Jak mogę przekonać żonę, że dla rozwoju duchowego 16-letniej dziewczyny spotkania w duszpasterstwie młodzieży są bardziej owocne niż spotkania Kościoła Domowego z rodzicami?
Moja żona bardzo pochopnie oceniła kilku duchownych, którzy zajmują się pracą z młodzieżą. Według niej nie są to Ojcowie, tylko braciszkowie klepiący młodych w ramię z okrzykiem "sie ma!".
Może macie jakieś doświadczenia z własnymi dziećmi, które śpiewają w scholi, chodzą teraz na spotkania Duszpasterstwa Szkół Średnich ?
Komentarz
Kurna, bezprawnie. Prokurator.
A do ZHR to ja też miewam zastrzeżenia
Pewnie. Byłem zbyt delikatny.
Żonie wydaje się nakazy:bigsmile:
Zgadzam się z Tobą. Oczywiście chodzi o Domowy Kościół. Już poprawiam pisownię.
Jeżeli zdarza się, że na naszych spotkaniach kręgu Domowego Kościoła są dzieci 8-9 letnie, to bawią się na świeżym powietrzu albo rozmawiają daleko w oddzielnym pokoju. Młodzieży z nami nie ma. Chyba, że spotykamy się przy ognisku.
Uważam, że wspólnie całą rodziną możemy jedynie uczestniczyć w rekolekcjach.
Dzięki za poważne argumenty.
hehe ciekawe jak to wspólnie wygląda? cos mnie się zdaje że jak na spotkaniach- rodzice sobie, a do dzieci opiekunka... no ale świeże powietrze jeszcze nikomu nie zaszkodziło...
Rekolekcje to nie tylko nauki rekolekcyjne, które mogą odbywać się w różnych grupach wiekowych. To również wspólnie spędzony czas, wspólne posiłki.
Byliśmy dopiero raz na takich rekolekcjach. Najstarszy syn zrezygnował ze wspólnego wyjazdu. Córki były bardzo zadowolone. Tym bardziej, że niedaleko była stajnia i mogły trochę cieszyć się jazdą konną razem z nami.
Taw'ową poznałem jak miała 16lat znaczy poznałem ją jak miała mniej ale tego nie pamiętam, a od tego drugiego poznania sie spotykaliśmy. Pomyśl co by było gdyby rodzice jej nie wysyłali do duszpasterstwa...?
Niech śpiewa w scholi, chodzi do duszpasterstwa, jeździ z nimi na wakacje i tam "marnuje" swój czas - taki etap. Domowy Kościół dla szesnastolatki jest nudny, nieciekawy i zniechęcający - wiem z autopsji. Musi się wyrwać we własne środowisko, zacząć samodzielne życie - również religijne. Pewnie jest już po bierzmowaniu - sakrament dojrzałości chrześcijańskiej - więc może być samodzielna w dokonywaniu wyborów związanych z wiarą.
A w duszpasterstwie, to można zawiązać przyjaźnie na całe życie, nauczyć się funkcjonować między ludźmi bez ochronki rodziców, no i najlepszego męża na świecie spotkać - też z autopsji
To najstarsza córka. Nad wyraz samodzielna. Mamy jeszcze 11 i 3 letnią.
Taw miałby poważny problem ze znalezieniem kobiety która ogarnie całe jego jestestwo :cool:
Można by brutalnie powiedzieć, że zmieniła się gęstość zaludnienia w naszym mieszkaniu. Życie płynie dalej. Nasza młodsza córka teraz głośniej płacze, że chciałaby jakiegoś zwierzaka. Cóż, biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw chyba się złamię i pozwolę na.. kotka.
Ale wracając do tematu. Zaufanie to poważny problem w naszym domu. Ale chyba bardziej między dorosłymi tj.żoną i mną. Dzieci zaufania nie zawiodły. Co najwyżej są mniej lub bardziej nieposłuszne. Im starsze, tym bardziej. Szczególnie płeć piękna.
Najstarszy syn miał i ma nadal pełną swobodę w doborze kolegów i grup, z którymi się spotyka. Oprócz szkoły było KSM. Jednak chociaż od najmłodszych lat był zawsze przy ołtarzu i później uczył młodych ministrantów, wydawałoby się, że pójdzie krok dalej tak, jak jego kolega iâ??wstąpi do Seminanrium. Cóż, mimo licznych modlitw w parafii stało się inaczej. Do takiej służby już nie powołują ludzie, tylko Stwórca, któremu trzeba służyć. Czas pokaże.
Na marginesie. Za bardzo pracowity mój syn też nie jest
- Czy jest jakaś gałąź rodzinna ruchu Światło-Życie?
Pytam poważnie... i zastanawiam się co ja jeszcze w nim robię...
Nazywa się Domowy Kościół.
Naszych dwoje najstarszych, jak już pewnie wiecie z innych wątków, próbują samodzielności. Córka w Gdańsku powoli nam zapowiada, że tak już zostanie, syn w stolicy... Nie widzę, żeby odczuwali większy stres z tym związany - i w zasadzie to mnie cieszy, mimo tego, że sama ich usamodzielnianie się trochę przeżywam... Mam jednak świadomość od dawna, że to droga naturalna i jak najbardziej konieczna. Po to je wychowywałam, aby się usamodzielniły i odeszły...
Pokorny ukłon w Waszą stronę za wychowywanie 8 dzieci. Ja mieszkania rozbudować nie mogę, ale nie narzekam. Może to niedobrze.
Zapewne potraficie stworzyć wspaniałą atmosferę w domu i dzieci bardzo lubią do niego wracać. U nas jednym z powodów łatwego opuszczania domu jest klimat nieco odbiegający od ideału, jak na katolicką rodzinę by przystało. Ale nie polecam tej metody w celu ułatwienia dzieciakom usamodzielniania się :bigsmile:
Mój syn dopiero zaczyna, ale absolutnie nie odczuwa stresu. Na razie jest wręcz zachwycony większością zajęć, trybem nauki. A moja żona nadal smutna. I chyba jest w tym trochę egoizmu. Cóż, za 3 lata córka rozpocznie życie studenckie i jeżeli chcemy, aby pozostała w rodzinnym mieście musimy się już teraz bardzo starać.
Oczywiście tak naprawdę będę się starał aby podjęła samodzielnie najlepszą decyzję. I nie zamierzam zatrzymywać jej na siłę nawet podczas studiów. Ale to dopiero za 3 lata, jak Bóg da.