@groszek , mam takie doświadczenia. Od ponad trzydziestu lat żyję tu na wsi i jestem z ludźmi na dzień dobry. To, o czym mówisz miało miejsce we wsi pod Drohiczynem. Tylko tam ludzie żyli obok siebie od ponad stu lat. Nawet w czasie, gdy Bug zalewał im wieś, całą wsią przemieścili się. Pomoc i życzliwość były większe, to prawda. Tu jest wieś mazurska, ludność napływowa. Jednak zamiłowanie do plotek wszędzie na podobnym poziomie.
I bardzo dobrze że taka wies U nas dzieci kazdy sąsiad sam wozi do szkoły ,choć chodzą do tej samej klasy, dzieci spotykają się w szkole albo wcale , nie chodzą do siebie, spotkanie sasiedzkie- gdy najmuje się sąsiada do jakiejś pracy
Każdy patrzy aby jemu było wygodnie,nik n nie chce się angazowac bo po co, Dzieci nie chodzą do siebie bo są kłótnie z przed stuleci ,o byle co zaraz moznm mieć problemy np jak sąsiada dziecko u mnie złamie rękę będę miała ciąganie i odwrotnie , każdy żyje w swoim świecie ,ba nawet jakies kartki informacje z urzedu nie zawsze są przekazywane bo czyjąś babka pokłóciła się z czyimś dziadki Dzieciak nie powie dzień dobry sąsiadowi ,
My mieszkalismy na jednej wsi - ploteczki i wzajwmne zainteresowanie choc nie tak duze jak u siostry, teraz mieszkamy 3km dalej i to jeszcze w takiej zabudowie ze do sasiada dwa domy dalej musialabym isc 300m do szosy 20m po szosie i kolejne 300 od szosy wiec zycie sasiedzkie ogranicza sie do sasiada za plotem. Nikt sie nikim nie interesuje ale przejawy zyczliwoaci sa. @mamababcia pochodzisz spod Drohiczyna?
@Agmar , mieszkałam kilka 3 km od Drohiczyna, a Drohiczynie pracowałam.
Nie chodzi mi o zwykłe zainteresowanie sąsiadami, raczej o roznoszenie nieprawdziwych wieści na miarę gazety Fakty. Kiedy wprowadzałam się do sąsiadki, żeby jej pilnować domu na czas wyjazdu, dowiedziałam się, że mnie mąż wyrzucił z domu.
Czytam ten watek od początku i uśmiecham się pod nosem. Kawał historii. Miło powspominać. Niestety nadal mpje marzenia co do życia na wsi zostały niespełnione Ale przynajmniej mam sprecyzowany region gdzie ta wies miała by być
Ja wolę wieś. Od 12 lat mieszkamy na szkockiej wsi zabitej dechami, że do sklepu się jedzie 50 km, gdzie naprawdę nie ma niczego. I jest ok, ale wolałabym nic bliżej wiekszego miasta, niechbym jechala te 50 km do dużego miasta, a nie miasteczka z dwoma sklepami na krzyż. Bo do naprawdę dużego miasta to mam jakieś 300 km i to już trochę jest problemem. I gdybyśmy wrócili do Pl to tylko wieś, nie wiem czy chciałabym miasteczko, ale jak trzeba będzie to trudno. Nie chcę wracać do miasta. Jak człowiek zmotoryzowany, to sobie da radę.
Kiedyś chciałam na wsi, ale takiej powiedzmy skandynawskiej... A teraz robię się na stare lata coraz bardziej mieszczuchem. Wieś taka odległa zabita mnie przeraża. Bita droga kurząca niemiłosiernie od razu uczula, chwasty nieskoszone drażnią, daleko wszędzie. I jeszcze latem, to jako tako, ale wyobrazić sobie ciemność wieczorów jesienno-zimowych... Bez samochodu to w ogóle. Fakt może i powietrze lepsze, ale to zależy. W zadbanym, nawodnionym ogrodzie może tak, ale pył, chwasty, zboża, wszystko drażni. Fakt, widoki piękne, ale to tak na parę dni lub na jedno popołudnie mi wystarcza...
Środek lasu... to mi się tak kojarzy, gdybym była żoną leśnika, trudno. Ale inaczej... za duża wyobraźnia na środek lasu. Może to można oswoić. Jak idę przez środek lasu, który przed drugą wojną św. był w granicach Niemiec, to czuję dziwny niepokój.
Cóż za dużo filmów wojennych, szpiegowskich itp.
Ale może i las można oswoić? Betonowa pustynia miejska też może wiać grozą...
Ja zdecydowanie wolę na skraju miasta. Idealne rozwiązanie. Jeszcze miasto, wszystko blisko, sklep 10 minut piechotą, do MPK 100m, a już zielono i tylko z jednymi fajnymi sąsiadami obok. Wieś tylko na wakacje, jest super ale to nie moja bajka na dłuższą metę. Mieszczuch 4ever
Środek lasu... to mi się tak kojarzy, gdybym była żoną leśnika, trudno. Ale inaczej... za duża wyobraźnia na środek lasu. Może to można oswoić. Jak idę przez środek lasu, który przed drugą wojną św. był w granicach Niemiec, to czuję dziwny niepokój.
Cóż za dużo filmów wojennych, szpiegowskich itp.
Ale może i las można oswoić? Betonowa pustynia miejska też może wiać grozą...
Las to chyba naszym schronienie na ogół dawał, Borchardt pisał że jego babka zabroniła nawet wycinać drzewa w zagajniku bo każde to ochrona dla partyzanta. Ale sama bałabym się złych ludzi w lesie.
Las to chyba naszym schronienie na ogół dawał, Borchardt pisał że jego babka zabroniła nawet wycinać drzewa w zagajniku bo każde to ochrona dla partyzanta. Ale sama bałabym się złych ludzi w lesie.
Złych ludzi mniej w lesie niż w mieście na prawdę uwierz mi.
Komentarz
To, o czym mówisz miało miejsce we wsi pod Drohiczynem. Tylko tam ludzie żyli obok siebie od ponad stu lat. Nawet w czasie, gdy Bug zalewał im wieś, całą wsią przemieścili się. Pomoc i życzliwość były większe, to prawda. Tu jest wieś mazurska, ludność napływowa.
Jednak zamiłowanie do plotek wszędzie na podobnym poziomie.
U nas dzieci kazdy sąsiad sam wozi do szkoły ,choć chodzą do tej samej klasy, dzieci spotykają się w szkole albo wcale , nie chodzą do siebie, spotkanie sasiedzkie- gdy najmuje się sąsiada do jakiejś pracy
Dzieci nie chodzą do siebie bo są kłótnie z przed stuleci ,o byle co zaraz moznm mieć problemy np jak sąsiada dziecko u mnie złamie rękę będę miała ciąganie i odwrotnie , każdy żyje w swoim świecie ,ba nawet jakies kartki informacje z urzedu nie zawsze są przekazywane bo czyjąś babka pokłóciła się z czyimś dziadki
Dzieciak nie powie dzień dobry sąsiadowi ,
@mamababcia pochodzisz spod Drohiczyna?
Nie chodzi mi o zwykłe zainteresowanie sąsiadami, raczej o roznoszenie nieprawdziwych wieści na miarę gazety Fakty. Kiedy wprowadzałam się do sąsiadki, żeby jej pilnować domu na czas wyjazdu, dowiedziałam się, że mnie mąż wyrzucił z domu.
Kawał historii.
Miło powspominać.
Niestety nadal mpje marzenia co do życia na wsi zostały niespełnione
Ale przynajmniej mam sprecyzowany region gdzie ta wies miała by być
I gdybyśmy wrócili do Pl to tylko wieś, nie wiem czy chciałabym miasteczko, ale jak trzeba będzie to trudno. Nie chcę wracać do miasta. Jak człowiek zmotoryzowany, to sobie da radę.
A teraz robię się na stare lata coraz bardziej mieszczuchem. Wieś taka odległa zabita mnie przeraża. Bita droga kurząca niemiłosiernie od razu uczula, chwasty nieskoszone drażnią, daleko wszędzie. I jeszcze latem, to jako tako, ale wyobrazić sobie ciemność wieczorów jesienno-zimowych...
Bez samochodu to w ogóle.
Fakt może i powietrze lepsze, ale to zależy. W zadbanym, nawodnionym ogrodzie może tak, ale pył, chwasty, zboża, wszystko drażni.
Fakt, widoki piękne, ale to tak na parę dni lub na jedno popołudnie mi wystarcza...
Cieszę się tym w środku dużego miasta.
A wieś odwiedzam od czasu do czasu i na urlopie się nią mega cieszę.
Może to można oswoić. Jak idę przez środek lasu, który przed drugą wojną św. był w granicach Niemiec, to czuję dziwny niepokój.
Cóż za dużo filmów wojennych, szpiegowskich itp.
Ale może i las można oswoić? Betonowa pustynia miejska też może wiać grozą...
Też kocham i trochę mi go brakuje