Kochani, proszę podzielcie się doświadczeniami, jeśli macie dzieci w szkole muzycznej. Plusy i minusy, bo musimy podjąć decyzję czy zapisać córkę czy nie. Magda ma 8 lat, uczy się grać na pianinie i jej nauczycielka sugeruje że warto próbować zdawać do szk muz. Instrument mamy, szkoła jest dwie ulice dalej więc sobie myślę może spróbować? Z drugiej strony słyszałam,że to reżim, dużo nauki, sama nie wiem. :confused:
ps czytam Was namiętnie, kilka razy wpisywałam ale zawsze mi "zjada", może teraz się uda:bigsmile:
Komentarz
O jak bardzo chciałabym mieć muzyczną dwie ulice a nie trzy dzielnice dalej... W naszej sytuacji to również szkoła organizacji czasu dla rodziców... Ale i tak warto. Będziemy zapisywać trzecie dziecko.
Ważne jest tylko by od początku dużo dziecko chwalić (szkoła nie zawsze jest w tym dobra...) i motywować, by się nie zniechęciło- potem strasznie trudno straty odrobić, nawet przy świetnych wynikach.
dużo nauki
zorganizowane zajęcia popołudniowe
zorganizowana nauka gry na instrumencie i teorii
zwykle dobre środowisko (dzieci i rodziców, którym zależy)
dodatkowe zajęcia ogólnorozwojowe (taniec, chór ittp.)
dużo nauki,
uczenie systemowe, szkolne, czasem nie uwzględnia upodobań dziecka, to może zniechęcać.
Zrezygnować zawsze można, to nie kolonia karna.
W chwilach załamania Wojtek chodzi do szkoły tylko dla tego nauczyciela.
-ogólny rozwój muzyczny
-jeśli dziecko ma zdolności w tym kierunku to powinno je rozwijać - to obowiązek rodziców nie podlegający dyskusji (jeśli jest tylko taka możliwość)
-kontakt z innym środowiskiem niż w szkole
-prawie za darmo w odróżnieniu od płatnych zajęć dodatkowych
Minusy:
- póki co brak czasu na inne zajęcia np.ruchowo-sportowe, itd. my musieliśmy zrezygnować z szachów ale myślę że jest to do przeskoczenia
Ważna rzecz aby szkoła była blisko aby dziecko mogło chodzić samo.
Jazda przez pół miasta to już wyzwanie - nie podjęlibyśmy się, ale wybieraliśmy mieszkanie celowo blisko szkoły wiedząc o zdolnoiściach dziecka.
Aha - czym innym zainteresowania czym innym zdolności.
Syn ma zdolności muzyczne ale zainteresowania inne.
Tradycje plastyczne często są w parze z muzycznymi.
Chodziłem do szkoły muzycznej, potem do liceum plastycznego, potem na ASP.
Nie żałuję czasu w szkole muzycznej. Nie mam poczucia straconego dzieciństwa.
Nie wydaje mi się , ze dzieci tracą przez to, ze mniej czasu mają na bieganie po osiedlu.
Uczą się systematycznej pracy i będą mieć coś czym będą mogli zabłysnąć przed dziewczynami (niekoniecznie chamstwem) :tooth:
Są odważniejsze i rozwijają się pod względem artystycznym.
Nie muszą byś muzykami ale poszerzy sie krąg ich zainteresowań, będą inne :peace:
A to, ze trzeba ich dużo chwalić to fakt.
Nauczyciele są raczej skupieni na ich błędach, taka ich rola niestety
"Ruch fizyczny będzie. Biegiem do tramwaju."
Jedyny plus że uczy tam nauczycielka która prowadziła zajęcia skrzypcowe w przedszkolu (w 3 i 4 gr.)
Ja mam złe doświadczenia ze SM, ale fakt że głównie dotyczą one nauczycieli (i konieczności ćwiczenia), a tę nauczycielkę przynajmniej znamy i Antek ją zna - najwyżej zrezycnujemy w trakcie albo po 1 roku.
Wolę żeby śpiewał w Pueri Cantores, za rok będzie nabór (jest co 2 lata) gdzie śpiewa już starszy - Olek, a ksiądz który prowadzi chór nieźle ich szkoli także z czytasnia nut...
te przytoczone powyżej
minusy, jak w każdej szkole można fatalnie trafić z nauczycielem, zwłaszcza instrumentu, który może zniechęcić do grania ucznia
Ale inni mogą mieć tych predyspozycji więcej lub łatwiej je wyrazić.
W wieczorówce też musi być miejsce!
W tej do której chodzą moje córki dwa lata temu było blisko 200 chętnych i 70 miejsc.
Potem wiszą listy przyjętych i tych, co zdali egzamin, lecz nie dostali się z braku miejsc.
Tym proponują mniej popularne instrumenty, towarzystwo muzyczne lub czekanie aż ktoś zrezygnuje.
Dlatego trzeba próbować i nie zniechęcać się (w razie czego).
Nie bardzo chce jej się cwiczyć, skrzypce, ale wcale nie zabiera jej to nie wiadomo ile czasu. Ustalilismy zajęcia tak że ma dwa razy w tygodniu do mniej wiecej 17:15 i raz w sobotę rano chór.
Moja córka jest bardzo zdolna i wygadana więc w normalnej szkole nudziłaby się na lekcjach i nie wyrobiłaby w sobie nawyku uczenia się. A tak to musi przyswoić minimum dwa koncerty skrzypcowe i parę etiud.
Państwowa szkoła muzyczna jest w zasadzie bezpłatna. Pobierane sa jedynie opłaty za tzw. komitet rodzicielski z przeznaczeniem na konserwacje instrumentów. I są to niewielkie kwoty.
Wyrabia to w dziecku poczucie smaku, daje dobre towarzystwo, organizuje czas popołudniowy, z którym zwłaszcza zima bywa kłopot, rozwija zdolności nie tylko muzyczne ale i jest niezłym ćwiczniem dla osób z tzw skrzyzowaną lateralizacja i dysleksją.
Jasne że trochę czasu mija zanim dziecko złapie bakcyla, bo łapie go wtedy kiedy granie mu zaczyna wychodzić. A to jakas czwarta/ piata klasa. ( W przypadku skrzypiec). Dlatego ważne jest na początku zdecydowanie rodziców żeby dziecko wspierać. Moja córka chciała w w trzeciej klasie zrezygnować, na co sie nie zgodziliśmy. Stwierdziliśmy że będzie miała wybór po szóstej klasie, czy idzie dalej czy kończy na etapie podstawówki. Chyba że źle to wpłynie na jej wyniki w normalnej szkole i w znacznym stopniu zabierze wolny czas.
Jak na razie to chyba źle nie wpływa, skoro w szkole ją chwalą, chodzi na dodatkowe zajęcia w normalnej szkole, i ma jeszcze sporo czasu wolnego w domu, co możn wyczytac z komunikatu: nudzi mi się:)