Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Dziecko w kościele to problem?

edytowano styczeń 2009 w Arkan Noego
Wiadomo nie od dziś, że dziecko w kościele to problem. Chodzi, głośno mówi, krzyczy, płacze! Okazuje się, że maluch wcale nie musi przeszkadzać. Sposób znalazł ksiądz Mindewicz z budującej się Świątyni Opatrzności Bożej.
Ks. Krzysztof Mindewicz osobiście dba o to, by najmłodsi parafianie w jego kościele nie ziewali z nudów. Sam kupuje zabawki i tuż przed mszą układa je przy ołtarzu.

- Chodzi o to, żeby dzieci nie zniechęcać chodzeniem do kościoła. Bo małe dzieci jeśli będą zmuszane do czegoś, co nie będzie ich przyciągało, to później może zostać pewien uraz - tłumaczył reporterowi TVN Warszawa ks. Krzysztof Mindewicz.

Nie tak nudny jak inne

Choć to jeszcze nie kościół z prawdziwego zdarzenia, a zwykła kaplica, zmuszać do udziału w tutejszej mszy nie trzeba. Kościół zawsze jest wypełniony po brzegi. Zabawa dzieci nikomu w modlitwie nie przeszkadza. Ksiądz Mindewicz doskonale sobie radzi.

Jednak to przede wszystkim dzieci czują się jak w domu. - Nie jest tak nudno jak w innych kościołach - przyznało jedno z dzieci. - Można się bawić zabawkami - dodało inne.
Nie jest tak nudno jak w innych kościołach.
Dziecko bawiące się przy ołtarzu.

Więcej TVN Warszawa
«13

Komentarz

  • są jeszcze msze dla dzieci

    Ja myślę, że wlaśnie o takich Mszach jest mowa w artykule.
    są msze, na których księża starają się zainteresować maluszki tym co dzieje się na ołtarzu i wokół niego
    A jak to robią? Opowiadają dzieciom bajki, przebierają się za clownów?
    Jsfasching2.jpg
    Jsfasching3.jpg
    ueb_clown1.jpg
  • Jewropa pani, istna jewropa!

    P
  • Moha (czy ktoś, kto poruszał temat modlitwy za księży) ma rację. Trzeba modlić się za księży. Ja dziśÂ zmówię 10 różańca z dziećmi za księdza ze "Świątyni Opatrzności".
  • Jest taki dowcip:

    - Czym się różni liturgista od terrorysty?

    - Tym, że z terrorystą można dyskutować.

    Przesyłam Panu uśmiechy i zachęcam do chodzenia na Msze święte dla dzieci.
    Takie Msze św. dużo uczą.


    Dyskusja o tradycji z Jezuitą :)
  • Kościół z dziećmi to żywy kościół. Myślę, że drobne pluszaki tradsom jednak nie przeszkadzają?
    Moja córka musiała kiedyś wszędzie zabierać ze soba tubkę z pastą do zębów. W kościele też trzymała ją w rączkach i cichutko się nią bawiła. Nie robiliśmy problemów - szybko z tego wyrosła. Myślę, że dobre są ciekawe Msze dla dzieci. Krótkie, żywe i angażujące dziecięcą wyobraźnię. Księdza Mindewicza trochę znam i myślę, że wie co robi i robi to na pewno dobrze - z pożytkiem dla dzieci i ich rodziców.
  • moje dzieci od początku są uczone że na Mszę Świętą nie zabiera się zabawek, jedzenia, picia, słodyczy itp. i dostosowały się (siedzą grzecznie)

    :clap: Otóż to. (Wiem, wiem, dzieci są różne, ale wychowanie polega na tym, że rodzice mówią dzieciom co wolno, a co nie i to się przydaje później w życiu.)
    Ciekawe co będzie jak te "zabawkowe" dorosną i odkryją, że chodzenie do kościoła to nie rozrywka...
    Może znajdzie się jakiśÂ ksiądz chcący je przyciągnąć, wymyślając tym razem "rozrywki mszalne" dla dorosłych.
  • Jeżeli dziecko nie może zabrać jednej małej przytulanki, czy maleństwo grzechotki to może "wymagające mamy" zostawią w domu swoje piękne wypasione torebki?
    :bigsmile:
  • Kobieta bez torebki jest jak... facet bez torebki.
  • w Mosinie pod Poznaniem w kościele była kaplica przybudowana do prezbiterium, przeszklona i dźwiękoszczelna....Wchodzili tam coniektórzy rodzice z dziećmi.....a dzieci jak glonojady stały przy tej szybie i rozbawiały ministrantów.....to się proboszcz wziął na sposób i zamurował szybę.....rodzice tam wchodzący nie mieli już nawet wizji, słyszeli co któreś słowo przez głośniczek zamieszczony w kaplicy....dodam, że na podłodze w kaplicy leżały liczne brudne, zakurzone pluszaki
    :devil: weszliśmy tam tylko raz, gdy jedna z naszych córek się rozpłakała....i to był pierwszy i ostatni raz......masakra......

    Natomiast mam też inne doświadczenie.....
    Wówczas chodziliśmy tylko z najstarszą córką do kościoła...miałą niewiele ponad rok...nie hałasowała na Mszy, nie jadła, ani nie piła, ale ciężko jej było usiedzieć na miejscu w wieku, gdy chodzenie było podstawową atrakcją....chodziła sobie cichutko z boku przy przednich ławkach....po Mszy Św. podeszłą do nas zgorszona kobieta i powiedziała, że mamy sobie wybrać inną godzinę na Mszę Św, albo poczekać z przyprowadzaniem na Mszę aż dziecko trochę podrośnie, bo ją nasza córka rozprasza....
    No ręce mi opadły....
    Przeprosiłam ją za to "rozpraszanie" i spytałam, czy może ona by nie zmieniła godziny Mszy....na co ona mi powiedziała , że w niedzielę chce się wyspać, więc 8 rano odpada, o 12 to ona ma obiad, a 18 to już na nią za późno......no cóż odpowiedziałam jej na to, że 8 to dla nas za wcześnie, o 12 jemy obiad, a 18 to za późno dla rocznego dziecka....NAtomiast nie widzę możliwści, by zacząć przychodzić do kościołą, gdy dziecko osiągnie "mądry" wiek....
  • [cite] Bogdan:[/cite]Jeżeli dziecko nie może zabrać jednej małej przytulanki, czy maleństwo grzechotki to może "wymagające mamy" zostawią w domu swoje piękne wypasione torebki?
    :bigsmile:

    Bogdan, nie wiem czy zauważyłeś, ale w artykule nie ma mowy o jednej przytulance, czy o tubce pasty do zębów :tooth:, ale o układaniu placu zabaw pod ołtarzem.
  • Skrajności nie są dobre, ale może jest w tym jakiś ukryty przed nami dorosłymi cel. Może nie chodzi o plac zabaw.....

    A tym którym przeszkadzają na Mszy nawet grzeczne dzieci przydałaby się tygodniowa kuracja w rodzinie wielodzietnej - wróciliby na pewno zadowoleni.
  • "ukryty przed nami dorosłymi cel."

    Ja myślałam, że cel Mszy jest dość jasny.

    Nigdy nie pisałam, że mi dzieci na Mszy przeszkadzają, raczej dorośli, którzy dzieciom pozwalają na wszystko.
  • Co do skupienia i zadumy na Mszy św. to jak mawia mój znajomy dominikanin (człowiek wielce pobożny i wyciszony) Msza św. to ''actio non contemplatio''

    Z kolei inny dominikanin jak moi chłopcy w wieku 1-1.5 mieli zwyczaj pałętać się po kościele przy prezbiterium zawsze sobie to chwalił. Twierdził też dzieci nawet gadających czy czasami coś pokrzykujących nie można za bardzo pacyfikować bo tylko dziecko się wkurza, rodzice rozpraszają i tylko większy zamęt z tego jest.
  • Pałętali się z lizakami i mieli ułożonąÂ matę z zabawkami przed ołtarzem?
  • [cite] mona:[/cite]Pałętali się z lizakami i mieli ułożonąÂ matę z zabawkami przed ołtarzem?

    Nie, chadzali sobie przy schodach ołtarza. To był taki wiek ze samo przemieszczanie sie dwunożne bardzo ich kręciło
  • [cite] piotoru:[/cite]Co do skupienia i zadumy na Mszy św. to jak mawia mój znajomy dominikanin (człowiek wielce pobożny i wyciszony) Msza św. to ''actio non contemplatio''
    Dla kapłana niewątpliwie tak. Ale świeccy mają szerszy zakres możliwości.
  • Dzieci w Wilanowie na Mszy nie jedzą lizaków (tak wynika z tekstu). Z tą kontemplacją dorosłych to może jest tak, że Panu bardziej miłe niewinne zabawy malutkich dzieci niż ta "kontenplacja" dorosłych co myślą nierzadko o strasznych głupotach na Mszy. Więc nie gorszmy się przykładem Wilanowa. Pan Bóg kocha dzieci i ma również poczucie humoru.
  • [cite] mona:[/cite]Jest taki dowcip:
    - Czym się różni liturgista od terrorysty?
    - Tym, że z terrorystą można dyskutować.
    Przesyłam Panu uśmiechy i zachęcam do chodzenia na Msze święte dla dzieci.
    Takie Msze św. dużo uczą.
    Jeżeli ignorancja, która wyziera z każdego akapitu tekstu ks. Remigiusza Recława ma być efektem nauki na Mszach dla dzieci, to lepiej będzie ich unikać.

    :confused:
  • Ja tam wole te Msze Święte dla rodziców z małymi dziecmi.
  • [cite] Taw:[/cite]Ja tam wole te Msze Święte dla rodziców z małymi dziecmi.

    E tam ja chodzę na każda tylko zabieram po 4 metry elastycznej taśmy na dziecko, wiąże je a do buzi wkładam lizaka i spokój
  • [cite] piotoru:[/cite]
    [cite] Taw:[/cite]Ja tam wole te Msze Święte dla rodziców z małymi dziecmi.

    E tam ja chodzę na każda tylko zabieram po 4 metry elastycznej taśmy na dziecko, wiąże je a do buzi wkładam lizaka i spokój
    Na te dla dzieci też? nie wiedziałem że mozna myślałem że tam sie wysyła...
  • [cite] Bogdan:[/cite]Dzieci w Wilanowie na Mszy nie jedzą lizaków (tak wynika z tekstu). Z tą kontemplacją dorosłych to może jest tak, że Panu bardziej miłe niewinne zabawy malutkich dzieci niż ta "kontenplacja" dorosłych co myślą nierzadko o strasznych głupotach na Mszy. Więc nie gorszmy się przykładem Wilanowa. Pan Bóg kocha dzieci i ma również poczucie humoru.
    Pisząc o lizakach nawiązałam do swoich poprzednich wpisów. Bogdanie, jeżeli Pan Bóg ma takie poczucie humoru, to psy mu także nie będą przeszkadzać. Św. Franciszek kochał zwierzęta...

    tier44.jpg
    [cite] piotoru:[/cite]
    [cite] Taw:[/cite]Ja tam wole te Msze Święte dla rodziców z małymi dziecmi.

    E tam ja chodzę na każda tylko zabieram po 4 metry elastycznej taśmy na dziecko, wiąże je a do buzi wkładam lizaka i spokój

    A moje dzieci grzeczne, choć początki łatwe nie były. Staliśmy zawsze w ustronnym miejscu i staraliśmy się dzieciom tłumaczyć i pokazywać jak należy się zachować na Mszy.
  • Zabieranie jedzenia do kościoła na Eucharystię? Odsyłam do cytowanych niedawno przeze mnie dokumentów - w trakcie Eucharystii nie powinno się pokazywać (trzymać na wierzchu) żadnych pokarmów.

    P
  • [cite] Maciek:[/cite]
    [cite] mona:[/cite]Jest taki dowcip:
    - Czym się różni liturgista od terrorysty?
    - Tym, że z terrorystą można dyskutować.
    Przesyłam Panu uśmiechy i zachęcam do chodzenia na Msze święte dla dzieci.
    Takie Msze św. dużo uczą.
    Jeżeli ignorancja, która wyziera z każdego akapitu tekstu ks. Remigiusza Recława ma być efektem nauki na Mszach dla dzieci, to lepiej będzie ich unikać.

    :confused:

    Najbardziej mi się podoba to:

    Nie będę dyskutował z tradycjonalizmem liturgicznym, który Pan reprezentuje. Jednolitość liturgii nie jest czymś dobrym.
    :bigsmile:
  • Napiszę kilka swoich doświadczeń / spostrzeżeń odnośnie zabierania dzieci do kościoła:

    Największy problem z dziećmi mają z reguły te osoby które najrzadziej z tymi dziećmi się w kościele pojawiają. Te osoby które ze swoimi dziećmi w miarę regularnie do kościoła chodzą mają z nimi o wiele mniejsze problemy. Widać to wyraźnie.

    Jedzenia ani picia dla starszych dzieci nie zabieramy (kiedyś zdarzało nam się zabierać paluszki, ale to był błąd). Trzeba nakarmić dziecko przed wyjściem. Tylko najmłodsza jak siedzi w wózku ma herbatę w kubku niekapku.

    Warto od razu uczyć dzieci odpowiedniego zachowania - jak się wstaje to dziecko też wstaje jak się siedzi to dziecko też siedzi. Nie dotyczy to najmłodszego dziecka.

    Dzieci muszą stać z samego przodu często przed ławkami (u nas są specjalne ławeczki dla dzieci), żeby widziały co się dzieje - stanie z dziećmi gdzieś z tyłu kościoła, gdzie widzą jedynie plecy innych osób dorosłych jest zupełnie bez sensu. Może to być dla dorosłych trochę krępujące, ale wydaje mi się że nie ma innego wyjścia. Dziecko musi być tak blisko, żeby widziało to co się dzieje.

    Za krzyki lub głośny płacz (to dotyczy głównie maluchów) - wyjazd z kościoła. Po to żeby nie przeszkadzać innym i dla zdyscyplinowania samego malucha. Jak odczeka się trochę przed kościołem lub w przedsionku to dziecko się najczęściej uspokoi i można za chwilę znowu z nim wrócić do kościoła. Działa praktycznie zawsze. Nam najczęściej płacz zdarzał się, gdy dziecko jest bardzo zmęczone i chce mu się już spać. Wtedy usypiałem je w wózku przed kościołem i za chwilę mogłem już ze śpiącym wrócić.

    I jeszcze na koniec, żeby nikt nie myślał, że mam jakieś nadzwyczajne dzieci:

    Jest im trudno wytrzymać tę godzinę w spokoju. Niezbyt chętnie wybierają się do kościoła. Nudzą się i mniej więcej od połowy pytają kiedy będziemy już szli do domu. Pomaga zabieranie modlitewników dla dzieci - moje lubią oglądać w nich ilustracje.

    Jeśli np. w trakcie kazania chcą się przejść zobaczyć jakiś obraz na bocznym ołtarzu to też im pozwalamy.

    Warto zabierać też dzieci na inne nabożeństwa niż tylko na Mszą św. - w ubiegłym roku moje dzieci bardzo lubiły chodzić na Drogę Krzyżową.

    Dlaczego uważam, że warto chodzić z dziećmi w zasadzie od samego początku? Chyba dlatego, żeby gdy dorosną było to dla nich coś bardzo naturalnego.

    I na koniec jeszcze jeden detal - chodzimy z dziećmi na Mszę św. dla dzieci, która różni się często tym, że kazanie jest skierowane do nich. Ale głównie dlatego, że kiedyś ktoś zwrócił nam uwagę, że dzieci przeszkadzają mu w skupieniu (chociaż akurat były dość grzeczne). Po tym dość nieprzyjemnym doświadczeniu chodzimy na Mszę dziecięcą, która z definicji jest dla nich.
  • My też staramy się chodzić z Alą na Mszę, ale łatwo nie jest. Jest bardzo odważnym dzieckiem, które bez oglądania się za mamą potrafi przejść na drugą koniec kościoła i wejść między ludzi, albo po schodkach do prezbiterium, albo po schodach na chór...
    No a jest w takim wieku, że chodzić uwielbia...
    Jedynym sposobem na nią jest trzymanie jej na rękach przez mojego męża, bo dla mnie jest już za ciężka. Mąż dużo do niej mówi, opowiada, co dzieje się na ołtarzu itp itd i w ten sposób daje się ją jakoś zainteresować.
    Ja sama nie mogę sobie z nią poradzić, bo ona wie, że i tak nie dam rady jej utrzymać i w końcu pozwolę chodzić, więc tak się wywija, że muszę ją puścić (tak było parę razy w ciągu tygodnia - na szczęście wtedy Msze są krótsze).
    Stajemy zawsze blisko ołtarza, z boku przy wejściu do zakrystii - w razie buntu można się tam schować :wink:
    Jedzenia/picia/zabawek nie zabieramy - i tak najbardziej chciałaby zwiedzać... ale zabieraliśmy jak jeszcze nie chodziła, żeby ją czymś zając jak siedziała w wózku.

    Jako, że to mąż głównie się angażuje w pacyfikowanie Ali w czasie Mszy niestety nie zawsze chodzimy razem. Tzn. powiedzmy co trzeci tydzień chodzimy osobno, a Ala zostaje w domu, żeby M. chociaż raz na jakiś czas mógł się porządnie skupić.
  • Msze dla dzieci to bardzo potrzebne działanie ewangelizujące. Szkoda tylko, że przychodzi na nie tak wiele dorosłych bez dzieci. Nic dziwnego, że ich poziom zatrzymuje się na pewnym etapie. Z pedagogicznego punktu widzenia dziecko przyswaja nowe treści na określonym poziomie, stąd nie przedstawimy mu pełnego opisu działania silnika tylko uproszczony (nie mylić z dziwacznym zawoalowanym tłumaczeniem pojęć typu prokreacja itp. o czym było w innym watku). Stąd dopasowane do jego poziomu percepcyjnego kazanie czy niektóre piosenki liturgiczne pomagają tylko w ukształtowaniu dojrzałego Katolika. Oczywiście przy zachowaniu przechodzenia na wyższy poziom a nie zatrzymaniu sie na etapie dziecka. Każdy przerost formy nad treścią (czyt. zamiana ołtarza w plac zabaw czy księdza w pseudo aktora) nie pomaga w osiągnięciu zamierzonego celu. Podobnie jest z tradycyjnym przerostem formy (czyt. chrzest dziecka przez lefebrystę pozostajacym poza Kościołem, czy warunkowanie uczestnictwa kobiet w Mszy od posiadania mantylki).
  • u nas z założenia jest taka msza o 10:45 ale ksiądz się nie przykłada, ani jednego słowa do nich ne skieruje, myśle tu Witajcie drogie dzieci, kazanie jest zawsze z ambony i takie samo jak dla do rosłych. Jedynie zauważyłam ze siostra zakonna czasem gra i śpiewa przed mszą świętą z dziećmi, widziałam 5 dzieciaczków. Poszłam raz na roraty 6:45 niestety mój 3 latek nie wstał a chciałam żeby szedł w pochodzie z lampionem kiedy jest ciemno na rozpoczęcie mszy, ale niestety nie było żadnych dzieci!! (byłam 23 grudnia) My chcemy z mężem razem uczestniczyć w mszy i dzieci zostawiamy pod opieką teściowej, ale są takie niedziele jak ta ostatnia że jednak chcieliśmy iść razem, niestety na 10:45 to my jeszcze w piżamach i śniadanie robimy:)
    byliśmy na 17:00 Tomek był wyspany i dało się go okiełznać, stał między nami w ławce i nie pozwalaliśmy biegać, mąż do uszka mu ,,tłumaczył co się dzieje". Przed nami dwulatek biegał ale na najważniejsze momenty tata też go przydybał do siebie, nas to nie rozpraszało bo nie wrzeszczał i nie płakał. Marzy mi się żeby był u nas w parafii ksiądz który ma doświadczenie w pracy z dziećmi, lubił je i chciał z nimi nawiązać kontakt, zbliżyć ich do Jezusa. Trzeba sie o takich kapłanów modlić.

    Torebki nie zabieram ze sobą, pieniążki mam w kieszeni a dla dzieci rzeczy w wózku:)
  • Ja starałam się moje dzieciaki zabierać do koscioła dość często, problemy bywały, myślę, że na błędach się uczymy i nie ma tu jakichś uniwersalnych recept. Zasadniczo jesteśmy przeciwni tzw. "Mszą dla dzieci" z hałaśliwą muzyką i zabawami. Wydaje mi się, że to dzieci mają się uczyć powagi, wyczucia sacrum a nie dorośli mają infantylnieć.
    Od pewnego czasu chodzimy w niedziele przeważnie na Msze Trydenckie i wydaje się nam, że klimat jest tam również dla dzieci bardzo dobry.
    A tak w ogóle sądzę, że problem zachowania dzieci w Kościele jest nieco szerszy i dotyczy wychowania w ogóle.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.