Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Co jest najważniejsze w życiu? Rodzina.

2»

Komentarz

  • [cite] Anka:[/cite]uważam że dla dobra związku fajnie czasami 2 - 3 dni spędzić tylko we dwoje, Ty uważasz, że jest najważniejszy/a, a tak nie robisz.

    Przepraszam, że tak się wtrącam trochę, ale można jechać z mężem/żoną i10 dzieci na wczasy a mimo to być w przekonaniu (nie wiem jak to nazwać: mieć intencje? okazywać?), że to współmałżonek jest najważniejszy.

    Z drugiej strony myślę, Anko, że masz rację z tymi 2-3 dniami w 4 oczy :smile:

    P
  • ojej... 2-3 dni tylko we dwoje... rozmarzyłam się :bigsmile:
  • Jeżeli bym się znalazł w sytuacji, w której muszę ratować członków mojej rodziny przed jakimś zagrożeniem, wobec którego są w równym stopniu bezbronni, to bym zaczął od mojej żony.

    Natomiast jeżeli chodzi o "wypoczywanie od dzieci", to chyba wciąż mamy ich za mało, bo ledwo co znosimy wakacyjną rozłąkę i na pewno byśmy sami nie chcieli od nich się oddalać :bigsmile:

    W zasadzie nie wiem, co mielibyśmy takiego robić bez dzieci, co by było warte takiego rozwiązania.
  • No coż Maćku, tu nie chodzi o odpoczywanie bez dzieci - ja np bardzo źle znosze jak one gdzieś jadą bez nas, ale o bycie po prostu we dwoje... A co można robić wtedy, no cóż to już zależy od inwencji. A co będziecie robić jak dzieci wyprowadzą się z domu? Przecież kiedyś to nastąpi, sami o tym pisaliście.
    No, ale mi to łątwo pisać o tych wyjazdach, bo my w ogóle ostatnio sporo wyjeżdżamy, mąż dużó pracuje, ale weekendy i przede wszystkim urlop (w wyższym wymiarze niż 26 dni) to raczej rzecz święta... Penie jak byśmy mogli wyjechać tylko na 2 tyg w roku i jeszcze pracowalibyśmy w wkndy to tych wyjazdów we dwoje by nie było.

    A co do ratowania, powtórzę jeszcze raz, mam nadzieję, że mąż w sytuacji, jak np będę tonąć ja i dziecko, a będzie można uratować tylko jedno - uratuje dziecko, zresztą nie wyobrażam sobie późniejszego życia gdyby uratował mnie zamiast dziecka... NO, ale mam nadzieję, ze nikt z nas nigdy nie stanie nigdy przed takim wyborem.
  • Już wiem - można wtedy odwiedzać znajome stare panny, które nie lubią dzieci. Ale to strasznie nudne :cool:
  • Oj, Maćku Macku - można być WE DWOJE... Jak chcesz to na priva napiszę ci szczegóły:cool:
  • Tzn... Taw już pisał o tym w tym wątku, można jego pomysł wykorzystać na takie 2-3 dni... :wink:

    P
  • Jeść rosół? :shocked:
  • Nie, prasować koszule:cool:
  • ... o koszulach nic nie pisałem.
  • @OlaiP
    i znów mały człek za którym tęsknimy a który nie pozwala na bycie we dwoje istne perpetuum
  • @Rafał: ??? Napisałem przecież, że można być z 10 dzieci na wczasach i jednocześnie być we dwoje. Choć nie zaszkodzi jak się będzie ze 2-3 dni tylko we dwoje. W czym problem? :confused:

    P
  • Komu nie zaszkodzi, temu nie zaszkodzi. Gdybyśmy teraz zapragnęli oddać komuś naszą roczną Ulę na trzy dni, bo rodzicom się zachciało romantycznej wycieczki do Paryża, to wątpię, czy by była tym zachwycona.
  • To może nie do Paryża?:wink:

    A poważniej mówiąc, wszystko zależy od dziecka/dzieci. Ja tam uważam, że to najmłodsze najlepiej to znosi - pod warunkiem, że zostaje w swoim domu, z całym rodzeństwem i pod opieką osób z którymi ma częsty, bliski i pełen miłości kontakt. Nasze dzieci uwielbiają dziadków, zarówno jedni jak i drudzy bardzo się angaqżują, choć nie są dziadkami pełnoetatowymi. Moi rodzice - pewnie z racji wieku, trochę bardziej. Zostanie więc z nimi nie jest problemem. A ciekawe, jak rozwiązujecie problem wakacji? Oczywiście w przypadku matek niepracujących to żaden problem, ale jak rodzice oboje pracują, to jak sobie radzą? Też nie puszczają dzieci nigdzie z dziadkami?. I np mieszkając w dużym mieście, dzieciaki spędzają tam większość wakacji?. Oczywiście starsze zaczynają jeździć na obozy, więc mówię o takich jeszcze przedszkolnych dzieciach.
    My np. w zeszłym roku, co czwartek wieczór dojeżdżaliśmy do dzieci i moich rodziców i jakoś nie zauważyłam u nich ciężkiej traumy.

    A wracającdo wyjazdów we dwoje, wynikają zazwyczaj z pewnego splotu zdarzeń i są z czymś powiązane. Np wyjazd służbowy męża, który zasadniczo mógł by trwać jeden dzień, my robimy z tego trzy...
  • [cite] Anka:[/cite]Ja natomiast uważam, że w zdrowej kochającej rodzinie wszyscy powinni być tak samo ważni
    Sprawiedliwie to nie znaczy po równo (zazwyczaj).
  • Każdy chłonek rodzinny powinien czuc się bezpiecznie w rodzinie i czuc się w niej najważniejszy
    A stara prawda ludowa mówi że źle się dzieje domowi gdzie krowa przewodzi wołowi.
  • [cite] Maciek:[/cite]Jeżeli bym się znalazł w sytuacji, w której muszę ratować członków mojej rodziny przed jakimś zagrożeniem, wobec którego są w równym stopniu bezbronni, to bym zaczął od mojej żony.
    W takich sytuacjach działa się bardzo spontanicznie i teraz siedząc przy komputerze możemy robić sobie takie kalkulacje na chłodno. Ja chyba zacząłbym od najmłodszego dziecka. I bynajmniej nie z tego powodu, że bardziej je kocham od żony. Po prostu raczej zadziałał bym według zasady, że najpierw ratuje się tego kto jest najsłabszy i sam ma najmniejsze szanse dać sobie radę. Poza tym, gdyby taka sytuacja się wydarzyła i uratowałbym żonę kosztem życia któregoś z dzieci to moja żona do końca życia by mi tego nie wybaczyła. Zresztą gdyby ona postąpiła tak samo też miałbym problem żeby jej wybaczyć.
  • W takich sytuacjach działa się bardzo spontanicznie i teraz siedząc przy komputerze możemy robić sobie takie kalkulacje na chłodno.
    ------------------------------
    Podobno kierowca odruchowo ratuje siebie.
  • To może najpierw uratować rosół?
  • Naj, naj jest Bóg, choć niestety nie zawsze tak było:shamed:
    Potem bezwzględnie małżonek... chociaż czytając Wasze wypowiedzi, mogę popaść w kompleks wyrodnej matki...
    Wydaje mi się, że ważność osób w naszym życiu, nie ma chyba aż tak wielkiego znaczenia jeśli chodzi o sytuacje ekstremalne, takie jak pożar, czy topienie... tak jak pisze Robert, w takich sytuacjach ratuje się najsłabszego, chociaż i to zależy...hmmm.... tego typu gdybanie-moim skromnym zdaniem- prowadzi do nikąd.
    Wracając do ważności...żyję w przeświadczeniu i odpowiedzialności za uświęcanie siebie i współmałżonka. Dzieci, wyjdą z domu, założą swoje rodziny i dla nas (może to dla niektórych brzydko zabrzmi) są zadaniem do wykonania, aby wychować ich w miłości tak, by chcieli iść drogą do zbawienia, by ukształtować ich na dobrych katolików-porządnych ludzi itp. Jest to również odpowiedzialne i ważne zadanie, które nie zaistaniałoby bez nas- filarów rodziny.
    Czujemy się jak narzędzia w ręku Pana i mamy misję- ja i mój mąż- my którzy jesteśmy złączeni sakramentalnie, dlatego najpierw mąż-potem dzieci.
    K
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.