Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Koedukacja jest źródłem agresji

edytowano październik 2008 w Ogólna
48db348bcf3e4k2jpgswr5.jpg

Od 10 lat najlepsze wyniki egzaminów osiągają uczniowie, którzy w szkole nie mają rówieśników płci przeciwnej - z Josepem M. Barnilsem, szefem Europejskiego Stowarzyszenia Edukacji Zróżnicowanej rozmawia Marek Pielach

Czy oddzielne szkoły dla dziewcząt i chłopców to sposób na walkę z agresją wśród młodzieży?

Jak najbardziej. W takich szkołach nauczyciele mogą o wiele lepiej dostosować metody wychowawcze do wymogów obu płci. W szkołach mieszanych jest to niemal niemożliwe. Przez to wzrasta agresja i spada dyscyplina. Szczególnie widać to wśród chłopców.

Dlaczego akurat chłopcy mają większe problemy?

W szkołach koedukacyjnych w początkowej fazie nauczania chłopcy na ogół wypadają gorzej od dziewczynek. Ich możliwości przyswajania wiedzy, koncentracja rozwijają się wolniej. W efekcie chłopcy ponoszą częściej edukacyjne porażki i łatwiej zniechęcają się do szkoły.

I to może rodzić szkolną agresję?

Tak. W wielu rozwiniętych państwach, takich jak Kraje Skandynawskie, Wielka Brytania czy USA zauważono niepokojącą tendencję pokazującą wzrost odsetka nastoletnich chłopców wypadających z systemu edukacyjnego i trafiających na margines społeczeństwa. Młodzi ludzie stają się agresywni, izolują się i zaczynają popełniać przestępstwa.

Winne są temu mieszane szkoły?

Między innymi. Z tego powodu w USA po trzech latach eksperymentu z zakazem szkół niekoedukacyjnych, wrócono do oddzielnej edukacji - jako najskuteczniejszej metody kształcenia.

Czy są jakieś dowody na to, że jest ona tak skuteczna?

Świadczą o tym choćby wyniki egzaminów wstępnych na studia. Przez ostatnie 10 lat robiliśmy badania w Wielkiej Brytanii. Okazało się, że zarówno w szkołach prywatnych, jak i publicznych dziesięć placówek z najlepszymi wynikami to szkoły niekoedukacyjne.

Na czym polega skuteczność tych placówek?

Program nauczania dopasowuje się do indywidualnych potrzeb płci dziecka.

Czyli?

Inne są tempa rozwoju dzieci. Jeśli weźmie się dla przykładu kilkuletnią dziewczynkę i jej rówieśnika, wiadomo, że trzeba z nimi inaczej pracować. Dziewczynki potrafią lepiej słuchać, a chłopcy wytrzymują najwyżej kilka minut, potem zaczynają się wiercić i wszystkim przeszkadzać. To wynika z ich konstrukcji psychicznej i zdolności koncentracji.

W szkołach koedukacyjnych efektywność uczenia jest mniejsza?

Tak. Traci się tam dużo czasu. Poza tym na zajęciach z przedmiotów ścisłych dziewczynki są bardziej nieśmiałe niż chłopcy. Myślą, że mniej potrafią i w związku z tym rzadziej zabierają głos. Inaczej jest, gdy są tylko w gronie swoich rówieśniczek.

I wtedy chętniej uczą się przedmiotów ścisłych?

Najnowsze badania pokazują, że dziewczynki, które uczą się w żeńskich klasach, częściej wybierają studia matematyczno-przyrodnicze i karierę naukową niż ich koleżanki latami tłumione przez chłopców.

A co z umiejętnościami socjalnymi dzieci pozbawionych codziennego kontaktu z płcią przeciwną?

To nie jest problem, bo w szkole spędza się tylko 20 procent czasu. Poza tym badam wychowanków takich szkół od lat. Jak dotąd nikt jeszcze nie narzekał na problemy towarzyskie związane z brakiem koleżanek czy kolegów.

Dlaczego zatem klasy mieszane ciągle dominują na świecie?

Ten trend zaczął się stosunkowo niedawno, w połowie XX wieku. Na skutek nacisków ruchów feministycznych zmieniono system edukacji tak, by wyrównać szanse dziewczynek i chłopców. Postanowiono wtedy, że dzieci będą w szkołach robić dokładnie to samo. I w ten sposób "wylano dziecko z kąpielą".


polskatimes.pl
«1

Komentarz

  • To wszystko jest bardzo logiczne. I pomyśleć, że jeszcze przed wojną nie było szkół koedukacyjnych! Dziwi mnie to, że obecnie (z kimkolwiek rozmawiam) nikt nie chciałby, aby szkoły znów były oddzielone. Brak jakiejkolwiek refleksji w tym kierunku!
  • Nie mam określonego zdania co do oddzielnych szkół dla dziewcząt i chłopców, raczej jestem za niż przeciw. Doświadczenia mam trochę jeśli chodzi o gimnazjum i liceum (cudze dzieci), a w kwestii edukacji własnych dzieci sięga ono póki co tylko 4kl. szk. podst.
    Ale dziwi mnie podkreślanie w kółko jak to sobie chłopcy nie radzą, albo jak to dziewczynki są słabsze z przedmiotów ścisłych. Nijak się to ma do tego co obserwuję w naszej szkole. Chłopaki często bardziej licznie plasują się w klasowej czołówce, natomiast w konkursie matematyczno logicznym dziewczynki są w stanie zakasować chłopców nie tylko ze swojego rocznika ale i starszych. Przypadek? Myślę, że oddzielne kształcenie może mieć pozytywne skutki jeśli chodzi o dysyplinę, ale nie demonizujmy tak tych różnic intelektualnych, bo z tym dzieciaki sobie raczej radzą. Zawsze będą lepsi i słabsi.
  • A ja chodziłam do prawie męskiej klasy 5 dziewczyn, 21 chłopaków. U mojego meża, który jest po tym samym liceum były 2 dziewczyny i 20 chłopaków. Idąc na studia raczej humanistyczne przeżyłam szok po spotkaniach z dziewczynami z klas humanistycznych, a szczególnie obserwując ich stosunek do płci przeciwnej - to na pewno przyczyniło się do tego, że moje poglądy przez pewnien czas były całkowicie antyfeministyczne:wink:
  • [cite] Werka:[/cite]A ja chdziłam tez do prawie żeńskiej szkoły i na takie studia, traumy z tego powodu nie miałam, ale uważam, że zdrowsza jest równowaga płciowa, nie za dobrze czuję się wśrodowisku samych kobiet.
    Pewnie, kobieta podświadomie odbiera inne kobiety jako rywalki w zdobyciu samca. Przy niedoborze samców musisz się stresować, a jak jest równowaga zawsze się coś trafi.
  • [cite] malgorzata:[/cite]nasz Wiesio nie był gejem:tooth::tooth:
    i nie jest:fingersear:
    Tzn. wyrwałaśWiesia...? hehe nic dziwnego że taka Werka woli jak jest pół na pół.
  • Zapomniałaś o pedofilach i zoofilach.
  • ... i o facetach lesbijkach i o kobietach pedałach.
  • o rany, Werka - może jeszcze parytety dla brunetów, blondynów i rudych? o i oczywiście łysych:wink:
  • [cite] Werka:[/cite]Niekoniecznie, natomiast szkoły z segregacją płciową uważam za zły pomysł, odwołujący się od szkodliwych stereotypów.
    Mi to nawet podoba sie segregacja rasowa w szkołach.
  • Jest dokładnie odwrotnie, Werko. Idea edukacji zróżnicowanej opiera się na naukowo dowiedzionej wiedzy o różnicach możliwości i potrzeb dziewczynek i chłopców. Natomiast system koedukacyjny bazuje na ignorancji ludzi, którzy kiedyś stwierdzili, że poza brakiem siusiaka obie płcie się w zasadzie nie różnią.
  • Werko, jeżeli Twoja wiedza na temat edukacji zatrzymała się na poziomie XIX wieku, to nic dziwnego, że wypisujesz takie rzeczy. Gdybyś zainteresowała się bardziej tematem, to byś mogła się dowiedzieć, że współczesna edukacja zróżnicowana jest rozwiązaniem bazującym na nowoczesnych założeniach, co przekłada się na wysoką skuteczność nauczania. I nie służące się kształci w ten sposób, ale osoby konkurujące pod względem wiedzy z wychowankami najlepszych szkół koedukacyjnych.
  • [cite] Werka:[/cite]Polecam powieść "Przedpiekle" Gabrieli Zapolskiej, sceny obyczajowe z pensji dla panienek.

    Nie można opierać się na literackiej fikcji i tym bardziej dlatego, że Gabriela Zapolska była promotorem bardzo niskiego poziomu moralnego. Wiedza Werki na temat edukacji w XIX wieku opiera się o literacką fikcję pisarzy, którzy w żadnym wypadku nie powinni być autorytetami.
  • A ja polecę "Duma i uprzedzenie" J. Austen

    Trzeba się postarać Werka, a nie potem zasłaniać się feminizmam.
  • Czy oznacza, to, że wszyscy z wyjątkiem Werki i Agniesi posyłają już dzieci do szkół gdzie nie ma koedukacji?

    Na razie mam małe dzieci, jeżeli widziałabym jakiś sens rozdzielenia to może gimnazjum, później ani wcześniej na pewno nie. Do tej pory cenię sobie miejsca (tak mam wpracy) że jest w miarę rownomierny rozkład płciowy. W liceum tak nie miałam, ale w końcu to była duża instytucja, więc trochę tych dziewczyn się znalazło, ale naprawdę nie wyobrażam sobie uczenia w totalnym babińcu.
  • W Polsce jest bardzo niewiele szkół, w których prowadzi się edukację zróżnicowaną. Te, które istnieją, zazwyczaj plasują się w czołówkach rankingów wyników nauczania. Takie rozwiązanie jest naturalne i dobre dla dzieci. Mam nadzieję, że z upływem czasu coraz więcej pedagogów będzie to zauważać i kierować się wiedzą naukową, a nie ideologią urawniłowki.
  • Plasują się w czołówcem jak większość dobrych prywatnych szkół. A poza tym czy wyniki są najważniejsze? Czy rzeczywiście dziewczynki same tak dobrze się czują, czy później kontakty z płcią przeciwną są dla nich naturalne? Czy nie uważasz, że chłopcy/mężczyźni, dziewczynki/kobiety dzięki wzajemnym kontakntom nie ubogacają siebie?
  • Uważam, że dziewczynki tracą biorąc udział w lekcjach, których poziom jest dostosowany do wolniej rozwijających się chłopców. Podobnie, jak chłopcy tracą w innych aspektach szkoły, kiedy przyjmuje się z kolei dziewczynki za punkt odniesienia.

    Natomiast na wzajemne ubogacanie obu płci pozostaje 80% czasu, kiedy dziecko nie jest w szkole. Nie ma powodu, aby na siłę tworzyć grupy z dzieci, które do siebie nie pasują.
  • A o której Twoja Zosia kończy szkołę i wraca do domu? Bo moja 15 - 16.00 i nie ma potem za wiele czasu na spędzanie czasu z rówieśnikami odmiennej płci... Ale moje dywagacje dot koedukacji są całkowice intuicyjne.

    A i jeszcze jedno pytanie do kiedy niby ten rozdział miałby trwać? Bo tak jak rzeczywiście koledzy z podstawówki nie za bardzo odcisneli na mnie jakiekolwiek piętno, to już koledzy z liceum dość znaczącą rolę oderali w moim życiu:smile:
  • Zosia kończy zajęcia o 15:30. Potem jedzie autobusem szkolnym do szkoły męskiej, gdzie ogląda, jak chłopaki grają w piłkę i pogaduje sobie ze znajomymi. Ma też na stałe dwóch braci, a także sporą grupę sąsiadów w różnym wieku, z którymi może spotkać się przed domem na podwórku.

    Co do górnej granicy rozdziału to nie odpowiem, bo nie wiem :cool:
  • >Ja wiem, Maćku, że zdaniem niektórych kobieta powinna umieć ładnie się wysławiać, grać na pianinie, wyszywać i gotować, i to jest jej powołanie: umilać życie panom tego świata i wychowywać ich dzieci.<

    właśnie tak bym to ujął
  • Przykład Pani w/g przepisu Werki co to wyszywa i gra na pianinie



    MARIA TARNOWSKA




    Patriotyzm cechował całe życie Marii Tarnowskiej, zarówno przed, w czasie pierwszej oraz drugiej wojny światowej. Aktywnie pracowała, pomagając innym w okresie międzywojennym. Świadectwem życia Marii Tarnowskiej na tle obrazu ziemiaństwa na przełomie XIX i XX wieku oraz wydarzeń historycznych, stosunków społecznych i obyczajowości epoki, w której żyła â?? są jej "Wspomnienia", wydane przez Krajową Agencję Wydawniczą w 2002 roku. Zostały one napisane w latach 1950-1956 po angielsku dla czytelnika amerykańskiego, ale nie zostały wydrukowane.



    Urodziła się w Milanowie w 1880 roku w majątku, należącym do jej rodziców, księcia Włodzimierza Światopełk-Czetwertyńskiego i Marii Wandy, córki Seweryna hr. Uruskiego. Pochodziła z rodziny, której przedstawiciele piastowali wiele wysokich urzędów i godności w Królestwie Polskim i odrodzonej Polsce, a także cieszyli się szacunkiem z racji szerokiej działalności charytatywnej i społecznej. Książę Włodzimierz (1837-1918) był uczestnikiem Powstania Styczniowego, za co został skazany na dożywotnie ciężkie roboty (karę skrócono na skutek starań rodziny), konfiskatę majątku oraz utratę praw publicznych i tytułu. W 1909 roku założył Towarzystwo Sybiraków Weteranów 1863 roku, był także prezesem Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Matka autorki była założycielką Katolickiego Związku Polek, w 1906 roku ufundowała szkołę powszechną i bibliotekę wiejską w Milanowie oraz aulę wykładową na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, broniła ludności unickiej przed carskimi represjami.

    Maria Tarnowska otrzymała w domu rodzinnym staranne wychowanie. Była wrażliwa na krzywdę ludzką, miała poczucie obowiązku społecznego. Jako żona dyplomaty â?? Adama hr. Tarnowskiego â?? towarzyszyła mu w wielu podróżach dyplomatycznych, w spotkaniach z koronowanymi głowami państw europejskich i osobistościami świata polityki początku XX wieku, np. z cesarzem Franciszkiem Józefem, królem Bułgarii Ferdynandem, królem Anglii Edwardem VII.

    W czasie pierwszej wojny bałkańskiej i pierwszej wojny światowej była sanitariuszką we frontowych szpitalach wojskowych, a w czasie wojny polsko-bolszewickiej komendantem frontowej czołówki Czerwonego Krzyża. Za swoją działalność w tym trudnym okresie została odznaczona Krzyżem Walecznych. Po zakończeniu wojny nie powróciła już do starego stylu życia â?? w odrodzonej Polsce poświęciła się potrzebującym. Została Naczelną Siostrą Czerwonego Krzyża w Polsce, a następnie członkiem zarządu tej organizacji. Dzięki jej inicjatywie w okresie międzywojennym powstało społecznie w całej Polsce około 300 wiejskich ośrodków zdrowia, które szczególnie dbały o stan zdrowia dzieci i propagowały stosowanie zasad higieny w życiu oraz udzielały pierwszej pomocy.

    W okresie drugiej wojny światowej Maria Tarnowska nadal pracowała w strukturach PCK i organizowała pomoc dla ludności Warszawy.
    W 1942 roku została aresztowana i osadzona na kilka miesięcy w więzieniu na Pawiaku. Po uwolnieniu uznała, że czas przystąpić do zbrojnego podziemia. Wstąpiła do służby pomocniczej kobiet Armii Krajowej (w stopniu porucznika, we wrześniu 1944 roku awansowała na majora). W czasie Powstania została mianowana przez dowództwo Wojskowej Służby Kobiet komendantem wszystkich sanitariuszek na terenie na którym przebywała, oraz zobowiązana do zorganizowania punktów pierwszej pomocy i jeśli zajdzie potrzeba, szpitali polowych.
    Z racji swej pozycji i znajomości dyplomatycznych została parlamentariuszem do rozmów z Niemcami w celu ratowania ludności cywilne â?? brała również udział w rozmowach kapitulacyjnych Powstania. Andrzej Żółtowski, siostrzeniec autorki, przytacza wypowiedź protokolanta rokowań, porucznika Wehrmachtu, Gerharda von Jordana: W tym momencie, gdy protokół był gotów, mieliśmy wrażenie, że to nie Polacy kapitulują, lecz my przed starą hrabiną"

    Przed i w czasie Powstania było wiele bohaterskich działań Marii, mających na celu ratowania życia lub zapewnienie środków egzystencji, różnym, przeważnie nieznanym jej osobom. Groziły one niejednokrotnie aresztowaniem, utratą zdrowia, wymagały wielkiej odwagi. Przykładem innej działalności było wyniesienie z kapitulującej Warszawy, na polecenie władz Państwa Podziemnego, kwoty pół miliona dolarów! Pieniądze te, w małych nominałach, zostały zaszyte w jej kamizelce.

    Wspominając rozmowę z generałem Wehrmachtu G??nterem Rohrem, Maria Tarnowska przytoczyła jego opinię, że "pierwszego sierpnia w mieście stacjonowało zaledwie pięć tysięcy Wehrmachtu. Do tego dochodziła część dywizji SS Galizien, złożonej z ukraińskich bandytów. Pierwszego sierpnia układ sił sprzyjał Polakom. Tydzień później sytuacja była już inna..." (Wspomnienia str. 212). Tarnowska zwróciła uwagę, że szczególnym przymiotem Warszawy był duch i wola walki, która ogarnęła milionową ludność, nie bacząc na konsekwencje â?? warszawiacy dowiedli swego prawa do wolności.

    W 1945 roku Maria została aresztowana przez Milicje Obywatelską i przez miesiąc, pod zarzutem kolaboracji z Niemcami, była więziona w Olkuszu. Zwolniona, zorganizowała w Krakowie opiekę Czerwonego Krzyża nad tysiącami ludzi o różnej narodowości, wyniszczonych i bezdomnych, wracających z obozów jenieckich. Jako urzędujący prezes PCK dokonała nadludzkiego wysiłku, aby w zdewastowanym kraju udzielić pomocy szpitalnej, zorganizować biuro poszukiwań zaginionych oraz zaradzać tragediom osobistym tysięcy dotkniętych nieszczęściem.

    Głęboko przeżywała tragedię Ojczyzny. Po latach z goryczą zanotowała: "...Polska zapłaciła wysoką cenę za przywilej walki u boku zwycięzców. Jak to się mogło stać, że żołnierze Armii Krajowej, którzy stawiali czoło wspólnemu wrogowi na równi z angielskimi oddziałami desantowymi, trafili do więzień albo byli wywożeni w głąb Rosji bez słowa protestu ze strony sojuszników. Czy i to zostało przewidziane w Jałcie, gdzie Wielka Brytania i stany Zjednoczone podpisywały nieszczęsne porozumienie?" ("Wspomnienia" str. 255). I dalej: "Wiezienia się zapełniły â?? podobnie jak na początku niemieckiej okupacji; powstawały nowe obozy koncentracyjne, organizowano pokazowe procesy... Nie można było zaufać drugiemu człowiekowi tylko dlatego, że jest rodakiem; nie istniała wspólnota celu. Baliśmy się rozmawiać szczerze na ulicach i w miejscach publicznych z obawy, że usłyszy nas tajny informator. Ciągle ich przybywało, a tak zwana bezpieka, czyli Urząd Bezpieczeństwa szkolony przez funkcjonariuszy NKWD, dysponowała kartoteką znacznie obszerniejszą i lepiej opracowaną niż gestapowskie archiwa. Zaczynała działać zorganizowana sieć agentów. Przykro było patrzeć, jak wypływają na wierzch szumowiny do tej pory ukryte na samym dnie, kierowane najniższymi pobudkami: zachłannością, żądzą władzy i osobistego wyniesienia" ("Wspomnienia" str. 257).

    Maria i Adam Tarnowscy, podobnie jak cała warstwa ziemiańska, utracili swój majątek ziemski położony w Świerżach nad Bugiem, a ich dom został zdewastowany. Postanowili jednak pozostać w Polsce i przenieśli się do zrujnowanej Warszawy. W bardzo trudnych warunkach, mieszkając w częściowo zrujnowanym domu, Maria zarabiała na życie i utrzymywała chorego męża. W 1946 roku wyjechali do Szwajcarii, by spotkać się ze swoim synem Andrzejem. Wyjazd ten stał się możliwy dzięki pomocy znajomej lekarki pochodzenia żydowskiego, której pomogła w czasie okupacji znaleźć schronienie w klasztorze, gdzie ocalono wielu Żydów. W Szwajcarii Maria Tarnowska otrzymała wiadomość pocztą dyplomatyczną, że w Polsce nasiliły się aresztowania członków AK i powrót do kraju stał się dlań bardzo ryzykowny. Po śmierci męża i nastaniu pewnej liberalizacji w kraju Maria dzięki pomocy Czerwonego Krzyża, w 1958 r. powróciła do Polski, pozostawiając w Brazylii rodzinę i funkcję prezesa miejscowej Polonii. Tęsknota za Ojczyzną była silniejsza. Zmarła w Warszawie w 1965 roku.

    Maria Tarnowska należała do pokolenia, które po zakończeniu drugiej wojny światowej doświadczyło utraty wszystkiego, co posiadało â?? majątku i pozycji w społeczeństwie. Pokolenia, dla którego miłość Ojczyzny wrażała się konkretną służbą potrzebującym, stanowiła priorytet w życiu, dla której potrafili poświęcić majątek, zdrowie a nawet życie!

    Myślę, że postać Marii Tarnowskiej zasługuje na to, aby nie uległa ona zapomnieniu. Może przyszedł czas, aby jej imieniem nazwać jakąś znaczniejszą ulicę w stolicy?

    Maciej Glińsk
  • [cite] Anka:[/cite] naprawdę nie wyobrażam sobie uczenia w totalnym babińcu.

    Niestety tak jak Anka myślą chyba wszyscy nauczyciele wykształceni w socjalistycznych uczelniach. Innych do tej pory nie spotkałam. Rzeczywistość do nich nie przemawia, przecież widzą, że w szkołach koedukacyjnych jest coraz gorzej, coraz trudniej tym nauczycielom pracuje się. Nie wyciągają żadnych wniosków.
  • A ja mam same córki i obawiam się , że w szkole żeńskiej nie miałyby szans poznać i zrozumieć chłopaków. Poza tym w naszym mieście są jedynie szkoły koedukacyjne , tak dylematów mieć nie będę .
  • Przepraszam że tak bezpośrednio ale: mają ojca?
  • Ojca mają . Myślę jednak , że ojciec rówieśników nie zastąpi , nie umniejszając jego roli.
  • Do szkoły chodzi się, żeby się uczyć, a nie poznawać i rozumieć chłopaków
  • [cite] Monika73:[/cite]Ojca mają . Myślę jednak , że ojciec rówieśników nie zastąpi , nie umniejszając jego roli.
    Rówieśników może nie ale wzór mężczyzny chyba może.
  • Werka o czym ty piszesz? Czasami się zastanawiam jak może taka wiedza (jaką posiadasz)funkcjonować z takim ignoranctwem?
  • Dziewczynki np. często nie potrafią bekać. Umiejętności chłopców mogą je pod tym względem ubogacić.
  • Ja tam się cieszę , że chodziłam do szkoły z chłopakami. Było weselej a w edukacji mi to nie przeszkodziło , na złą drogę też nie zeszłam. A jeden mój kolega z klasy jest obecnie moim mężem i wzorem mężczyzny dla moich córeczek.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.