@Małgorzata to, ze obce wojska stacjonujące w PRL-Bis jeszcze nie strzelają wcale nie oznacza, że nie ma wojny. Nie można pisać o "niepodległości" gdy trza płacić grubą forsę okupantowi.
Dzieciaki na tym balu będą śpiewać , ale w tym roku z racji na 100lecie w repertuarze mają Boże coś Polskę - co już budzi niesmak u niektórych ," bo modlić to się trzeba w kościele" a na balu bawić .
Ja w ramach świętowania m.in. zabieram dzieci i męża i jedziemy na marsz do Warszawy .Flagę wywieszam ale to oczywiste , ale nie tylko w domu ale jeszcze w pracy jednej i w drugiej ( bawialnia dla dzieci w galerii handlowej) , zakupiłam też dla pracownic kotyliony , już widzę jak się będą pięknie prezentowały w tej naszej galerii. Zakupiłam jeszcze patriotyczne koszulki dla rodzinki. Będziemy je nosić z dumą
@Gregorius tak sobie czytam Twoje wpisy i myślę, że Ty musisz być bardzo nieszczęśliwy jesteś wierzący i wiesz , że prawdziwe szczęście i pokój ducha to dopiero w niebie ☺? Ja w chwilach trudnych myślę o mojej babci i jej Rodzinie, zesłanych na Syberię i o ich przeogromnym cierpieniu . . . . . Bogu dziękuję, że nie ma Wojny. Bo nie ma! Pozdrawiam
Przyłączam się do tych wszystkich, którzy mówią, że jest dobrze i którzy są wdzięczni. Nikt nie twierdzi, że jest idealnie, ale dobrego jest dużo. A kto uważa, że nie mamy wolności, niech pomyśli choćby o tym, że przecież mógł to swoje zdanie otwarcie i bez strachu wyrazić.
ja jestem z opcji wdzięcznej za to co jest, ale świadomej braków i niedoskonałości
wychowałam się słuchając opowieści wojennych od mojej niani (że tak nazwę) jej tato był zawodowym wojskowym, walczył pod Verdunem (jak mówiła) itd. potem II wojnę światową opowiadała z własnych doświadczeń
dziś wdzięczna jestem za pokój i dobrobyt jednak szkoda mi, że wiele dobrych rzeczy się marnuje ( zbyt dużo, żeby wymieniać) i nie do końca możemy o sobie samostanowić
Wiecie, a ja rozumiem trochę, o co chodzi @Gregorius 'owi.
Bardzo jestem wdzięczna za pokój, brak wojny, dobrostan, czystą wodę, jedzenie, prąd. Za w miarę dobre zdrowie. Za wszystkie proste rzeczy, które po prostu są: zdrowe ręce i nogi, itp.
Nie szukam teorii spiskowych, nie śledzę newsów, nie sprawdzam życia prywatnego polityków.
Ja tylko patrzę realistycznie: Europa, jaką znamy, umiera. Polska, jaką znamy, umiera. Takie są fakty, taka jest prosta matematyka demograficzna.
Minęliśmy już the point of no return. Już nie da się odwrócić tego trendu, nie ważne ile pińcetek państwa wymyślą i jak będą zachęcać obywateli do rozmnażania. Mleko zostało rozlane.
To nie chodzi o wpadanie w panikę, o czarnowidztwo, o życie w strachu i niewdzięczności.
Można czuć ogromną wdzięczność, za wszystko, co się ma, nawet niedziurawe skarpetki i nieprzypalony obiad, czyli niby totalne pierdoły. Za wolność podróżowania, za brak konfliktów zbrojnych w Europie.
A jednocześnie można, czując wdzięczność, widzieć też realistycznie, że różowo nie jest. Wręcz przeciwnie, jest pod wieloma względami bardzo kiepsko, tylko na razie mało osób widzi, że „król jest nagi”.
I ja też nigdy nie czułam żadnej więzi z naszym hymnem, nie czuję go, no serio. W sumie to ciekawa rzecz przeczytać, że jest takich osób więcej, myślałam, że jestem dziwolągiem.
Dla mnie ojczyzna ma wartość wtedy, gdy stoją za nią jakieś wartości, gdy broni ona czegoś dobrego. Patriotyzm typu „bo tu się urodziłem” jest mi obcy.
A już wierszyki typu „Polak mały” wywołują u mnie reakcję alergiczną, bo są antykatolickie, jak pisze @Gregorius . „A w co wierzysz? W Polskę wierzę” to dla mnie trochę kosmos. Ja wierzę w Boga i podział na narody jest wynikiem naszej ułomności, skutkiem wieży Babel. Czuję więź z każdym człowiekiem, nie tylko z Polakami. Ale może jestem dziwna.
No i na szczęście nadal w Polsce broni się wielu wartości i to jest powód do dumy i radości.
Ale to nie przeszkadza patrzeć trzeźwo na wiele innych aspektów.
Niemniej można znaleźć powody do radości i świętowania, nasi dziadkowie i pradziadkowie walczyli o wolność i mimo wszystko żyjemy w dość dużej swobodzie, ja za to wszystko jestem wdzięczna. Ale widzę też, że to wszystko zmierza niestety w mało ciekawą stronę.
@Elunia a no to jak to widzę podobnie, tzn. ja w ogóle na co dzień nie biadolę i nie uprawiam czarnowidztwa i staram się żyć radośnie, ja tylko widzę też drugą stronę medalu.
Ale jak mi obcokrajowcy mówią coś pozytywnego o Polsce to przecież nie zaczynam całej litanii lamentów i narzekań, co by ich uświadomić
Tutaj pozwoliłam sobie na taką szerszą refleksję, ale może to faktycznie nie na miejscu w tym wątku, jeśli założycielka wątku albo ktoś inny czuje się dotknięty, to mogę nawet wpis usunąć, jeszcze jest na to czas.
@pustynny_wiatr ale wiesz, ja też wiem o co chodzi z tym trzeźwym spojrzeniem ale nie wiadomo czy .''mleko się rozlało', kto z nas może wiedzieć na pewno! ! co się z nami i Polską podzieje za 20 czy 50 lat. To wie tylko Pan Bóg, a my możemy się modlić o ''miłe niespodzianki ''
@manatta zgadzam się całkowicie, że wszystko i tak w rękach Boga i może dużo dobrego się wydarzyć, ale demografii nie oszukasz. Będą zmiany i warto być na nie przygotowanym... a to co może każdy z nas zrobić to insza inszość, tzw. praca u podstaw i dobre wychowanie naszych dzieci to podstawa, bo to rdzeń narodu.
Jeśli ten rdzeń będzie silny i oparty na wartościach, wówczas napływ ludności np. z Azji nie powinien zaszkodzić, bo wobec silnej kultury lokalnej po prostu się dostosują do zastanych standardów (tylko wtedy ta kultura musi być naprawdę silna i naprawdę oparta na solidnych fundamentach – a czy tak naprawdę jest?).
Warto sobie takie pytania zadawać, jaki kraj budujemy, na ile będzie on gotowy, by przyjąć świeżą krew i ją zasymilować bezboleśnie, wchłonąć napływającą ludność. Wtedy taki napływ ludności może być super dla kraju.
Gorzej jak kraj sam się chwieje, wtedy napływowi moga łatwo narzucić swoje normy.
Nie wiem, czy dobrze to tłumaczę.
Niemniej zgadzam się, że należy żyć radośnie, z wdzięcznością, modlić się o najlepsze rozwiązania i działać na własnym poletku.
@Elunia nie chciałam, żeby wyglądało, że mam postawę odstraszającą (no chyba że to nie do mnie było).
Tylko wydaje mi się, że każda radość, każdy jubileusz, musi się wiązać też z jakąś refleksją, z zastanowieniem się, czy nie zaprzepaszczamy tego daru, jaki nam wywalczyli przodkowie. Co czeka nasze dzieci? Jaka będzie Polska za 20 albo 50 lat? Co można zrobić, żeby zachować to, co mamy teraz dobrego? Jaka jest realnie ta nasza demokracja?
Nie mówię przecież, żeby dokładnie 11 listopada siąść z rodziną wokół stołu i spisywać na kartce wszystkie zagrożenia
Jak świętujemy, to świętujemy. Ale gdzieś wokół tych radosnych obchodów nie może zabraknąć głębszej refleksji, tak mi się wydaje. Inaczej ta radość taka trochę bezmyślna może być?
Ale może przesadzam, i może to tylko kwestia internetowego przekazu, może na żywo bysmy się zgodziły.
Dziś byłam na pięknej uroczystości 130-lecie szkoły.
130 lat szkoła działa, czyli od 1888 roku. Były dwie wojny, jak wiadomo, wichry zimy, walec historii.
Szkoła jest. Naród jest. Hymn ze wzruszeniem śpiewa. Dziesięciolatki śpiewają równo Marsz Polonia. Młodzież tańczy poloneza do muzyki z Kilara z "Pana Tadeusza". Maluchy krakowiaka.
Ja jestem z tej tradycji dumna.
Aaa...
I recytacja fragmentów III części "Dziadów" była. Ten moment, gdy w celi opowiadają sobie osadzeni scenę wywózki młodzieży na Sybir.
Naprawdę nie rozumiem, ze niektórzy nie czują różnicy między tym, co kiedyś było, a co jest dziś.
@Ula coooo? ?? Wstrętne babsko!!!!!!! moja Rodzina i tak pojedzie i będziemy maszerować. Jak ona może , tyle osób z daleka np. moja mama, koleżanka siostry z mężem ze Świnoujścia. ... Jak nazwać tą babę do czego ona chce doprowadzić
Myślę, że odwoływanie Hanny nic nie da. My staramy się wpoić dzieciom miłość do Ojczyzny, bo sami kochamy Polskę. Dbamy o środowisko, staramy się kupować polskie produkty, uczymy dzieci wszystkich zwrotek hymnu i pieśni patriotycznych, zawsze wywieszamy flagę. Chciałabym w niedzielę naprawdę poświętować, ale niestety mąż pracuje, więc jesteśmy nieco ograniczeni
@Berenika ja też uważam, że takie tradycje są piękne i że należy zawsze uczyć dzieci o ich korzeniach, nawet jak się mieszka na Księżycu, Grenlandii czy w innym Honolulu.
Korzenie są ważne, pamięć o historii (także w mikroskali, o historii rodu, rodziny) jest ważna, ale trzeba też patrzeć w przyszłość i trochę przewidywać – bez siania paniki, bez lamentu, po prostu realistycznie.
Ja chyba mie umiem tego przekazać, nie jest moim celem marudzenie ani rozsiewanie ponurych wizji
@Małgorzata ja też pamiętam czasy sowieckich baz. Tylko oni też specjalnie do nas nie strzelali. Zamieniliśmy jednego okupanta na innego. Tyle, tylko tyle.
@pustynny_wiatr, z jedną rzeczą się nie zgodzę - nie minęliśmy point of no return. Polaków jest nadal wielka liczba, ludzie chcą mieć dzieci. Widzę np. po naszej rodzince, kiedy trochę ponad 8lat temu urodził się nasz młodszy synek, z trójką dzieci wywoływaliśmy pewne poruszenie. Zresztą bardzo miłe. Naprawdę zbieraliśmy mnóstwo miłych słów za trzecie dziecko. A po tych ośmiu latach? Taka rodzina nikogo już nie dziwi, jest czymś dużo częściej niż kiedyś spotykanym. W tym wypadku tylko się cieszyć z odpływu komplementów
Jestem przekonana, że współczynnik dzietności będzie powoli a stale rósł.
Druga sprawa - obecna młodzież jest bardzo prorodzinna. Ja mam 42 lata i moje rówieśniczki bardzo się dziwiły, gdy mówiłam, że chcę mieć 4- 5 dzieci, to było w czasie studiów. Mało komu się to podobało, mało kto w ogóle znał takie rodziny w młodszych pokoleniach. Teraz dla młodych dziewczyn dziecko nie równa się koniec marzeń, ambicji, zabawy. Raczej dziecko równa się odkrywanie czegoś nowego i ciekawego, przygoda życia. Jednego bardzo mi tu brak - w tej nowej, pięknej postawie jest za mało motywacji religijnej.
ja też pamiętam czasy sowieckich baz wakacje spędzałam co roku w Legnicy spotykając na każdym kroku wojskowych Rosjan i ich rodziny jako, że mieszkałam bezpośrednio przy trasie Moskwa-Berlin to pamiętam czołgi w stanie wojennym i żołnierzy, którym nosiliśmy jedzenie i picie ( jak komuś się zepsuł samochód, a mrozy były straszne, to go zostawiali na pastwę losu) pamiętam jak składało się podanie o paszport i nie zawsze go dostało
jestem wdzięczna, że teraz jest inaczej naprawdę często o tym myślę, nie tylko z okazji rocznicy również tematy martyrologiczne i wojenne to moje "ulubione"
ale z drugiej strony cierpienia i śmierć tylu Polaków, z tylu pokoleń poświęcenie swego jedynego, bezcennego, niepowtarzalnego życia... naprawdę szkoda, ze po pełnym nadziei XX-leciu nie możemy zrzucić obcego jarzma...
@Malena to jest trochę tzw. wishful thinking. Opierasz swoje zdanie na obserwacji najbliższego otoczenia. Edit: i ja to rozumiem, bo też patrząc po otoczeniu widzę poprawę, ale to za mało.
Ja się odwołuję do twardych liczb, nie do tego, co widzę wśród znajomych czy rodziny.
Zastępowalność pokoleń wymaga współczynnika dzietności na poziomie minimum 2,10-2,15.
Polska ma obecnie współczynnik dzietności na poziomie 1,45. Tzn. że wymieramy, czy tego chcemy, czy nie.
Point of no return oznacza, że nie da się odbić bez napływu ludności z zewnątrz i to właśnie ma miejsce.
nie znalazłam nic po polsku, więc wklejam po angielsku:
„A society needs a total fertility rate – that is, the average number of children born to each woman – of 2.1 just to maintain its population without immigration. Some European countries like France (2.03) and the UK (1.98) are in reasonably good shape, but they are the exception. The total fertility rate in Greece is 1.43, in Germany 1.36, in Spain 1.36, in Portugal 1.30, and in Poland 1.30. Much of southern and central Europe hovers near the so-called “lowest-low” rate of 1.3 in which the population is naturally being cut in half every 45 years.”
W tekście piszą o 1,3, w międzyczasie podskoczyło do 1,45, ale to nadal za mało.
No i nawet jak w którymś momencie, np. za 10 lat, skoczy do tego niezbędnego minimum, to nie cofnie tego, że się przez ileś tam lat rodziło za mało ludzi.
Nie da się tego obejść bez imigracji, tak jak to tłumaczy tekst, no nie da się.
I ja o tym piszę, jaki mamy plan na asymilację ludzi, którzy będą musieli napłynąć?
Przy obecnej stopie dzietności Polaków za pół wieku będzie połowa mniej. Takie są fakty.
Nie Polka zakazuje prawdziwym Polakom.świętowania Niepodległości Polski To mnie zmotywowala żeby iść na marsz z synem bo się wahałam. I co na rozkaz Żydowki będą strzelać do tysięcy Polakow? Jak Żydzi nienawidza Polaków...
Komentarz
O taki mniej więcej jak w zeszłym roku.
https://www.facebook.com/StowarzyszenieKorzkiew/videos/1437051293030843/
Dzieciaki na tym balu będą śpiewać , ale w tym roku z racji na 100lecie w repertuarze mają Boże coś Polskę - co już budzi niesmak u niektórych ," bo modlić to się trzeba w kościele" a na balu bawić .
Zakupiłam jeszcze patriotyczne koszulki dla rodzinki. Będziemy je nosić z dumą
Ja w chwilach trudnych myślę o mojej babci i jej Rodzinie, zesłanych na Syberię i o ich przeogromnym cierpieniu . . . . . Bogu dziękuję, że nie ma Wojny. Bo nie ma!
Pozdrawiam
wychowałam się słuchając opowieści wojennych od mojej niani (że tak nazwę)
jej tato był zawodowym wojskowym, walczył pod Verdunem (jak mówiła) itd.
potem II wojnę światową opowiadała z własnych doświadczeń
dziś wdzięczna jestem za pokój i dobrobyt
jednak szkoda mi, że wiele dobrych rzeczy się marnuje ( zbyt dużo, żeby wymieniać)
i nie do końca możemy o sobie samostanowić
Bardzo jestem wdzięczna za pokój, brak wojny, dobrostan, czystą wodę, jedzenie, prąd. Za w miarę dobre zdrowie. Za wszystkie proste rzeczy, które po prostu są: zdrowe ręce i nogi, itp.
Nie szukam teorii spiskowych, nie śledzę newsów, nie sprawdzam życia prywatnego polityków.
Ja tylko patrzę realistycznie: Europa, jaką znamy, umiera. Polska, jaką znamy, umiera. Takie są fakty, taka jest prosta matematyka demograficzna.
Minęliśmy już the point of no return. Już nie da się odwrócić tego trendu, nie ważne ile pińcetek państwa wymyślą i jak będą zachęcać obywateli do rozmnażania. Mleko zostało rozlane.
To nie chodzi o wpadanie w panikę, o czarnowidztwo, o życie w strachu i niewdzięczności.
Można czuć ogromną wdzięczność, za wszystko, co się ma, nawet niedziurawe skarpetki i nieprzypalony obiad, czyli niby totalne pierdoły. Za wolność podróżowania, za brak konfliktów zbrojnych w Europie.
A jednocześnie można, czując wdzięczność, widzieć też realistycznie, że różowo nie jest. Wręcz przeciwnie, jest pod wieloma względami bardzo kiepsko, tylko na razie mało osób widzi, że „król jest nagi”.
I ja też nigdy nie czułam żadnej więzi z naszym hymnem, nie czuję go, no serio. W sumie to ciekawa rzecz przeczytać, że jest takich osób więcej, myślałam, że jestem dziwolągiem.
Dla mnie ojczyzna ma wartość wtedy, gdy stoją za nią jakieś wartości, gdy broni ona czegoś dobrego. Patriotyzm typu „bo tu się urodziłem” jest mi obcy.
A już wierszyki typu „Polak mały” wywołują u mnie reakcję alergiczną, bo są antykatolickie, jak pisze @Gregorius . „A w co wierzysz? W Polskę wierzę” to dla mnie trochę kosmos. Ja wierzę w Boga i podział na narody jest wynikiem naszej ułomności, skutkiem wieży Babel. Czuję więź z każdym człowiekiem, nie tylko z Polakami. Ale może jestem dziwna.
No i na szczęście nadal w Polsce broni się wielu wartości i to jest powód do dumy i radości.
Ale to nie przeszkadza patrzeć trzeźwo na wiele innych aspektów.
Niemniej można znaleźć powody do radości i świętowania, nasi dziadkowie i pradziadkowie walczyli o wolność i mimo wszystko żyjemy w dość dużej swobodzie, ja za to wszystko jestem wdzięczna. Ale widzę też, że to wszystko zmierza niestety w mało ciekawą stronę.
Tak tylko chciałam wtrącić inny puntk widzenia.
Ale jak mi obcokrajowcy mówią coś pozytywnego o Polsce to przecież nie zaczynam całej litanii lamentów i narzekań, co by ich uświadomić
Tutaj pozwoliłam sobie na taką szerszą refleksję, ale może to faktycznie nie na miejscu w tym wątku, jeśli założycielka wątku albo ktoś inny czuje się dotknięty, to mogę nawet wpis usunąć, jeszcze jest na to czas.
Jeśli ten rdzeń będzie silny i oparty na wartościach, wówczas napływ ludności np. z Azji nie powinien zaszkodzić, bo wobec silnej kultury lokalnej po prostu się dostosują do zastanych standardów (tylko wtedy ta kultura musi być naprawdę silna i naprawdę oparta na solidnych fundamentach – a czy tak naprawdę jest?).
Warto sobie takie pytania zadawać, jaki kraj budujemy, na ile będzie on gotowy, by przyjąć świeżą krew i ją zasymilować bezboleśnie, wchłonąć napływającą ludność. Wtedy taki napływ ludności może być super dla kraju.
Gorzej jak kraj sam się chwieje, wtedy napływowi moga łatwo narzucić swoje normy.
Nie wiem, czy dobrze to tłumaczę.
Niemniej zgadzam się, że należy żyć radośnie, z wdzięcznością, modlić się o najlepsze rozwiązania i działać na własnym poletku.
Tylko wydaje mi się, że każda radość, każdy jubileusz, musi się wiązać też z jakąś refleksją, z zastanowieniem się, czy nie zaprzepaszczamy tego daru, jaki nam wywalczyli przodkowie. Co czeka nasze dzieci? Jaka będzie Polska za 20 albo 50 lat? Co można zrobić, żeby zachować to, co mamy teraz dobrego? Jaka jest realnie ta nasza demokracja?
Nie mówię przecież, żeby dokładnie 11 listopada siąść z rodziną wokół stołu i spisywać na kartce wszystkie zagrożenia
Jak świętujemy, to świętujemy. Ale gdzieś wokół tych radosnych obchodów nie może zabraknąć głębszej refleksji, tak mi się wydaje. Inaczej ta radość taka trochę bezmyślna może być?
Ale może przesadzam, i może to tylko kwestia internetowego przekazu, może na żywo bysmy się zgodziły.
Coraz częściej mnie ten internet frustruje
edit: literówka
130 lat szkoła działa, czyli od 1888 roku. Były dwie wojny, jak wiadomo, wichry zimy, walec historii.
Szkoła jest. Naród jest. Hymn ze wzruszeniem śpiewa. Dziesięciolatki śpiewają równo Marsz Polonia. Młodzież tańczy poloneza do muzyki z Kilara z "Pana Tadeusza". Maluchy krakowiaka.
Ja jestem z tej tradycji dumna.
Aaa...
I recytacja fragmentów III części "Dziadów" była. Ten moment, gdy w celi opowiadają sobie osadzeni scenę wywózki młodzieży na Sybir.
Naprawdę nie rozumiem, ze niektórzy nie czują różnicy między tym, co kiedyś było, a co jest dziś.
Jak nazwać tą babę do czego ona chce doprowadzić
Korzenie są ważne, pamięć o historii (także w mikroskali, o historii rodu, rodziny) jest ważna, ale trzeba też patrzeć w przyszłość i trochę przewidywać – bez siania paniki, bez lamentu, po prostu realistycznie.
Ja chyba mie umiem tego przekazać, nie jest moim celem marudzenie ani rozsiewanie ponurych wizji
wakacje spędzałam co roku w Legnicy spotykając na każdym kroku wojskowych Rosjan i ich rodziny
jako, że mieszkałam bezpośrednio przy trasie Moskwa-Berlin to pamiętam czołgi w stanie wojennym i żołnierzy, którym nosiliśmy jedzenie i picie ( jak komuś się zepsuł samochód, a mrozy były straszne, to go zostawiali na pastwę losu)
pamiętam jak składało się podanie o paszport i nie zawsze go dostało
jestem wdzięczna, że teraz jest inaczej
naprawdę często o tym myślę, nie tylko z okazji rocznicy
również tematy martyrologiczne i wojenne to moje "ulubione"
ale z drugiej strony cierpienia i śmierć tylu Polaków, z tylu pokoleń
poświęcenie swego jedynego, bezcennego, niepowtarzalnego życia...
naprawdę szkoda, ze po pełnym nadziei XX-leciu nie możemy zrzucić obcego jarzma...
Ja się odwołuję do twardych liczb, nie do tego, co widzę wśród znajomych czy rodziny.
Zastępowalność pokoleń wymaga współczynnika dzietności na poziomie minimum 2,10-2,15.
Polska ma obecnie współczynnik dzietności na poziomie 1,45. Tzn. że wymieramy, czy tego chcemy, czy nie.
Point of no return oznacza, że nie da się odbić bez napływu ludności z zewnątrz i to właśnie ma miejsce.
nie znalazłam nic po polsku, więc wklejam po angielsku:
„A society needs a total fertility rate – that is, the average number of children born to each woman – of 2.1 just to maintain its population without immigration. Some European countries like France (2.03) and the UK (1.98) are in reasonably good shape, but they are the exception. The total fertility rate in Greece is 1.43, in Germany 1.36, in Spain 1.36, in Portugal 1.30, and in Poland 1.30. Much of southern and central Europe hovers near the so-called “lowest-low” rate of 1.3 in which the population is naturally being cut in half every 45 years.”
W tekście piszą o 1,3, w międzyczasie podskoczyło do 1,45, ale to nadal za mało.
No i nawet jak w którymś momencie, np. za 10 lat, skoczy do tego niezbędnego minimum, to nie cofnie tego, że się przez ileś tam lat rodziło za mało ludzi.
Nie da się tego obejść bez imigracji, tak jak to tłumaczy tekst, no nie da się.
I ja o tym piszę, jaki mamy plan na asymilację ludzi, którzy będą musieli napłynąć?
Przy obecnej stopie dzietności Polaków za pół wieku będzie połowa mniej. Takie są fakty.
edit: źródło http://www.newgeography.com/content/003820-will-europe-hit-a-demographic-tipping-point