Czytam sobie
artykuł o kredytach branych na całe życie i bohater zwierza się ze swoich preferencji kulinarnych:
Trochę za dużo wydajemy na zakupy. Zamiast 250-300 zł wychodzi ok. 400. Lubię francuskie sery, francuskie korniszony, ale to chyba nie są fanaberie, na które biały człowiek nie może sobie pozwolić.
Kurczę, ja - murzyn - nigdy francuskich korniszonów nie jadłem. Czy ktoś mógłby się podzielić wrażeniami?
Komentarz
Nie jadam francuskich korniszonów, ale mój mąz uwielbia nowe smaki - gotowanie go relaksuje. tym samym dość dużo wydajemy na jedzenie. Pewnie ascetyczne życie jest cnotą, też nie lubię rozpasanej konsupcji i przede wszystki życia ponad stan. Ale tak to juz ten swiat jest niesprawiedliwie urządzony, że są ludzie których stac na wiele rzeczy i jeszcze na pomoc innym. Oczywiście bohater artykułu do takich nie nalezy, ale jakoś tak dziwnie odebrałam post Rafała.
A z jedzeniem jest trochę jak z muzyką, jak jesteśmy niewyrobieni i mamy kontakt jedynie z hitami ala "złote przeboje" to będziemy za snobizm i głupotę uważali słuchanie np. Casandry Wilson, która z kolei dla melomana jazzowego może juz być zbyt softowa. Jak napisałam dotyczy to też jedzenie.
w korniszonach francuskich chodzi raczej o wrazenia estetyczno-kulinarne. fajne sa takie malutkie kanapeczki z malutkiego serka, malutkiego korniszonka i malutkiej paroweczki, choc brzucha sie tym nie napełni. sprawianie sobie czczej przyjemnosci jedzeniem tez jest dla ludzi
inna sprawa ze przy wiekszej liczbie brzuchow juz nie zawsze chce sie siedziec i kroic ta marcheweczke w gwiazki czy inne wymyslne wzorki moja mama do perfekcji opanowala oszczednosc pracy przy napełnianiu brzuchów i narzeczony teraz mi niektore nawyki od mamy przejete wymawia
Ja bym nie demonizowała korniszonów francuskich ani nie kanonizowała polskich. Do jedzenia, tak jak do wielu innych spraw, należy mieć zdrowe podejście, dosłownie i w przenośni.
nieopatrznie odwiedzilam pizzerie marzano i teraz chodzi za mna mozarella i gorgonzola jako dodatek do pomidorówki. sie kiedys upre i zrobie z bajerami i swiezym listkiem bazylii. a co!
W dużej rodzinie z małymi dziećmi naprawdę trzeba się "nagimnastykować", żeby jedzenie nie przypominało baru mlecznego, a stól - stołowki kolonijnej. I ten wysiłek jest dla mnie przejawem kultury, dbaniem o nią "pomimo wszystko".
Sery śmierdziuchy oboje z mężem bardzo lubimy, gorzej, że po otworzeniu lodówki zapaszek roznośi się po całym domu.
Częściowo się z Tobą zgadzam, choc nie do końca.
Główna różnica pomiędzy kuchnią wysoką a niską nie leży w cenie produktów, lecz w umiejętnościach i polocie kucharza. Można zrobić zarówno przepyszne danie z tanich surówców, jak też szajs z najdroższych składników.
Ja osobiście bardzo lubię parę bardzo tanich dań: barszcz z kiszonych buraków, krupnik, kaszankę (ale cholernie trudno kupić dobrą kaszankę), wędzoną słoninę (ten sam problem, strasznie chude świnie ostatnio hodują), żurek - i wcale nie uważam tego za kuchnię "niską". Ten sam krupnik można ugotować tak, że będzie się walczyć z mdłościami, albo tak, że będzie ślinka lecieć (ukłony dla mojej Żony).
Natomiast niektóre artykuły spożywcze muszą być droższe, i rady na to nie ma, bo w smaku drastycznie różnią się od tańszych zamienników. W moim gospodarstwie domowym np. nie wyobrażamy sobie zastąpienia oliwy z oliwek czymś innym (z wyjątkiem może oleju konopnego w iektórych zastosowaniach), czy oszczędzania na kawie i herbacie.
Yenno, sushi to przeciez bardzo prosta potrawa, co jest snobistycznego w ryżu i surowej rybie, przeciez to danie prostych japońskich rybaków. Ja osobiście lubię i sushi i kaszankę, znależc dobrą tą ostatnią jest jednak naprawdę trudno. A i jeszcze ku przerażeniu mojego męża, uwielbiam salceson i podroby... Zresztą dopóki nie zaczeliśmy byc parą to mogłam całe dnie funkcjonowac na kanapkach i zupełnie mi to nie przeszkadzało...
A tak z zupełnie innej beczki robienie sushi w domu to fajna zabawa dla całej rodziny.
We wszystkim należy znac umiar. Jak juz pisałam wcześniej, żadna prawdziwie "swiatowa" osoba, bezkompleksów nie będzie się ekscytowała i opowiadała w prasie, że jada sushi, bo czułaby ze to obciach (tak opowiadac).
Na pewno zas są godni podziwu tacy ludzie jak np własciciel IKEI.