Marcin Przeciszewski, KAI: Papież Franciszek mówi, że obserwujemy nie tyle zmieniającą się epokę, co zmianę epoki. Czy można to odnieść także do sytuacji rodziny w dzisiejszym świecie?
Bp Wiesław Śmigiel: Nie ulega wątpliwości, że w tej chwili zmiany następują bardzo szybko. Dotykają one także małżeństwa i rodziny. Kiedyś poważniejsze zmiany mentalnościowe następowały w rytmie wymiany pokoleń, dziś następują one niemalże co 5 lat. Pokolenie dzieci o pięć lat młodszych myśli już nieco inaczej, używa innych pojęć, mówi nieco innym językiem. Dlatego kontakt z młodymi jest utrudniony.
Główna zmiana wynika stąd, że żyjemy w epoce cyfrowej. Oferta i sposób komunikacji jaką daje nam świat cyfrowy podlega bardzo szybkim zmianom. W konsekwencji kształtuje to sposób myślenia i sposób wartościowania młodych, żyjących dziś i karmiących się tym, co oferuje wciąż zmieniający się świat cyfrowy.
Jakiś czas temu przeczytałem, że w świetle badań przeprowadzonych w Hiszpanii, wśród zawodów wymarzonych i preferowanych przez młodych wymieniano np. „youtubera”, „instagramera” lub „tiktokera”. Wydawało mi się to dość dziwne i odległe. A dziś podobną sytuację mamy wśród naszej młodzieży. Ideały ludzi młodych stały się inne niż nasze.
KAI: Jak więc ukazywać dzisiejszym młodym tradycyjne ideały, na których oparta jest rodzina i małżeństwo? Jak im głosić nauczanie Kościoła w tej sprawie, które wcale nie jest łatwe?
Jest to bardzo ważne pytanie. Trafimy do młodych z naszym przesłaniem tylko wówczas, jeśli będziemy im w stanie małżeństwo i rodzinę ukazać jako wartościową propozycję oraz drogę do szczęścia i pełniejszej samorealizacji. Jeśli będziemy zdolni przekonać, że związek kobiety i mężczyzny oparty na miłości i odpowiedzialności oraz wzmocniony łaską sakramentu niesie ze sobą piękno i jest środowiskiem wzrostu człowieka.
Całe szczęście, że wyniki badań socjologicznych wśród młodych wciąż pokazują, że dla nich rodzina jest bardzo ważna. Choć jednocześnie coraz trudniej jest młodym podejmować trwałe i wiążące decyzje. Mimo to, naturalne pragnienie dobrej rodziny wśród ludzi młodych, jest to szansa, którą jako Kościół powinniśmy wykorzystać. W perspektywie wiary możemy pójść znacznie dalej. Papież Franciszek nieustannie przypomina o małżeństwie jako drodze ku szczęściu i świętości. Musimy więc to nieustannie podkreślać i ukazywać rodzinę jako drogę ku szczęściu. Mam wrażenie, że w naszej narracji jest tego wymiaru za mało. Jednak znalazło to odbicie w programie X Światowego Spotkania Rodzin, które niebawem rozpoczyna się w Rzymie.
Papież jest również przekonany, że ważny jest fundament wiary w rodzinie. Dlatego proponuje katechumenat w ramach przygotowania do małżeństwa. Może potrzeba też „katechumenatu rodzinnego – domowego”. Jest to nawiązanie do pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy obok katechumenatu kościelnego istniał katechumenat rodzinny, zwany także domowym, który przetrwał niemal do późnego średniowiecza. Rodzina w Kościele pierwotnym była nie tylko miejscem przekazywania prawd wiary, ale także miejscem wprowadzania w życie liturgiczne Kościoła i kształtowania postawy apostolskiej. Jestem przekonany, że w Polsce taki „katechumenat rodzinny” jest nam potrzebny oraz, że w ramach przygotowania do małżeństwa też często potrzeba elementów katechumenatu.
KAI: Co dokładnie ksiądz biskup rozumie pod tym pojęciem?
Do tego, by przygotować się do małżeństwa nie wystarczy skupić się na przygotowaniu bezpośrednim tzw. „kursie przedmałżeńskim”. Wielu młodych ludzi potrzebuje dziś ponownego wprowadzenia w chrześcijaństwo, budzenia wiary i autentycznego wprowadzenia we wspólnotę Kościoła. Warto do tego wykorzystać przygotowanie, zarówno dalsze jak i bliższe. Istnieje ponadto potrzeba duszpasterskiego towarzyszenia małżeństwom na różnych etapach ich wspólnego życia, rodzaj permanentnej formacji. Jestem głęboko przekonany, że kondycja chrześcijańskiej rodziny i małżeństwa zależy w dużej mierze od wiary. Nie wystarczy tylko nauczyć przyszłych małżonków pewnych umiejętności w zakresie budowania relacji, prowadzenia dialogu czy pokonywania kryzysów, ale trzeba pomóc im głębiej wejść w rzeczywistość wiary.
I tu pomocą – jak podkreśla Franciszek – mógłby być katechumenat. Przypomina nam, że towarzyszenie rodzinie powinno mieć wymiar bardziej systematycznego katechumenatu, czyli wprowadzania w rzeczywistość wiary.
KAI: Jak ksiądz biskup postrzega możliwość wprowadzenia tak rozumianego katechumenatu rodzinnego?
To o czym mówi papież Franciszek, zmusza nas do przemyślenia naszego przygotowania do małżeństwa w parafiach. Często wydaje nam się, że przygotowanie młodych do małżeństwa możliwe jest do realizacji w formie krótkiego kursu, a polegać winno na przekazie podstawowych informacji nt. małżeństwa i rodziny z punktu widzenia nauczania Kościoła oraz na daniu pewnych psychologicznych narzędzi ułatwiających pokonywanie trudności. Tymczasem to nie wystarczy, gdyż dotąd zakładaliśmy, że niemal wszyscy, którzy przychodzą na „kursy małżeńskie” są ludźmi wiary. Ale jest to dziś założenie bardzo optymistyczne, niekiedy niestety fałszywe. Chociaż ci, którzy przychodzą do parafii mają dobrą wolę i zapewne deklarują się jako wierzący, ale potrzebują przebudzenia duchowego, aby wiara stała się ważnym wymiarem ich życia. Papież mówi, że potrzeba znacznie głębszego i poważniejszego procesu wprowadzenie w Kościół i w rzeczywistość wiary.
Ten temat porusza opublikowany niedawno, a przygotowany przez watykańską Dykasterię ds. Świeckich, Rodziny i Życia dokument zatytułowany „Przewodniki katechumenalne dla życia małżeńskiego - Wytyczne duszpasterskie dla Kościołów partykularnych”. Franciszek w przedmowie zwraca uwagę na kontrast pomiędzy wieloletnim przygotowaniem, jakie Kościół przewiduje dla kandydatów do kapłaństwa i życia zakonnego a tym, że przygotowanie do małżeństwa trwa zaledwie kilka tygodni. Zaznacza, że „istnieje obawa, iż jeśli przygotowanie do małżeństwa jest powierzchowne, pary narażają się na ryzyko zawarcia nieważnego małżeństwa lub posiadania zbyt słabych fundamentów, aby przetrwać nieuniknione kryzysy”. Wyjaśnia, że obowiązkiem Kościoła jest poświęcenie im znacznie więcej czasu i energii, bo jest to przecież przygotowanie młodych do wielkiej misji, jaką jest rodzina i jej budowanie.
Komentarz
https://opoka.org.pl/News/Polska/2022/bp-smigiel-za-malo-mowimy-mlodym-ze-rodzina-jest-droga-ku
Chociaz cześć tych zapowiedzi obiecująca
Czyli?
że bunt na małżeństwo to bunt na bylejakość życia rodzinnego i małżeńskiego, którą obserwowali w pokoleniu rodziców i dziadków - tego prawie nikt nie przyzna. Wg mnie błogosławiony bunt
Że nigdy w historii nie było takiej przepaści miedzy wiekiem dojrzałości płciowej a społecznej, z czego wynika powszechny obowiązek kilkunastoletniego celibatu, bo inaczej do piekła
Że życie jest szybsze, samotniejsze, mniej „wioskowe” i jest dużo mniej czynników trzymających małżeństwo w całości, niż kiedyś. W związku z tym o małżeństwo trzeba dbać dużo bardziej niż kiedyś (a nie jak w tych głupich przysłowiach, że niby kiedyś to sie naprawiało,a teraz sie wyrzuca)
Młodzi ludzie są w kółko oceniani, tez w Kosciele. Że Roszczeniowi, bez zdolności do podjęcia zobowiązań, rozpustni, gorsi niż kiedyś, mniej skłonni do poświęceń itd.
Młodzi maja pretensje do kleru, różne. Ale ci ich zwykle nie chcą słyszeć, tylko dalej próbują nauczać, zachęcać, straszyć. Ech.
dla mnie to pokolenie powinno stać się wyrzutem sumienia dla wielu ludzi.
Dlaczego jakieś pokolenie ma być dla kogoś wyrzutem sumienia? Nie rozumiem.
2. Z tą bylejakością - nie, nie, nie. W poprzednich pokoleniach było wiele dobrych rzeczy, które zanikły, np. przekonanie, że żyje się dla dobra rodziny, Kościoła, ojczyzny. Żadna bylejakość.
Natomiast rodzin dobrych od dawna jest niewiele. Wielu dorastało w rozbitych rodzinach i to rozbicie powtarza się w kolejnym pokoleniu, więc po co ślub? Tego nikt nie przyzna. Że pewna hipokryzja w tym względzie jest od dawna.
3. To fakt. Ludzie dojrzali fizycznie, a nawet niezależni finansowo są nadal niedojrzali społecznie. I w tym celibacie (albo cudzołóstwie) żyją w najlepszych swoich latach.
4. My też jesteśmy w kółko oceniani. W dzisiejszych czasach nikt nie musi brać odpowiedzialności za krytykę.
5. Cóż, pretensje bywają zasadne i niezasadne. Biorą je sobie do serca ci najgorliwsi (z kleru), reszta...
6. Wyrzutem sumienia może każdy z nas stać się dla drugiego, nie rozumiem, o co Ci chodzi.
ad 2. każdy żyje w swojej bańce. Myślę, ze relacje, które kiedyś były miedzy ludzmi, są nie do zaakceptowania dzisiaj, bo nie ma innych czynników spajających. To mam na myśli,pisząc o bylejakości. Zresztą, to ma też związek z punktem 1 - są ogromne wymagania społeczne stawiane młodym, tez zakresie rodzicielstwa, bycia mężem i żoną… ludzie maja je wobec małżonka i wobec samych siebie.
a dzisiejsi mlodzi tez maja wartości, dobre, których kiedyś nie było tak powszechnie. Większa wrażliwość na krzywdę ludzką np. (czasem karykaturalna), większą aktywność mam wrażenie, poczucie, ze ode mnie coś zależy.
ad 4. Jesteś oceniana ustami kleru, ze jesteś zła? Nie sądzę. Zresztą, co innego byc ocenianym jako dorosły człowiek, a co innego, jako wchodzący w dorosłość. Ale masz racje, krytykować dziś może każdy…
Ad 5. Król jest po prostu nagi. Księża to ludzie jak wszyscy. Popełniają błędy. Mamy w Polsce ogromny klerykalizm, ubóstwienie księdza, jego opinii, nawet w moim pokoleniu w Warszawie to obserwowałam. Relacje miedzy klerem a wiernymi musza ulec przebudowie, bo inaczej, żeby żyć w Kościele,trzeba będzie zamykać oczy. Mam wrażenie, ze Papież to rozumie.
Ale tu akurat mogę się słabo orientować.
Znam masę księży i nie mogę tego potwierdzić. Oczywiście, jest szacunek należny kapłanowi, sam go wyrażam. Ale ubóstwienie?
mieszkalam w stolicy
bylo.
Jak "niesie Pana", to jakby bardziej.
Dlatego w moich oczach duchowni są bohaterami, którzy poświęcają własne życie, abym ja mógł osiągnąć życie wieczne. Odpłacam za to stosując odpowiednie formy grzecznościowe, broniąc ich, gdy są niesłusznie atakowani, w sprawach wiary i moralności traktując jako autorytety, których słucham i z którymi nie dyskutuję.
jeśli pozwolisz, podraze temat tego szacunku…?
Myśle, ze łatwo tez znalezc księży, którzy różnią sie w kwestiach związanych z tym, co z dziećmi zmarłymi w łonie matki lub po prostu przed Chrztem sw. Zreszta, jeszcze 40 lat temu odmawiano pochówku takich dzieci na poświęconym cmentarzu - ale to już na marginesie.
szacunek i formy grzecznościowe to po prostu element kultury osobistej (swoją droga - przeszedł kiedyś z Tobą kapłan na Ty?)
obrona przed fałszywymi oskarżeniami - to jakoś najbardziej widzę… ze można byc w to zaangażowanym osobiście, z miłości do nich. I może to byc jakas szczególna forma szacunku.