Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Kochająca rodzina może pomóc nawet bardzo ciężko chorym

edytowano czerwiec 2007 w Ogólna
Kochająca rodzina może pomóc nawet bardzo ciężko chorym

Sparaliżowany i niemówiący mężczyzna po 19 latach wstał i zaczął mówić. Według lekarzy to opieka żony ułatwia mu powrót do zdrowia. Medycyna zna więcej takich przypadków

- Pana Jana Grzebskiego zobaczyłem pierwszy raz 12 kwietnia. Żona przywiozła go do mnie na rehabilitację. Od 19 lat był sparaliżowany. Pierwsze cztery lata spędził w śpiączce. Nie mówił. Uderzyło mnie, że mimo to był pogodny, wyjątkowo zadbany, żadnych odleżyn, mięśnie w dobrym stanie. Dziś siedzi na wózku, porusza rękoma, robi pierwsze samodzielne kroki i coraz lepiej mówi - podkreśla skromnie Wojciech Pstrągowski, od 25 lat rehabilitant ze szpitala w Działdowie, który od kwietnia zajmował się 65-letnim Janem. Jednak największe zasługi w rehabilitacji ma żona pacjenta.

Medycyna zna podobne przypadki. W 1995 r. amerykański strażak Donald Herbert doznał trwałego ciężkiego uszkodzenia mózgu. Był w śpiączce pięć miesięcy, potem trafił do ośrodka opiekuńczego. Nie mówił, nie reagował na otoczenie. Po dziesięciu latach nagle odzyskał pełną świadomość i mowę. W jego wypadku też decydującą rolę odegrała rodzina, która nigdy nie straciła nadziei i traktowała Herberta, jak gdyby był świadomy.

W 2003 r. Amerykanin Terry Wallis odzyskał świadomość i mowę po 19 latach przebywania w śpiączce, w której się znalazł po wypadku samochodowym. W marcu 2007 r. obudziła się z siedmioletniej śpiączki Amerykanka Christa Lilly. Wcześniej cztery razy na krótko odzyskiwała świadomość.

38-letni Włoch Salvatore Crislafulli przez dwa lata leżał bez świadomości (stan śpiączki wegetatywnej), po tym jak jadąc motorowerem, zderzył się z ciężarówką. Odzyskał mowę i świadomość po intensywnej rehabilitacji. Przyznał, że podczas śpiączki cały czas słyszał i rozumiał, co się wokół dzieje. Jednak we wszystkich tych przypadkach czynnikiem decydującym o powrocie do zdrowia nie byli lekarze, lecz przede wszystkim wiara rodzin pacjentów, że ich krewni mogą odzyskać zdrowie.

- Mamy na oddziale pacjentów sparaliżowanych krócej i dużo młodszych od pana Jana. Większość z nich rodziny odrzuciły. Skutkuje to ciężkimi depresjami, brakiem współpracy przy rehabilitacji i w efekcie brakiem jakichkolwiek postępów. U Grzebskich było inaczej. Pani Gertruda Grzebska to wspaniała osoba. Uderzyło mnie, jak oboje z mężem są pogodni. Gdy Jan Grzebski zaczął poruszać rękami, cieszyli się jak dzieci. Śmiali się, gdy żona kupiła mężowi buty dochodzenia - dodaje doktor Hanna Koźmińska, ordynator oddziału paliatywno-hospicyjnego szpitala działdowskiego.

Po dwóch miesiącach rehabilitacji Jan Grzebski rusza rękami, stawia pierwsze kroki. Zaczął też mówić. Na pytanie, czy wie, jak dobrą ma żonę, odpowiedział: "Wiedziałem to od dawna".

IWONA TRUSEWICZ

Komentarz

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.