Właśnie chodzi o to, że to nie folklor. Nie prawdziwe stroje ludowe / rycerskie. Nie kultywowanie tradycji, tylko jakieś przebieranki, wynikające z dorabiania ideolo do normalnych praktyk religijnych.
No i? Mnie się te stroje nie podobają. Ale daje im do tego prawo. Stroje ludowe też wymyślono sztucznie, przynajmniej w Polsce. Ja bym nie wstąpiła do takiej formacji bo ubranie takiego czegos przerosło by moje poczucie smaku, ale są tacy co lubią kicz. Są też tacy którym to nie przeszkadza, bo im się formacja podoba i np uważają że jej potrzebują.
A propos docierania do młodzieży, to będąc na Kursie Mojżesza Szkoły Nowej Ewangelizacji próbowałam dociec, dlaczego ciągle proponuje się fajerwerki, czyli szukanie mocnych przeżyć religijnych. Jeden z księży wytłumaczył mi, że to dociera do młodzieży - wsiąść do łodzi, wypłynąć na środek jeziora, rozbujać łódź, by wszyscy powypadali i wtedy zalecić gorącą modlitwę do Pana o ratunek. Mówię, że do mnie taka formuła by nie dotarła, a jestem młodzieżą (20-latką). Usłyszałam, że ja - to nisza, ale do ogółu dociera. To był mój ostatni wyjazd na takie rekolekcje.
Mnie z tego wszystkiego najbardziej gorszy teologia sukcesu, wystarczy, że oddasz wszystko Bogu, a kasa zacznie płynąć trzykrotnie grubszym strumieniem, do tego konkretne liczbowe przykłady. Może Ci co oddali pieniądze na mechanika właśnie w to uwierzyli. Oddadzą, to Bóg im odda wielokrotnie, to i na mechanika starczy i jeszcze im zostanie.
Nie chodzi o to, że "starczy na mechanika". Chodzi o człowieka, który wykonał pracę, wyłożył swoje pieniądze a inni, wiedzeni religijnym uniesieniem mieli w dupie zobowiązania społeczne i moralne. Auto dostali, bo co mechanikowi po aucie? Wyjmie części i odzyska godziny które spędził na naprawie? Głęboko niemoralne jest lekceważenie zobowiązań społecznych w imię fanaberii religijnych i emocjonalnych decyzji (bo decyzję o oddaniu wszystkiego należy podjąć natychmiast, cala impreza trwa ze 3 godizny, to nie jest czas na racjonalną, samotna analizę- zresztą, nie ma na to miejsca...) Poza tym zatrzymywanie zapłaty robotnikowi to grzech wołający o pomstę do nieba. A jednak rodzice mają większe zobowiązania wobec dzieci- prawne czy moralne - niz wobec ubogich, nawet ze swojej parafii.
Mnie z tego wszystkiego najbardziej gorszy teologia sukcesu, wystarczy, że oddasz wszystko Bogu, a kasa zacznie płynąć trzykrotnie grubszym strumieniem, do tego konkretne liczbowe przykłady. Może Ci co oddali pieniądze na mechanika właśnie w to uwierzyli. Oddadzą, to Bóg im odda wielokrotnie, to i na mechanika starczy i jeszcze im zostanie.
Żadna teologia sukcesu. 1 skruinium w neo. Oddajesz wszytko co masz. Jak nie powiesz Amen(nie zgodzisz się) to jesteś wykluczony ze wspólnoty. Jak powiesz, to przez nastepny rok, dwa lata wspólnota cię rozlicza -oddaleś czy nie? Decyzję musisz podjąć szybko, na spotkaniu, bez czasu na indywidualną modlitwę czy nawet rozmowę ze współmałżonkiem. Mój komentarz o mechaniku byl ściśle związany z komentarzem Maćka o wycieczce. No, czasem ludzie nie oddają pieniędzy na wycieczkę.
Ale właśnie ma rekolekcjach, na których byłam, to udowadniali, że kiedy oddasz wszystko co masz, wroci do Ciebie wielokrotnie więcej, z przykładami z życia. Dlatego jaka masz wiarę, że nie zaufasz Bogu i nie dasz? Tak z tego wynikało, a Bog troszczy się i o wróbla, to nie zatroszczy się o Twoje dzieci? Dlatego tak niebezpieczne to jest, bo łatwo zamącić może w głowie.
A pomoc ubogim to niekoniecznie jest oddawanie kasy biskupowi. Czasem wystarczy zaprosić ubogą sąsiadkę na obiad, albo zrobić zrzutkę na drewno na opał dla biedniejszego znajomego.
Byłam na kilku neospotkaniach i o niczym takim nie mówili. Fakt, do pierwszego skrutynium nie doszłam. Nawet mnie neo zatrudniali i płacili zgodnie z umową
Teologia sukcesu to nauka sk...stwa, bo jeśli nie masz kasy to znaczy że Bóg ci nie błogosławi. To się wzięło wprost z protestantyzmu. I są tacy co ufają oddając wszystko skurczybykom, którzy żerują na naiwnych. Znałam osobę która w ten sposób straciła wszystko. Protestanci też mieli na początku reformacji takie teorie. Stąd wziął się drapieżny kapitalizm z wykorzystywaniem taniej siły roboczej.
Byłam na kilku neospotkaniach i o niczym takim nie mówili. Fakt, do pierwszego skrutynium nie doszłam. Nawet mnie neo zatrudniali i płacili zgodnie z umową
Bo się o tym na pierwszych spotkaniach nie dowiesz. Ale tak jest. Oddajesz "ubogim", czyli wrzucasz do skrzynki "na ubogich" w parafii.
Ale co wam w tym przeszkadza? Odrobina folkloru? Przecież cała formacja nie opiera się na stroju tylko na czymś więcej. A że jednych zniechęcają za to innych przyciągają. Jak ludzie są w stowarzyszeniach rycerskich to też sobie paradują w zbrojach. Nasz znajomy właściciel tartaku jeździ co roku z Niegowa pod Grunwald. Gość ma z 60 lat. Jakiś czas temu pojechał konno w pełnym rynsztunku bojowym. Psychiczny nie jest. Ot fantazja i tęsknota za dawnymi czasami.
On pewnie jest świadomy, że robi to dla rozrywki a nie misji, bo po prostu tak lubi spędzać czas i nie traktuje tego śmiertelnie poważnie.
A co to zmienia? Że ktoś jak nie będzie miał takiego zakonu to dorośnie? Moim zdaniem większe szanse ma na to formując się w takiej wspólnocie przebierańców niż w klubie fanów Gwiezdnych Wojen. Tam przynajmniej teoretycznie skupia się na modlitwie, pomocy innym i słuchaniu Pana Boga, a więc i na ogarnianiu samego siebie, a że w śmiesznych ubrankach? Mnie to śmieszy ale są gorsze rzeczy.
Byłam na kilku neospotkaniach i o niczym takim nie mówili. Fakt, do pierwszego skrutynium nie doszłam. Nawet mnie neo zatrudniali i płacili zgodnie z umową
Bo się o tym na pierwszych spotkaniach nie dowiesz. Ale tak jest. Oddajesz "ubogim", czyli wrzucasz do skrzynki "na ubogich" w parafii.
Ale ile tam wrzucasz? I na jakiej podstawie ustala się kwotę? A jak tego nie zrobisz? Zawsze w neo tak jest, tzn. to obowiązkowy punkt formacji?
E: Jak jesteś winna mechanikowi za wykonaną pracę, to już tej kasy NIE MASZ - należy do kogo innego. Może to kwestia błędnej interpretacji?
Mi się zdarza dać w parafii na tacę wszystko, co mam w portfelu. Jak kiedyś powiedział Kiko, pieniądze to gówienka szatanka. Lubię czasem ich nie nosić.
Mnie się też zdarza i mojemu mężowi i nie potrzebujemy do tego Kiko ani Neokatechumenatu ani żadnej wspólnoty. Serio. Wystarczy chcieć wspomóc parafię. I nie żeby się chwalić.. po prostu nie jesteśmy rozsądni ani przywiązani do pieniędzy.
Byłam na kilku neospotkaniach i o niczym takim nie mówili. Fakt, do pierwszego skrutynium nie doszłam. Nawet mnie neo zatrudniali i płacili zgodnie z umową
Bo się o tym na pierwszych spotkaniach nie dowiesz. Ale tak jest. Oddajesz "ubogim", czyli wrzucasz do skrzynki "na ubogich" w parafii.
Ale ile tam wrzucasz? I na jakiej podstawie ustala się kwotę? A jak tego nie zrobisz? Zawsze w neo tak jest, tzn. to obowiązkowy punkt formacji?
E: Jak jesteś winna mechanikowi za wykonaną pracę, to już tej kasy NIE MASZ - należy do kogo innego. Może to kwestia błędnej interpretacji?
Masz sprzedać wszystko co masz. Mieszkanie, samochod, meble. Możesz zostawić obrączkę i dwie pary ubrań, na codzień i na Eucharystię. Zlikwidować lokaty, konta, wszystko.
A jak tego nie zrobisz, to wspólnota przez Ciebie "nie przejdzie skrutinium". Tak, jest to obowiazkowy punkt formacji.
Z mechanikiem to ja to wiem, ale oni mieli kasę w portfelu, no i poszło. Katechiści kazali. Jak w portfelu to twoje.
Mnie z tego wszystkiego najbardziej gorszy teologia sukcesu, wystarczy, że oddasz wszystko Bogu, a kasa zacznie płynąć trzykrotnie grubszym strumieniem, do tego konkretne liczbowe przykłady. Może Ci co oddali pieniądze na mechanika właśnie w to uwierzyli. Oddadzą, to Bóg im odda wielokrotnie, to i na mechanika starczy i jeszcze im zostanie.
Żadna teologia sukcesu. 1 skruinium w neo. Oddajesz wszytko co masz. Jak nie powiesz Amen(nie zgodzisz się) to jesteś wykluczony ze wspólnoty. Jak powiesz, to przez nastepny rok, dwa lata wspólnota cię rozlicza -oddaleś czy nie? Decyzję musisz podjąć szybko, na spotkaniu, bez czasu na indywidualną modlitwę czy nawet rozmowę ze współmałżonkiem. Mój komentarz o mechaniku byl ściśle związany z komentarzem Maćka o wycieczce. No, czasem ludzie nie oddają pieniędzy na wycieczkę.
A skąd członkowie wspólnoty wiedzą, jaki ktoś ma stan konta i czy w związku z tym oddał wszystko? Podczas spotkań rozmawia się często na tematy finansowe?
Mnie z tego wszystkiego najbardziej gorszy teologia sukcesu, wystarczy, że oddasz wszystko Bogu, a kasa zacznie płynąć trzykrotnie grubszym strumieniem, do tego konkretne liczbowe przykłady. Może Ci co oddali pieniądze na mechanika właśnie w to uwierzyli. Oddadzą, to Bóg im odda wielokrotnie, to i na mechanika starczy i jeszcze im zostanie.
Żadna teologia sukcesu. 1 skruinium w neo. Oddajesz wszytko co masz. Jak nie powiesz Amen(nie zgodzisz się) to jesteś wykluczony ze wspólnoty. Jak powiesz, to przez nastepny rok, dwa lata wspólnota cię rozlicza -oddaleś czy nie? Decyzję musisz podjąć szybko, na spotkaniu, bez czasu na indywidualną modlitwę czy nawet rozmowę ze współmałżonkiem. Mój komentarz o mechaniku byl ściśle związany z komentarzem Maćka o wycieczce. No, czasem ludzie nie oddają pieniędzy na wycieczkę.
Odtwarzanie dosłowne scen z Ewangelii, czy to nie wystawianie Pana Boga na próbę? A jak by się ktoś utopił przy scenie burzy na jeziorze? W tej szkole Nowej Ewangelizacji na rekolekcjach oddawało się tylko coś cennego, ale to było skierowane do młodzieży, która nie zarabiała.
Sztuczne, wytworzone na potrzeby wspólnoty, mocnego przeżycia rekolekcyjnego. A nie prawdziwego życia. Piszę o nowej ewangelizacji popieranej przez ks. Sawę. Neo to inny temat, którego nie znam z doświadczenia.
a czy jak ktoś się modli w grupie o nawrócenie grzeszników to ma misję zbawiania świata? Angażowanie mężczyzn w Kościół to b dobry pomysł bo standardowo to głównie panie sa w różnych ruchach, wspólnotach kółkach.
Mężczyźni modlący się publicznie na różańcu i nie mający 8o lat tym bardziej. I bardzo dobrze, że są kapłani co chcą coś więcej robić z ludźmi i ich pociągać do Jezusa i Maryi.
a korzysta z tego ten co chce, przymusi nie ma.
edit. nie piszę oczywiście o działalności tych co zostali suspendowani i robią jakieś akcje na własną rękę, typu x Natanek.
Ale co wam w tym przeszkadza? Odrobina folkloru? Przecież cała formacja nie opiera się na stroju tylko na czymś więcej. A że jednych zniechęcają za to innych przyciągają. Jak ludzie są w stowarzyszeniach rycerskich to też sobie paradują w zbrojach. Nasz znajomy właściciel tartaku jeździ co roku z Niegowa pod Grunwald. Gość ma z 60 lat. Jakiś czas temu pojechał konno w pełnym rynsztunku bojowym. Psychiczny nie jest. Ot fantazja i tęsknota za dawnymi czasami.
On pewnie jest świadomy, że robi to dla rozrywki a nie misji, bo po prostu tak lubi spędzać czas i nie traktuje tego śmiertelnie poważnie.
A co to zmienia? Że ktoś jak nie będzie miał takiego zakonu to dorośnie? Moim zdaniem większe szanse ma na to formując się w takiej wspólnocie przebierańców niż w klubie fanów Gwiezdnych Wojen. Tam przynajmniej teoretycznie skupia się na modlitwie, pomocy innym i słuchaniu Pana Boga, a więc i na ogarnianiu samego siebie, a że w śmiesznych ubrankach? Mnie to śmieszy ale są gorsze rzeczy.
Ale co wam w tym przeszkadza? Odrobina folkloru? Przecież cała formacja nie opiera się na stroju tylko na czymś więcej. A że jednych zniechęcają za to innych przyciągają. Jak ludzie są w stowarzyszeniach rycerskich to też sobie paradują w zbrojach. Nasz znajomy właściciel tartaku jeździ co roku z Niegowa pod Grunwald. Gość ma z 60 lat. Jakiś czas temu pojechał konno w pełnym rynsztunku bojowym. Psychiczny nie jest. Ot fantazja i tęsknota za dawnymi czasami.
On pewnie jest świadomy, że robi to dla rozrywki a nie misji, bo po prostu tak lubi spędzać czas i nie traktuje tego śmiertelnie poważnie.
A co to zmienia? Że ktoś jak nie będzie miał takiego zakonu to dorośnie? Moim zdaniem większe szanse ma na to formując się w takiej wspólnocie przebierańców niż w klubie fanów Gwiezdnych Wojen. Tam przynajmniej teoretycznie skupia się na modlitwie, pomocy innym i słuchaniu Pana Boga, a więc i na ogarnianiu samego siebie, a że w śmiesznych ubrankach? Mnie to śmieszy ale są gorsze rzeczy.
Roznica jest taka, że osoby które uczestniczą w rekonstrukcjach, konwentach itd mają świadomość że to co robią to inscenizacja, swego rodzaju teatr. I nie mają poczucia misji zbawiania świata w przeciwieństwie do tych wszystkich rycerzy papieża, szaleńców Maryi, wojowników Jezusa itd.
Dajcie spokój, w Kościele akceptowane są różne duchowości, różne drogi i ta różnorodność naprawdę jest bogactwem Kościoła. Problem zaczyna się w momencie, gdy jakaś grupa mieniąca się katolicką, zaczyna jawnie podważać autorytet papieża i hierarchów. Dopóki tego nie ma i wspólnoty żyją w posłuszeństwie i jedności z Piotrem, niech każdy wybiera to, co akurat jego najbardziej uświęca.
O sile danej wspólnoty świadczy liczba zaangażowanych mężczyzn. Szkoda, że nie ma dla nich żadnej oferty poza dziwnymi zakonami z ich śmiesznymi strojami.
Ale co wam w tym przeszkadza? Odrobina folkloru? Przecież cała formacja nie opiera się na stroju tylko na czymś więcej. A że jednych zniechęcają za to innych przyciągają. Jak ludzie są w stowarzyszeniach rycerskich to też sobie paradują w zbrojach. Nasz znajomy właściciel tartaku jeździ co roku z Niegowa pod Grunwald. Gość ma z 60 lat. Jakiś czas temu pojechał konno w pełnym rynsztunku bojowym. Psychiczny nie jest. Ot fantazja i tęsknota za dawnymi czasami.
On pewnie jest świadomy, że robi to dla rozrywki a nie misji, bo po prostu tak lubi spędzać czas i nie traktuje tego śmiertelnie poważnie.
A co to zmienia? Że ktoś jak nie będzie miał takiego zakonu to dorośnie? Moim zdaniem większe szanse ma na to formując się w takiej wspólnocie przebierańców niż w klubie fanów Gwiezdnych Wojen. Tam przynajmniej teoretycznie skupia się na modlitwie, pomocy innym i słuchaniu Pana Boga, a więc i na ogarnianiu samego siebie, a że w śmiesznych ubrankach? Mnie to śmieszy ale są gorsze rzeczy.
Roznica jest taka, że osoby które uczestniczą w rekonstrukcjach, konwentach itd mają świadomość że to co robią to inscenizacja, swego rodzaju teatr. I nie mają poczucia misji zbawiania świata w przeciwieństwie do tych wszystkich rycerzy papieża, szaleńców Maryi, wojowników Jezusa itd.
Serio? A mają poczucie zbawienia świata? Bo mają dziwne stroje i nazywają siebie zakonem? Modla się na różańcu i spotykają? Przede wszystkim formują siebie. A że modlitwa i pokuta ma zbawczy wpływ na świat nie jest tajemnicą. Uważam że własną formację należy traktować poważnie. Nie jak rekonstrukcje historyczne. Inaczej nie ma to sensu. To nie są bojówki katolickie.
Wspólnota może pomóc człowiekowi stanąć w prawdzie na swój temat...
Neokatechumenat to sekta. Dawno temu u mnie w parafii proboszcz nawoływał po wspólnotach do tego, żeby wyjąć oszczędności z lokaty i wrzucić do kościelnej skarbony na ubogich - wiele osób tak zrobiło, przynajmniej jedno małżeństwo się po tym rozwiodło. Proboszcza przeniesiono z powrotem do pipidówy.
Neo nie jest sekta. Są uznani przez KK Nie musza sie tobie podobać.
Podstawową zasadą w sekcie jest to, że jak ktoś do niej wstępuje to jest zachęcany i nie mówi mu się od razu co go czeka, bo najpierw go trzeba omotać. Dokładnie odwrotnie jest w seminariach czy klasztorach - człowiek wie czego ma się spodziewać. Do ślubów wieczystych czy święceń może się wycofać.
O sile danej wspólnoty świadczy liczba zaangażowanych mężczyzn.Szkoda, że nie ma dla nich żadnej oferty poza dziwnymi zakonami z ich śmiesznymi strojami.
Komentarz
A auto i tak dostali naprawione?
Komu oddajesz wszystko co masz? Wspólnocie?
Protestanci też mieli na początku reformacji takie teorie. Stąd wziął się drapieżny kapitalizm z wykorzystywaniem taniej siły roboczej.
Mi się zdarza dać w parafii na tacę wszystko, co mam w portfelu. Jak kiedyś powiedział Kiko, pieniądze to gówienka szatanka. Lubię czasem ich nie nosić.
A jak tego nie zrobisz, to wspólnota przez Ciebie "nie przejdzie skrutinium". Tak, jest to obowiazkowy punkt formacji.
Z mechanikiem to ja to wiem, ale oni mieli kasę w portfelu, no i poszło. Katechiści kazali. Jak w portfelu to twoje.
A skąd członkowie wspólnoty wiedzą, jaki ktoś ma stan konta i czy w związku z tym oddał wszystko? Podczas spotkań rozmawia się często na tematy finansowe?
Serio????
W tej szkole Nowej Ewangelizacji na rekolekcjach oddawało się tylko coś cennego, ale to było skierowane do młodzieży, która nie zarabiała.
Neo to inny temat, którego nie znam z doświadczenia.
Dajcie spokój, w Kościele akceptowane są różne duchowości, różne drogi i ta różnorodność naprawdę jest bogactwem Kościoła. Problem zaczyna się w momencie, gdy jakaś grupa mieniąca się katolicką, zaczyna jawnie podważać autorytet papieża i hierarchów. Dopóki tego nie ma i wspólnoty żyją w posłuszeństwie i jedności z Piotrem, niech każdy wybiera to, co akurat jego najbardziej uświęca.
w Opus Dei jest pod tym względem równowaga
To dlaczego nie zostaniesz tradsem i nie zapracujesz na łatkę? Tam jest dużo mężczyzn.