Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

szybkie śniadania

245

Komentarz

  • Owsianka jest moim zdaniem zdrowsza choć w płatkach śniadaniowych są witaminy ale jest też sporo chemii chociaż same płatki owsiane niestety za dużo witamin nie mają.
    Nauczyłam dzieciaki jeść owsiankę bo sama jadłam i one chciały to co ja, tylko , że sobie zalewałam mlekiem surowe płatki a im gotowałam. Tylko musiałam uważać, żeby nie było kożucha i aby się nie przypaliły. Jak się doda jeszcze kawałek wanilii to już bardzo im smakuje. Jednak jak mnie kiedyś złapała na tym teściowa to pomyślała że na pewno żałuję dzieciom kasy na ,,cornflakesy" i każę im jeść ,, to paskudztwo" ze skąpstwa.:tongue: A ona zanim coś przemyśli to od razu osądzi krzyczy i trzaska drzwiami.Ale to nie przeszkodziło im lubić owsiankę do tej pory tylko Dorotka już nie lubi bo się przestraszyła.
  • ruda - żałuję kasy na "cornflaksy" padłam ze śmiechu hahaha.
  • Lila,

    napisałaś tak: "megi, dlaczego uważasz, że owsianka jest obrzydliwa? W czym płatki nestle są niby lepsze???" to tak jakbyś pisała o tym, co uważa teściowa megi, ale nie będę się spierać.

    Wiadomo, że owsianka najlepsza!
  • Nie uważam , żeby owsianka była zła. Gdybym tak myślała nie wciskałabym tego dzieciom. Ale po za moją Teściową wiele osób uważa, że owsianka jest BŁE.
    Może dlatego, że za naszego dzieciństwa robiono na pierwsze śniadanie w przedszkolach i na koloniach niedobre owsianki- przypalone, z kożuchami lub posolone. Takiej to ja też nie chciałam jeść i pamiętam jak ryczałam do talerza.
  • A ja owsiankę przygotowuję wieczorem. To znaczy gotuję ją na wodzie na gęsto. Rano tylko dolewam gorącego mleka i mam gotowe.
    Uwieeelbiam owsiankę!
    Takoż grysik na gęsto z masełkiem i cukrem...
    No i "kluseczki z miseczki" czyli lane ciasto na mleku.

    Wszystko, byle tylko uciec od obrzydlistwa zwanego płatkami śniadaniowymi.:at:
  • Moi już dawno są po obiedzie. Żeby im się tylko przed drogą krzyżową nie zachciało podwieczorku...
  • Ja do 16 roku życia codziennie na śniadanie jadłam owsiankę i kaszę manną na przemian i w sumie bardzo sobie to chwaliłam (chociaż zdarzały się - bardzo rzadko - korzuchy i przypalenizna i trzeba też było to przełknąć). Zawsze mama dodawała truskawki albo jagody - mrożone (tak się wspaniale rozmrażały, chłodziły i rozpływały) albo ze słoika przetwory. Myślę, że to mojej mamie oszczędzało sporo czasu i było bardzo pożywne. I cała nasza piątka dostawała to samo, czasem mama robiła bardziej pod jedną osobę albo pod drugą, ale sama kaszka była taka sama. Na szczęście nie mieliśmy problemu nietolerancji mleka...

    Wyjątkiem były soboty i niedziele, kiedy to było śniadanie jajkowe albo kanapkowe i wtedy każdy mógł sobie zażyczyć inny napój mleczny, a więc mleko z miodem, kakao, kakao z miodem, inka, herbata z mlekiem itp. Tu można było wydziwiać, bo i tak robiło się każdemu osobno w kubku, ale inne posiłki nie było, żeby robić kilka obiadków bo ten tego nie lubi, a tamten tamtego.

    I to samo staram się stosować przy moich chłopakach. Czasami wiem, że to co zrobię nie spodoba się jednemu, ale trudno, może jeść jeśli chce, albo może poczekać do kolejnego posiłku. I dzięki tej metodzie w ogóle zaczęły jeść te moje niejadki, nawet takie rzeczy jak szpinak. Dla mnie to ważne, ponieważ moja teściowa - wspaniała kobieta - niestety miała podejście, że jak coś nie smakuje to trzeba dla tej osoby zrobić coś innego. I dzieci uczą się wydziwiać. Na to można sobie pozwolić jak się ma 2-3 dzieci, ale potem to już się nie da. A więc wcześnie przyzwyczajam, wyjątkiem są alergie, oczywiście.

    A wracając do owsianki/manny, którą tak sobie chwaliłam i stosuję na moich dzieciach. Moja siostra nie przepadała za tymi kaszkami i powiedziała sobie, że nie będzie tego robić swoim dzieciom. I tak jeden z jej synków nie miał nawet okazji się nauczyć jeść kaszki, a drugi.... jednak uwielbia i musi mu robić codziennie. Słowem nie da się przewidzieć co dzieci polubią a co nie.
  • W dzieciństwie uwielbiałam kaszkę, którą mama gotowała młodszej siostrze , to był jakiś niemowlęcy posiłek bezmleczny:gęsta kaszka manna na wodzie, z łyżką masła, w to wrzucała jabłko tarte na b. drobnej tarce, mus taki ale surowy, pocukrzone. Jako że moja siostra była niejadkiem, wyjadałam całkiem solidne "resztki":bigsmile:
  • Ja bardzo lubię płatki owsiane z takim -hmmm-"dżemikiem" własnej roboty:
    jabłko lub jabłko+gruszka pokrojone(koniecznie!nie utarte) podsmazone na łyżce miodu, do tego cynamon i posiekane migdały bez skórki, skórkę pomarańczową ewentualnie orzechy
    trzymam taki "dżemik"w lodówce i jak dodam do owsianki, to ona gotowa od razu do jedzenia (nie za gorąca)
    w sezonie dodaję też śliwki

    pycha

    a wracajac do tematu przewodniego-jak dziecko nie znosiłam nic "suchego" na śniadanie, wiec kanapki odpadały
    ale różne smakowe serki, twarozki jak najbardziej-moze i Twoje dzieci polubią?
  • właśnie mój syn zjadł płatki kukurydziane (te niesłodzone) z odrobiną mleka i polałam mu olejem lnianym, który właśnie ze sklepu przyniosłam. zjadł szybko. ale pewnie dlatego, że na dwór poleciał, bo kolega czekał:wink:
    muszę coś takiego mu dawać na śniadanie - właśni nie kanapki, ale w jednej miseczce, banan polany jogurtem (teraz tylko przeforsować naturalne zamiast słodzonych owocowych), polać olejem (kupiłam też jakiś inny - lniano-sezanowo-jakiśtam), a dosłodzić miodem.
  • zrobiłyście mi apetyt na tę owsiankę :wink: Jutro kupuję płatki i będę eksperymentować. Mam nadzieję, że przekonam dzieciaki, bo one niestety uwielbiają płatki z jogurtem. Płatki oczywiście kukurydziane, a najlepiej biedronkowe Magusie :confused: Przyznaję, że to moja wina, bo to ja ich tak nauczyłam :shamed: Byłam głupia i naiwna wierząc, że takie płatki to samo zdrowie :neutral:
  • Tyle zamieszania wokół śniadania... To dziecko je a tamtego nie jada... :bigsmile::bigsmile:
    Dziękuję Bogu, że nie mam takich problemów z dziećmi. Moje nie jadają tylko tego czego nie mogą/ np. średniak ma alergię potworną na orzechy i miód/ .... Wszystko inne jedzą bez zbytnich dyskusji.... Sama wstaję o 5:25. Szykuję śniadanie, to co akurat mam. Gdy dzieci wstają na śniadanie / około 40 min przed wyjściem do szkoły/ modlimy się dziękując Bogu za posiłek, który możemy spożyć... Nie ma marudzenia i kręcenia nosem. Zdarza się, że dziecko nie doje do końca kanapki lub np . jogurtu . Zjada to wówczas na kolację, aby się nie zmarnowało. Chyba że nie dojada czegoś bo jest chore i dlatego nie mogło zjeść. Gdy na świecie ludzie umierają z głodu nie można pozwolić na marnowanie jedzenia.
    Staram się by dzieci miały urozmaicone posiłki ale nie jestem nastawiona tak, by zrobić wszystko, by tylko zjadły. Dlatego bywało, że sporadycznie, gdy któreś kręciło nosem nie jadło na własne życzenie. Nie zmuszałam. Jak wróciło ze szkoły zjadło co podałam :D :D
    Do szkoły zawsze daję dzieciom kanapeczkę i sok albo kompocik w butelce.
  • Doszłam szesnaście stron wstecz i nie znalazlam watku "z biedronki"... wiec pisze tu:

    Odkryłam przepyszny chlebek w Biedronce
    "Pikantny chleb sałatkowy"

    Cudo!!
  • @Jagna - mi głównie chodzi o to, by szybko przygotować i szybko zjeść. Niestety, ja nie wstanę wcześniej niż o 7.00. A dzieci mają to do siebie, że jedzą powoli.
    Całe szczęście, że do szkoły nie muszę nic robić, bo tam jest już jedzenie i przekąska, mleko i picie.
    No, cóż, ja wyjątkowo niezorganizowana jestem... :confused:
  • wiem ze to nie odpowiedz jakiej oczekuje szczyrzysko, ale dla mnie "szybkie sniadania" to jakis oksymoron, jak musze zjesc w biegu to jestem taka nieszczesliwa ze jestem w stanie wstac pol godziny wczesniej zeby tylko posiedziec przy kawie i kanapce, zjesc spokojnie i spokojnie nakarmic dwulatke (ktora je chetnie ale jak to w tym wieku, jeszcze dosc powoli).

    oczywiscie nie wiem jak to bedzie z wieksza iloscia dzieci wiec nikogo nie pouczam :shamed:

    tak tylko pisze ze dla mnie sniadanie jest takim wejsciem w nowy dzien, musi byc spokojne bo inaczej jakos potem nerwowa jestem... moze to jakas moja mania, no nie wiem :shamed:
  • Pustynny.... Ja tez rano lubie spokoj.......
    Robie sobie kawke i popijam sennie.... snujac sie po domu cos tam robiac, czochrajac dzieci i chłonac słonce na scianach praktycznie w milczeniu.... :surfing:

    Dopiero jak sie obudze zaczynam powazniejsze sprawy, wczesniej nie umiem na proste pytanie odpowiedziec, neptyk totalny :shamed:

    Inne ranki doprowadzaja mnie do furii....
  • Szybkie sniadania...?
    Chm.... Czasem wolalam kanapki na dworze im rozdac, albo w sieni jak sie ubiora, niz sie wkurzac, ze żuja i zuja.... :shocked:
  • Mój dwulatek je szybciej, sprawniej i mniej po nim sprzątania wokół niż ośmiolatek...:confused: Zresztą, nigdy go nie karmiłam, odkąd zaczął cokolwiek jeść, jadł samodzielnie. A jak mój obecny ośmiolatek był mały, to babcie się nim sporo zajmowały i biegały z jedzeniem, byle tylko dziecku coś wepchnąć. Byle dziecko co godzina zjadło, choćby parówkę z danonkiem:devil: Stąd pewnie jakaś niechęć do jedzenia:sad:
  • parowke z danonkiem? :shocked:
  • no, najpierw parówkę, potem danonka:wink:
    normalnie horror:confused:
  • ano fakt ze bieganie z jedzeniem za dzieckiem wywoluje efekt odwrotny.

    ja z moja odpuscilam zupelnie, nie chciala NIC jesc bardzo dlugo, ale nie nalegalam w zaden sposob. teraz je sama, bardzo ladnie. ma nawet swoj maly tepy noz i cwiczy krojenie :bigsmile:

    tyle ze obie babcie byly daleko :cool:
  • no, wiem, wstać o 7.00 przy trójce dzieci i nie móc się obrobić to wiem, brak organizacji i lenistwo.
    z tym, że najstarszy syn wstać nie chce wcale, ubiera się powoli, a ja muszę wszystko dograć, by mąż zdążył do pracy, bo syn ma szkołę na 9.00, ale męża muszę o 8.00 zawieźć. niestety jeden samochód mamy.
  • Nie chciałabym Cię urazić Szczurzysko...Ale tak myślę, że zupełnie bym się nie wyrabiała wstając o 7. Wstaję 5:25...Czasami 5:10. Rano modlitwa choć bardzo krótka z mężem. Potem szykowanie się do pracy moje / kąpiel , włosy, malowanie oczu - no wiesz, te wszystkie zabiegi upiększające kobietę:wink: / . Potem robię śniadanie i budzę dzieci / mam tylko trójkę, tak jak Ty/ Bywa jeszcze tak, że starcza mi czasu by choć fragment Pisma Świętego przeczytać przed wyruszeniem do pracy...:)
    A , powiem Ci, że spać tez chodzę dość późno. Między 23 a 24. Sporadycznie nawet później. Odsypiam w soboty i niedziele.
    Kiedyś też byłam mniej zorganizowana. Ale jakoś mi się udało...:)
    I co chciałam podkreślić w poprzednim poście (może tego nie zauważyłaś) ...Chodzi mi o to, że gdy dzieciom wpaja się szacunek do jedzenia i wdzięczność Panu Bogu za dary jakie w postaci pożywienia codziennie nam daje, to dzieciaki mniej grymaszą przy jedzeniu i wszystko przy stole sprawniej -że tak powiem- przebiega
    :smile:
  • Ja też jestem pełna podziwu dla kobiet, które jeszcze są w stanie oporządzić dzieciarnię i nie spóźnić się do pracy.
  • Jagna, uwierz mi, ze to co opisywałaś (jak nie chce to nie je, czego nie zjadło na śniadanie- kończy na kolacje itp), nie zawsze musi zadziałać w ten sam sposób jak u Ciebie.
    My tak robimy, jesteśmy stanowczy w takim przekazie, uczymy szacunku do jedzenia, wdzięczności za posiłek, mówimy, ze jedzenie to modlitwa..a nasze niektóre dzieci jak francuskie pieski...tu tłuszczy, tu za dużo, tego nie lubią......
    Na razie nauka bez zadowalających skutków. To nie musi być zawsze proste, widać trafiły Ci się "łatwe egzemplarze":)
  • @ apowojek (Agatka) O nie, nie było tak różowo... Nic nie staje się nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki :) Wszystko wymaga czasu, stanowczości, cierpliwości, konsekwencji i miłości ...
    Jeśli też tak uczycie dzieci- uda się Wam! Zobaczysz :) Pozdrawiam serdecznie :)
  • [cite] apowojek (Agatka):[/cite]Jagna, uwierz mi, ze to co opisywałaś (jak nie chce to nie je, czego nie zjadło na śniadanie- kończy na kolacje itp), nie zawsze musi zadziałać w ten sam sposób jak u Ciebie.
    My tak robimy, jesteśmy stanowczy w takim przekazie, uczymy szacunku do jedzenia, wdzięczności za posiłek, mówimy, ze jedzenie to modlitwa..a nasze niektóre dzieci jak francuskie pieski...tu tłuszczy, tu za dużo, tego nie lubią......
    Na razie nauka bez zadowalających skutków. To nie musi być zawsze proste, widać trafiły Ci się "łatwe egzemplarze":)

    Proste to nie jest, ale z czasem skutkuje. Ja miałam dwa takie egzemplarze jak francuskie pieski, co dla każdego babcia inną zupkę gotowała bo ten bez pietruszki a ten nie pomidorową, ten z ryżem, a ten z makaronem - koszmar. Wszystkie wspomniane wcześniej błędy - bieganie za nimi z jedzeniem aby coś wepchnąć, zmuszanie, błaganie. Wszystko po to, aby biedne wcześniaczki jadły i tyły (czego nie robiły). I dzieci nauczyły się wybrzydzać, marudzić. Posiłki były koszmarem.

    Ale się zawzięłam. Teraz podaję do stołu to co uważam, że jest dobre i zdrowe i każdy nakłada sobie sam (napomnę, że chodzi tu o 3-latki, więc ze starszymi też musi się udać). Trudna to metoda, bo czasami nie chcą niczego (dosłownie, zostaje czysty talerz) i serce się człowiekowi kraje - ale nauczyłam się to akceptować. Wtedy mogą zjeść sam chleb i muszą czekać do kolejnego posiłku. Stosuję to już od pół roku i widać skutki: jeden zaczął naprawdę jeść bez marudzenia, raz więcej, raz mniej. Drugiemu marudzenie się zdarza, ale uczę go, że może sam wybrać, a w razie czego zostawić (np odłożyć "to zielone" (pietruszkę)), bo nie będę dla każdego osobno gotować. Takie jedzenie/nie jedzenie nie wpłynęło negatywnie na ich zdrowie/wagę, za to zdecydowanie zmieniło samopoczucie i podejście do jedzenia jako takiego. Teraz z radością biegną do stołu jak słyszą "obiad".

    Dla mnie też jest bardzo ważne, żeby jedzenie się nie marnowało, tak wpajano mi od dziecka. Kompromis na który się zdecydowałam, to żeby mieli możliwość zostawienia, jeżeli im zupełnie nie smakuje, ale żeby dzięki temu nie bali się próbować nowych rzeczy i żeby w ogóle jedzenie nie było dla nich (i dla mnie)koszmarem, jak to było jeszcze kilka miesięcy temu. W zamian pracuję z nimi nad tym, żeby byli odpowiedzialni i nakładali sobie małe porcje, czasami naprawdę symboliczne. I z tym jest coraz lepiej, chociaż w okresie przejściowym to ja dojadam po nich... Ale widzę, że to działa i że się nauczą. A coraz częściej się zdarza, że biorą po 3 dokładki!!! Tak, trudno mi w to uwierzyć - moje niejadki.

    Co do czasu trwania posiłków - kiedyś potrafili siedzieć przy stole 1,5 godziny, teraz w pół godziny kończymy. Po prostu mówię, że jest koniec i jeżeli chcą jeszcze coś wziąć z talerza to mogą i pa pa. Kilka razy byli zaskoczeni i zostali głodni, ale po 2 dniach się nauczyli. Trudne to, ale skuteczne i dla ich dobra. Bo takie przeciąganie jedzenia nikomu nie służy. Śniadanie trwa 10 min. góra (chyba, że niedzielne, które celebrujemy dłużej).
  • [cite] Agusia:[/cite]zrobiłyście mi apetyt na tę owsiankę :wink: Jutro kupuję płatki i będę eksperymentować. Mam nadzieję, że przekonam dzieciaki, bo one niestety uwielbiają płatki z jogurtem. Płatki oczywiście kukurydziane, a najlepiej biedronkowe Magusie :confused: Przyznaję, że to moja wina, bo to ja ich tak nauczyłam :shamed: Byłam głupia i naiwna wierząc, że takie płatki to samo zdrowie :neutral:
    To tak jak u mnie tyle że ja na razie jedno,z małą bedę mądrzejsza.Przy kolejnym to może i owsiankę polubią.Ja uwielbiam.
  • [cite] szczurzysko:[/cite]no, wiem, wstać o 7.00 przy trójce dzieci i nie móc się obrobić to wiem, brak organizacji i lenistwo.
    z tym, że najstarszy syn wstać nie chce wcale, ubiera się powoli, a ja muszę wszystko dograć, by mąż zdążył do pracy, bo syn ma szkołę na 9.00, ale męża muszę o 8.00 zawieźć. niestety jeden samochód mamy.
    A może mąż komunikacją,wśród korków tramwaj może się okazać szybszym środkiem.Choć może nie mieszkasz w PL to nie wiem.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.