Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Dziecko w kościele to problem?

2

Komentarz

  • Czyli Twoje dzieci też wyciszyły się na tradycyjnej Mszy?
  • Kiedyś myślałam, że bardziej wartościowe Msze Św, to te na których jestem tylko z mężem i jestem maksymalnie skupiona....ale zmienia się sytuacja i nasza rola też się zmienia. Postanowiliśmy założyć rodzinę i być rodzicami i przyrzekaliśmy dzieci wychować po katolicku. Kiedyś męczyło mnie chodzenie z dziećmi do kościoła, teraz robię to z chęcią.
    Nie mówię, że zawsze jest łatwo, ale dajemy radę z piątką bez wielkich problemów. Całe roraty wstawaliśmy raniutko by być z nimi na 6.30 na roratach i tłumaczyliśmy, że to, że wstają rano jest prezentem od nich dla Jezusa...mimo, że łatwiej byłoby iść na roraty na 17 dwa razy w tygodniu ( bo takowe też u nas są)
    Naszym zadaniem na teraz jest chodzić do kościoła z dziećmi, nie szukać wygód dla siebie....to jakiś moment przechodni, ale taki właśnie teraz jest.....a pewnie kiedyś znowu będziemy chodzić do kościoła we dwoje pod rękę....
  • My, luxusu chodzenia na Mszę św. spokojnie z mężem zaznaliśmy, gdy urodziło się nam piąte dziecko. Wtedy najstarsze były już odpowiednio duże, aby zostać z młodszymi:smile:.
    Teraz chodzimy wszyscy razem, najmłodsze mają po 4 lata i siadamy całą rodziną w dwóch pierwszych ławkach!!!
  • A my należymy do malej parafii każdy każdego zna i tu zaczynają się schody bo gdy dziecko głośniej powie AMEN to wszyscy skupiają wzrok na nim,a potem w sklepie -ta pani córeczka to dokazywała trochę:). msza dziecięca jest niestety tylko raz w miesiącu i to z pieśniami w tonacji babci,a dzieci się po prostu nudzą,jedynie roraty są tak na prawdę z udziałem dzieci i właśnie ten okres w naszym kościele najbardziej lubimy.Brakuję kogoś kto by zajol się dziećmi w sensie gitara,śpiew i kazanie na którym dzieci też mogą się wykazać co zrozumiały i co usłyszały.
  • Małgosia dobrze to ujęłaś:)
  • My zawsze chodzimy do kościoła z dziećmi i nie mamy większych problemów.
    Czasem brałam paluszki , czasem picie i choć może lepiej by było bez tego , jednak to konieczne żeby najmłodsze w wózku wysiedziało i nie trzeba go było gonić po kościele.

    Najczęściej chodzimy na Msze św. dla dzieci, które są konkretnie dla dzieci prowadzone, mam na mysli kazanie , intencje modlitewne( ks. podchodzi z mikrofonem do dzieci zgłaszających się i mówią za kogo chciałyby się pomodlić), znak pokoju( dzieci podchodzą do ks. do ołtarza,żeby podać mu rękę).
    Kiedyś często grał i śpiewał zespół dziecięcy, który stał przed pierwszą ławką.
    Dodam jeszcze ,że ks. jest przemiły, ma podejście i dzieci go bardzo lubią.

    Na roraty chodziliśmy na 16.30.
    Codziennie było podawane jakieś pytanie i nast dnia przynosiły dzieci odpowiedzi wrzucały do koszyczka przy ołtarzu. Drugi koszyczek był na wrzucanie dobrych uczynków na karteczkach.
    Każdego dnia było losowanie książek i Dzieciątka i Matki Bożej( na jeden dzień na modlitwę i do oddania) Bardzo to dzieci zachęcało.
  • Dla mnie to trudny temat , bo nasze dzieci szybko się nudzą , wiercą , potem zaczynają rozrabiać ... Jeszcze jak biorę samą najstarszą 5 , 5 letnią to jakoś wytrzymuje , chociaż ciągle się pyta , ile jeszcze ... Ale jak próbujemy wybrać się całą piątką , to jest to dla nas zbyt duży stres. Nasza parafia jest malutka , zwłaszcza starsi parafianie lubią gromić wzrokiem. Dlatego idę sama a mąż zostaje z dziećmi , chociaż chciałabym inaczej. Mam nadzieję , że pod tym względem czas pracuje na naszą korzyść. Trochę mnie jednak rażą niektóre wpisy , że to kwestia wychowania dzieci czy religijności rodziny. Trochę też chodzi chyba o temperament dziecka.
  • <<Trochę mnie jednak rażą niektóre wpisy , że to kwestia wychowania dzieci czy religijności rodziny. Trochę też chodzi chyba o temperament dziecka.>>

    Myślę, że to bardziej kwestia stałego chodzenia z dziećmi..
    Jak jest to regularne w końcu się przyzwyczajają.
    Chyba najgorzej jest tak od przypadku do przypadku, bo wtedy myślą ,że niekoniecznie trzeba być na Mszy św. i jeśli np. w tamtym tygodniu nie były to i w tym, gdy się wygłupiają można wyjść .
    Z naszymi chodziliśmy od początku, bo jakoś czułam taką odpowiedzialność, że to ode mnie zależy i że to mój obowiązek ,żeby były na Mszy św.
  • Strusia masz rację i Ty Monika73 też, u nas był taki mix.
    Najstarszy najdłużej był poganinem (mój mąż stwierdził, że nie ma co rozpraszać jego zachowaniem innych) bo regularnie zaczął chodzic na Mszę dopiero w I klasie, średni razem z nim mial wtedy 4 lata - byli naprawdę anielsko grzeczni, córka miała wtedy 2 lata a ja miałam dość rozbijania niedzieli na tury w chodzeniu do Kościoła. Ponieważ mój mąż początkowo nie zmieniał zdania chodziłam z nimi sama, stwierdziłam, że maluch po pewnym czasie nauczy się pewnych reguł. Początki nie były łatwe. Potem stwierdziliśmy, że będziemy chodzić wszyscy na tą samą Mszę tylko mąż z grzecznymi chłopcami pójdzie do przodu a ja z małym 2 letnim urwisem zostanę z tyłu, żeby nie rozpraszać innych a gdy będzie konieczność bez wielkiego teatru wyjść. Po kilku miesiącach a po roku na 100% cel udało się osiągnąć. Początkowo tez miałam teorię, że jak tak można nie radzić sobie z własnymi dziećmi na Mszy. Najmłodsza córka zweryfikowała teorie. Widzę, że każde dziecko jest inne, ale i pewna konsekwencja przynosi efekty. Nie jestem tylko pewna czy, ten sam efekt nie zostałby osiągnięty mniejszym wysiłkiem przy późniejszym rozpoczęciu.
  • Nie pamiętam dokładnie , ale chyba wg. katechizmu kościoła obowiązek uczestnictwa we mszy istnieje od 7 roku życia ? Dla mnie udział w niedzielnych i świątecznych mszach jest oczywistością i starałam się to robić całą rodziną. Jednak stwierdziłam , że msza na której cały czas strofuję i dyscyplinuję dzieci nie ma sensu. Nie chcę też , żeby dzieci się zraziły. Bardzo ładnie modlą się w domu , czytamy biblię dla dzieci. Planuję od wiosny zacząć chodzić co niedziela z najstarszą , a potem stopniowo włączać w to młodsze.
  • Na pewno też łatwiej przeżyć mszę z dziećmi w dużym kościele a nie takim malutkim jak nasz.
  • [cite] mona:[/cite]Czyli Twoje dzieci też wyciszyły się na tradycyjnej Mszy?
    Muszę przyznać, że i dzieciom i nam Liturgia Trydencka bardzo pomogła w rozwoju religijnym. Mam wrażenie, że na takich tradycyjnych Mszach jest atmosfera jakiegoś wewnetrznego spokoju, który udziela się również dzieciom, np. nasz synek (teraz 3,5 letni) jeszcze do nie dawna po prostu zasypiał, innym dzieciom też sie to zdarza. Nasze dzieciaki mają małe mszaliki z pieknymi ilustracjami, wykonane przez tatę i starają się nas trochę nasladować.
    Generalnie zabieranie dzieci na Mszę Świętą, to chyba duże wyzwanie dla rodziców, ale ja osobiście jestem za. Wydaje mi się, że jest to przekazywanie naszym pociechom najcenniejszych życiowych doświadczeń, bo skoro chodzą z nami w gości, na zakupy, na wycieczki, to jak moglibyśmy nie zabierać ich na Mszę Świętą, która jest przecież centralnym wydarzeniem naszej wiary?
  • Liliano, bardzo się cieszę z Twojej wypowiedzi :flowers:
    Mam bardzo podobne odczucia. Ostatnio kiedy klęczeliśmy po Komunii św., choć dzieci jeszcze nie przystępują, usłyszałam jak moja pięciolatka modli się po cichu "Chwała Ojcu i Synowi...". Bardzo mnie to wzruszyło.
    Wiem, że jeszcze ciężka droga przed nami, a dzieci święte nie są, tak jak my, ale ważne, żeby dać dziecku fundamenty, do których będzie później wracać. Wydaje mi się, że bardzo ważne jest wzmacnianie tej pierwszej, najcudowniejszej dziecięcej religijności. Za szybko chyba orzekamy, że nasze dzieci są za głupie na wiarę i trzeba je czymś zająć, żeby nie przeszkadzały. Jak mówiłam, początki są bardzo trudne, ale nic łatwo nie przychodzi:wink:
  • mamy twarde postanowienie unikać mszy dla dzieci - już kiedyś argumenty werbalizował Torquemada i ja sie z nimi w pełni zgadzam. Nie ma większego zamieszania niż kościół wypełniony ferajną dzieciaków, nie da sie w takim miejscu doświadczać sacrum.

    Z małą Zosią jesteśmy w kościele regularnie, wydaje mi się, że moim świętym obowiązkiem jest dopilnować, by była na Eucharystii przynajmniej w każdą niedzielę. Od chwili chrztu. Na razie jest maleńka, więc trudno mi pisać, czy to nam wychodzi czy nie...

    Najbardziej odpowiada mi to, co wprowadził o. Kłoczowski OP na mszy celebrowanej przez siebie w niedzielę. To msza jak inne, tyle że po Ewangelii wszystkie dzieci przechodza pod opieką diakonów (najmniejsze z rodzicami) do kapitularza, gdzie jest specjalne dla nich kazanie. Wracają do głównego ołtarza w procesji niosącej dary. I raczej już pozostają w bliskości ołtarza, a nie gdzieś po kątach i kruchtach...
    To dla mnie takie optimum włączenia dziecka w akcję liturgiczną:wink:
  • W neo na Eucharystaich często wiekszość stanowią dzieci i przyznam się, że w doświadzczaniu sacrum mi to nie przeszkadza, za to zaczyna mi przeszkadzać brak dzieci.
  • Bogdan, to nie mnie to przeszkadza. Wydaje mi się za to, że rozbrykanym dzieciom - owszem. Eucharystia to jednak nie plac zabaw...
  • Czytam i powiem szczerze,ze kazdy z was ma inne doswiadczenie i to dobrze.My z Veronica chodzimy na msze sw raz w miesiacu po polsku do Dominikanow,dzieci jest troche,ale nam to nie przeszkadza,wzbudzamy sensacje u nas bo nie ma tam dzieci,ale nikt nam nie zwrocil uwagi choc Vercia jakos glosna nie jest,czasem chce sie przejsc i popatrzec na konfesjonaly z tylu czy obrazy,ale bierzemy Biblie dla dzieci ze soba i czesto jej tlumaczymy co sie dzieje,siedzi z nami ladnie.Jednak raz w kosciele gdzie byl polski ksiadz mialam spiecie bo Vercia byla jedynym dzieckiem(akurat zaczela chodzic,miala jakies 14 mcy) i z tylu lawek chodzilismy a ksiadz w czasie kazania kazal nam usiasc albo wyjsc,bylam w szoku.Vercia nawet nie odzywala sie,tylko chodzila za raczke.Poszlam do lawki trzymajac ja kurczowo i po mszy sw.poszlam do ksiedza i mialam w sobie tyle gniewu,ze szok i wylalam to na niego.Powiedzial,ze zle wychowujemy bachora,ze mamy ja zaczac przypowadzac jak skonczy 7 lat,ze on sie rozpraszal jak mowil kazanie a mial odczyt bo byl jeden eurodeputowany itd.Ja zaczelam plakac,mowilam,ze moja noga tu nie postanie,ze jestem po teologii i pierwszy raz slysze takie bzdury,kazalam mu poczytac psychologie rozwojaowa dzieci bo nic o 14 miesiuecznych dzieciach nie wie itd,chcialam wyjsc,ale zatrzymal mnie i zaczal przepraszac...tlumaczyl sie,ze dzieci na mszy nie lubi,ze kazania mu nie wychodza itd,jakos sie porozumielismy,maz zalagodzil sytuacje,on przeprosil,ja tez.Jednak tego dnia zadzwonilismy do Jezuitow i zapytalismy czy im dziecko chodzace z tylu nie przeszkadza itd i wtedy zaczelismy chodzic juz do innego kosciola.
  • Z Ewangelii wiemy, że Jezusowi nie przeszkadzały dzieci, a nie mamy pewności, że były ciche i idealnie grzeczne :) i to mnie pociesza.....oczywiście że Moniko 73 masz rację, że wiele zależy od temperamentu dzieci....natomiast czekanie do 7 lat pewnie sensu nie ma....
    Kasia ma rację, że każdy z nas ma inne doświadczenia, inną też odporność, dużo zależy od parafii, warunków, średniej wiekowej w kosciele....i nie ma recepty...i każdy najlepiej zna swoje dzieci i własne możliwości... nie można więc jednoznacznie kogoś potępiać, że robi źle, bo robi inaczej...oby tylko szło w dobrym kierunku i ok
  • Myslę, że tutaj nikt nie potepia rodziców przychodzących z dziećmi na Mszę. Mnie kiedyś tez siostra wyrzuciła z moim małym Jasiem z Mszy w katedrze. Przykro mi było, ale przeżyłam i nie potępiam tej siostry. Po prostu postanowiłam przeczekać ciężki "ciekawsko biegająco piskliwy" czas, tłumaczyć wszystko dziecku i zawsze stalismy tam, gdzie nie były nikłe szanse, żeby komuś przeszadzać i zawsze blisko drogi ewakuacyjnej:wink:
    Msze dla dzieci nie są dla nas dobrym wyjściem, bo dzieci widzą, że inne moga to, czego my im zabraniamy.
  • W mojej parafii w ogóle nie ma mszy dla dzieci . Ja bym na taką mszę dla dzieci chodziła właśnie dlatego , żeby mieć poczucie , że nikomu nie przeszkadzamy ... Nasi sąsiedzi jeżdzą do Opola na mszę dla dzieci po tym jak życzliwa osoba podpowiedziała im , że może lepiej , żeby chodzili na mszę osobno , bez dzieci . Też rozważam taką możliość , jak już moja najstarsza przestanie spać w dzień ( bo to akurat w tych godzinach). Poza tym stosunkiem do dzieci lubię jednak naszą parafię i kazania proboszcza. Ale naprawdę bardzo bym chciała móc spokojnie chodzić całą rodziną.
  • Monika, przeczekaj. zobaczysz, że będzie dobrze. :thumbup:
  • to co mona pisze było jednym z argumentów, dla których na pewien czas zawiesiliśmy chodzenie na typowe Msze dziecięce. Są rodzice, którym nazwa "Msza dziecięca" daje przyzwolenie totalnie na wszystko.....a mi się wydaje, że to Msza, na której właśnie nikt mi nie powinien sugerować, że moje dziecko go rozprasza, ale nie daje przyzwolenia na dzikie wrzaski , jedzenie itp i obowiązkiem rodzica jest uczyć i zwracać uwagę, próbować choć na najważniejszych momentach Mszy skupić dziecka uwagę, na miarę jego wieku i możliwości i tak jest u nas na tzw Mszach przedszkolnych w kaplicy...dzieci owszem spacerują, czasem wchodzą do prezbiterium, ale przy ostrej awanturze dziecko jest wyniesione do sali w ochronce, gdzie można je uspokoić czy nakarmić piersią jeśli to konieczne.....ale dzieci też zbierają składkę, niosą dary, siedzą przy księdzu podczas kazania,prowadzą z kapłanem dialog, idą po błogosławieństwo...a siostra urszulanka czuwa by koncentrować chwilami ich uwagę na tym co ważne np przed Ewangelią przypomina, że kreślimy krzyż na czole, na ustach i sercu, że teraz jest podniesienie i wszyscy patrzymy na Jezusa zakrytego w chlebie itp i to ma sens, daje komfort rodzicom i szansę dzieciom. Czytana jest tylko Ewangelia, bez czytań....jest też modlitwa przed Mszą i po skończonej Mszy Św, piosenki dla z przeznaczeniem dla dzieci.
  • Czytam Wasze wpisy i oczom nie wierzę... czy naprawdę zgadzacie sie z tym, że msza to taka nobliwa impreza, na której wolno się pojawić tylko, jeśli umie się trzymać buzię w ciup? Przecież to zgromadzenie wspólnoty, do której i nasze dzieci należą. Jak mają nauczyć się kontaktu z Bogiem, jeśli sykaniem i tupaniem przepędza się je z kościoła??? Naprawdę alternatywą jest zrobić z jednej mszy cyrk, tak żeby małpy nikomu nie przeszkadzały?
    Wolałabym, by ludzie zgromadzeni na mszy pomogli przykładem i własnymi upomnieniami (ale do dziecka kierowanymi!) nauczyć malucha, o co w tym wszystkim chodzi...
    Przesadą jest stawianie kojca dla dziecka pośrodku kościoła, ale żeby nie posyłać go na mszę, bo przeszkadza?
    Wiele ludzi na różne sposoby przeszkadza mi w kościele (ręce w kieszeni, fałszujący śpiew, zdrowaśki szeptane pod nosem, śmichy chichy etc), ale nie wyrzucałabym ich za drzwi... dzieci przy tym to pikuś...
  • Kinga , zgadzam się z Tobą ale nie wytrzymuję tych spojrzeń - pełnych niechęci. I nie mówię o jakiś dzikich wrzaskach , wiadomo , że dzieci trzeba wtedy wyprowadzić. Ale taka atmosfera sprawia , że ja wtedy jestem wściekła na swoje dzieci a to nie jest chyba odpowiednia postawa w czasie mszy.
  • Grunt to dobre miejsce i blisko wyjścia ewakuacyjnego :wink:
    Co zrobic... jakoś trzeba przystosować się do ludzi, bo ludzi do siebie nie przystosujemy.:cool:
    Najgorszym rozwiązaniem jest się poddać.
  • My z dziewczynami chodzilismy na Msze co niedziele od urodzenia. od grudnia z powodu roznych chorob nie chodzimy, tzn. chodzimy z mezem oddzielnie, a dzieci zostaja w domu. I brakuje mi obecnosci calej rodziny, dla mnie to jednak zjednoczenie. Nasze dzieciaki nie naleza do siedzacych grzecznie, raczej chodza, rozgladaja sie, mlodsza gada do siebie. Nie chodzimy na dziecieca msze, bo to jednak cyrk, czesc dzieci biega w kaplicy, kladzie sie na ziemie, nie chce, zeby dziewczyny widzialy ze tak mozna. Chodzimy na wczesniejsza Msze, gdzie jest klka rodzin z malymi dziecmi do ok. 4 lat. Poniewaz jest ich malo, wiec jest wzgledny spokoj. Problem jest z jedzeniem. Ja czasami jak jest upal biore picie, jedzenia nie bo uwazam, ze dziecko jest w stanie wytrzymac godzine bez przegryzania. Niestety inne mamy biora, a moje prawie 2 letnie dziecko jak widzi, ze ktos inny ma paluszki, biszkopciki itp. to chodzi na zebry. Po takim dziesiatym powtorzeniu spaceru po paluszka wkurza mnie to, tlumaczenia i nie wolno nie odnosza skutku, pokusa jest silniejsza, kilka razy skonczylo sie tym, ze wyszlam z mala do zachrystii. Zobaczymy jak bedzie po przerwie, jak wrocimy do conedzielnego uczestnictwa z dziecmi. Trzeba przeczekac...
    Co do nnych kwestii, to wydaje mie sie ze czekane az dziecko skonczy 7 lat na regulane uczestnctwo we Mszy to absurd, szczegolnie ze chcielibysmy nasze dzieci przygotowac jednak do wczesnej Komunii Św
  • Jedno mnie tylko zastanawia w moim mieście są Msze dla dzieci ale nikt nie robi z nich cyrku czy coś takiego to "przywilej" dużych aglomeracji czy jakiegoś konkretnego regionu.

    Byłam nie tak dawno w Katedrze w Świdnicy na Mszy, akurat był chrzest wg. mnie to raczej szopka lub jakaś paranoja. Po prostu było mi wstyd jakie świadectwo wystawiamy sobie jako Katolicy. Chrzczono chyba 10 dzieci i niemal cały czas pstrykano zdjęcia, kręcono filmy itp, osoby w to zaangażowane nie zwracały uwagi że wchodzą przed i za ołtarz, nikt nawet nie przyklękną, zaznaczam, że była to KATEDRA, ławki powycinane wulgarnymi powiedzeniami. Na początku zupełnie nieprzyzwyczajona do czegoś takiego myślałam, że chociaz Ksiądz zwróci uwagę po Mszy ale nic.

    Jest tu trochę osób z tego regionu Polski jesli w innych miastach jest podobnie to nie dziwią mnie już niektóre wypowiedzi.

    Wydaje mi się jednak, że tzw. Ziemie Odzyskane mają swoja specyfikę mieszkańców, osoby przesiedlone niejednokrotnie z rozluźnionym podejściem do spraw wiary. Oczywiście, nie wszyscy.

    Na Podkarpaciu naprawdę wyglada to zupełnie inaczej. Dlatego nie generalizowałabym dezaprobaty dla Mszy dla dzieci. A z drugiej strony można przecież pójść i powiedzieć proboszczowi, że nie wszyscy wierni oczekują takiej Eucharystii, w końcu ksiądz jest tylko człowiekiem i monopolu nieomylnosci nie ma w wszystkich sprawach.
  • [cite] ana:[/cite]Podobnie jest z tradycyjnym przerostem formy (czyt. chrzest dziecka przez lefebrystę pozostajacym poza Kościołem, czy warunkowanie uczestnictwa kobiet w Mszy od posiadania mantylki).
    Z lefebrystów tylko czterech biskupów miało pozostawać poza Kościołem, a i tak dzisiejsza prasa informuje, że według Ojca Świętego wcale nie zostali oni ekskomunikowani. Daje to w sumie zero lefebrystów pozostających poza Kościołem, lepiej zacząć się już do tego przyzwyczajać.

    Jeżeli chodzi o mantylki, bo tu już przytyk jest konkretnie w moją stronę, to tak, jak uczę moich synów zdejmowania czapek w kościele, tak będę uczył moje córki zakrywania głów. Jeżeli ktoś potrafi przedstawić uzasadnienie, dlaczego normy zachowania mają dotyczyć jedynie panów, to chętnie je przeczytam. A pretensje o "tradycyjny przerost formy" w tej kwestii kieruj do św. Pawła :wink:
  • Maćku , w jaki sposób Twoja żona i córki zakrywają głowy w kościele ? Tzn. chustami , kapeluszami ?
  • [cite] Monika73:[/cite]Maćku , w jaki sposób Twoja żona i córki zakrywają głowy w kościele ? Tzn. chustami , kapeluszami ?

    Mantylką.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.