Jestem jedynaczką, rodzice się rozeszli, jak byłam bardzo mała. Miałam i mam świetną mamę, więc nasza mini-rodzina była dla mnie zawsze ostoją, inspiracją i źródłem radości. Nie miałam poczucia braku - raczej inności, bo w latach osiemdziesiątych większość dzieci miała rodzeństwo. Zastanawiam się, skąd wzięło się we mnie pragnienie dużej rodziny, chociaż nie znałam żadnej i kompletnie nie wiedziałam, z czym to się je A czy jest smutno? To pewnie zależy od rodziny. Na pewno jest dużo spokojniej
W dzieciństwie nie brakowało mi rodzeństwa, naprawdę nigdy jako dziecko nie pomyślałam, że chciałabym mieć siostrę czy brata. Lubiłam bawić się sama, dużo rysowałam i czytałam, budowałam z klocków.
Od drugiej klasy podstawówki przyjaźniłam się z jedynaczką - nasze drogi rozeszły się po pierwszym roku studiów. Wakacje spędzałam z kuzynami, do dziś jesteśmy zżyci. Dalsze koleżanki miały jednego brata lub jedną siostrę, z którymi ciągle się kłóciły. Znałam jedną dziewczynę, która miała 3 starsze siostry i to był mega wyjątek - była bardzo samodzielna i bardzo dużo pomagała w domu, imponowało mi to, ale nie zazdrościłam - wygodnie było nie mieć tyle obowiązków...
W wieku 18 lat poznałam chłopaka, który miał 5 rodzeństwa. Jego rodzina, to jak o niej opowiadał, jak się wspierali itd itp zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Wtedy pierwszy raz pomyślałam też że szkoda, że nie mam rodzeństwa i że to jednak jest problem. Bardzo się cieszę, że mój mąż ma 4 rodzeństwa.
Z rodzicami mam bardzo dobrą relację, są dla mnie wsparciem, są też cudownymi dziadkami dla naszych dzieci. Liczę się z ich zdaniem. Lubię przebywać w ich towarzystwie. Ostatnio z tatą tapetowaliśmy pokój mojej córki. Z mamą często rozmawiam przez telefon. Widzimy się średnio co dwa tygodnie. Widzę jednak, że w większym stopniu niż moi wielodzietni teściowie, żyją naszym życiem, "przeżywają" choroby dzieci i takie tam.
Z tego co mówią znane mi jedynaki dorosłe to często właśnie lubią ten stan, zdając sobie sprawę ze rodziców miłość jak i materialnie mieli u maja tylko dla siebie , i często (znam kilka przypadków) maja duza ochotę to powielić i robią to bądź trochę wbrew sobie( przez kompromis ze współmałżonkiem ) decydują się na to drugie. Na prawdę nie czuja Wogole co tracą..
Miałam koleżanke jedynaczke i nawet troche jej zazdrościłam w dzieciństwie. Miała dwa pokoje do własnej dyspozycji i wydawało mi się, że rodzice bardziej się o nią troszczą Obecnie ona tez ma jednego synka i uważa to za dobry układ. Wiem, że to pewne uogolnieni, ale jest coś specyficzego w jedynakch, jakas wspólna cecha...
Zawsze zazdrościłam przyjaciółce rodzeństwa, była ich szóstka. A w Święta szczególnie. U nas ja, rodzice, babcia (dziadek zmarł, tata jedynak) a tam gwar, śmiech, zabawa. Moje jedynactwo nie było wyborem rodziców, po mnie stracili dwoje dzieci w pierwszej połowie ciąży, a potem to mama już miała problemy zdrowotne. Ale też nie mogę absolutnie powiedzieć że miałam smutne dzieciństwo. Duźo kleżanek, w szkole, na podwórku, u babci (spędzałam u niej wszelkie wolne dni), poza tym lubiłam bardzo czytać i ogólnie zawsze umiałam sobie zorganizować czas. Mąż ma jedną siostrę, nie utrzymują jakiegoś b.bliskiego kontaktu, ale się lubimy i wiemy, że wzajemnie możemy na siebie liczyć. Za to teraz mamy piątkę i moja mama czasem żartuje , że wyrabiam normę dzietności za nią i za siebie. Różnie bywa.
@Aga85 na pewno jest wiele wspólnych cech, nie tylko jedna
już samo to, że jedynak nie musiał z nikim nigdy konkurować o uwagę rodziców, o bycie najukochańszym, najcudowniejszym, idealnym dzieckiem (z drugiej strony dla niektórych może to być przytłaczające) nigdy nie musiał walczyć o ostatnią kanapkę, czy większy kawałek ciasta, o lepsze miejsce na piętrowym łóżku oraz o to kto pierwszy ma się iść myć (+ milion innych pierdół)
- przecież to musiało mieć wpływ, niezależnie od tego jaki styl wychowania przyjęli rodzice
dobrze, że do śmierci mamy jeszcze trochę czasu, by nad sobą pracować...
Jestem jedynakiem, nie z wyboru moich rodziców, zdrowotnie im tak wyszło.
Nigdy mi to nie przeszkadzało w dzieciństwie, tak jak Barbasia, umiałam sobie zorganizować czas i dużo czytałam, plus introwertycznie ładowałam baterie społeczne w samotności
Mam też kuzynów i kuzynki, zawsze żyliśmy, jak to się mówi, na kupie. Ciotek mnóstwo dodatkowych, więc towarzysko byłam zaopiekowana, hehe.
Brak rodzenstwa zaczęłam odczuwać, kiedy zorientowałam się, że moi rodzice żyją moim życiem, że ich miłość mnie strasznie tłamsi. Bywa.
Za to raz śniło mi się, że mam starszego brata. We śnie nazywał się Michał i do tej pory pamiętam ten dziwny rodzaj uczucia, który miałam w tamtym śnie PRZYPUSZAM, że śniło mi się uczucie siostrzane
Ja tez jestem jedynaczka i odkad pamietam zawsze marzylam o rodzenstwie, nawet listy do sw. Mikolaja pisalam . Mialam bliskich kuzynow z ktorymi spedzalam duzo czasu, kolezanki, ale to jednak nie bylo to samo. Zawsze wiedzialam, ze nie chce zeby moje dziecko bylo jedynakiem.
Trudniej jest być dorosłym jedynakiem, niż dzieckiem jedynakiem, przynajmniej z mojej perspektywy. Niesiesz cały ciężar oczekiwań i zmartwień swoich rodziców, na Ciebie też spada obowiązek opieki nad nimi, którego nie ma z kim podzielić. Myślę też, że egocentryzm i pewna trudność w budowaniu relacji bywają obciążeniem jedynactwa - to nie znaczy, że wszyscy jedynacy tak mają - ale faktycznie tak się zdarza i ja tak niestety mam
Z tym obowiazkiem opieki to roznie bywa. Ja i maz mamy po dwoje rodzenstwa. W obu przypadkach obowiazael opieki nad starymi i umierajacymi rodzicami spadl w calosci na nas i nie bylo go z kim podzielic. Ja mialam wsparcie psychiczne i emocjonalne mojego rodzrnstwa. Ze strony meza nie mielismy nic od jego sióstr. Bylo to jeszcze trudniejsze bo trudno mi bylo opiekowac sie tesciowa nie majac zalu do jej corek ze nawet nie zadzwonia i nie spytaja sie o zrowie matki. Dzis gdy tesciowa nie zyje widze ten czas jako szczegolna łalske ale jeszcze tydzien temu bylam po prostu bardzo zmeczona opieka 7/24 przez wiele miesiecy.
A i jakby sie kto pytal materialnie nie wbogacilismy sie nic na tej opiece bo tesciowa swoje mieszkanie darowala jednej z córek. Takze ten. Szwagierka sie obrazila bo tak latwiej i na pogrzebie udawala ze nas nie zna...
Jestem jedynaczką. Z dzieciństwa pamiętam nudę i zazdrość - wśród kuzynostwa byłam jedyna bez rodzeństwa. Teraz też brakuje mi czasami osoby do pogadania. Najtrudniejsze jest, że ja naprawdę nie potrafię zrozumieć uczuć, jakimi np. mój mąż darzy swoją siostrę. Nigdy ich nie doświadczyłam. Patrzę na moje dzieciaki i mam nadzieję, że będą dla siebie wsparciem w przyszłości. W aspekcie materialnym bycie jedynakiem nie miało w latach osiemdziesiątych zalet, które ma teraz. Wszyscy mieliśmy mniej więcej takie same ciuchy, buty itp, bo niewiele było w sklepach.
W sumie dobrze było być jedynakiem. Widzę to jeszcze bardziej teraz gdy patrzę na moją trójkę co 2 lata. Mam wrażenie że mi jednak było łatwiej i spokojniej bez sporów z rodzeństwem o wszystko. Moje dzieci są jeszcze małe, więc mam nadzieję, że jakoś się z czasem dogadają i będą dla siebie wsparciem.
Te walki i kłótnie jednak dużo uczą i kształtują charakter, wiadomo, że nie wszystko dla ciebie,a rodzeństwo potrafi powiedzieć coś wprost, czego nawet od rodziców nie usłyszysz. Także nie ma co tak biadolić, że dzieci się kłócą.
Myślę, że jak dziecko jest jedenakiem, to jest to dla niego stan od urodzenia naturalny. Na dodatek faktycznie jedynaki mają zwykle dużo lepiej materialnie, więcej możliwości wyjazdów, wakacji (mój mąż miał pod tym względem o wiele lepiej niż ja). Gdy byłam dzieckiem czasem zazdrościłam jedynakom. Dlatego chciałam mieć długo tylko 1 dziecko no ale jest jak jest, życie.
To już jest zależne od zasobności portfela rodziców. Znam jedynaków którzy mieli znacznie gorzej od dzieciaków z większych rodzin.
To na pewno nie te dziecięce, chore jest jak rodzić wchodzi w te spory i na przykład faworyzuje jedno z dzieci, ale i u jedynaków mogą być chore kłótnie w rodzinie. Najgorzej jak się tworzą obozy jedno z rodziców plus dziecko przeciwko drugiemu. A częściej to bywa u jedynaków, na przykład matka z synem przeciw ojcu.
Zuzapola ja mam na myśli kłótnie, przepychanki wśród rodzeństwa. Bez wchodzenia w te spory rodziców. Jesli w rodzinie tworzą się obozy to jest to chora relacja dotycząca całej rodziny. Dwoje na jednego to najczęstsza relacja w rodzinach jedno? Nie zauważyłam
Jestem jedynaczką. Jako dziecko w ogóle nie odczuwałam potrzeby posiadania rodzeństwa. Czasem bywało, że nie miałam się z kim bawić, ale nie miałam poczucia, że z bratem lub siostrą byłoby zupełnie inaczej. Materialnie za to na pewno byłoby zauważalnie gorzej. Mimo to nie byłam non stop pilnowana - od 10. roku życia regularne już samodzielne powroty autobusem i szykowanie sobie żarcia to była norma. Wcześniej często zostawałam sama w domu, także wieczorami lub była u mnie tylko jakaś koleżanka. Problem z zostawieniem dziecka w klasach I-III samego w domu brzmi dla mnie abstrakcyjnie w obliczu moich doświadczeń.
Po 20. roku życia pierwszy raz przyszło mi do głowy, że nie będę miała niektórych relacji np. szwagra/siostrzenicy, teściów rodzeństwa i to duży minus.
Czuję taką "presję", że gdyby mi się coś stało, rodzicom świat zawaliłby się na głowę i nie mieliby dla kogo żyć.
@hipolit nie pisałam, że najczęstsza relacja, tylko najłatwiej o taki patologiczny schemat, bo z zdrowej rodzinie rodzeństwo trzyma się razem i rodzice razem. Ja znam rodzinę z dwójką dzieci,gdzie też jest obóz ojciec i córki przeciwko mamie. Różnie bywa i są normalne tarcia między rodzeństwem i krzywdzące i patologiczne, ale to ile rodzin tyle przypadków.
Przede wszystkim latwo jest zalowac czegos, czego sie nie ma, a to czego sie nie ma, latwo sie idealizuje. Mozna wyobrazac sobie posiadanie braci i siostr i bliska wiez z nimi, ale zycie pokazuje, ze nie zawsze wyglada to tak rozowo.
Byłam funkcjonalną jedynaczką (późne dziecko, siostra starsza o 17 lat i mieszkająca poza domem, widywana rzadko). Było ok. Ale naszym dzieciom też jest ok, lubią się. Na pewno są zaradniejsi, choć bardziej narażeni na hałas i chaosik wokół. Trudno jest mi teraz, kiedy zostałam jedyną dorosłą kobietą z rodziny. Mamy, siostry i babci już nie ma. Tylko ja i tata. Teraz się czasem czuję bardzo jedynacko, w stereotypowym znaczeniu, tzn samotnie.
Tzn brata nadal mam. Nadal też czuję się w pewnym sensie samotna . Rodzice już nie żyja . W tym momencie bardziej niż brat i dalsza rodzina istotni są dla mnie przyjaciele .
Jak dla mnie trudna lekcja życia która do końca zostawia ślad i skrajności charakteru. Z drugiej strony pomimo straty jaka wyszła dla rodziców, Bóg wyciągnął pozytywy i da się żyć. taki ciekawy model rodziny tylko trudny w utrzymaniu .
Komentarz
A czy jest smutno? To pewnie zależy od rodziny. Na pewno jest dużo spokojniej
Od drugiej klasy podstawówki przyjaźniłam się z jedynaczką - nasze drogi rozeszły się po pierwszym roku studiów. Wakacje spędzałam z kuzynami, do dziś jesteśmy zżyci.
Dalsze koleżanki miały jednego brata lub jedną siostrę, z którymi ciągle się kłóciły.
Znałam jedną dziewczynę, która miała 3 starsze siostry i to był mega wyjątek - była bardzo samodzielna i bardzo dużo pomagała w domu, imponowało mi to, ale nie zazdrościłam - wygodnie było nie mieć tyle obowiązków...
W wieku 18 lat poznałam chłopaka, który miał 5 rodzeństwa. Jego rodzina, to jak o niej opowiadał, jak się wspierali itd itp zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Wtedy pierwszy raz pomyślałam też że szkoda, że nie mam rodzeństwa i że to jednak jest problem. Bardzo się cieszę, że mój mąż ma 4 rodzeństwa.
Z rodzicami mam bardzo dobrą relację, są dla mnie wsparciem, są też cudownymi dziadkami dla naszych dzieci. Liczę się z ich zdaniem. Lubię przebywać w ich towarzystwie. Ostatnio z tatą tapetowaliśmy pokój mojej córki. Z mamą często rozmawiam przez telefon. Widzimy się średnio co dwa tygodnie.
Widzę jednak, że w większym stopniu niż moi wielodzietni teściowie, żyją naszym życiem, "przeżywają" choroby dzieci i takie tam.
i jedynaka, który ma 6, także różnie to bywa
znam też kobiety z większych rodzin (4 rodzeństwa), które nie chciały wielodzietności i mają jedno lub dwoje
Za to teraz mamy piątkę i moja mama czasem żartuje , że wyrabiam normę dzietności za nią i za siebie. Różnie bywa.
na pewno jest wiele wspólnych cech, nie tylko jedna
już samo to, że jedynak nie musiał z nikim nigdy konkurować o uwagę rodziców, o bycie najukochańszym, najcudowniejszym, idealnym dzieckiem (z drugiej strony dla niektórych może to być przytłaczające)
nigdy nie musiał walczyć o ostatnią kanapkę, czy większy kawałek ciasta, o lepsze miejsce na piętrowym łóżku oraz o to kto pierwszy ma się iść myć (+ milion innych pierdół)
- przecież to musiało mieć wpływ, niezależnie od tego jaki styl wychowania przyjęli rodzice
dobrze, że do śmierci mamy jeszcze trochę czasu, by nad sobą pracować...
Nigdy mi to nie przeszkadzało w dzieciństwie, tak jak Barbasia, umiałam sobie zorganizować czas i dużo czytałam, plus introwertycznie ładowałam baterie społeczne w samotności
Mam też kuzynów i kuzynki, zawsze żyliśmy, jak to się mówi, na kupie. Ciotek mnóstwo dodatkowych, więc towarzysko byłam zaopiekowana, hehe.
Brak rodzenstwa zaczęłam odczuwać, kiedy zorientowałam się, że moi rodzice żyją moim życiem, że ich miłość mnie strasznie tłamsi. Bywa.
Za to raz śniło mi się, że mam starszego brata. We śnie nazywał się Michał i do tej pory pamiętam ten dziwny rodzaj uczucia, który miałam w tamtym śnie PRZYPUSZAM, że śniło mi się uczucie siostrzane
Myślę też, że egocentryzm i pewna trudność w budowaniu relacji bywają obciążeniem jedynactwa - to nie znaczy, że wszyscy jedynacy tak mają - ale faktycznie tak się zdarza i ja tak niestety mam
Mają corka też jest jedynaczką
Szwagierka sie obrazila bo tak latwiej i na pogrzebie udawala ze nas nie zna...
W aspekcie materialnym bycie jedynakiem nie miało w latach osiemdziesiątych zalet, które ma teraz. Wszyscy mieliśmy mniej więcej takie same ciuchy, buty itp, bo niewiele było w sklepach.
Znam jedynaków którzy mieli znacznie gorzej od dzieciaków z większych rodzin.
ja mam na myśli kłótnie, przepychanki wśród rodzeństwa. Bez wchodzenia w te spory rodziców.
Jesli w rodzinie tworzą się obozy to jest to chora relacja dotycząca całej rodziny.
Dwoje na jednego to najczęstsza relacja w rodzinach jedno? Nie zauważyłam
Tzn brata nadal mam. Nadal też czuję się w pewnym sensie samotna . Rodzice już nie żyja . W tym momencie bardziej niż brat i dalsza rodzina istotni są dla mnie przyjaciele .
Z drugiej strony pomimo straty jaka wyszła dla rodziców, Bóg wyciągnął pozytywy i da się żyć.
taki ciekawy model rodziny tylko trudny w utrzymaniu .