Do założenia wątku sprowokowały mnie dyskusje o wsparciu rodzin wielodzietnych itd.
Ostatnio coraz bardziej wydaje mi się, że żyjemy w skansenie. Chodzi mi konkretnie o Europę, czyli też Polskę. Problemy, którymi się zajmujemy, nie są w moim odczuciu realne. Absolutyzujemy takie wartości, jak indywidualizm, prawo wyboru, samorealizacja, empatia (które osobiście odbieram bardzo pozytywnie). Ale nasza kultura to faktycznie cywilizacja śmierci, bo wymieramy.
Czy są jacyś ludzie, którzy politykę międzynarodową rozumieją jako coś więcej, niż wynegocjowanie dobrych dopłat w UE? Albo politykę prorodzinną jako coś więcej niż papierowe zapewnienia, że będą żłobki oraz mniejsze czy większe zwolnienia z podatku? Czy ma ktoś w ogóle jakiś pomysł, realny pomysł na miejsce naszego kraju w świecie w obliczu przemian, które nieustannie zachodzą?
Myślę, że mimo ogromnej polaryzacji społeczeństwa nadal mamy wszyscy że sobą wiele wspólnego, dużo więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Czy jest ktokolwiek w polityce, kto chciałby to wykorzystać dla Polski?
Komentarz
Innymi słowy, należałoby przestać myśleć o wsparciu odgórnym, nie pokładać nadziei w instytucji tzw państwa opiekuńczego, a widzieć bardziej realną pomoc w sąsiedzie.
Już sam fakt, że w obliczu kryzysu demograficznego nie dzieje się prawie nic, mnie przeraża. Jak miałoby funkcjonować społeczeństwo, gdzie ta dwójka, trójka dzieci to norma? Czy ktoś sobie w ogóle zadaje to pytanie? A może da się pójść w inna stronę, gdzie załóżmy połowa dorosłych wychowuje liczne rodziny, a reszta zgadza się na wyższe opodatkowanie? Ale czy ktokolwiek, kto ma władzę w naszym kraju w ogóle myśli w ten sposób? Widzi społeczeństwo jako system naczyń połączonych, i że nie chodzi nigdy tylko o pieniądze, tylko o żłobki, tyło o opiekę zdrowotną itd.?
Tracimy czas na lokalne wojenki, nie umiemy jako społeczność po prostu zignorować różnej maści fanatyków, fundamentalistów, czy ludzi zaburzonych. Tych skrajnych osób jest naprawdę niewiele. Bardzo dużo nas łączy.
Dlaczego pozwalamy jako naród np. na istnienie tak rozbudowanej branży rozrywkowej, gdzie droga na szczyt często wiedzie przez czyjeś łóżko? Na taką demoralizację, konsumpcjonizm?
Dlaczego nadal śpimy, mimo że politycy, którym płacimy, działają zawsze na naszą niekorzyść, dzieląc nasz kraj?
bo ludzie, jak każda istota społeczna dostosowują się do otoczenia, do tego jak inni żyją
a to otoczenie jest suflowane przez media
przydatny może też być nacjonalizm, bo stanowi odrzucenie "świata"
Mandat za madki i bombelki też myślę, że by nie wszedł, mimo wszystko, to jest cena demokracji, chcoiaż znowu to są określenia mało kulturalne.
Nie jest to wulgaryzm, ale określenie obraźliwe, a że ktoś używa go ironicznie czy żartobliwie względem własnych dzieci (?!) niczego nie zmienia.
Wyrazy współczucia oczywiście przekaz, może nastapi jakaś refleksja.
a już kompletnie nie mam pojęcia, jaka to cechę charakteru ma piętnować słowo bombelek, używane zwykle na określenie dziecka w wieku kilku miesięcy czy lat
chyba przesadzasz z madką a już z bombelkiem na pewno
Może po prostu jak Ty czy Coralgol macie do skomentowania w tym wątku tylko jedno zdanie, to sobie idźcie bić pianę gdzie indziej
Ale w prywatnych rozmowach jest mnóstwo narzekań na tzw madki i ich bombelki.
Uważam, że język kształtuje nasze postrzeganie rzeczywistości. A te określenia ośmieszają wartości rodzinne.
Sympotamtyczne jest to, że nawet Ty tego nie widzisz
Nie chce mi się z Tobą gadać, sorry
Odbieram jako obraźliwe.
Zwykle w kontekście tego, że dziecko np. płacze, że rodzice dostają 500+ itd. Bombelek jes obciążeniem dla społeczeństwa ogólnie
Sam błąd ortograficzny daje mi do myślenia.