kawal czasu w te i we wte. Dobrze jest gdzies u siebie cos znalezc i nie musiec jeździć.
W szoku jestem, jak piszecie, że ludzie byli we wspólnotach i już nie są w Kościele. Dzięki mojej wspólnocie (odnowa) wróciłam do Kościoła... Na przestrzeni lat 5 dziewczyn od nas poszło do różnych zakonów, zawiązało się dużo małżeństw (tak, są w Kościele. Nawet jeśli już niekoniecznie w naszej wspólnocie).
Dużo zależy od tego, kto jest w grupie, od dojrzałości członków. Od formacji (czy jest na podstawie dokumentów KK, świętych, jakichś głębszych treści, czy też konferencje dobierane są ad hoc). A dobry kapłan, który chce się zaangażować, to już prawdziwy skarb.
Co do młodzieży - może warto zobaczyć, co się dzieje przy duszpasterstwie akademickim. Czasem studenci organizują coś dla młodzieży. Latem jest sporo ogólnopolskich spotkań młodzieży ((albo diecezjalnych - na własnym gruncie polecam spotkanie Taize w Grębocinie (maj) i Diecezjalne Dni Młodzieży w Hartowcu (lipiec)) - tam młodzi mogą spotkać rówieśników i dowiedzieć się czegoś o wspólnotach, w których ci się spotykają.
Nawet na rekolekcjach oazowych młodzież potrafi robić różne głupie rzeczy, no i co z tego? Bardzo różni ludzie trafiają do wspólnot. Najważniejsze, żeby dotarło do nich co Bóg ma im do zaoferowania. A co oni potem z tym zrobią to już ich wybór. Oaza daje bardzo dużo możliwości dla młodzieży bo ma masę różnych diakonii gdzie się młody człowiek może udzielać. Dla mnie najważniejsze były rekolekcje wakacyjne bo spotkania w parafiach to tylko w sumie przygotowanie do tego czasu.
Do niektórych wspólnot trafiają młodzi zagubieni, samotni, którzy szukają akceptacji, a nie Boga. Różnie się wtedy to kończy, ekstremalny przypadek- "mama małej Madzi" Najczęściej jednak są to fajne grupy młodzieży, które mają poukładane w głowach. Wspólnie się modlą i bawią. Jeśli czuwa nad tym rozsądny kapłan, to świetna opcja dla młodego katolika.
Ludzie różnie się wykolejają, a znając Kościół głęboko w jego ludzkim wymiarze trzebq bardzo dbać o ten Boży, bo inaczej ciężko. Przytomne nastolatki (nawet od 15stu) mogą się odnajdywać w w pewnych aspektach duszpasterstwa akademickiego. Ja tak miałem.
Ja odeszlam od Kościoła dzięki Odnowie właśnie. Wielu z moich ówczesnych przyjaciół też odeszło i obecnie są w rozmaitych zborach protestanckich. Uważam że dla młodzieży nie jest dobra formacja we wspólnotach. Łatwo takie osoby zmanipulować. Dla młodzieży dobra jest formacja przy parafii. Z księdzem, nie animatorami. Księżom się teraz nie chce formować dzieci i młodzieży a szkoda. Taka moja smutna obserwacja. Myśmy mieli przed Odnową bo jeszcze jej wcale nie było grupę apostolską, którą prowadził ksiądz. Wspolprowadzilismy Różaniec w pazdzierniku, majówki, Drogę Krzyżową, w Boże Ciało nosilismy feretrony, jeździliśmy na parafialne pielgrzymki z ministrantami i innymi wiernymi w parafii. Mieliśmy stałą spowiedź, wystawialismy jasełka, sprzatalismy groby przed Zaduszkami i palilismy znucze na zapomnianych i opuszczonych grobowcach. To jakby łączyło nas z parafią, dawało poczucie że przynalezymy do niej i do Kościoła. Dawało też solidną formację, nie było w tym indywidualistycznego podejścia, każdy służył w prostych sprawach, jak mu talenty pozwalały. Sześciu księży z tej grupy wyszło i kilka zakonnic. Myślę że dzięki tej formacji po latach wróciłam do Kościoła bo tam tylko czułam się jak w domu. W żadnej wspólnocie protestanckiej tak się nie poczułam.
A mi się zdaje, że dla dzieci i młodzieży, to najważniejsza formacja w rodzinie. W następnej kolejności - w parafii. Ale może to wynika z tego, że ja bardzo "niewspólnotowa" i kompletnie nie rozumiem ani neo, ani odnowy. Choć i tu i tu mam sporo dobrych znajomych. Do wspólnot jednak mnie nie ciągnie. I moich dzieci bym tam nie posłała. Na szczęście, one same się nie rwą.
Pytanie, co będzie jej wsparciem - czy wspólnota jakaś, czy grupa rówieśnicza "świecka".
W mojej parafii, "za moich czasów" nie było specjalnych możliwości, ale harcerstwo w szkole pozwoliło na mocne oparcie, na wiele lat. Na poziomie LO - chodziło się na Msze św. akademickie (dla młodzieży było wtedy mało, i jak były, to mocno odjechane - a "akademickie" ciągnęły w górę). Drogę "w kościele" znalazłam zdecydowanie po studiach - choć na studiach patrzyłam na DA to tu, to tam. Ale nikt się mną specjalnie nie zajął, a ja byłam do obcych raczej nieśmiała. Z tym, że studia, to dalej harcerstwo na poziomie instruktorskim (i po studiach też).
Nasi synowie mają sensowne grupy rówieśnicze w szkole, i są ministrantami w parafii - mamy świetnego Księdza "od ministrantów i Rodzin", który jest bardzo zaangażowany, przy tym bezpośredni i otwarty na ludzi. Bardzo sobie cenimy, że tak "się podziało" w parafii - oprócz formacji ministranckiej i wyjazdów, chłopaki mają np. co tydzień piłkę w swoim gronie itp. Rodziny w parafii mogą się integrować w ramach inicjatywy "Kawa u Plebana" (polecam, bo pomysł prosty: https://www.facebook.com/kawauplebana/ , www. kawauplebana.pl)
Harcerstwo na razie nie - nie mamy drużyny, do której chcielibyśmy ich posłać, a i 2/3 z możliwych harcerzy nie przejawia chęci takowych. Tak to jest, jak się generalnie ma w domu (i na wakacjach) "po harcersku". No i my jako rodzice (phm+phm) - mamy dość mocno określone, co byśmy chcieli, a czego nie, w tym harcerstwie. I wychodzi, że na razie sami zapewnimy stosowne rozrywki i umiejętności.
Jak będą chcieli, to trafią w swoim czasie do drużyn. Syn naszych przyjaciół "zajawił się" dopiero jako zaawansowany nastolatek (predyspozycje "wodzowskie" - w tym dobrym, skautowym znaczeniu, miał od małego, ale nie chciał. A potem "klik", i poszło).
Komentarz
za rok/dwa wybuduje się klub dla chłopaków w Józefowie - róg Polna/Świderska
Nie wyobrażam sobie wepchnąć tam kogoś na siłę tylko dlatego, że ma odpowiedni wiek. No sorry.
U nas też dużo młodych spoza wspólnot wchodzi do wspólnoty po konwiwencji dla dzieci, jaką robimy w każde wakacje: jadą na konwiwencję z ciocią/kuzynką/babcią, zaprzyjaźniają się z młodzieżą wspólnotową i potem już sami pytają, jak wejść do takiej wspólnoty i przychodzą na katechezy. Te wyjazdy są pomyślane jako formacja dla naszych własnych dzieci, nie żeby kogoś werbować czy nawet zachęcać. Ale czasem ktoś zabiera jakąś siostrzenicę albo wnuka i oni nagle widzą, że tu jest im po prostu dobrze.
Zaczynaliśmy w 40 osób a w tym roku byliśmy w 120 i to tylko dlatego, że więcej miejsc w ośrodku po prostu nie było
Warunkiem jest ktoś, kto ogarnie całość i ma pomysł. A jak jeszcze potrafi układać teksty piosenek, to macie wygrane
My właśnie nagrywamy płytę z piosenkami z naszych konwiwencji dziecięcych.
Taką wiesz, profeska. Dzieci pierwszy raz w studio nagraniowym będą, przeżywają jak niewiemco
Teraz pewnie robią to dzieci, które wtedy jeździły a teraz są dorosłe i mają swoje dzieci. Muszę kuzyna spytać, on po AWF-ie, szkoda, żeby sie marnował talent
Mi tam było dobrze od początku. Czuje ze to moje miejsce.
A wcześniej chodziłam sobie jako młodsza nastolatka do RUchu Rodzin Nazaretanskich w Parafii. Było tam kilku fajnych, starszych chłopaków Ale same spotkania tez bardzo lubiłam. Do Oazy nie należałam nigdy ale przyjaźniłam się z ludźmi stamtąd i miałam pierwszego własnego spowiednika z Oazy właśnie. Piękny czas.
https://krucjata.fsspx.pl/
Czy po to by mialy grupe rowiesnicza o podobnych wartosciach , czy po to by dojrzewaly w wierze? Na drodze zazwyczaj dobrze sie odnajduja osoby ktore byly oddalone od kosciola. Jezeli maja mocny kregoslup, silna w wierze rodzine bedzie im trudniej.
Ja tylko chciałam napisać, że młodzi przyjdą tam, gdzie coś się dzieje.
Bo sam mam nastolatków
Zastanawiam się, gdzie najłatwiej można znaleźć przyjaciół. Wydaje mi się, że najbardziej integruje Oaza. Jest tam dużo okazji, aby poznać się i fajnie spędzić czas.
Dużo zależy od tego, kto jest w grupie, od dojrzałości członków. Od formacji (czy jest na podstawie dokumentów KK, świętych, jakichś głębszych treści, czy też konferencje dobierane są ad hoc). A dobry kapłan, który chce się zaangażować, to już prawdziwy skarb.
Co do młodzieży - może warto zobaczyć, co się dzieje przy duszpasterstwie akademickim. Czasem studenci organizują coś dla młodzieży. Latem jest sporo ogólnopolskich spotkań młodzieży ((albo diecezjalnych - na własnym gruncie polecam spotkanie Taize w Grębocinie (maj) i Diecezjalne Dni Młodzieży w Hartowcu (lipiec)) - tam młodzi mogą spotkać rówieśników i dowiedzieć się czegoś o wspólnotach, w których ci się spotykają.
Oaza daje bardzo dużo możliwości dla młodzieży bo ma masę różnych diakonii gdzie się młody człowiek może udzielać. Dla mnie najważniejsze były rekolekcje wakacyjne bo spotkania w parafiach to tylko w sumie przygotowanie do tego czasu.
Najczęściej jednak są to fajne grupy młodzieży, które mają poukładane w głowach. Wspólnie się modlą i bawią. Jeśli czuwa nad tym rozsądny kapłan, to świetna opcja dla młodego katolika.
Przytomne nastolatki (nawet od 15stu) mogą się odnajdywać w w pewnych aspektach duszpasterstwa akademickiego. Ja tak miałem.
Pytanie, co będzie jej wsparciem - czy wspólnota jakaś, czy grupa rówieśnicza "świecka".
W mojej parafii, "za moich czasów" nie było specjalnych możliwości, ale harcerstwo w szkole pozwoliło na mocne oparcie, na wiele lat.
Na poziomie LO - chodziło się na Msze św. akademickie (dla młodzieży było wtedy mało, i jak były, to mocno odjechane - a "akademickie" ciągnęły w górę).
Drogę "w kościele" znalazłam zdecydowanie po studiach - choć na studiach patrzyłam na DA to tu, to tam. Ale nikt się mną specjalnie nie zajął, a ja byłam do obcych raczej nieśmiała.
Z tym, że studia, to dalej harcerstwo na poziomie instruktorskim (i po studiach też).
Nasi synowie mają sensowne grupy rówieśnicze w szkole, i są ministrantami w parafii - mamy świetnego Księdza "od ministrantów i Rodzin", który jest bardzo zaangażowany, przy tym bezpośredni i otwarty na ludzi. Bardzo sobie cenimy, że tak "się podziało" w parafii - oprócz formacji ministranckiej i wyjazdów, chłopaki mają np. co tydzień piłkę w swoim gronie itp. Rodziny w parafii mogą się integrować w ramach inicjatywy "Kawa u Plebana" (polecam, bo pomysł prosty: https://www.facebook.com/kawauplebana/ , www. kawauplebana.pl)
Harcerstwo na razie nie - nie mamy drużyny, do której chcielibyśmy ich posłać, a i 2/3 z możliwych harcerzy nie przejawia chęci takowych. Tak to jest, jak się generalnie ma w domu (i na wakacjach) "po harcersku". No i my jako rodzice (phm+phm) - mamy dość mocno określone, co byśmy chcieli, a czego nie, w tym harcerstwie. I wychodzi, że na razie sami zapewnimy stosowne rozrywki i umiejętności.
Jak będą chcieli, to trafią w swoim czasie do drużyn. Syn naszych przyjaciół "zajawił się" dopiero jako zaawansowany nastolatek (predyspozycje "wodzowskie" - w tym dobrym, skautowym znaczeniu, miał od małego, ale nie chciał. A potem "klik", i poszło).
k.